 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:03, 20 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Bardzo ciekawy jest twój powyższy wpis. Możnaby tu odnieść się na wiele sposobów, ale z doświadczenia wiem, że co za dużo to nie zdrowo.
Jeśli pozwolisz to odniosę się do pierwszego wadliwego ujmowania ludzkiej wolności:
Michał Dyszyński napisał: | Typowym błędem jest skupienie się na aspekcie osiągalności, realizowalności jakichś celów, pragnień - wtedy tak myślącej osobie wolność robi się "niemożliwa", dlatego, że przecież ona może zrealizować jakiejś swojej zachcianki (fajnym ćwiczeniem z rozumienia idei wolności jest podanie dobrego argumentu, dlaczego realizowalność zachcianek nie zasługuje na miano "tej prawdziwej wolności") |
Najpierw mała kwestia techniczna. Popraw mnie jeśli się mylę, ale chyba zgubiłeś ważne słówko: "nie", które chyba powinno być pomiędzy słowem "ona", a "może". A jeśli jednak nic nie pominąłeś to nie rozumiem tego zdania.
Zakładam, że słówko "nie" powinno tam być, ale niechcący je zgubiłeś. : ) |
Racja. Już poprawiłem w źródłowym poście.
Katolikus napisał: | Chyba najczęściej ludzie tak sobie wolność wyobrażają, że jestem wolny, gdy mogę w sposób nieskrępowany osiągać to, co chcę, to co jest moim pragnieniem, to co sobie wytyczyłem jako cel. Jak ich osiągać nie może to automatycznie uważa taka osoba, że jej wolność została jej zabrana. Problem jaki ja tu widzę to to, że nie wszystkie pragnienia, cele nam służą. Niektóre cele i pragnienia będą destrukcyjne dla naszego życia i osobowości, a tym samym będą nam tę wolność umniejszać. No, a dwa, że jednak ludzie częstą działają w rytm jakichś wyższych sił (trudno to opisać) np. młody chłopak, który postanawia dokonać zamachu terrorystycznego, bo od dzieciństwa jego umysł nasiąkał chorą ideologią terroryzmu islamskiego. Czy taki ktoś realizując swój cel zamachu, jest wolny? A jeśli tak to ile jest tej wolności, a ile zniewolenia? To są trudne rzeczy do rozkminy. |
Dla uświadomienia sobie "twardej ściany" w rozumieniu tego zagadnienia można podać przykład kogoś, kto ma zachciankę, aby zachowując reguły artytmetyki 2+2 stało się równe 5. Takiej zachcianki przecież logiczna rzeczywistość nam nie zapewni. Zachcianki są kapryśne, one mogą być praktycznie dowolne - nawet kompletnie nielogiczne. A my nawet nie wiemy w przypadku wielu tych zachcianek, jakie nam głowy wpadną, czy akurat nie jest to zachcianka z gatunku nielogiczności.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:10, 20 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dla uświadomienia sobie "twardej ściany" w rozumieniu tego zagadnienia można podać przykład kogoś, kto ma zachciankę, aby zachowując reguły artytmetyki 2+2 stało się równe 5. Takiej zachcianki przecież logiczna rzeczywistość nam nie zapewni. Zachcianki są kapryśne, one mogą być praktycznie dowolne - nawet kompletnie nielogiczne. A my nawet nie wiemy w przypadku wielu tych zachcianek, jakie nam głowy wpadną, czy akurat nie jest to zachcianka z gatunku nielogiczności. |
Pamiętam, kiedyś pewien ateista (inne forum) chyba argumentował, że człowiek nie ma wolnej woli, bo np. nie może podskoczyć do księżyca albo nie może latać, pływać pod wodą bez odpowiednich urządzeń itd.
To chyba ten rodzaj absurdu opisujesz powyżej.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:52, 20 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Dla uświadomienia sobie "twardej ściany" w rozumieniu tego zagadnienia można podać przykład kogoś, kto ma zachciankę, aby zachowując reguły artytmetyki 2+2 stało się równe 5. Takiej zachcianki przecież logiczna rzeczywistość nam nie zapewni. Zachcianki są kapryśne, one mogą być praktycznie dowolne - nawet kompletnie nielogiczne. A my nawet nie wiemy w przypadku wielu tych zachcianek, jakie nam głowy wpadną, czy akurat nie jest to zachcianka z gatunku nielogiczności. |
Pamiętam, kiedyś pewien ateista (inne forum) chyba argumentował, że człowiek nie ma wolnej woli, bo np. nie może podskoczyć do księżyca albo nie może latać, pływać pod wodą bez odpowiednich urządzeń itd.
To chyba ten rodzaj absurdu opisujesz powyżej. |
Dlatego tu chyba należałoby jeszcze pociągnąć nieco dalej ideę sensownie rozumianej wolności woli - pytając o te właściwe dla niej granice. Wolność rozumiana jako wszechmoc absolutna, nawet potencjalnie unicestwiająca logikę jest właśnie tą najdalszym krańcem owego pojęcia. W takim rozumieniu ktoś jest "wolny" jeśli może zrealizować każdą zachciankę - nawet nielogiczną, nawet przeczącą sobie. Tak rozumiana wolność jest niczym innym tylko chaosem, brakiem trwałych odniesień. Bo jeśliby ktoś miał moc łamania każdej reguły, to nawet nie mógłby zrobić niczego trwałego - przeczyłby sam sobie, bo jego zachcianka "chcę w końcu zrobić coś, czego sam nie mógłbym za chwilę odkręcić" byłaby sprzeczna z poźniej powstałą zachcianką "chcę jednak odkręcić to, co wcześniej miało nie być możliwe do odkręcenia". Podobnie nie ma sensu mieć wolności przeczącej zasadom logiki - bo zaprzeczenie logice jest też kolejną formą unicestwienia trwałości rozpoznań i zasad, czyli jest też chaosem. Z wolnością od zasad fizyki jest już sprawa nieco bardziej skomplikowana, bo tu należałoby zadać sobie dodatkowe pytanie, dodać kryterium KTÓRE zasady fiyzki można łamać, a których nie. Bo z kolei łamalność praw fizyki absolutna oznacza inną nazwę na "niestabilność wszechświata, życie w totalnej fantazji". Jeśli nie ma żadnej trwałej zasady fizyki, czyli wszystko materialne jest do "odkręcenia" w swoich funkcjonowaniu wedle znowu dowolnej zachcianki, to znaczy to, iż dana świadomość miałaby funkcjonować w świecie czystej fantazji. Ja twierdzę, iż przynajmniej niektóre zasady fizyki powinny zostać zachowane, aby byt w danej rzeczywistości funkcjonujący mógł liczyć na jakąś przewidywalność tego, co czyni w świecie. A przewidywalność świata, dalej oznacza także zdolność do planowania w nim swoich działań i życia. Funkcjonowanie w świecie, w którym zachcianką może zmienić dowolny stan materii byłoby koszmarem z tytułu na brak stabilnych odniesień, na brak szansy na to, aby cokolwiek trwałego w takim świecie zrobić.
Tu docieramy w końcu do tej granicy wolności, która wg mnie rzeczywiście tę sensowną wolność wyznacza. Wg mnie tą granicą jest OSTATECZNA TRWAŁA SATYSFAKCJA dla owej świadomości. Chcemy żyć w takiej rzeczywistości, która zapewni nam satysfakcję nie negującą samej siebie, nierozpływającą się w nicość, nierozpraszającą się. Ta najlepsza wolność ku takiej satysfakcji zmierza.
Przy czym warunek owej trwałości satysfakcji jest mocno nietrywialny. Tu nie chodzi bowiem o to, aby świadomość np. przeżywała różne przelotne przyjemności, albo aby było jej dobrze w jakimś sensie tu i teraz. Otóż nie - tu i teraz nawet satysfakcja może zostać zabrana, jeśli tylko NA DŁUŻSZĄ METĘ, W OSTATECZNYM ROZRACHUNKU osobowość swojej wiecznej satysfakcji miałaby dostąpić.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:48, 20 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Wrócę na chwilę do pierwszych dwóch pytań z tego tematu, które wciąż uważam za ważne.
katolikus na 1 stronie napisał: | Warto więc chyba postawić sobie pytania:
Jaka jest ta nasza ludzka wolność?
Czy każdy ma ją w równej mierze? |
W innym temacie, w innym dziale bardzo ciekawie Michał takie refleksje o Putinie napisał:
Michał Dyszyński napisał: | Myślę sobie nieraz o osobowości takiego Putina - człowieka wychowanego w atmosferze przemocy, gdzie najwyższym prawem jest okazywać swoją przewagę, dominację, spryt w manipulowaniu ludźmi, zaś chwałą jest pokonywanie wrogów, aby potem narzucać im swoją wolę. Po dorzuceniu do tej układanki lat warunkowania umysłu owego człowieka przez rzesze pochlebców, którzy próbowali go ustawiać w roli niemal boga, nietrudno jest zrozumieć, dlaczego takiego toksycznego władcę ma dzisiaj Rosja.
Ta osobowość miała bardzo ograniczony dostęp do dobra, szczerości, bezinteresownej życzliwości, a za to wciąż była warunkowana ku przemocy, dominacji, wywyższania swego ego. I dziś owa osobowość NIE JEST W STANIE TWORZYĆ W SWOIM UMYŚLE NARRACJI W STRONĘ DOBRA, ŻYCZLIWOŚCI, MIŁOŚCI.
Myślimy, planujemy, oceniamy swoje życie i siebie samego, uruchamiając narracje mentalne.
Jeśli ktoś nie miał okazji przećwiczyć narracji mentalnych z kategorii dobra, prawdy, miłości, to teraz uruchamia w swoim umyśle tylko narracje z przeciwnego bieguna - manipulacji, kłamstwa, gniewu, pragnienia dominacji i zniszczenia wrogów. |
z innej strony przeczytałem wypowiedź teologa, który stwierdza, że:
pewien katolicki teolog napisał: | Bóg nas obdarzył wolnością, nigdy tej wolności w nas nie łamie i nie chce nas zmieniać na siłę. |
Niestety nie mam tu okazji, aby jakiś mądry zwolennik tego typu twierdzeń ze mną porozmawiał, bo na forum katolickich teologów po prostu nie ma. Ale zapytałbym co to znaczy, że Bóg "obdarzył nas wolnością"? Czy tylko wolnością? Jak pogodzić takie przekonanie z faktem, że otoczenie, w jakim człowiek się urodził i wychował wyciska na nim niezatarte piętno?
Teolog pisze:
Cytat: | Bóg obdarzył nas wolnością |
Michał wcześniej wystawił swoją (bardzo ciekawą) propozycję ujęcia sprawy:
Cytat: | Zostaliśmy stworzeni jako istoty z zalążkiem wolności. Resztę tej wolności jesteśmy zmuszeni dobudować sobie sami. |
Która teza bardziej przystaje do naszej rzeczywistości i co ona oznaczałaby w praktyce?
Wg mnie teza "Bóg obdarzył nas wolnością" jest tezą fałszywą, bo:
- istnieje wiele czynników, które mają silny wpływ na naszą wolę i nasze postępowanie, i w ogólności na naszą psychikę. Gdy jesteśmy naznaczeni tymi różnymi ograniczeniami to nie podejmujemy prawdziwie wolnych decyzji. Świadczy o tym samo życie człowieka.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24680
Przeczytał: 86 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 7:15, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus
Cytat: | otoczenie, w jakim człowiek się urodził i wychował wyciska na nim niezatarte piętno? |
Odciska niewatpliwie. Pytanie czy niezatarte......
Odnosząc sie do siebie, wychowanie laickie bez religii bardzo decyduje o tym jaka będzie wiara człowieka nawet jeśli dokona on jakiejś konwersji.
Stawiasz pytanie: czy Bóg dał czlowiekowi wolność.
Wielokrotnie stawiana była na forum teza, że ateiści w odróżnieniu od teistów uważają, że człowiek nie jest wolny. Ten podział nie jest jednak prawdziwy. Nasze myślenie o wolności jest bardziej skomplikowane.
Warto wrócić do mysli Fromma o której już wspominałam w tym wątku.
Pisze on:
Fromm wskazuje na konieczność więzi ze światem zewnętrznym, dzięki której możliwe jest uniknięcie samotności. Lęk przed nią jest tak wielki, że człowiek gotów jest zapłacić prawie każdą cenę, aby uniknąć niechcianej samotności. Fizyczna samotność staje się nie do zniesienia tylko wtedy, gdy wynika z niej samotność moralna. "Człowiek, zdobywając coraz więcej wolności w sensie wyzwalania się z pierwotnej tożsamości z naturą i wyodrębniając się jako jednostka, staje wobec konieczności wyboru: albo zespoli się ze światem w spontanicznym akcie miłości i twórczej pracy, albo będzie szukał bezpieczeństwa w takiej więzi ze światem, która oznacza utratę wolności i dezintegrację własnej osobowości". (Fromm, 1970, s.40).
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 7:31, 21 Kwi 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 11:31, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Teolog pisze:
Cytat: | Bóg obdarzył nas wolnością |
Michał wcześniej wystawił swoją (bardzo ciekawą) propozycję ujęcia sprawy:
Cytat: | Zostaliśmy stworzeni jako istoty z zalążkiem wolności. Resztę tej wolności jesteśmy zmuszeni dobudować sobie sami. |
Która teza bardziej przystaje do naszej rzeczywistości i co ona oznaczałaby w praktyce?
Wg mnie teza "Bóg obdarzył nas wolnością" jest tezą fałszywą, bo:
- istnieje wiele czynników, które mają silny wpływ na naszą wolę i nasze postępowanie, i w ogólności na naszą psychikę. Gdy jesteśmy naznaczeni tymi różnymi ograniczeniami to nie podejmujemy prawdziwie wolnych decyzji. Świadczy o tym samo życie człowieka. |
To jest trochę kwestia definicji, czyli umowy językowej. A ramach odpowiednio rozumianej definicji wolności da się pogodzić te stanowiska, uznając, iż ten mój zalążek wolności, o którym piszę ja, jest po prostu już tą wolnością, o której pisze teolog.
Gdyby zaś ów teolog (czy ktokolwiek jeszcze) negował moje rozumienie wolności, to chcę to rozumienie dodatkowo wytłumaczyć, osadzając je w dość fundamentalnej ramie metodologicznej - epistemicznej (właściwie to chyba stworzę za chwilę cały wątek, bo sprawa jest wg mnie wyjątkowo fundamentalna i chciałbym ją przedyskutować także osobno - samą w sobie).
Otóż ja od jakiegoś czasu dystansuję się (na gruncie metodologicznym, na gruncie tworzenia podstawowych konstrukcji logicznych dla myślenia) od ujęć, w których racje polegają na wygenerowaniu jakiegoś określenia na coś (to tym "czymś" jest idea wolności), a dalej oparciu się w 99% na intuicji, czyli na ujęciu w stylu "ja mam rację, więc tłumaczyć się nie muszę". Dla mnie ktoś, kto nie tłumaczy swojego stanowiska, który NIE NAWIĄZUJE jego określeń do innych idei, pozostał na poziomie czczych deklaracji. Do rzetelnej racji jest mu wtedy daleko.
Czym się różni moje ujmowanie wolności, od samego tylko powiedzenia (jako wyjaśnienie) "człowiek jest wolny"?...
- Właśnie tym, że ja PRÓBUJĘ WCHODZIĆ W MECHANIZMY owej wolności, a stwierdzający wolność... po prostu tylko stwierdza. A też wg mnie jeśli ktoś tylko stwierdza, to nawet nie wiadomo, o czym myśli, czyli w skrajnym przypadku to, co jest w jego głowie, jest w bardzo luźnej relacji do tego, co tworzy się w głowach odbiorców komunikatu na kanwie deklaracji, które od stwierdzającego otrzymali.
Dlatego ja od jakiegoś czasu zmierzam w kierunku metodologicznego podejścia na zasadzie: albo wskazuję mechanizm, reguły, powiązania, albo sobie luźno gaworzę, deklarując jakieś nazewnictwo, któremu każdy odbiorca może podpiąć niemal dowolną ideę, a nie będzie jak sprawdzić stopnia zgodności tego, co myśleli odbiorca i nadawca komunikatu.
Mój podział wolności na ten aspekt bazowy - ziarenko i osobisty, związany z rozbudowywaniem świadomości, i tworzeniem siebie, jest czymś więcej niż nazwaniem sprawy, a potem dla zwiększenia efektu promocji tezy powiedzeniem "tak to jest". W moim podejściu jest wskazanie mechanizmu, który potem DAJE SIĘ ANALIZOWAĆ, porównywać do różnych życiowych sytuacji, konstruować na jego bazie pytania, a potem szukać na nie odpowiedzi.
To, co ja wystawiam do dyskusji, jest zatem czymś innym niż wystawieniem stwierdzenia. Ja wystawiam do dyskusji/analizy STRUKTURĘ/MECHANIZM/SYSTEM/ODNIESIENIA. To, że coś można nazwać jakimiś słowami, traktuję jako banalną, a także zupełnie nieweryfikowalną fazę komunikacji. To, że ktoś powie "człowiek jest wolny", to od razu uruchamia pytanie: człowiek jest "wolny", czyli JAKI?
I nie zamierzam dalej mitrężyć czasu w potencjalnej dyskusji, w której dalsze "wyjaśnianie" polegać by miało tworzeniu pętli wzajemnie się wspierających synonimów w stylu: "jest wolny, czyli decyduje o sobie", albo "jest wolny, czyli posiada wolność wyboru". To zamienianie jednych nazw na inne, DOPÓKI NIE ODWOŁA SIĘ DO MECHANIZMU, czyli do czegoś dającego szansę na analizę, jest wg mnie puste, czcze, czysto deklaratywne.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:04, 21 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24680
Przeczytał: 86 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:12, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Człowiek nieraz w czymś tkwi z powodu pasywności i często stara się przekonać siebie, że jest wolny.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:50, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Człowiek nieraz w czymś tkwi z powodu pasywności i często stara się przekonać siebie, że jest wolny. |
Owo przekonywanie siebie, że się jest wolnym w istocie odwołuje się do intuicji wolności polegającej na utożsamieniu "jeśli będę wolny, to zrobię na pewno coś, co mi zapewni radość, spełnienie osobiste, szczęście".
Tu jest ciekawe jednak, że wg mnie spora część ludzi, GDYBY DAĆ IM WSZECHMOC (czyli w tradycyjnym rozumieniu rodzaj - w sensie sprawczym - "wolności absolutnej"), to i tak nie tylko nie byliby szczęśliwi, ale - może po pewnym przejściowym czasie, w którym przekonaliby się, że zaspokajanie kolejnych zachcianek jest jałowe, że ono się wysyca, ulega emocjonalnej inflacji aż do całkowitego zaniku mocy sprawiania satysfakcji - wręcz w końcu stoczyliby się w coraz silniej narastającą frustrację, pustkę emocjonalną, a w końcu rozpacz i pragnienie samounicestwienia.
Twierdzę, że to jest tylko (powszechne) złudzenie, że szczęście, spełnienie przynoszą nam przede wszystkim okoliczności świata. Jeśli komuś ZABRAKNIE W JEGO MENTALNYM NASTAWIENIU ZDOLNOŚCI DO ODBIORU DOZNAŃ JAKO DAJĄCYCH SZCZĘŚCIE, to żadna okoliczność przychodząca ze świata, takiego kogoś nie uszczęśliwi.
Obowiązuje też zależność odwrotna - jeśli ktoś ma w sobie moc odpowiedniego ZARZĄDZANIA WŁASNYM ODBIOREM tego, co niesie życie, to wiele neutralnych, albo ogólnie niezbyt satysfakcjonujących okoliczności, może MOCĄ OSOBOWOŚCI zostać przekonwertowane do satysfakcjonującej w odbiorze postaci.
Najlepiej to zagadnienie ilustruje przypadek osobowości "rozkapryszonej księżniczki", która - co by jej nie dostarczono - będzie grymasiła, złościła się, że "to nie to jej dostarczono", będzie w złość i frustrację obracała każdy dar ze strony ludzi i losu. Na drugim biegunie tego spektrum postaw w kontekście zdolności do odczuwania satysfakcji i radości jest osobowość, która w końcu wydostała się z okoliczności, w których była gnębiona, poniżana, nie miała zaspokojonych swoich podstawowych potrzeb (np. była głodna, spragniona, wciaż żyła w zagrożeniu) i teraz jest już bezpieczna, w komforcie, z zaspokojonymi wszystkimi potrzebami, otoczona życzliwymi osobami. Taka osoba będzie w stanie nieraz czerpać satysfakcję "ze wszystkiego" - z tego, że słońce świeci, że się napić wody z sokiem, że patrzy na zieleń, że jest jej ciepło, a ludzie wokół się uśmiechają. W tych samych warunkach owa rozkapryszona księżniczka będzie sfrustrowana i pełna złości, a osoba umiejąca docenić to, co ma będzie czuła szczęście.
W sensie naiwnie, "technicznie" rozumianej "wolności" owa księżniczka i osoba wychodząca z ucisku, będą "mieli to samo"; jednak z punktu widzenia tego, jak to będą czuli, jest diametralna różnica.
Ludzie pragną "wolności" choć w istocie myślą o czymś innym, niż wolność w tym głębokim rozumieniu - ludzie tego rodzaju pragną po prostu aby się im ich zachcianki realizowały. Tymczasem w znacznej części przypadków "mentalny system odbiorczy" owych ludzi i tak w końcu owo zaspokajanie kolejnych zachcianek zlekceważy, zdewaluuje ich mentalny odbiór. W końcu wszystko przestanie ich cieszyć, zaś owa "wolność" do robienia tego, co się pomyślało, co się zachciało, przestanie smakować. Człowiek wtedy uświadomi sobie, że cokolwiek by sobie nie wymyślił jako swój cel do osiągnięcia, każda jego chęć ku czemuś jest pusta, jałowa, bez mocy dawania radości i satysfakcji.
Dlatego ta wolność w satysfakcjonującym znaczeniu jest czymś o wiele bardziej skomplikowanym, domagającym się skonstruowania w osobowości odpowiedniej "struktury duchowej", niż to, co sobie zwykle ludzie wyobrażają jako wystarczające do zapewnienia sobie satysfakcji.
Aby być szcześliwym, warto by sobie było postawić pytanie: CZY POTRAFIĘ być szczęśliwym?
Czy NAWET MAJĄC WSZYSTKO, moje emocje, odczuwanie ZAREAGUJĄ STANEM POZYTYWNYM, czy uruchomią odczucie szczęścia, czy raczej to zlekceważą, będą się domagały zawsze czegoś innego, niż to, co jest...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:22, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | To jest trochę kwestia definicji, czyli umowy językowej. A ramach odpowiednio rozumianej definicji wolności da się pogodzić te stanowiska, uznając, iż ten mój zalążek wolności, o którym piszę ja, jest po prostu już tą wolnością, o której pisze teolog. |
Zgoda. Oczywiście nie wiem jak tę wolność rozumiał ten ów konkretny teolog, którego zdanie zacytowałem. Bardziej chodzi mi o to, że posłużyłem się tym stwierdzeniem, aby poddać refleksji pewną ogólnie wyrażaną ideę, że człowiek ma pełnię wolności. Mam wrażenie, że tak rozumiane pojęcie wolności, w ogóle nie bierze pod uwagę ograniczeń, które nieustannie naznaczają życie człowieka, jego osobowość, a w tym i jego wolność.
Wg tych myślicieli ludzkiej wolności, wolność to kierowanie swoim życiem wg własnej woli. Skoro człowiek może kierować się swoją wolą to jest po prostu wolny i już. Cały czas zastanawiam się na ile takie rozumienie jest poprawne, a na ile wadliwe.
Jeśli dobrze rozumiem to wg ciebie będzie to pozór wyjaśnienia.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:34, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ludzie pragną "wolności" choć w istocie myślą o czymś innym, niż wolność w tym głębokim rozumieniu - ludzie tego rodzaju pragną po prostu aby się im ich zachcianki realizowały. Tymczasem w znacznej części przypadków "mentalny system odbiorczy" owych ludzi i tak w końcu owo zaspokajanie kolejnych zachcianek zlekceważy, zdewaluuje ich mentalny odbiór. |
Ciekawy ten przykład z księżniczką i człowiekiem naznaczonym trudnymi doświadczeniami.
Jeśli dobrze rozumiem, to człowiek powinien szczęścia szukać w sobie (przynajmniej na początku(?)), powinien umieć przyjrzeć się swojemu odczuwaniu, myśleniu, bo tu może istnieć gdzieś jakieś nieuporządkowanie blokujące doznawanie szczęścia.
Dalej też wyciągam wniosek, że wolność pomiędzy księżniczką i człowiekiem po trudnych przejściach, nie jest taka sama. Tzw. ksiezniczka w jakimś stopniu jest zniewolona swoją kapryśnością.
Zagadką chyba jest na czym polega wadliwość tego "mentalnego systemu odbiorczego". Może człowiek nie będzie prawdziwie wolny dopóki nie rozprawi się z jakimiś swoimi wewnętrznymi demonami, słabościami, niespójnościami swojej natury, dopóki tego nie zrobi to sama zdolność do realizowania zachcianek nie wypełnia definicji wolności.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:11, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ludzie pragną "wolności" choć w istocie myślą o czymś innym, niż wolność w tym głębokim rozumieniu - ludzie tego rodzaju pragną po prostu aby się im ich zachcianki realizowały. Tymczasem w znacznej części przypadków "mentalny system odbiorczy" owych ludzi i tak w końcu owo zaspokajanie kolejnych zachcianek zlekceważy, zdewaluuje ich mentalny odbiór. |
Ciekawy ten przykład z księżniczką i człowiekiem naznaczonym trudnymi doświadczeniami.
Jeśli dobrze rozumiem, to człowiek powinien szczęścia szukać w sobie (przynajmniej na początku(?)), powinien umieć przyjrzeć się swojemu odczuwaniu, myśleniu, bo tu może istnieć gdzieś jakieś nieuporządkowanie blokujące doznawanie szczęścia.
Dalej też wyciągam wniosek, że wolność pomiędzy księżniczką i człowiekiem po trudnych przejściach, nie jest taka sama. Tzw. ksiezniczka w jakimś stopniu jest zniewolona swoją kapryśnością.
Zagadką chyba jest na czym polega wadliwość tego "mentalnego systemu odbiorczego". Może człowiek nie będzie prawdziwie wolny dopóki nie rozprawi się z jakimiś swoimi wewnętrznymi demonami, słabościami, niespójnościami swojej natury, dopóki tego nie zrobi to sama zdolność do realizowania zachcianek nie wypełnia definicji wolności.  |
Idealnie to podsumowałeś.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:59, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ludzie pragną "wolności" choć w istocie myślą o czymś innym, niż wolność w tym głębokim rozumieniu - ludzie tego rodzaju pragną po prostu aby się im ich zachcianki realizowały. Tymczasem w znacznej części przypadków "mentalny system odbiorczy" owych ludzi i tak w końcu owo zaspokajanie kolejnych zachcianek zlekceważy, zdewaluuje ich mentalny odbiór. |
Ciekawy ten przykład z księżniczką i człowiekiem naznaczonym trudnymi doświadczeniami.
Jeśli dobrze rozumiem, to człowiek powinien szczęścia szukać w sobie (przynajmniej na początku(?)), powinien umieć przyjrzeć się swojemu odczuwaniu, myśleniu, bo tu może istnieć gdzieś jakieś nieuporządkowanie blokujące doznawanie szczęścia.
Dalej też wyciągam wniosek, że wolność pomiędzy księżniczką i człowiekiem po trudnych przejściach, nie jest taka sama. Tzw. ksiezniczka w jakimś stopniu jest zniewolona swoją kapryśnością.
Zagadką chyba jest na czym polega wadliwość tego "mentalnego systemu odbiorczego". Może człowiek nie będzie prawdziwie wolny dopóki nie rozprawi się z jakimiś swoimi wewnętrznymi demonami, słabościami, niespójnościami swojej natury, dopóki tego nie zrobi to sama zdolność do realizowania zachcianek nie wypełnia definicji wolności.  |
Idealnie to podsumowałeś.  |
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24680
Przeczytał: 86 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:03, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Jestem ciekawa co myślą o ludzkiej wolności na przykład buddyści.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:26, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Wuj i Michał kiedyś napisali coś takiego w kontekście rozważań o wolności:
Wujzboj napisał: | Kiedy człowiek może robić to, co chce, wtedy uważa się za wolnego. Ale to wolność złudna, |
Michał Dyszyński napisał: | człowiek CZUJE SIĘ WOLNY, gdy udaje mu się sprawić, iż ocena sytuacji, w jakich uczestniczy, będzie "dzieje się zgodnie z moją wolą, jest po mojemu". |
Jedno i drugie rozumienie kieruje uwagę na subiektywne poczucie wolności przez człowieka, ale jeśli dobrze rozumiem to subiektywne przeświadczenie wcale nie jest dowodem tego, że realnie człowiek jest wolny, bo może jego wolność jest w jakimś stopniu chora. Możnaby chyba zadać pytanie: to o czym w sumie istotnym informuje człowieka samo poczucie bycia wolnym? Czy człowiek powinien sceptycznie podchodzić do tego typu przeświadczeń?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:44, 21 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Wuj i Michał kiedyś napisali coś takiego w kontekście rozważań o wolności:
Wujzboj napisał: | Kiedy człowiek może robić to, co chce, wtedy uważa się za wolnego. Ale to wolność złudna, |
Michał Dyszyński napisał: | człowiek CZUJE SIĘ WOLNY, gdy udaje mu się sprawić, iż ocena sytuacji, w jakich uczestniczy, będzie "dzieje się zgodnie z moją wolą, jest po mojemu". |
Jedno i drugie rozumienie kieruje uwagę na subiektywne poczucie wolności przez człowieka, ale jeśli dobrze rozumiem to subiektywne przeświadczenie wcale nie jest dowodem tego, że realnie człowiek jest wolny, bo może jego wolność jest w jakimś stopniu chora. Możnaby chyba zadać pytanie: to o czym w sumie istotnym informuje człowieka samo poczucie bycia wolnym? Czy człowiek powinien sceptycznie podchodzić do tego typu przeświadczeń?  |
Podam przykład, który wg mnie jest znamienny w ilustrowaniu tego, że samo poczucie wolności jest złudne: weźmy człowieka, który silnie ulega wpływom, łatwo daje sobie wmówić różne rzeczy. Takiego człowieka - z zewnątrz patrząc - trudno jest uznać za wolnego, skoro on ulega manipulacjom, różnym sugestiom, łatwo jest zewnętrznym podmiotom zmieniać jego oczekiwania, nastawienia. Taki człowiek raz będzie się czuł wolny, gdy zrobi coś, ulegając życzeniu osoby X, bo owa osoba tak mu przedstawiła sprawy, że on od razu uległ sugestii, iż o to właśnie mu chodziło. Potem jednak, gdy ten człowiek spotka inną osobę o sugestywnym wpływie na ludzi, to zgodzi się często z dokładnie przeciwnym postawieniem sprawy i poczuje się wolnym, gdy zrobi to z jej namowy - będzie szczerze przekonany, że tego właśnie chciał, co robił, gdy sugestii ulegał.
Różne spontaniczne, szczególne emocjonalne odczucia są mało stabilne, nimi łatwo jest manipulować przez sugestywne, wyszkolone w manipulacjach osobowości, czy systemy wpływu - jak reklamy, agitatorzy polityczni itp. Niejeden senior zmanipulowany metodą na wnuczka, będzie - przynajmniej w momencie wyrzucania reklamówki z pieniędzmi przez balkon - czuł się "wolnym", będzie przekonany, że zadecydował słusznie, bazując na rozsądnym rozpatrzeniu przesłanek. Dopiero z perspektywy odpowiednio szerokiej, wyjaśnia się, jakie poczucie wolności było tylko tymczasowe, a w rzeczywistości powiązana z nim decyzja była raczej świadectwem zniewolenia, a jakie poczucie wolności miał podstawy w tym, co można uznać za obiektywne.
Ludzie najczęściej czują się wolni gdy łatwo sobie "odpuszczają", gdy nie troszczą się o konsekwencje, działając pod wpływem przelotnych impulsów.
Jednak właśnie to uczucie wolności, które wynika z beztroski, z odpuszczenia sobie wszelkiej weryfikacji poprawności powstałych przy jej okazji przekonań, jest tym najbardziej złudnym.
Powiedziałbym, że właściwie kto wie, czy nie częściej jest tak, że prawdziwie wolnym jest taki ktoś, kto NIE ODCZUWA TEJ FORMY KOMFORTU EMOCJONALNEGO, JAKIE DAJE BEZTROSKIE podejście do życiowych spraw (a to ono jest powodem owego poczucia wolności). Z wolnością - tą prawdziwą - często poczujemy się wręcz zdołowani psychicznie.
Bo czym jest ta prawdziwa wolność?
- Powiązaniem decyzji Z UŚWIADOMIENIEM SOBIE KLUCZOWYCH ASPEKTÓW SYTUACJI i dopiero na bazie tych obiektywnych przesłanek, podejmowane są decyzje. Tymczasem ta głębsza, pełniejsza świadomość sytuacji często daje poczucie bólu, przykrości - bo np. w niej uświadamiamy sobie nierozwiązywalność pewnych problemów, niemożliwość zrealizowania czegoś, co jest ważne, co bardzo byśmy chcieli osiągnąć, ale też i bardzo chcielibyśmy sobie życzeniowo pomyśleć, iż obiektywna niemożliwość zostanie jakoś magicznie pokonana mocą naszego chciejstwa. Poczucie wolności składa się głównie ze składowej, która ma w sobie beztroskę, szybkie decyzje po pozorach, nie wnikanie w trudne aspekty spraw. Ta prawdziwa wolność jest jednak dokładnie czymś odwrotnym od owej postawy.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 10:18, 22 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dopiero z perspektywy odpowiednio szerokiej, wyjaśnia się, jakie poczucie wolności było tylko tymczasowe, a w rzeczywistości powiązana z nim decyzja była raczej świadectwem zniewolenia, a jakie poczucie wolności miał podstawy w tym, co można uznać za obiektywne.
Ludzie najczęściej czują się wolni gdy łatwo sobie "odpuszczają", gdy nie troszczą się o konsekwencje, działając pod wpływem przelotnych impulsów. |
W Biblii jest taki bardzo ciekawy fragment, chyba nawiązujący do wolności i do tego o czym piszesz, ale mogę się mylić, bo jest wyrażony "trudnym językiem".
J 1,10-13 napisał: | Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego -
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili. |
Jest wyraźne rozróżnienie pomiędzy wolnością dzieci Bożych, a ludzi, którzy są "z krwi, z żądzy ciała, z woli męża". Czy ten fragment można interpretować tak, że na starcie nie istnieje wolność czysta, niezakłócona prawami tego świata, że jest ona (nasza startowa wolność) uwarunkowana naszą naturą, która może tę wolność osłabiać?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24680
Przeczytał: 86 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:28, 23 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Ciekawe przemyślenia lekarza:
[link widoczny dla zalogowanych]
Budda opowiada się za Drogą Środka. Doszedł do tego wniosku, gdy umartwienie nie zapewniło mu wglądu, i przyjął miskę ryżu od dziewczyny, gdy był na krawędzi śmierci. Budda regularnie mówił o miłym posiłku, przyjemnym spotkaniu i pięknie natury. Spinoza również mówi w tym samym duchu: „Trzymaj smutek na dystans i skup się na radości. Nigdy nie będziesz wystarczająco szczęśliwy”.
Obie filozofie kładą nacisk na drogę wyjścia z cierpienia nie tylko nas samych, ale wszystkich. Nie jest to możliwe bez znajomości praw Natury. Uzbrojeni w tę wiedzę jesteśmy wolni i szczęśliwi.
Czy to nam się przydarzyło? NIE. Spinoza kończy swoje Etyka z „Wszystko, co doskonałe, jest równie rzadkie, jak trudne”. Budda mógłby się z tym zgodzić.
Ciekawe co myśli o tym buddysta Banjankri.
Nasza startowa wolność katolikusie jest uwarunkowana naszą naturą. Poczynając od tego, że rodzimy się z określoną płcią.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 9:36, 23 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Dopiero z perspektywy odpowiednio szerokiej, wyjaśnia się, jakie poczucie wolności było tylko tymczasowe, a w rzeczywistości powiązana z nim decyzja była raczej świadectwem zniewolenia, a jakie poczucie wolności miał podstawy w tym, co można uznać za obiektywne.
Ludzie najczęściej czują się wolni gdy łatwo sobie "odpuszczają", gdy nie troszczą się o konsekwencje, działając pod wpływem przelotnych impulsów. |
W Biblii jest taki bardzo ciekawy fragment, chyba nawiązujący do wolności i do tego o czym piszesz, ale mogę się mylić, bo jest wyrażony "trudnym językiem".
J 1,10-13 napisał: | Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego -
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili. |
Jest wyraźne rozróżnienie pomiędzy wolnością dzieci Bożych, a ludzi, którzy są "z krwi, z żądzy ciała, z woli męża". Czy ten fragment można interpretować tak, że na starcie nie istnieje wolność czysta, niezakłócona prawami tego świata, że jest ona (nasza startowa wolność) uwarunkowana naszą naturą, która może tę wolność osłabiać? |
Na starcie wolność NIE ZNA SIEBIE, "nie wie", do czego ma się odnosić, nie zna zasad, których miałaby się trzymać, albo w jakim stopniu/formie miałaby się ich trzymać.
Ortodoksi religijni stawiają zagadnienie moralności w sposób niezgodny z rzeczywistością, czyli zero-jedynkowo traktując grzech vs cnotę, posłuszeństwo vs bunt. Ortodoksi traktują z reguły nasze upadki na drodze ku Bogu i poprawie życia jako świadomie wybrane, a do tego z wyraźną intencją sprzeciwienia się Bogu, przykazaniom. Wciskanie tego fałszywego obrazu odpowiedzialności za czyny ma swoją skrywaną podstawę w pragnieniu ustawieniu sobie ludzi do łatwiejszego obwiniania ich i potępiania. Bo trudno byłoby komuś zarzucać winę w sytuacji, gdy uznaje się, iż dany człowiek nie tyle miał intencję zrobienia czegoś źle, ile się pogubił w swoim życiu, nie zrozumiał znaczeń w danej sytuacji, nie ogarnął poprawnie rozumienia spraw. Ortodoks chce mieć klarownie określonych grzeszników, których się potem z upodobaniem uznaje za winnych, może potępionych. Ortodoksja ma naturę szatańską w tym sensie, że jej efektem jest zablokowanie tego, co najważniejsze dla rozwoju dobra, świadomości (a dalej wolności) w człowieku - pragnienia doskonalenia się.
Bo przecież doskonalenie się ma sens tylko wtedy, gdy:
- będziemy w stanie WYRÓŻNIAĆ RÓŻNE POWODY niewłaściwych czynów, co dalej powoduje, iż PODDAJEMY ANALIZIE SWOJE INTENCJE I ZACHOWANIA
- jesteśmy w stanie docierać do PRZYCZYN DOSTRZEŻONYCH SŁABOŚCI, aby potem "coś z nimi zrobić" (oczywiście z intencją zwalczenia owych słabości)
- traktujemy swoją osobę (zastosuję tu analogię z ekonomii i techniki) jako "sprzęt do naprawy", a nie jako coś, co można jedynie wymienić na nowy model, czyli na zasadzie binarnego rozdziału: zbawiony vs potępiony (czyli do wyrzucenia). Oznacza to, że traktujemy swoją osobę związaną z PROCESEM, a nie stanem zastałym i ostatecznym.
W ogóle idea grzechu i bycia grzesznikiem w pewien sposób przez ortodoksów została "zatruta" silnym skojarzeniem z (ostatecznym) potępieniem, zamiast ze skupieniem się nad problemem JAK NAPRAWIĆ TO, CO JEST NIEDOSKONAŁE i jak dalej wzrastać w wolności dzieci bożych?
Ortodoksi traktują sąd nad duszą na podobieństwo nieekologicznie działających producentów, którzy utrudniają naprawę swoich produktów, bo chcą, aby najdrobniejsze usterki skłoniły klienta do wyrzucenia starego sprzętu i kupienia nowego. Dlatego ortodoks się chętnie będzie rozwodził nad ideą potępienia, grzeszności, nieposłuszeństwa (traktowanego jako dość ogólnikowe oskarżenie, bo już bez pytań o to choćby W CZYM owo posłuszeństwo miałoby się wyrażać w obliczu złożonych sytuacji życiowych), a nie będzie chciał wejść analizę, w przyczyny nieprawidłowości, by z kolei wypracować jakąś ścieżkę naprawy duszy. Mamy tu sytuację, w której ortodoks stawia sprawy na zasadzie "grzeszniku! Ty już jesteś godny potępienia! Właściwie to jesteś już potępiony, więc masz się kajać! Masz się czuć poniżony! I... nie masz myśleć o tym, CO W TOBIE SAMYM CIĘ SKŁANIA do czynienia tak, a nie inaczej (czasem źle, czasem dobrze, a chodziłoby w dobrym ujęciu o to, aby dobro wspomagać, a zło eliminować), lecz na tym kajaniu, grzeszności, byciu potępionym się skup!". Ortodoks tak się skupia na tym aspekcie potępiającym, opresyjnym w kontekście ludzkiej niedoskonałości, że nie dociera już do tego, co - na zdrowy rozsądek patrząc - powinno być tą główną reakcją: zastanowienie się nad przyczynami, mechanizmami, a potem zadziałanie w celu naprawy swojej osobowości, udoskonalenia się tak, aby w przyszłości czynić to, co jest dobre, a nie to, co jest złe.
Owo "narodzenie się z Boga" (jak u Jana 1), to narodzenie się do doskonałości. Bóg jest doskonały, a sama doskonałość jest atrybutem boskości. Mamy się doskonalić aż do poziomu boskiego: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Ewangelia Mateusza 5:48)
Ortodoksi jednak, działając zapewne z podpuszczenia szatańskiego, starają zablokować naturalne pragnienie naprawy osobowości i doskonalenia się, poprzez - w pewien sposób paradoksalne - zafiksowanie osobowości na samym stwierdzeniu jej grzeszności. Ortodoksi (a najbardziej szatan, który ich motywuje) chcą, aby grzesznik taplał się w błotku tego stwierdzenia "oj, jaki grzeszny jestem, oj jaki potępiony, oj... nie da się z tym nic zrobić i nawet nie należy nic SAMEMU z tym robić, bo może to być uznane za brak posłuszeństwa, jeśli ktoś sam się bierze za pracę nad sobą...". Tymczasem, choć faktycznie samo stwierdzenie wadliwości pewnych swoich wyborów (grzechów) oczywiście jest potrzebne, ale na tym mamy się nie zatrzymywać, lecz SZYBKO PRZEJŚĆ DO DZIAŁAŃ NAPRAWCZYCH, DO AKTYWNEGO PODEJŚCIA, KTÓRE ZMIENIA ZŁO W DOBRO.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 9:49, 23 Kwi 2025, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:19, 23 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Szacun za tak głębokie i mądre spojrzenie na nauczanie fundamentalistów.
Michał Dyszyński napisał: | Na starcie wolność NIE ZNA SIEBIE, "nie wie", do czego ma się odnosić, nie zna zasad, których miałaby się trzymać, albo w jakim stopniu/formie miałaby się ich trzymać.
Ortodoksi religijni stawiają zagadnienie moralności w sposób niezgodny z rzeczywistością, czyli zero-jedynkowo traktując grzech vs cnotę, posłuszeństwo vs bunt. Ortodoksi traktują z reguły nasze upadki na drodze ku Bogu i poprawie życia jako świadomie wybrane, a do tego z wyraźną intencją sprzeciwienia się Bogu, przykazaniom. Wciskanie tego fałszywego obrazu odpowiedzialności za czyny ma swoją skrywaną podstawę w pragnieniu ustawieniu sobie ludzi do łatwiejszego obwiniania ich i potępiania. Bo trudno byłoby komuś zarzucać winę w sytuacji, gdy uznaje się, iż dany człowiek nie tyle miał intencję zrobienia czegoś źle, ile się pogubił w swoim życiu, nie zrozumiał znaczeń w danej sytuacji, nie ogarnął poprawnie rozumienia spraw. Ortodoks chce mieć klarownie określonych grzeszników, których się potem z upodobaniem uznaje za winnych, może potępionych. |
Twoje myślenie jest dużo szersze i głębsze od tych refleksji teologów ortodoksyjnych. W zasadzie chyba nigdy u takich teologów nie spotkałem się z rozważaniami nad rzeczywistą sytuacją człowieka, która bierze pod uwagę to, że człowiek jest omylny, może pogubiony w swoich pragnieniach, ma nieprzemyślane wartości - po prostu NIE ZNA SIEBIE, a stara się jakoś każdy z nas tu na ziemi "urządzić".
Myślenie ich jest dosłownie takie, że jak człowiek grzeszy to, jest to:
- wolność człowieka (taka chyba na maksa)
- bunt i nieposłuszeństwo wobec Boga (oczywiście zaznaczają, że te bunty mają różną formę i różną skalę)
- odwrócenie się od Boga i postawienie w Jego miejsce swojego "ego"
- grzechy te najcięższe są tak po prostu świadome i dobrowolne
- człowiek tak po prostu wybiera dobro i zło
itd.
Brakuje w tej układance tego szerszego, głębszego myślenia, które ty Michał potrafisz zaprezentować. Chyba, że mają trochę racji, tylko pytanie do jakiego stopnia?..
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:41, 23 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Myślenie ich jest dosłownie takie, że jak człowiek grzeszy to, jest to:
- wolność człowieka (taka chyba na maksa)
- bunt i nieposłuszeństwo wobec Boga (oczywiście zaznaczają, że te bunty mają różną formę i różną skalę)
- odwrócenie się od Boga i postawienie w Jego miejsce swojego "ego"
- grzechy te najcięższe są tak po prostu świadome i dobrowolne
- człowiek tak po prostu wybiera dobro i zło
itd.
Brakuje w tej układance tego szerszego, głębszego myślenia, które ty Michał potrafisz zaprezentować. Chyba, że mają trochę racji, tylko pytanie do jakiego stopnia?..
 |
Dzięki za miłe słowa.
A co do ostatniego pytania z Twojego posta, to mam swoją odpowiedź: to podejście, że grzeszymy świadomie, ma rację do stopnia...
... w jakim rzeczywiście potrafimy być świadomi!
Tu jest ukryty wręcz swoisty paradoks, związany ze świadomością grzechu. Do tego, aby grzech pokonać, trzeba przecież UŚWIADOMIĆ GO SOBIE. Czyli w pewien sposób "to, co czyni grzech grzechem" (świadomość) jest jednocześnie tym samym, co ten grzech (jako jedyne) może pokonać w przyszłych zachowaniach!
Bo tylko świadomie (!) działając na siebie, możemy się trwale naprawić, tylko uświadamiając sobie, co w nas działa nieprawidłowo, możemy to celowo, czyli też trwale zmienić.
Ortodoksi mieliby jakąś formę racji, jeśliby - po wskazaniu grzeszności, czyli zdiagnozowaniu faktu, iż coś zrobiliśmy źle - dalej przeszli do etapu pracy nad naprawą tego złego stanu świadomości. Jednak ortodoksi jakby nie po to oskarżają i grzechy wytykają, aby przeć ku naprawie (nawróceniu - zmianie postaw), lecz aby babrać się w tej atmosferze potępiania, oskarżana, poniżania, z jednoczesnym niejawnym sugerowaniem, iż jak się będzie posłusznym władzy religijnej, to (z niejasnych właściwie przyczyn) ta grzeszność stanie się mniej potępiająca. Tymczasem tu nie ma wynikania!
Grzeszność można umniejszyć, jedynie DZIAŁAJĄC NA RZECZ NAPRAWY SWOICH POSTAW MENTALNYCH, a nie korząc się przed władzą. Korzenie się przed władzą nie naprawia w człowieku niczego, jest pustą, jałową postawą.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:29, 23 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | docieramy w końcu do tej granicy wolności, która wg mnie rzeczywiście tę sensowną wolność wyznacza. Wg mnie tą granicą jest OSTATECZNA TRWAŁA SATYSFAKCJA dla owej świadomości. Chcemy żyć w takiej rzeczywistości, która zapewni nam satysfakcję nienegującą samej siebie, nierozpływającą się w nicość, nierozpraszającą się. Ta najlepsza wolność ku takiej satysfakcji zmierza.
Przy czym warunek owej trwałości satysfakcji jest mocno nietrywialny. Tu nie chodzi bowiem o to, aby świadomość np. przeżywała różne przelotne przyjemności, albo aby było jej dobrze w jakimś sensie tu i teraz. Otóż nie - tu i teraz nawet satysfakcja może zostać zabrana, jeśli tylko NA DŁUŻSZĄ METĘ, W OSTATECZNYM ROZRACHUNKU osobowość swojej wiecznej satysfakcji miałaby dostąpić. |
Jeszcze chcę pociągnąć temat tej satysfakcji, bo został tylko przeze mnie zasygnalizowany, a jest bardzo ważny dla skompletowania idei wolności.
Najpierw chcę doprecyzować o jakim znaczeniu (z dość szerokiego spektrum możliwości) idei satysfakcji tu najbardziej myślę (piszę "najbardziej", bo naturalne jest też, że dalej nieraz zdarzy się jakieś "żeglowanie po kontekstach" tego pojęcia). Satysfakcje bowiem mogą być różne - przelotne, ambicjonalne, zasłużone, niezasłużone, seksualne... Mi zaś chodzi o rozumienie słowa satysfakcja w pobliżu idei dość uniwersalnego kryterium SPEŁNIENIA OSOBOWEGO. Pewne przelotne życiowe satysfakcje mogą przeciw innym formom (np. bardziej złożonym, związanym z satysfakcjonującym poczuciem, że się panuje nad swoimi zachciankami, czyli że się umie kontrolować, zewnętrzne, albo chaotyczne wpływy na kształt naszego życia), więc w przypadkach takiej kolizji znaczeń z góry zastrzegam, iż nadaję priorytet temu co jest trwałe, długofalowe, ostateczne.
Gdy piszę o "wolności" w kontekście jej związku z "satysfakcją", wtedy kieruję swój mentalny reflektor w stronę nadanie priorytetu trwałości, stabilności, czyli też NIESPRZECZNOŚCI (spójności) postaw, decyzji, pragnień. Dla mnie bardziej "wolny" jest ten, kto umiał zrezygnować z satysfakcji drobnej, jeśli weszła ona w kolizję z satysfakcją długofalową, konstruującą całościowe postrzeganie świata. Satysfakcja wyznacza zatem naszą wolność w ten sposób, że nadaje priorytet pojmowaniu świata w sposób transcendentny, celujący w to, co ostanie się, gdy odsiane zostaną błędy naszego życia.
Bez dołączenia do układanki idei satysfakcji, nie sposób jest skompletować idei wolności. Wynika to z tego, że skoro wolność bazuje na wyborach, a wybory są przecież celowe (niby teoretycznie mogą też być przypadkowe, ale chyba wszyscy czujemy, że tak osobowo patrząc, nie o to chodzi), to KONIECZNE JEST SFORMUŁOWANIE KRYTERIÓW dla tych wyborów. Satysfakcja jest tu traktowana jako forma SPEŁNIANIA SIĘ OSOBY, jako owo naturalne "coś", co powoduje, że tu nie jest wszystko jedno, że wybory czemuś służą, coś wyłaniają, a czegoś innego spowodować nie chcą. Ta satysfakcja, o której tu myślę, jest w pewien sposób bliska biblijnej idei "królestwa niebieskiego". Niebo jest stanem wiecznej satysfakcji - to chyba byłaby najkrótsza definicja. Bez idei satysfakcji nie będziemy w stanie odpowiedzieć na proste pytanie: PO CO? Po co wybierać to, a nie tamto?... Jak oceniać efekty naszych wyborów?... Jeśli nie użyje się tu idei satysfakcji, to jest tu albo wszystko jedno, albo żyjemy w chaosie, może nawet przymusie - bo wtedy robimy rzeczy, które przez nas nie są odbierane pozytywnie. Jeśliby nie było szansy na satysfakcję (albo - w negatywnej wersji - nie było możliwości unikania trwałej dyssatysfakcji) w życiu, to nie ma powodu, aby żyć, a także nie ma powodu, aby wybierać w nim cokolwiek.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 1:00, 24 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Na starcie wolność NIE ZNA SIEBIE, "nie wie", do czego ma się odnosić, nie zna zasad, których miałaby się trzymać, albo w jakim stopniu/formie miałaby się ich trzymać.
Ortodoksi religijni stawiają zagadnienie moralności w sposób niezgodny z rzeczywistością, czyli zero-jedynkowo traktując grzech vs cnotę, posłuszeństwo vs bunt. Ortodoksi traktują z reguły nasze upadki na drodze ku Bogu i poprawie życia jako świadomie wybrane, a do tego z wyraźną intencją sprzeciwienia się Bogu, przykazaniom. |
Pozwól, że wrócę jeszcze do tego fragmentu wypowiedzi. Inferniści, ortodoksi bardzo często tworzą narrację, w której tłumaczą, że to nie Bóg doprowadza ludzi do piekła, tylko ich własna wola. Potępiając ich, ratyfikuje On tylko ich własną decyzję - decyzję, którą pozostawił najzupełniej ich wyborowi. Ludzie tu na ziemi mocno grzeszą, opowiadają się za czymś, co domyślnie traktujemy jako zło. Nasze grzeszenie (za które nie ma w nas skruchy) to takie nasze "nie" wobec Boga. Każdy grzech ciężki i nie żałowany to odwrócenie się od Boga, który nie zmusza do dobrego postępowania.
W Kościołach czasami na mszy wierni modlą się za grzeszników, aby się dobrowolnie nawrócili i odrzucili grzech w swoim życiu.
Katechizm ujmuje tę "prawdę wiary" tak:
KKK 1033:Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym
Moje pytanie do ciebie, jako filozofa, chrześcijanina, jeśli pozwolisz:
Z twojego punktu widzenia, czyli kogoś, kto ma głębsze rozeznanie ludzkiej natury, ma poukładany sens pobytu człowieka na ziemi oraz zna się na ludzkich umysłach: jak to jest z tym ludzkim grzeszeniem (zwłaszcza ciężkim grzeszeniem)? Czy to nasze grzeszenie faktycznie jest na tyle z wolnego wyboru, by móc tym usprawiedliwiać wieczne potępienie? Faktem jest, że ludzie w tym świecie dopuszczają się takich czynów jak np. zabójstwa, kradzieże, cudzołóstwa, bluźnierstwa, oszustwa. To wszystko są poważne grzechy. Nie masz wrażenia, że w tej całej powyższej narracji jakby za bardzo rolę przypisuje się jakiemuś głębszemu "ja" człowieka? Dlaczego? W ogóle tego nie rozumiem.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:08, 24 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | b]Czy to nasze grzeszenie faktycznie jest na tyle z wolnego wyboru, by móc tym usprawiedliwiać wieczne potępienie?[/b] |
Po mojemu to jest tak, że wolność człowieka jest zawsze częściowa. Jeśli tak się przyjmie, to właściwie trudno jest powiedzieć, co tu jest pierwsze (jajko czy kura... ) - wolność, czy odpowiedzialność za czyny.
Jeśli się spojrzy jednostronnie na definicję grzechu, gdzie konstytuuje naszą grzeszność "świadomość i dobrowolność" danego wyboru, to świadomość zaczyna się jawić jako coś złego, jako nasze oskarżenie, jako to, co nam wręcz zawadza do zbawienia...
Ale to jest złudny odbiór, tu jest błąd zamiany przyczyny ze skutkiem. "Cwaniacy" próbują się wywinąć od odpowiedzialności metodą "na swoją nieświadomość", zaniechali rozwoju wewnętrznego z wyrachowania na zasadzie "bo jak będę więcej rozumiał, będę bardziej świadomy, to potencjalnie więcej grzechów będzie można mi przypisać, a więc - w sensie zbawienia - na tym stracę". Oni popełniają fundamentalny błąd, który jest w Biblii wyraźnie wskazany w przypowieści o talentach. Tam też zły sługa "bał się", że jak użyje tego talentu, który ma, jak go nie rozwinie, nie pomnoży (nie rozwinie świadomości), to na tym straci. Wszyscy zakopujący swoje talenty z powodu lęku, że w przeciwnym wypadku będzie można im zarzucić grzeszność, nie wzięli pod uwagę tej prostej okoliczności, że ZOSTALI NA TYM ŚWIECIE PRZEZ BOGA UMIESZCZENI PO COŚ. Tym "czymś" jest okazanie właśnie swojej mocy, przyniesienie plonu. Jeśliby ci ludzie mogli zostać przez Boga zbawieni w tym stanie, w jakim już są, to Bóg nie żałowałby im zbawienia, lecz od razu by je im zaofiarował. Ale jednak tak jest, że Bóg oczekuje, iż osobowość ZALICZY TEST ŻYCIA ziemskiego. Jeśli tak Bóg to ustalił, to sabotowanie boskiego planu jest nieposłuszeństwem i grzechem wyższego rzędu - nawet wyższego niż wielkie grzechy uczynkowe.
Nie da się zbawić osobowości, która jest tylko prostym odczuwaniem, która się nie ukształtowała, nie okazała. Nie sposób jest "zbawić nic". Osobowość niesprawdzona życiem jest "osobowością nic", czyli nie wiadomo kim ona jest, nie wiadomo, co ją uszczęśliwia.
To, że przechodzimy test życia pełni tę fundamentalną rolę, że W OGÓLE NAS TWORZY - za pomocą tego testu rodzimy się na nowo (z ducha). I dopiero to noworodzone może być zbawione.
Teologia skupiona na uczynkowej grzeszności traci z oczu ten podstawowy cel, jakim jest stworzenie naszej duchowości, aby było co zbawiać. Bez narodzenia się, bez przetestowania, z jednoczesnym ustaleniem KIM WŁAŚCIWIE JESTEŚMY, nie ma zbawienia, czyli jest odrzucenie - potępienie, tego czegoś, które w rzeczywistości jest nikim.
Inaczej mówiąc - są jakby dwa rodzaje potępienia:
1. Potępienie fundamentalne - to pierwsze, sygnalizowane w Biblii przypowieścią o talentach, w którym potępiony właściwie jest BRAK PRAWDZIWEJ OSOBOWOŚCI.
2. Potępienie wynikające z grzechów uczynkowych.
Kiedyś opisywałem moje przeżycie "doznania piekła", w którym wyraźnie było wskazanie, iż wielkiej męki doznają osobowości, które "są nikim". Doświadczenia piekła związanego z potępieniem typu 2 nie miałem, więc nie wiem, jakie ono jest. Ale nie wykluczam, że też takowe być może.
Tu jeszcze dodam, że ostatecznie owe dwa potępienia, na głębszym poziomie rozpatrywania redukują się do tego 1, czyli do braku poprawnej osobowości. Grzechy uczynkowe (a dalej potępienie z tego tytułu) są bowiem EFEKTEM NIEZDOLNOŚCI DO PRZECIWSTAWIENIA SIĘ POKUSOM, ZŁU ŚWIATA.
Człowiek wewnętrznie zintegrowany, ŚWIADOMY wybiera z zasady dobro, a nie zło, co dalej oznacz, iż jest w stanie uchronić przed grzechami uczynkowymi. Brak zintegrowanej, uporządkowanej świadomości skutkuje podatnością na rozproszenia, błędne rozpoznania i wszelkie pokusy ze strony świata. Brak tej MOCY ROZUMIENIA, KONTROLI, ZDOLNOŚCI DO KONCENTRACJI, AKTYWNEJ WOLI skutkuje tym, że osobowość ULEGA instynktom, manipulacjom wrogich ludzi, życzeniowemu (fałszującemu rzeczywistość) traktowaniu spraw, wytyczaniu nieperspektywicznych złudnych celów, mylnemu rozpoznawaniu dobra i zła (szczególnie w tym subiektywnym kontekście: co jest OSTATECZNIE dobre dla mnie, jako osoby).
Najbardziej fundamentalnym grzechem jest grzech bycia zdezorganizowaną, nieuporządkowaną świadomością, które niczym liść na wietrze, jest miotana przez naciski świata, a czego efektem są mylne stawienie sobie celów, mylne rozpoznania i decyzje.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 13:13, 24 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3264
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:10, 24 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Wszyscy zakopujący swoje talenty z powodu lęku, że w przeciwnym wypadku będzie można im zarzucić grzeszność, nie wzięli pod uwagę tej prostej okoliczności, że ZOSTALI NA TYM ŚWIECIE PRZEZ BOGA UMIESZCZENI PO COŚ. Tym "czymś" jest okazanie właśnie swojej mocy, przyniesienie plonu. Jeśliby ci ludzie mogli zostać przez Boga zbawieni w tym stanie, w jakim już są, to Bóg nie żałowałby im zbawienia, lecz od razu by je im zaofiarował. Ale jednak tak jest, że Bóg oczekuje, iż osobowość ZALICZY TEST ŻYCIA ziemskiego. Jeśli tak Bóg to ustalił, to sabotowanie boskiego planu jest nieposłuszeństwem i grzechem wyższego rzędu - nawet wyższego niż wielkie grzechy uczynkowe.
Nie da się zbawić osobowości, która jest tylko prostym odczuwaniem, która się nie ukształtowała, nie okazała. Nie sposób jest "zbawić nic". Osobowość niesprawdzona życiem jest "osobowością nic", czyli nie wiadomo kim ona jest, nie wiadomo, co ją uszczęśliwia.
To, że przechodzimy test życia pełni tę fundamentalną rolę, że W OGÓLE NAS TWORZY - za pomocą tego testu rodzimy się na nowo (z ducha). I dopiero to noworodzone może być zbawione. |
Czyli rozumiem, że Bóg nie mógł nas umieścić w warunkach przypominających raj, gdzie On nad wszystkim czuwa i wszystko kontroluje, bo po prostu w takich warunkach nie rozwijalibyśmy się, nie doskonalili. Dlatego mamy świat z takimi prawami, które co prawda umożliwiają rozwój i wzrastanie, ale jest to związane z cierpieniem różnego rodzaju, które dotyka wszystkie czujące istoty.
Czy dobrze rozumiem też, że bycie z "z krwi, z żądzy ciała, z woli męża" (J 1,10-13) to jest coś KONIECZNEGO na starcie i inaczej być nie może? Człowiek musi startować od tego, co "niskie", czy inaczej to należy rozumieć?
----
Podziwiam, że potrafisz spiąć spójnie te wszystkie nitki myślowe i zrobić z tego ogólną przemyślaną syntezę. Gdybyś kiedyś napisał książkę o tytule np. "chrześcijaństwo rozumiane na nowo" albo coś takiego, gdzie dzielisz się swoim rozumieniem wiary to na pewno książkę bym kupił i myślę, że nie tylko ja : )
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 17:11, 24 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36126
Przeczytał: 87 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:00, 24 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Czy dobrze rozumiem też, że bycie z "z krwi, z żądzy ciała, z woli męża" (J 1,10-13) to jest coś KONIECZNEGO na starcie i inaczej być nie może? Człowiek musi startować od tego, co "niskie", czy inaczej to należy rozumieć? |
Dokładnie tak!
Bóg nie zorganizował człowiekowi niepotrzebnie, albo niecelowo życia tu na Ziemi. Właśnie dzięki temu, że trzeba się o to swoje nowe narodzenie postarać, że jest ono nietrywialne, to jednocześnie jest ono:
- związane z życiem i emocjami człowieka, czyli jest JEGO, a nie czymś mu nadawanym zewnętrznie.
- każdy jest niepowtarzalną indywidualnością - a więc też i wartością (bo nie jest kolejnym produktem z produkcyjnej taśmy), jest UNIKALNY (co jest ważne jeszcze z dodatkowych powodów)
- związek z innymi ludźmi jest WPISANY W JEGO RODZENIE SIĘ, czyli też nasz związek z ludźmi przestaje wtedy być przygodną sprawą, staje się ważniejszy, niż to się zwykle rozumie, z racji na to, że inni ludzie uczestniczą w tym, kim się staliśmy (to znowu ma dodatkowe poważne konsekwencje).
- w pewien sposób to też powoduje, że człowiek jest PRAWDZIWY w tym sensie, iż te więzy, które człowieka konstytuują i łączą ze światem, potwierdzają się istnieniem innych istot (co tym bardziej ma konsekwencje bardzo poważne, w szczególności związane z kwestią przebaczenia i trwania w czyichś myślach, emocjach) - jesteśmy mentalnie "zsieciowani".
To jest mocno spleciona, "wzajemnie zazębiona" układanka. Powiązania są tu na setki (a może tysiące) sposobów (aż nie sposób jest ich wszystkich wymienić), co jednocześnie czyni cały układ bardziej spójnym (prawdziwym).
Cytat: | Gdybyś kiedyś napisał książkę o tytule np. "chrześcijaństwo rozumiane na nowo" albo coś takiego, gdzie dzielisz się swoim rozumieniem wiary to na pewno książkę bym kupił i myślę, że nie tylko ja : ) |
Ciężko mi idzie taka duża synteza, bo za szybko zaczynam wpadać w dygresje, albo tak dużo mi się zaczyna kojarzyć, że gubię wątki. Jakby ktoś mi kiedyś pomógł i sam wybierał wątki wedle (przez siebie rozpoznanych, współtworzonych) narracji, to bym się zapisał do współtworzenia dzieła, w ramach współautorstwa. Mam ten problem, że myśli do mnie przychodzą i uciekają, a niekiedy wręcz przytłaczają mnie, bo nie nadążam ich zapisywać, kojarzyć do końca w pamięci. Gubię się w nieraz w tym nadmiarze, w swoistym "przekleństwie obfitości" (ale nie grymaszę, bo z drugiej strony to jest ciekawe, czyli nie jest to przekleństwo, a może dar w tym sensie, że nie sposób jest się w życiu nudzić )
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|