Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy szczęścia można się nauczyć?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Sob 8:42, 12 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
A na jakie możliwe konsekwencje się godziłeś?

Brak kontroli, czyli wpływu świadomej woli, na działanie. Jest jeszcze pewien aspekt związanym z pamięcią świeżą. Zdaje się, że operacje na obiektach, jak liczenie w pamięci, są problematyczne.
Cytat:
Myślę że to kiedyś sprawdzę.

Masz jakiś sposób?

Cytat:
Pisałem o punkcie bez powrotu, bo w stanie o którym mówię (mówimy?), gdy pojawia się to co Cię może ściągnąć, trzeba się "opierać" żeby się od tego nie uwolnić. Permanentnie uwolnić. Zostawię to sobie na stare lata.

No właśnie problem w tym, że to, co się może opierać jest dokładnie tym samym, co wyłania się dopiero jak zostaniesz ściągnięty. Innymi słowy, w tym stanie jesteś zupełnie bezbronny. Zupełnie odwrotny efekt występuje, kiedy próbujesz świadomie wejść w ten stan. Można całkiem skutecznie prowadzić świadomość w dobrym kierunku, problem w tym, że jak już dojdziesz, to zapominasz, że masz tam zostać i wychodzisz z powrotem. Zapominasz nawet, że istniejesz, więc kompletnie nic nie możesz zrobić. Nawet jak uda ci się tam zostać na dłużej, to wystarczy, że ktoś cię zawoła po imieniu i odruchowo będziesz chwytał po omacku, aż złapiesz swoje "ja".
Ogólnie rzecz biorąc, poruszanie się w tych obszarach nie jest jakieś wyjątkowe, problem w tym, że nie jest łatwo rozgryźć ten labirynt i jego zasady. Największy zbiór koanów, nazywa się Mumonkan, the gateless gate.

Cytat:
Ja trafiłem zupełnie inną drogą, rozumem. Jak obierzesz dobrą drogę i znajdziesz klucz, to to jest wg mnie najefektywniejszy sposób.

No ja już od dawna nie praktykuję. Jedynie kontempluję intelektualnie, powoli rozgryzając temat.
Polecam kazania Bodhidharmy i Rinzaja. Chociaż trochę wypaczone przez czas, są chyba najlepszą ścieżką intelektualną. W Dzogchen znalazłem The Jewel Ship - Longchenpy. Tłumaczenie zakazane w Tybecie przez wieki, właśnie za bezpośrednią formę.

Cytat:
Dla każdego serce jednakie?

Do tego stopnia, że w ogóle go nie widać.

Cytat:
Dużo jest koanów?

Gdzieś słyszałem, że 1500, ale nie jest łatwo je zdobyć. Najpopularniejszy i powszechnie dostępny jest zbiór Mumonkana. Koany zaczęły się praktycznie od wspomnianego Rinzaja (Linji Yixuan), ja uwielbiam i polecam Rinzaj roku (https://sites.google.com/site/finevery/Teachings_of_Rinzai.htm?attredirects=0).
Początek jest trudny, bo to zbiór koanów sytuacyjnych, ale w środkowej części jest temat opisany prosto z mostu. Lubie Rinzaja również za to, że był znienawidzony przez wszystkich "mistrzów zen" jakich poznałem, włącznie z tymi ze szkoły Rinzai zen.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:43, 12 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:

Cytat:
Myślę że to kiedyś sprawdzę.

Masz jakiś sposób?


Nie opierać się w stanie pośrednim.

Banjankri napisał:

Cytat:
Pisałem o punkcie bez powrotu, bo w stanie o którym mówię (mówimy?), gdy pojawia się to co Cię może ściągnąć, trzeba się "opierać" żeby się od tego nie uwolnić. Permanentnie uwolnić. Zostawię to sobie na stare lata.

No właśnie problem w tym, że to, co się może opierać jest dokładnie tym samym, co wyłania się dopiero jak zostaniesz ściągnięty. Innymi słowy, w tym stanie jesteś zupełnie bezbronny.


Mnie nie ściągnęło od razu na dół, tylko do stanu który nazwałbym teraz pośrednim. Coś i kogoś kto jest dla Ciebie ważny można było po prostu puścić... nie "opierając się". Mogę się mylić co do permanentności, ale nie sądzę. Raczej jestem pewien.

Banjankri napisał:
Zupełnie odwrotny efekt występuje, kiedy próbujesz świadomie wejść w ten stan. Można całkiem skutecznie prowadzić świadomość w dobrym kierunku, problem w tym, że jak już dojdziesz, to zapominasz, że masz tam zostać i wychodzisz z powrotem. Zapominasz nawet, że istniejesz, więc kompletnie nic nie możesz zrobić. Nawet jak uda ci się tam zostać na dłużej, to wystarczy, że ktoś cię zawoła po imieniu i odruchowo będziesz chwytał po omacku, aż złapiesz swoje "ja".
Ogólnie rzecz biorąc, poruszanie się w tych obszarach nie jest jakieś wyjątkowe, problem w tym, że nie jest łatwo rozgryźć ten labirynt i jego zasady. Największy zbiór koanów, nazywa się Mumonkan, the gateless gate.


Ja jakbym świadomie próbował wejść w ten stan, to bym po prostu to zrobił, bo wiem gdzie iść. Czasem samo idzie w tę stronę. To nie jest zabawa.

Banjankri napisał:

No ja już od dawna nie praktykuję. Jedynie kontempluję intelektualnie, powoli rozgryzając temat.
Polecam kazania Bodhidharmy i Rinzaja. Chociaż trochę wypaczone przez czas, są chyba najlepszą ścieżką intelektualną. W Dzogchen znalazłem The Jewel Ship - Longchenpy. Tłumaczenie zakazane w Tybecie przez wieki, właśnie za bezpośrednią formę.


Widziałem kiedyś na jakimś filmie dokumentalnym jakąś ceremonię w Tybecie. Trochę to przypominało msze w kościele.

Cytat:

Gdzieś słyszałem, że 1500, ale nie jest łatwo je zdobyć. Najpopularniejszy i powszechnie dostępny jest zbiór Mumonkana. Koany zaczęły się praktycznie od wspomnianego Rinzaja (Linji Yixuan), ja uwielbiam i polecam Rinzaj roku (https://sites.google.com/site/finevery/Teachings_of_Rinzai.htm?attredirects=0).
Początek jest trudny, bo to zbiór koanów sytuacyjnych, ale w środkowej części jest temat opisany prosto z mostu. Lubie Rinzaja również za to, że był znienawidzony przez wszystkich "mistrzów zen" jakich poznałem, włącznie z tymi ze szkoły Rinzai zen.


Interesting, poczytam sobie.


Ostatnio zmieniony przez szaryobywatel dnia Sob 14:44, 12 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Sob 18:03, 12 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Nie opierać się w stanie pośrednim.

Rozwiniesz?

Cytat:
Coś i kogoś kto jest dla Ciebie ważny można było po prostu puścić... nie "opierając się".

Nie wiem, czy do końca rozumiem, co masz na myśli. Ja raz miałem tak, że w ogóle nie czułem strachu, a więc i przywiązania. Jadą samochodem mogłem uderzyć w to, co jedzie przede mną bez mrugnięcia.

Cytat:
Ja jakbym świadomie próbował wejść w ten stan, to bym po prostu to zrobił, bo wiem gdzie iść. Czasem samo idzie w tę stronę. To nie jest zabawa.

Tak zwana "kwestia życia i śmierci". Co cię powstrzymuje?

Cytat:
Widziałem kiedyś na jakimś filmie dokumentalnym jakąś ceremonię w Tybecie. Trochę to przypominało msze w kościele.

Bo taką funkcję ma spełniać. Tybeteńczycy świadomie ściągnęli buddyzm, aby uczynić go podstawą ich państwa. Ciekawe historia. Tam jest bardzo mocno ustrukturyzowana hierarchia wsparta nepotyzmem. Religia to interes rodzinny, jest wiele szkół, a praktyka w 90% to formalności, błogosławieństwa i rytuały. Zupełnie mnie to nie interesuje. Jedyne co mnie zainteresowało to właśnie Dzogchen. Przez bezpośrednią formę był praktycznie zakazany w Tybecie właśnie dlatego, że totalnie pomijał formalne struktury religijne. Oni tam mają tajność nauczania, tzn. żaden lama ci nic nie powie dopóki nie osiągniesz odpowiedniego poziomu wtajemniczenia. Teraz jest tych tekstów trochę dostępnych, ale mentalność pozostaje. Jak cytowałem nauki Longchenpy (Dzogchen) to mi na forum buddyjski posty kasowali, za to, że nie powinienem ujawniać tych tekstów. Parodia. Polecam Jevel Ship Longchempy. Praktycznie cała ścieżka w jakieś 10 stron.

Cytat:
Interesting, poczytam sobie.

Ja się trochę naszukałem, po całym buddyzmie interesujących rzeczy, i to ,co mogę polecić to właśnie te 3 teksty i może jeszcze Bankei, który był praktycznie samoukiem i też walił prosto z mostu.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Sob 18:04, 12 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:33, 12 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
szaryobywatel napisał:
Nie opierać się w stanie pośrednim.

Rozwiniesz?


Tak - odpuścić. Nie odpowiedziałeś na pytanie które mnie interesowało; jak po tym dochodziłeś do siebie?

Banjankri napisał:

Cytat:
Coś i kogoś kto jest dla Ciebie ważny można było po prostu puścić... nie "opierając się".

Nie wiem, czy do końca rozumiem, co masz na myśli. Ja raz miałem tak, że w ogóle nie czułem strachu, a więc i przywiązania. Jadą samochodem mogłem uderzyć w to, co jedzie przede mną bez mrugnięcia.


Wiem, ale kogo wiozłeś?

Banjankri napisał:

Cytat:
Ja jakbym świadomie próbował wejść w ten stan, to bym po prostu to zrobił, bo wiem gdzie iść. Czasem samo idzie w tę stronę. To nie jest zabawa.

Tak zwana "kwestia życia i śmierci". Co cię powstrzymuje?


Ofiary. A Cię?

Banjankri napisał:

Cytat:
Widziałem kiedyś na jakimś filmie dokumentalnym jakąś ceremonię w Tybecie. Trochę to przypominało msze w kościele.

Bo taką funkcję ma spełniać. Tybeteńczycy świadomie ściągnęli buddyzm, aby uczynić go podstawą ich państwa. Ciekawe historia. Tam jest bardzo mocno ustrukturyzowana hierarchia wsparta nepotyzmem. Religia to interes rodzinny, jest wiele szkół, a praktyka w 90% to formalności, błogosławieństwa i rytuały. Zupełnie mnie to nie interesuje. Jedyne co mnie zainteresowało to właśnie Dzogchen. Przez bezpośrednią formę był praktycznie zakazany w Tybecie właśnie dlatego, że totalnie pomijał formalne struktury religijne. Oni tam mają tajność nauczania, tzn. żaden lama ci nic nie powie dopóki nie osiągniesz odpowiedniego poziomu wtajemniczenia. Teraz jest tych tekstów trochę dostępnych, ale mentalność pozostaje. Jak cytowałem nauki Longchenpy (Dzogchen) to mi na forum buddyjski posty kasowali, za to, że nie powinienem ujawniać tych tekstów. Parodia. Polecam Jevel Ship Longchempy. Praktycznie cała ścieżka w jakieś 10 stron.


Pisałeś na forum z Tybetańcami?

Banjankri napisał:

Cytat:
Interesting, poczytam sobie.

Ja się trochę naszukałem, po całym buddyzmie interesujących rzeczy, i to ,co mogę polecić to właśnie te 3 teksty i może jeszcze Bankei, który był praktycznie samoukiem i też walił prosto z mostu.


Zawsze byłem samoukiem, lubię ciekawostki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Nie 8:47, 13 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Tak - odpuścić.

To jest dość oczywiste. Pytanie, co odpuścić i w jaki sposób. Jest wiele sposobów, jak na przykład uświadomienie sobie braku wolnej woli, albo uznanie, że zawsze jesteśmy w tym stanie, niezależnie co robimy.

szaryobywatel napisał:
Nie odpowiedziałeś na pytanie które mnie interesowało; jak po tym dochodziłeś do siebie?

Wszystko zależało od tego jak mocno weszło i jak szybko zeszło. Jak było intensywne i zeszło nagle, to był problem przez jakiś czas z zaakceptowaniem rzeczywistości. Głęboka tęsknota za tym stanem, przygnębienie. Czasem się zdarzało, że weszło dość "płytko" i trwało 2 tygodnie. Zanikło nawet nie wiem kiedy dokładnie. Z czasem przywykłem do kapryśnej natury tych zjawisk. Potem pojawiły się jeszcze "klucze". To były konkretne zdania (np. 1 z Rinzaja, 1 z Bodhidharmy), które były w stanie wywołać zmianę. Problem w tym, że się zużywały i kolejne efekty trwały coraz krócej. Podobnie jest z intelektualnym wejściem w ten stan, bo szybko się efekt habituuje. Teraz nie wiem, czy on zanika, czy jest wcielany w światopogląd. Mogę porównać to, jaki byłem 10 lat temu, a jaki jestem teraz i różnica będzie diametralna.
Teraz mi się przypomniało, że jest jeszcze jedno ciekawe źródło, ale chrześcijańskie. "Chmura niewiedzy" gdzie ten stan jest nazywany łaską bożą. Genialna książka, która przeprowadza umysł krok po kroku, w kierunku łaski. Normalnie skrypt do odpalenia. Wystarczy zastosować się do opisu i powinno zaskoczyć.
Cytat:
Wiem, ale kogo wiozłeś?

Siebie.

Cytat:
Ofiary. A Cię?

Przeświadczenie, że musi być inny sposób, bardziej płynny i trwalszy. Dwa razy udało mi się ten stan wywołać u innych osób odpowiednim tłumaczeniem funkcjonowania woli. Innymi słowy, jeżeli przekonasz kogoś, na poziomie intuicyjnym, że nie ma wolnej woli, zaskoczy. Ogólnie sprowadza się to do stwierdzenia, że wolnej woli nigdy nigdy nie było, a więc ten stan jest zawsze obecny. Nie trzeba nic robić, żeby go przywołać, nawet nic nie można zrobić, żeby się go pozbyć. Można go jedynie przykryć "ignorancją". Spróbuj tak właśnie spojrzeć na obecne doznanie.

Cytat:
Pisałeś na forum z Tybetańcami?

Ogólnoświatowym. Tybetańczycy raczej nie piszą na forach. Oni swoją religię rozpowszechnili praktycznie tylko przez chińską inwazję.

Cytat:
Zawsze byłem samoukiem, lubię ciekawostki.

A mnie zawsze fascynowały efekty. Dlatego zawsze szukałem tego, co działa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:19, 13 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
szaryobywatel napisał:
Tak - odpuścić.

To jest dość oczywiste. Pytanie, co odpuścić i w jaki sposób. Jest wiele sposobów, jak na przykład uświadomienie sobie braku wolnej woli, albo uznanie, że zawsze jesteśmy w tym stanie, niezależnie co robimy.


Przywiązanie do bliskiej osoby, z którego w pełni nie zdajesz sobie w normalnym trybie sprawy. Dopiero w tym pośrednim stanie "widzisz" czym to jest. Bez żadnego sposobu, jakby nic nie robić samo by puściło. Jestem przekonany że na zawsze, dlatego wierzę w punkt bez powrotu.

Banjankri napisał:

szaryobywatel napisał:
Nie odpowiedziałeś na pytanie które mnie interesowało; jak po tym dochodziłeś do siebie?

Wszystko zależało od tego jak mocno weszło i jak szybko zeszło. Jak było intensywne i zeszło nagle, to był problem przez jakiś czas z zaakceptowaniem rzeczywistości. Głęboka tęsknota za tym stanem, przygnębienie. Czasem się zdarzało, że weszło dość "płytko" i trwało 2 tygodnie. Zanikło nawet nie wiem kiedy dokładnie. Z czasem przywykłem do kapryśnej natury tych zjawisk. Potem pojawiły się jeszcze "klucze". To były konkretne zdania (np. 1 z Rinzaja, 1 z Bodhidharmy), które były w stanie wywołać zmianę. Problem w tym, że się zużywały i kolejne efekty trwały coraz krócej. Podobnie jest z intelektualnym wejściem w ten stan, bo szybko się efekt habituuje. Teraz nie wiem, czy on zanika, czy jest wcielany w światopogląd. Mogę porównać to, jaki byłem 10 lat temu, a jaki jestem teraz i różnica będzie diametralna.
Teraz mi się przypomniało, że jest jeszcze jedno ciekawe źródło, ale chrześcijańskie. "Chmura niewiedzy" gdzie ten stan jest nazywany łaską bożą. Genialna książka, która przeprowadza umysł krok po kroku, w kierunku łaski. Normalnie skrypt do odpalenia. Wystarczy zastosować się do opisu i powinno zaskoczyć.


Hmm. Dzięki.

Banjankri napisał:

Cytat:
Ofiary. A Cię?

Przeświadczenie, że musi być inny sposób, bardziej płynny i trwalszy. Dwa razy udało mi się ten stan wywołać u innych osób odpowiednim tłumaczeniem funkcjonowania woli. Innymi słowy, jeżeli przekonasz kogoś, na poziomie intuicyjnym, że nie ma wolnej woli, zaskoczy. Ogólnie sprowadza się to do stwierdzenia, że wolnej woli nigdy nigdy nie było, a więc ten stan jest zawsze obecny. Nie trzeba nic robić, żeby go przywołać, nawet nic nie można zrobić, żeby się go pozbyć. Można go jedynie przykryć "ignorancją". Spróbuj tak właśnie spojrzeć na obecne doznanie.


Każdy sposób który WYMUSI bezwarunkową akceptacje doznania zadziała, potem już nic nie ma znaczenia. Bardziej płynny i trwalszy, tzn co masz na myśli?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Nie 14:48, 13 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Przywiązanie do bliskiej osoby, z którego w pełni nie zdajesz sobie w normalnym trybie sprawy. Dopiero w tym pośrednim stanie "widzisz" czym to jest. Bez żadnego sposobu, jakby nic nie robić samo by puściło. Jestem przekonany że na zawsze, dlatego wierzę w punkt bez powrotu.

Przywiązanie i troska. Kiedyś miałem taki sen, w którym zostałem zastrzelony. Wszystkie te więzi, które mnie definiowały, nagle się zerwały. Niesamowita ulga i... szczęście. Pokazuje to wyraźnie, że cierpienie jest tworem wytwarzanym przez nas samych, aby uzyskać jakiś konkretny efekt.

Cytat:
Każdy sposób który WYMUSI bezwarunkową akceptacje doznania zadziała, potem już nic nie ma znaczenia. Bardziej płynny i trwalszy, tzn co masz na myśli?

Ogólnie rzecz biorąc, te stany pozbawione są wiedzy. Coś na kształt błogiej ignorancji. To jest tak szerokie zjawisko, że jest nawet cała sutra, która robi z tego metodę praktyki (Maha prajna paramita). Prajna to właśnie da wiedza, która jest bardziej wiedzą intuicyjną. Jeżeli masz stan bezwarunkowy, to fenomen warunkujący go nadpisze, bo nic mu w tym nie przeszkodzi. Dlatego pisałem o bezbronności. Ktoś cię zawoła po imieniu, przez co wymusi warunkowanie i ono się pojawi. Musisz je przyjąć, żeby je zobaczyć i ocenić, i dopiero wtedy możesz odrzucić lub nie. W przeciwnym razie, będziesz kompletnie odseparowany. W hinduizmie są praktyki prowadzące do takiego stanu. Czegoś na kształt błogiej śpiączki, w kórej jogin musi mieć swojego pomocnika, który będzie o niego dbał, karmił, mył, bo inaczej umrze.
Prawdziwe wyzwolenie od cierpienia wymaga w pełni satysfakcjonującej definicji rzeczywistości. W buddyzmie, to jest pustka (sunyata). Innymi słowy, odpowiednie zrozumienie pustki, daje trwałe wyzwolenie od cierpienia, czyli szczęście. Moje osobiste podejście do sunyaty, odbywa się przez odkrycie pustej natury istnienia, jako jedynie projekcji mentalnej. Wszelkie więzi są wiążące poprzez cel, który mają realizować. Jeżeli cel jest z definicji iluzją, którą sami tworzymy, takie więzi są iluzoryczne, tzn. mają tylko taką siłę i wagę, jakie im nadany. Utrzymywane są przez stres, który jest efektem naszej troski. Cierpienie jest ceną jaką chcemy płacić za realizację naszych pragnień. W przypadku braku wolnej woli, to olbrzymia cena płacona za nic.

Jak wynika z powyższego, każde dążenie do szczęścia, będzie tylko generować cierpienie i karmę. Nie ma innego sposobu, jak akceptacja obecnego stanu, jako tego właściwego.

Rinzai napisał:
Followers of the Way, as I see it, once and for all sit down and cut off the heads — both of the Sambhogakaya Buddha and of the Nirmanakaya Buddha. Those satisfied with merely completing the ten stages of the Bodhisattva are like serfs. Those content with universal and profound awakening are but fellows carrying cangue and chains. Arhats and Pratyeka-Buddhas are like cesspits. Awakening and Nirvana are like tethering posts for donkeys.
And why? An old master said: "If you seek the Buddha by karmic (volitional) actions, the Buddha will become the great symbol of birth and death."

Venerable ones, time is precious! Yet you run about hither and thither, studying Zen, learning the Way, chasing names and phrases, seeking the Buddha and patriarchs and good teachers, full of arbitrary judgments. Do not commit such errors.

Followers of the Way, you each have a father and mother. So what more do you seek? Turn round and look into yourselves.

An old master said: “Yajnadatta thought he had lost his head. When he ceased from his frantic looking for it, he had nothing further to seek.”
Nothing is more precious than to be a man who has nothing further to seek. Just do not give rise to any fancies, and be your ordinary selves.

Nic dziwnego, że jest znienawidzony, nawet we własnej szkole :).


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 15:02, 13 Paź 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:31, 13 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Przywiązanie i troska. Kiedyś miałem taki sen, w którym zostałem zastrzelony. Wszystkie te więzi, które mnie definiowały, nagle się zerwały. Niesamowita ulga i... szczęście. Pokazuje to wyraźnie, że cierpienie jest tworem wytwarzanym przez nas samych, aby uzyskać jakiś konkretny efekt.


Odpuściłbyś wszystko gdybyś nikogo nie miał?

Banjankri napisał:

Jeżeli masz stan bezwarunkowy, to fenomen warunkujący go nadpisze, bo nic mu w tym nie przeszkodzi. Dlatego pisałem o bezbronności. Ktoś cię zawoła po imieniu, przez co wymusi warunkowanie i ono się pojawi. Musisz je przyjąć, żeby je zobaczyć i ocenić, i dopiero wtedy możesz odrzucić lub nie. W przeciwnym razie, będziesz kompletnie odseparowany.


Co rozumiesz przez odrzucić?

Banjankri napisał:

Prawdziwe wyzwolenie od cierpienia wymaga w pełni satysfakcjonującej definicji rzeczywistości.


Brzmi jak oczekiwanie. Jakie to ma znaczenie dla wyzwolenia czym jest rzeczywistość i jak działa?

Banjankri napisał:
Jak wynika z powyższego, każde dążenie do szczęścia, będzie tylko generować cierpienie i karmę. Nie ma innego sposobu, jak akceptacja obecnego stanu, jako tego właściwego.


Po co Ci do tego definicja istnienia jako projekcji na doznanie?

Rinzai napisał:
Followers of the Way, as I see it, once and for all sit down and cut off the heads — both of the Sambhogakaya Buddha and of the Nirmanakaya Buddha. Those satisfied with merely completing the ten stages of the Bodhisattva are like serfs. Those content with universal and profound awakening are but fellows carrying cangue and chains. Arhats and Pratyeka-Buddhas are like cesspits. Awakening and Nirvana are like tethering posts for donkeys.
And why? An old master said: "If you seek the Buddha by karmic (volitional) actions, the Buddha will become the great symbol of birth and death."

Venerable ones, time is precious! Yet you run about hither and thither, studying Zen, learning the Way, chasing names and phrases, seeking the Buddha and patriarchs and good teachers, full of arbitrary judgments. Do not commit such errors.

Followers of the Way, you each have a father and mother. So what more do you seek? Turn round and look into yourselves.

An old master said: “Yajnadatta thought he had lost his head. When he ceased from his frantic looking for it, he had nothing further to seek.”
Nothing is more precious than to be a man who has nothing further to seek. Just do not give rise to any fancies, and be your ordinary selves.


Właśnie :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Nie 21:21, 13 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Odpuściłbyś wszystko gdybyś nikogo nie miał?

Wszelkie ambicje, o to pytasz? Jeśli tak, to bez problemu. To co pozostaje, w zupełności by mi wystarczyło

Cytat:
Co rozumiesz przez odrzucić?

Chodziło mi o odrzucenie wysiłku jaki trzeba najpierw włożyć, żeby coś rozpoznać. On nie jest potrzebny, ale robimy to nawykowo (karma).

Cytat:
Brzmi jak oczekiwanie. Jakie to ma znaczenie dla wyzwolenia czym jest rzeczywistość i jak działa?

Chodzi o to, żeby zakończyć szukanie, które jest odruchowe. Takim odruchem reagujemy na niewiedzę. Tylko jeśli wiesz jaką naturę ma to, co może przyjść w doznaniu, nie będziesz szarpany doznaniem. Oczywiście pomijam scenariusz, w którym ten mechanizm szukający jest kompletnie wyłączony, nie wiemy jak i dlaczego, i niespecjalnie nas to interesuje. Takie nagłe oświecenie.

Cytat:
Po co Ci do tego definicja istnienia jako projekcji na doznanie?

To nie jest tak, że ona mi jest po coś. Nie wymyśliłem tego po to, żeby zapchać jakąś dziurę, bo nie myślałem o tym, w tym kontekście. Dopiero z czasem zauważyłem, że to świetnie rozwiązuje problem pragnień i dążeń.
Teraz, jak to pomaga. Jeżeli istnienie jest projekcją mentalną, to wszystkie aspekty istnienia również. W buddyzmie istnienie ma trzy aspekty. Jest nietrwałe, pozbawione niezależnego "ja" i generuje cierpienie poprzez dyssatysfakcję. A wiec tak "ja", jak i wszelkie niezadowolenie jest naszą mentalną projekcją. Naszym tworem.

Cytat:
Właśnie :)

Jest jeden problem. Karma, a dokładniej, nawykowa intencja. Nawet jak uwaga przestanie ingerować, wygaśnie, odpuścisz, to podświadomie działanie będzie wyzwalać intencję, odpalając ją na nowo. Innymi słowy, szukanie nie jest inicjowane przez szukającego, tylko mu się tak wydaje. Nie może go więc zaprzestać, tak po prostu. Co motywuje tę intencję wywodzącą się z nieświadomego? Rinzai mówił, że to jest czysto karmiczny fenomen i należy mu się dać wypalić nie generując nowych. Dlatego praktykuje się uważność, czyli obserwację tych odruchów tak, aby je wypalać, a nie karmić. Wygasza się je, negując ich ważność, czyli na przykład etykietując określeniem "iluzoryczna myśl".


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 21:22, 13 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:27, 14 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie jest to może stan zombie.

Czyli moje wyrażenie, twojego poglądu na ten temat, określeniem zombie, nie było taką wielką nadinterpretacją. Jeżeli dodamy do tego końcową habituację czucia, to zombie jak malowany.

Po namyśle, jednak przyznam Ci rację - nawet pasuje tu określenie "zombie" na stan, o którym mowa. Nie wiem natomiast w jaki sposób użycie owego określenia z Twojej strony ciągnie dyskusję. Co chcesz tym wyrazić?...
- przykry stan emocji dotyczący tego, że umysł skupiający się totalnie na doznaniu i zamykający dalsze swoje myślowe odniesienia karleje?...
Ano może i tak jest. Taki umysł karleje. Użycie nazwy "zombie", jak i wyrażanie emocjonalne niezadowolenia z tego powodu, faktu owego nie zmieni. Umysł, który panuje jakoś nad przykrościami, związanymi z rozważaniem różnych opcji myśłowych, opanuje tę negatywną emocję i po prostu wyciągnie wnioski.
Ale skoro o wnioskach mowa, to pozwolę sobie zilustrować problem, z którym się tu bierzemy za bary, pewnym obrazem - rozumowaniem - doświadczeniem myślowym.

Rozważmy następującą sytuację w kontekście doznawania szczęścia: załóżmy, że oto ktoś daje nam absolutną władzę w zakresie tego, co będziemy dalej ze swoim umysłem robili. Powiedzmy, że STANIE SIĘ TO, CO CHCEMY, jednak...
... trzeba przemyśleć i zdefiniować jakoś CZEGO WŁAŚCIWIE CHCEMY?
Jako punkty wyjścia do rozważań weźmy sytuację, w której ktoś zdecydował się na następującą opcję: oto nagle umysł zapomina wszystkie przykre sytuacje, wzorce, wspomnienia, jakie doznał i zostaje wprawiony w stan jakiejś tam euforii, kompletnego wyluzowania. Ponieważ jednak zapomnienie selektywne rzeczy złych, przy zachowaniu struktury wspomnień (te zależą od siebie w trudnych do prześledzeniach pętlach i zależnościach) jest albo bardzo trudne, ale może i w pełni niemożliwe, to taki umysł zostaje poddany TOTALNEJ AMNEZJI. Oto w ułamku sekundy umysł zapomina wszystko, co wcześniej się z nim działo, co postanowił, zaś 100% swojej energii poświęca kontemplowaniu jakiegoś stanu euforycznego szczęścia. To jest stan - punkt wyjściowy do rozważań. Stawiam pytanie: chcemy (pytanie do Czytającego, czy On chce) takiego stanu?...
Teraz spróbuję jakoś ten stan skonfrontować z nieco odmienioną jego wersją. W nowej opcji wyobraźmy sobie, że owa amnezja i przejście w stan euforii nie są natychmiastowe - tylko powoli ogarnia nas stan euforii, a my - oddając się temu stanowi - powoli, w sposób naturalny zapominamy, co się z nami działo wcześniej. W końcu i tak euforia zaczyna władać całym umysłem, wspomnienia się zacierają, my zaś istniejemy dalej trochę na podobieństwo narkomana na nie kończącym się haju.
Który z tych dwóch stanów byśmy wybrali?... :think:

Ale dodam jeszcze trzecią opcję. Oto mamy do wyboru jeszcze i taką możliwość, że owa eforia nie wypali nam jakoś wszystkich wspomnień z umysłu, będzie mniejsza, my jednak zachowamy pamięć tego, co wcześniej się z nami działo, jakie mieliśmy pragnienia, co zrobiliśmy, ale też i pozostanie pomięć może i przykrych rzeczy. Czy ktoś wybrałby taką opcję?... :think:

Mamy tu pytanie o wartość świadomości.
Czy zachowanie swojej świadomości może być warte rezygnacji z jakiejś części euforycznego szczęścia?...
- Każdy pewnie na to odpowie, co sam czuje. Nie wiem, jak inni Szanowni Dyskutanci, ale ja uważam świadomość za wartość. I gotów byłbym - w sytuacji opisanego wyboru - zrezygnować z jakiejś (może wcale nie takiej małe) części szczęścia w postaci euforycznej, ale jednak zachować świadomość, pamięć, władze poznawcze i decyzyjne. Mniej rajcuje mnie sytuacja takiego "narkomana na haju", który niczego już nie myśli, nie rozważa, a jednie kontempluje tę euforyczną nawałę bodźców, która na niego nieprzerwanie płynie. Zadowolę się słabszym szczęściem, ale jednak z opcją świadomości.
Właściwie to powiem więcej - takie odłączenie moich wspomnień i świadomości uważałbym za formę zabicia mnie, pogardzenia tym, czym jestem. Skoro to można byłoby tak sobie po prostu skasować, to znaczy, że te moje starania, myśli, pragnienia były nic nie warte, a ja też nic nie byłem warty w moich decyzjach, przemyśleniach. Poza tym, rozpatrując już skrajną opcję - tę pierwszą - kiedy odłączenie świadomości przychodzi nagle, to właściwie nawet nie bardzo się poczuwam do uznania za "mnie" tego kogoś, kto potem odczuwałby ową euforię. Skoro i tak moje wspomnienia by się skasowały, to mi wszystko jedno, czy to coś, co tam za chwilę będzie coś odczuwało, będzie w ogóle trwało, czy może nawet zaniknie. To już nie będę i tak ja. Powstanie KTOŚ NOWY, OBCY. W opcji pośredniej, czyli gdy przejście do stanu euforycznego zachodzi stopniowo, jest trochę lepiej, ale jeśli ostatecznie i tak powstaje sytuacja, gdy owa świadomość zatraca kontakt z tym, czym była wcześniej, to też nie specjalnie się do niej poczuwam. To też będzie "jakiś ktoś", kto powstanie ze mnie, weźmie moje miejsce, ale nie będzie to ja.
Za to opcja najsłabsza - taka w której zachowuję świadomość, władze umysłu - NAWET JEŚLI EUFORYCZNOŚĆ DOZNAŃ BYŁABY TU WYRAŹNIE SŁABSZA - wydaje mi się atrakcyjna. Ja bym na nią stawiał. Dlaczego bym stawiał?
- Bo CENIĘ SOBIE ŚWIADOMOŚĆ JAKO TAKĄ. Przyjemność nie jest tu najwyższą wartością, gotów byłbym ją poświęcić, ale jednak świadomość zachować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Pon 12:35, 14 Paź 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Po namyśle, jednak przyznam Ci rację - nawet pasuje tu określenie "zombie" na stan, o którym mowa. Nie wiem natomiast w jaki sposób użycie owego określenia z Twojej strony ciągnie dyskusję.

Dobre spostrzeżenie, to nie miało ciągnąć dyskusji, a ją ubić. Nie ma sensu dyskutować ze ślepym o gwiazdach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:20, 14 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Po namyśle, jednak przyznam Ci rację - nawet pasuje tu określenie "zombie" na stan, o którym mowa. Nie wiem natomiast w jaki sposób użycie owego określenia z Twojej strony ciągnie dyskusję.

Dobre spostrzeżenie, to nie miało ciągnąć dyskusji, a ją ubić. Nie ma sensu dyskutować ze ślepym o gwiazdach.

Masz się z tego, kto ustala co tu jest ślepotą, a co gwiazdami. Przemawiasz gromiąc i opierdalając. Uważasz się najwyraźniej za kogoś wyróżnionego w tych dyskusjach. To Ty ustalasz tu reguły gry, oceniasz, mówisz "jak jest".
Powiem to raz, a potem nie zamierzam na ten temat toczyć sporu: jak mnie nachodzi takie przekonanie o swojej wyróżnionej roli, nadzwyczajnej kompetencji, prawie do opierdalania innych z góry, to z tym walczę, to sam siebie oskarżam, postrzegając jako oszołoma. To jest właściwie mój dogmat intelektualny - jak ktoś się wywyższa, zamiast podawać merytoryczne argumenty, to PODDAJE ROZUMOWANIE, przyznając się do braku pomysłu na obronę swojego stanowiska. Tak traktuję siebie, tak też oceniam innych - bez emocji, bez urazy, bez pragnienie zwyciężania kogokolwiek, ale jednak - JAKO FAKT to przyjmuję i specjalnie już nie poddaję w wątpliwość.
Ty najwyraźniej bierzesz tę swoją wielką kompetencję,którą sobie przyznałeś, z racji tego, ża takie masz przekonania, tak Ci się coś wydaje, Ty to wyróżnienie się ponad innych traktujesz najwyraźniej za coś Ci przynależnego, więc tego zwyczajnie nie zrozumiesz. Masz ten swój standard, że to Ty rządzisz, Ty ustalasz kto co i jak - oceniający i opierdalający pan i władca, monarcha dyskusji.
Z mojej perspektywy patrząc, wygląda to jednak tak, że Ty jak jakichś stwierdzeń, czy wywodów nie zrozumiesz, to nie chcąc się do tego przyznać, to maskujesz ten fakt atakami, ogólną agresją. To jest po prostu nie tak - bo to przecież Ty ustalasz jak jest. Dla mnie jednak zwyczajnie nie panujesz nad ewolucyjną emocją: zaatakowali? Wiec walcz i zwyciężaj! Nie odpuścisz, uderzysz personalnie. Nie panujesz nad ewolucyjnym paradygmatem, bo do tego trzeba głębszej autorefleksji i OPANOWANIA EMOCJI. A do tejrefleksji najwyraźniej nie dorosłeś. Może to nie ten czas...
Chociaż przyznam, że masz wiele ciekawych oryginalnych spostrzeżeń, jak i chyba unikalnych doznań (choć jakby z lekka autystycznych, co tutaj nie jest krytyką, tylko diagnozą stylu - sam mam szacunek do osób autystycznych). To powoduje, że całej mojej ocenie Twoich emocji jako niedojrzałych, to jednak uważam Cię za wartościowego dyskutanta. :*

Na koniec przyznam jeszcze jedno TERAZ ODPOWIEDZIAŁEM W TWOIM STYLU - też z góry, autorytarnie. Raz na jakiś czas sobie na to pozwalam - też po prostu walę to co czuję, co według mnie jest. Mogę się mylić, ale obstawiam jednak, że się nie mylę.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:28, 14 Paź 2019, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:10, 14 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Chodzi o to, żeby zakończyć szukanie, które jest odruchowe. Takim odruchem reagujemy na niewiedzę. Tylko jeśli wiesz jaką naturę ma to, co może przyjść w doznaniu, nie będziesz szarpany doznaniem. Oczywiście pomijam scenariusz, w którym ten mechanizm szukający jest kompletnie wyłączony, nie wiemy jak i dlaczego, i niespecjalnie nas to interesuje. Takie nagłe oświecenie.


Odruch zależy od oczekiwań. Nie natura tego co w doznaniu się wg mnie liczy, tylko oczekiwania wobec doznawanego, bo to z nich bierze się reakcja/intencja.

Banjankri napisał:

To nie jest tak, że ona mi jest po coś. Nie wymyśliłem tego po to, żeby zapchać jakąś dziurę, bo nie myślałem o tym, w tym kontekście. Dopiero z czasem zauważyłem, że to świetnie rozwiązuje problem pragnień i dążeń.
Teraz, jak to pomaga. Jeżeli istnienie jest projekcją mentalną, to wszystkie aspekty istnienia również. W buddyzmie istnienie ma trzy aspekty. Jest nietrwałe, pozbawione niezależnego "ja" i generuje cierpienie poprzez dyssatysfakcję. A wiec tak "ja", jak i wszelkie niezadowolenie jest naszą mentalną projekcją. Naszym tworem.


Można do tego dojść bez tych założeń. Doświadczenie musi być nietrwałe, bo inaczej by go nie było. Nic nie istnieje poza relacją z czymś (nie posiadając np. jakiejś cechy), więc jak cokolwiek miałoby być niezależne. Jest cierpienie, to znaczy że są oczekiwania, a każde utrzymywane oczekiwanie prędzej czy później doprowadzi do cierpienia, bo doświadczenie nie może być trwałe.

Banjankri napisał:

Jest jeden problem. Karma, a dokładniej, nawykowa intencja. Nawet jak uwaga przestanie ingerować, wygaśnie, odpuścisz, to podświadomie działanie będzie wyzwalać intencję, odpalając ją na nowo. Innymi słowy, szukanie nie jest inicjowane przez szukającego, tylko mu się tak wydaje. Nie może go więc zaprzestać, tak po prostu. Co motywuje tę intencję wywodzącą się z nieświadomego? Rinzai mówił, że to jest czysto karmiczny fenomen i należy mu się dać wypalić nie generując nowych. Dlatego praktykuje się uważność, czyli obserwację tych odruchów tak, aby je wypalać, a nie karmić. Wygasza się je, negując ich ważność, czyli na przykład etykietując określeniem "iluzoryczna myśl".


To można by zrobić tu i teraz wg mnie. Zgasłoby, tylko czy jesteś na to gotowy? Ja to sobie zostawię na starość.


Ostatnio zmieniony przez szaryobywatel dnia Pon 19:38, 14 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Pon 20:23, 14 Paź 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Masz się z tego, kto ustala co tu jest ślepotą, a co gwiazdami. Przemawiasz gromiąc i opierdalając. Uważasz się najwyraźniej za kogoś wyróżnionego w tych dyskusjach. To Ty ustalasz tu reguły gry, oceniasz, mówisz "jak jest".

Michale, po prostu nie mam o czym z tobą rozmawiać. Wyrazem tego niech będzie fakt, że reszty twojego posta nie czytałem. Nic, z tego co napisałeś, nie uważam za przydatne do czegokolwiek. Ot kolejna twoja próba zdobycia atencji.

szaryobywatel napisał:
Odruch zależy od oczekiwań. Nie natura tego co w doznaniu się wg mnie liczy, tylko oczekiwania wobec doznawanego, bo to z nich bierze się reakcja/intencja.

Nawykowy odruch zależy od oczekiwań, które mieliśmy kiedy powstał. Może być zupełnie bezpodstawny, a nadal będzie występował. Oczywiście tyczy się to najsilniejszych nawyków. Jest wiele, które umrą wraz z usunięciem oczekiwań.

Cytat:
Jest cierpienie, to znaczy że są oczekiwania, a każde utrzymywane oczekiwanie prędzej czy później doprowadzi do cierpienia, bo doświadczenie nie może być trwałe.

Tu ciekawym aspektem jest habituacja. Nawet jeśli istniałoby coś trwałego, to zaniknie w świadomości poprzez brak zmiany właśnie. Mamy więc podwójny aspekt nietrwałości.
Cytat:
To można by zrobić tu i teraz wg mnie. Zgasłoby, tylko czy jesteś na to gotowy? Ja to sobie zostawię na starość.

Ale po co ci to na starość? I zresztą, czy nie jest to oczekiwanie właśnie?
Jak się go pozbędziesz, gdy nadejdzie czas?


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 20:28, 14 Paź 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:11, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:

szaryobywatel napisał:
Odruch zależy od oczekiwań. Nie natura tego co w doznaniu się wg mnie liczy, tylko oczekiwania wobec doznawanego, bo to z nich bierze się reakcja/intencja.

Nawykowy odruch zależy od oczekiwań, które mieliśmy kiedy powstał. Może być zupełnie bezpodstawny, a nadal będzie występował. Oczywiście tyczy się to najsilniejszych nawyków. Jest wiele, które umrą wraz z usunięciem oczekiwań.


Chodziło mi o odruch szukania, który zależy od bardzo głęboko zasadzonego oczekiwania bycia w zgodności z doznaniem. Najlepiej to widać na przykładzie matematyka, który w momencie zrozumienia szukanego, czuje jakby obcował z absolutem.

Banjankri napisał:

Cytat:
Jest cierpienie, to znaczy że są oczekiwania, a każde utrzymywane oczekiwanie prędzej czy później doprowadzi do cierpienia, bo doświadczenie nie może być trwałe.

Tu ciekawym aspektem jest habituacja. Nawet jeśli istniałoby coś trwałego, to zaniknie w świadomości poprzez brak zmiany właśnie. Mamy więc podwójny aspekt nietrwałości.


Wg mnie jeżeli doświadczenie miałoby być trwałe, to w ogóle się nie pojawi, czyli nie istnieje takie doświadczenie. Jak miałoby się zacząć i trwać (być odnotowywane)? To wszystko wymaga zmiany.

Banjankri napisał:

Ale po co ci to na starość? I zresztą, czy nie jest to oczekiwanie właśnie?
Jak się go pozbędziesz, gdy nadejdzie czas?


Po nic mi to, nie wiem kiedy nadejdzie czas, ale nie teraz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:42, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Masz się z tego, kto ustala co tu jest ślepotą, a co gwiazdami. Przemawiasz gromiąc i opierdalając. Uważasz się najwyraźniej za kogoś wyróżnionego w tych dyskusjach. To Ty ustalasz tu reguły gry, oceniasz, mówisz "jak jest".

Michale, po prostu nie mam o czym z tobą rozmawiać. Wyrazem tego niech będzie fakt, że reszty twojego posta nie czytałem.

Może i dobrze, że nie przeczytałeś. Miałem wątpliwości, czy Twój umysł by zniósł taką dawkę stwierdzeń raczej zbyt trudnych do zaakceptowania dla umysłu, jaki reprezentujesz. NIe każdy jest gotów na trudniejsze prawdy. Szczególnie prawdy o sobie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Wto 17:37, 15 Paź 2019    Temat postu:

UWAGA! Mały michaś mądrala, sypie piaskiem w piaskownicy. Dorośnij.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:46, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
UWAGA! Mały michaś mądrala, sypie piaskiem w piaskownicy. Dorośnij.

Mogę Ci znowu coś odpisać. Pomysłów na takie przekomarzanie się miałbym wiele. Też potrafię, może nawet mocno kąśliwie. Kto wie, czy nie kąśliwiej niż Ty. Problem w tym, że uważam to za taką dziecinadę, że nie się nie chcę w to bawić. Czasem robię wyjątek, aby ktoś nie odniósł wrażenia, że ten MIchał to taki poważniak i smutas, co się nawet obronić nie potrafi. Więc może czasem Ci odpalę za te Twoje uwagi na mój temat. Rozumiem, że nie możesz się od tego powstrzymać, więc z góry Ci tę słabość wybaczam - jak inne słabości, innym ludziom - z zasady, że się w ogóle wybacza. Ale też chciałbym aby to było jasne: każdy komentarz personalny, szczególnie jeśli jest pisany w odpowiedzi na konkretny opis z mojej strony, czyli gdy jest ewidentną, bezradną próbą ukrycia braku pomysłu na odpowiedź merytoryczną, będzie uznany za desperackie ratowanie swojego ego, będzie automatycznie klasyfikowany jako słabość to piszącego. Będzie tak klasyfikowany właściwie bezrefleksyjnie, w czystym odruchu i jako oczywistość: gościu wymięka, a nie ma jaj, aby się do tego przyznać. Jest to domyślna i jedyna interpretacja na wszystkie to Twoje światłe komentarze personalne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Wto 21:02, 15 Paź 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Problem w tym, że uważam to za taką dziecinadę, że nie się nie chcę w to bawić.

Nie dość, że atencjusz, to jeszcze kłamca. Wparowałeś z personalnymi atakami w sam środek merytorycznej dyskusji i kłamiesz, że nie chce ci się w to bawić. Dla zwrócenia na siebie uwagę, to nawet dupę pokażesz.
Dalej nie czytam...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:14, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Problem w tym, że uważam to za taką dziecinadę, że nie się nie chcę w to bawić.

Nie dość, że atencjusz, to jeszcze kłamca. Wparowałeś z personalnymi atakami w sam środek merytorycznej dyskusji i kłamiesz, że nie chce ci się w to bawić. Dla zwrócenia na siebie uwagę, to nawet dupę pokażesz.
Dalej nie czytam...

Ego swoje "obroniłeś".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Wto 21:18, 15 Paź 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Chodziło mi o odruch szukania, który zależy od bardzo głęboko zasadzonego oczekiwania bycia w zgodności z doznaniem. Najlepiej to widać na przykładzie matematyka, który w momencie zrozumienia szukanego, czuje jakby obcował z absolutem..

Kiedyś się zastanawiałem nad tą satysfakcją zrozumienia. Fascynowało mnie to uczucie. Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma ono zbyt wiele wspólnego ze zgodnością oczekiwań z doznaniem. Możesz doznać euforii wypływającej ze zrozumienia, tylko po to, aby za chwilę zorientować się, że jednak się myliłeś i nadal jesteś w błędzie. Jasno z tego wynika, że ową euforię nie daje jakaś "prawdziwa" zgodność, a jedynie przeświadczenie o zgodności. To przeświadczenie kończy poszukiwanie, przez co "winda" zjeżdża na sam dół, do szczęścia. Mamy więc połączenie przyjemności i błogostanu, które są efektem... pomyłki.
Nasuwa się pytanie, czym jest przeświadczenie rozbieżności oczekiwań i doznań? Skąd się bierze? Mi tutaj znowu pasuje, że z iluzji istnienia. Na wyższym poziomie, nie ma i nigdy nie było rozbieżności. Wszystko jest zgodne. Ukułem nawet takie twierdzenie, że wszystko jest prawdziwe i nic nie jest prawdą.
Bodhidharma tak to ujął: "When you don’t understand, right seems wrong. When you understand, wrong isn’t wrong, because wrong doesn’t exist."
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5337
Przeczytał: 37 tematów


PostWysłany: Wto 21:20, 15 Paź 2019    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ego swoje "obroniłeś".

Przestań srać ogniem i odpierdol się od mojego ego. Swoim się zajmij, bo ci z butów wychodzi jak słoma.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:26, 15 Paź 2019    Temat postu:

Spokojnie, panowie, spokojnie :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5537
Przeczytał: 103 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:59, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:

Kiedyś się zastanawiałem nad tą satysfakcją zrozumienia. Fascynowało mnie to uczucie. Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma ono zbyt wiele wspólnego ze zgodnością oczekiwań z doznaniem. Możesz doznać euforii wypływającej ze zrozumienia, tylko po to, aby za chwilę zorientować się, że jednak się myliłeś i nadal jesteś w błędzie. Jasno z tego wynika, że ową euforię nie daje jakaś "prawdziwa" zgodność, a jedynie przeświadczenie o zgodności.


O nic więcej niż przeświadczenie mi nie chodziło :)

Banjankri napisał:

Nasuwa się pytanie, czym jest przeświadczenie rozbieżności oczekiwań i doznań? Skąd się bierze? Mi tutaj znowu pasuje, że z iluzji istnienia.


Ten uczuć że się mylisz?

Banjankri napisał:
Na wyższym poziomie, nie ma i nigdy nie było rozbieżności. Wszystko jest zgodne. Ukułem nawet takie twierdzenie, że wszystko jest prawdziwe i nic nie jest prawdą.
Bodhidharma tak to ujął: "When you don’t understand, right seems wrong. When you understand, wrong isn’t wrong, because wrong doesn’t exist.


Zależy pewnie od tego, o wyższym poziomie czego mówisz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31033
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:33, 15 Paź 2019    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ego swoje "obroniłeś".

Przestań srać ogniem i odpierdol się od mojego ego. Swoim się zajmij, bo ci z butów wychodzi jak słoma.

Odpierdolę się od Twojego ego. Pod jednym warunkiem: jak jeszcze raz zaczniesz komentować moją osobę (to nie ja zacząłem te osobiste komentarze), to dostaniesz ode mnie taką analizę swoich słabości mentalnych, że zapewne już nie wejdziesz w życiu na sfinię. Po prostu przestań PIERWSZY (!) SOBIE "POZWALAĆ". Po prostu pisz na temat, a uwag na temat mojej osoby nie zaczynaj. Chyba, że naprawdę jesteś ciekaw ciemnych stron swojej natury. Wtedy zacznij znowu. O ile to wytrzymasz...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 3 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin