Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pytanie o JA - jeszcze inne spojrzenie na sprawę
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Sob 16:09, 24 Lis 2018    Temat postu:

Cytat:
Ja tak JA DEFINIUJĘ.

No, fajnie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:56, 24 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
W mojej definicji JA można by określić czysto funkcjonalnie. Właściwie mało mnie interesuje, na ile ono "istnieje" w jakimś sensie, który ktoś odczuwa, czy wymyśla sobie.
Niesamowite :)

MD napisał:
Widzę pewne FAKTY OBSERWACYJNE:
- ludzie reagują w różny sposób - np. ktoś bojący się psów, na wzmiankę o psie, czy szczekanie dużego psa, odczuje niepokój, ktoś będzie w tej sytuacji dalej zrelaksowany
- ludzie mają różny bagaż wspomnień - ktoś kto się nauczył łapać piłkę, widząc lecącą na niego piłkę tenisową z większym prawdopodobieństwem ją złapie, niż się uchyli. Odruchowo zareaguje inaczej, niż gdyby z takimi piłkami nie miał do czynienia
- ludzie mają swoje indywidualne cechy wrodzone, a dalej wynika stąd inny zakres umiejętności, zdolności, wytworzonych odruchów warunkowych. Np. ktoś kto urodził się z upośledzeniem słuchu, będzie się w życiu opierał bardziej na innych zmysłach, np. będzie miał większą skłonność do obserwowania mimiki ludzi, aby zrozumieć co mówią, będzie starał się skompensować swoją wadę. To skutkuje wytworzeniem się innego rodzaju zachowań.
Od kiedy artefakty relatywnie stabilnych emocji, uczuc, I mysli czlowieka ida przed osobowoscia czlowieka czyli relatywnie stabilnymi emocjami, uczuciami, I myslami a ktore sa komunikowane otoczeniu w strukturze lingwistycznej (jezyk kultury narodowej) I zachowaniach jak normy kulturowe, rytualy, zwyczaje, etc.?

MD napisał:
Ogólnie można powiedzieć, że ludzie wytwarzają sobie INDYWIDUALNY ZESTAW PREZENTOWANYCH ODRUCHÓW, REAKTYWNOŚCI, UMIEJĘTNOŚCI.
"Indywidualny" to ograniczony termin w tym kontekscie, bo ludzie nie czynia tego w oderwaniu od swojej kultury narodowej, specyfiki dynamiki rodzinnej, srodowiskowej, etc.

MD napisał:
Każdy człowiek ma swój charakter, osobowość - składające się na jego JA.
Charakter czlowieka a osobowosc czlowieka to rozne fenomeny. Charakter czlowieka to jego samowartosc/character moralny. Osobowosc to relatywnie stabilne emocje, uczucia, I mysli. Czlowiek nie znajacy wlasnej wartosci jest w stanie przetwarzac emocje, uczucia, I myslec ale nie altruistycznie z wartoscia dodana dla ogolu I srodowiska.

MD napisał:
Człowiek bez JA mógłby być tylko w jednej postaci - to ktoś z absolutną amnezją, a do z totalnie upośledzoną pamięcią krótkotrwałą - taki człowiek patrzyłby na rzeczy i zdarzenia nie odnosząc ich do żadnej BAZY WSPOMNIEŃ.
To rowniez chory na demencje, ktora tworzy nowa agresywna "osobowosc" czyli niestabilne emocje, uczucia, I mysli z powodu braku spojnosci z poprzednimi.

MD napisał:
W moim modelu świadomości, JA jest praktycznie tożsame z posiadaniem owej bazy wspomnień, a także wrodzonych i nabytych reaktywności, połączonych uświadomionymi celami działania.
Wydaje mi się, że coś takiego każdy nieupośledzony człowiek posiada.
Czy JA tym właśnie "jest"? - Ja tak JA DEFINIUJĘ. Jest tu niewątpliwie arbitralność przypisania, więc ktoś może moją definicję odrzucić, mówiąc że jest ona niewłaściwa z jakiegoś powodu (o ile ktoś potrafi podać powód).
Jedynym zasadnym i merytorycznym mechanizmem ataku na moją definicję, jaki byłbym w stanie zaakceptować, jest odwołanie się do czegoś co ma wyższy priorytet w definiowaniu. Czy coś takiego jest?
Twoja robocza definicja swiadomosci ludzkiej jest redukcjonistycznej natury, bo czlowiek poznaje siebie cale zycie, zakladajac, ze zyje z poziomu swiadomosci samopoznania, a wiele ludzie nie zyje w ten sposob lecz bardziej na poziomie biologicznym.

MD napisał:
- Ewentualnie mogłaby to być UTRWALONA PRAKTYKA JĘZYKOWA, czyli już istniejący w języku zestaw desygnatów, reaktywności połączonych ze słowem JA. Z tym chyba też jest problem, bo jak na razie JA jest używane intuicyjnie - z grubsza ludzie używają tego zaimka, gdy odnoszą się do wskazania źródła celów działania, bądź też dowiązuje się do ciała, właściwego wypowiadającemu kwestię. Mówi się "ja robię to ...", bo decyzje na temat wykonywanych czynności powstają z konkretnej bazy wspomnień, wyuczonych umiejętności.
Jezyk sam w sobie jest struktura symboli uzywanych w celu porozumiewania sie osob w kulturze narodowej. Jezyk wprowadzony w slowa I czyny jest ekspresja norm, zwyczajow, I rytualow kultury narodowej lub niespojnoscia z nimi w zaleznosci od charakteru moralnego czlowieka I stanu jej/jego osobowosci w miejscu I czasie. Issler (2012) uzywa w swoich publikacjach terminu "dryfowanie" czyli zagubienie uwagi na wartosciach charakteru moralnego przez osoby, ktore po przezyciu stresu emocjonalnego potrzebuja pomocy profesjonalnej aby uniesc sie na ponownie relatywnie stabilny poziom wlasnych emocji, uczuc, I mysli I zyc w spojnosci z wlasnych charakterem moralnym czyli byc soba a nie "substytutem" siebie zaleznym od zewnetrznych czynnikow, ktore nasilone presja grupy staja sie uzaleznieniem I powoduja utrate osobowosci.

MD napisał:
Kiedy można by powiedzieć, że "ja nie istnieje"?
- Dla mnie takie stwierdzenie oznaczałoby, że ludzie nagle stracili wszystkie swoje wspomnienia, umiejętności, indywidualne preferencje i zdolność wytyczania celów działania powiązanych z tymi wspomnieniami. Nie byłoby też ja tylko wtedy, gdyby - jak w niektórych powieściach fantastycznych - panowała świadomość zbiorowa. Co jakiś czas twórcy sci-fi eksploatują tę koncepcję - świadomości zbiorowej, w ramach której poszczególne jednostki współdzielą wspomnienia, cele, odczucia. W takim układzie można by mówić, o braku ja, albo o jakimś totalnie skomplikowanym, wieloaspektowym jednym ja. Dopóki jednak mamy sytuację, że
cele działania - dają się przypisać konkretnej jednostce
charakter - daje się przypisać konkretnej jednostce
wspomnienia - dają się przypisać konkretnej jednostce.
itp...
to właśnie SAM FAKT SPÓJNOŚCI OWEGO PRZYPISANIA i (SAMO)ŚWIADOMOŚĆ z tymi przypisaniami związaną będę traktował jako dowód słuszności nazywania tego zbioru przypisań, formułowany zwrotnie słowem "ja".
"Ja", tak daleko jak zyje dany czlowiek, moze przybierac wiele rol w zyciu - czyjegos dziecka, rodzenstwa, wspolmalzonka, rodzica, dziadka, sasiada, wspolpracownika, kierowcy na drodze, etc. - ale dzialania "ja" opieraja sie na relatywnie stabilnych emocjach, uczuciach, I myslach, ktore prowadza do slow I czynow. Stad prawo wielu krajow uwzglednia klauzule niepoczytalnosci czyli dzialania w afekcie czyli w kontekscie niestabilinych emocji, uczuc, I mysli.

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Sob 17:14, 24 Lis 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:10, 24 Lis 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
MD napisał:
Człowiek bez JA mógłby być tylko w jednej postaci - to ktoś z absolutną amnezją, a do z totalnie upośledzoną pamięcią krótkotrwałą - taki człowiek patrzyłby na rzeczy i zdarzenia nie odnosząc ich do żadnej BAZY WSPOMNIEŃ.
To rowniez chory na demencje, ktora tworzy nowa agresywna "osobowosc" czyli niestabilne emocje, uczucia, I mysli z powodu braku spojnosci z poprzednimi.

Cenna uwaga.

Warto w tym kontekście dodać, że to jak funkcjonuje ja widać po pewnych zaburzeniach osobowości. Mówimy o schorzeniach "mentalnych" (w polskim języku to słowo oznacza chyba coś nieco innego, niż w angielskim, zaburzenie mentalne jest innym typem zaburzenia niż zaburzenie psychiczne). Jest grupa zaburzeń psychicznych związanych z brakiem ułożenia w swoich myślach i uczuciach... siebie - obrazu własnej osoby.
Ta grupa zaburzeń to: skłonność niekontrolowana do używek - nałogi, anoreksja, pewne postacie depresji, różne niestabilności emocjonalne, uległość otoczeniu, chroniczny brak umiejętności "pozbierania własnych myśli".
Do pewnego stopnia problem z "pozbieraniem siebie" każdego dotyczy, bo każdy (chyba... albo prawie każdy...) miewa co jakiś czas momenty zagubienia, braku zorganizowania się wewnętrznego. To takie chwile, gdy sami nie wiemy, czego chcemy, do czego powinniśmy dążyć. Ale zdrowym ludziom taki stan wewnętrznego rozwarstwienia przechodzi.
Z zaburzeniami mentalnymi na poziomie świadomości i odczuwania ja, wewnętrznego "diagnozowania siebie" łączę też tworzenie się osobowości psychopatycznych, przestępczych, a także osobowości mające problem z dzieleniem uczuć, z kochaniem innych ludzi.
Bo w pewien szczególny sposób myślimy odczuwając siebie. Intelekt "czysty", taki oderwany od uczuć, pragnień to swego rodzaju utopia, coś nie istniejącego realnie. Jak się prześledzi dokładniej ścieżki myśli (można zacząć od dowolnego problemu na start), to okaże się, że w naszych umysłach dzieje się coś w rodzaju "mentalnych oscylacji" - takiego "kursowania" uwagi od tego co zewnętrzne, a potem powrót do tego co własne. Rozpoznając cokolwiek w świecie, musimy owe bodźce zmysłowego niejako "pobrać", a potem przenieść je do swojej bazy wspomnień, wzorców odczuwania i rozpoznawania, aby je do czegoś w tej bazie przypasować. W tym zawarte są też wzorce uczuciowe, emocjonalne - na poziomie wewnętrznym nieodróżnialne od czysto intelektualnych. Inaczej myślenie w ogóle nie miałoby jak funkcjonować. Musimy mieć tę bazę wzorców-wspomnień, z której to pobieramy dopiero rozpoznanie dla bieżących doznań. Po spasowaniu tego co wewnętrzne, z tym co przyszło z zewnątrz, przychodzi rozpoznanie: np. "zaszczekał pies". Osobnik, który nigdy nie słyszał szczekania psa, gdy usłyszy to szczekanie po raz pierwszy, nie będzie mógł przeprowadzić owej operacji rozpoznawania. Dla niego to szczekanie będzie dźwiękiem bez dowiązania do czegoś znanego. Ktoś, kto z psami miał do czynienia skojarzy owo szczekanie na raz ze wszystkim, co mu się kojarzy z psami. Teraz, po tym pierwszym pobraniu rozpoznania, najczęściej dochodzi do jego doprecyzowania - tzn. umysł próbuje oczyścić "wszystko co ma związek z psami" z całej ogólności tego dowiązania i dopasować się do sytuacji bieżącej - następuje dodatkowe filtrowanie wedle wzorcowych pytań: czy może być w tym niebezpieczeństwo? Czy jest to przyjemne? Jaki to jest ten pies teraz? Co się może tutaj ważnego zdarzyć? itp....

Jeśli w momencie komunikowania bieżących doznań z bazą wspomnień-wzorców zachodzą jakiegoś szczególnego rodzaju problemy - np. lęk, niepewność, chęć stosowania jakiegoś nieakceptowanego, a szczególnie nie rozumianego wzorca społecznego - to rozpoznający przestaje być pewny swojego rozpoznania, zaś samo rozpoznanie "rozlewa się" na poboczne odczyty. Taki człowiek ma problem z rozróżnieniem tego, co ma pod swoją kontrolą, a tego co jest zewnętrzne, będące w pod kontrolą innych sił. Taki człowiek będzie mentalnie walczył o opanowanie tego chaosu, ale - jeśli czynniki zaburzające są zbyt silne - może nigdy wykonać tego zadania. To zwykle powoduje dalsze działania, reakcje dostosowawcze - np. nadmierne skupianie się na aspekcie kontroli (jak u psychopatów), autoagresję (bo walka z owym chaosem mentalnym wręcz boli, wywołuje cierpienie), próby ucieczki za wszelką cenę (np. w nałogi).
Człowiek mentalny zdrowy ma jakoś poukładane to, nad czym panować potrafi, a co jest zewnętrzne. Dalej taki człowiek jest jakoś pogodzony z tym, że nie wszystko powinien/warto kontrolować, on nie musi walczyć sam ze sobą o poprawność odczytów, o zdiagnozowanie sytuacji, w jakiej się znalazł. Szybko dochodzi w nim do konstatacji "jest OK, popatrzę co tam dalej...". Taki człowiek umie też rozpoznać co w myśleniu jest jego założeniem, a co zostało pobrane z zewnątrz. Wyklarowanie się owego obrazu ja jest ostatecznie bardzo ważnym elementem zdrowia psychicznego.
Przy czym ten obraz ja nie ma nic wspólnego z tworzeniem jakichś społeczno - kulturowych utożsamień. To zdrowe JA wręcz dystansuje się od utożsamiania się z tym, co nazwane w społeczeństwie, co jest wskazane tym, czy innym systemem wzorców uznanych przez ludzi. Bo to zdrowe JA nie czepia się obsesyjne jakiegoś dowiązania się do konkretnego "tu i teraz", ani nawet absolutnego "tam i zawsze" lecz po prostu stwierdza ogólną zgodność bieżących doznań z kryteriami oceny, dającemu ostatecznie flagę "jest OK.".
w dużym stopniu można powiązać z wyklarowaniem się świadomości, co zależy ode mnie, a co jest w gestii reszty świata.


Banjankri napisał:
Cytat:
Ja tak JA DEFINIUJĘ.

No, fajnie...

Cieszę się, że się zgodziliśmy. Bo byłem wcześniej zdziwiony, że zamiast nazywać poprzez "ja" coś, co jest i działa - czyli mechanizm spójności dla doznań, wspomnień, celów i odruchów, wcześniej chciałeś przez "ja" określać...
...coś, czego nie ma. :shock:
Tzn. stwierdzałeś, że ja nie ma, że trzeba "ja" definiować jako byt, który nie istnieje. To rzeczywiście budzi duże zdziwienie, bo po co tworzyć na coś nazwę, jeśli za chwilę powiemy, że tego czegoś nie ma.
Lepiej jest nazywać to, co jest, a nie nazywać nieistniejące; tym bardziej nazwa na nieistniejące już jest utworzona = "nie istniejące"?...

Chyba żeby...
Potraktować to jako trochę niezręczną NAZWĘ NA JAKIŚ TYP BŁĘDU/ZŁUDZENIA - tak jak mamy np. "błąd paralaksy", albo "błąd systematyczny". To by miało pewien sens, gdyby DOBRZE OKREŚLIĆ - WYMODELOWAĆ sytuację poprawną i błędną, porównując je i wskazując różnice. Inaczej komunikat od początku jest niejasny. Ja jednak jak do tej pory nie spotkałem się naprawdę z dobrym nakreśleniem owego błędu - tzn. wyjaśnieniem "jak właściwie owo błędne myślenie wygląda?", czy też co sobie myśli ktoś, kto "myśli nieistniejące myślenie"? - Bo ja nie myślę tego nieistniejącego myślenia, jako że definiuję JA przez niezaprzeczalne - przez OBSERWOWANE FUNKCJONALNOŚCI, a nie jakieś domniemania rzekomego czegoś poza obserwowane.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 21:53, 24 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:18, 27 Lis 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Samoświadomość jest jedynie szczególnym przypadkiem istnienia. Tworem powstałym z doznania. To samo tyczy się duszy, boga, czy czego tam sobie nie wymyślisz. Tobie się wydaje, że są istnienia będące czymś innymi niż konstruktami. Nie ma. Wszystko sobie wymyślasz. Istnienie, jako takie, jest trybem działania, a nie naturą przedmiotu. Szukanie jej (natury) jest więc absurdalne, bo czego byś nie znalazł, to samo to właśnie stworzyłeś.
Konstruktami czego, przez co lub kogo konstruowanymi? Ponadto, czy uważasz, że istnienie jest czymś pierwotnym i niezależnym od wyobrażeń?

Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Wto 22:20, 27 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Wto 22:51, 27 Lis 2018    Temat postu:

Cytat:
Konstruktami czego, przez co lub kogo konstruowanymi?

To jest przykład takiego własnie bezsensownego szukania. Te pytania już implikują istnienie kogoś, lub czegoś co należy odnaleźć. Tworzą błędne założenie.
Cytat:
Ponadto, czy uważasz, że istnienie jest czymś pierwotnym i niezależnym od wyobrażeń?

Nie wiem jak rozumiesz wyobraźnie (może chodziło ci o świadomość). W rozumieniu dosłownym, jako coś wytwarzającego obrazy, wyobraźnia będzie mechanizmem tworzącym istnienie. Innymi słowy, istnienie wyłania się ze stworzonego obrazu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:22, 30 Lis 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Konstruktami czego, przez co lub kogo konstruowanymi?

To jest przykład takiego własnie bezsensownego szukania. Te pytania już implikują istnienie kogoś, lub czegoś co należy odnaleźć. Tworzą błędne założenie.
Cytat:
Ponadto, czy uważasz, że istnienie jest czymś pierwotnym i niezależnym od wyobrażeń?

Nie wiem jak rozumiesz wyobraźnie (może chodziło ci o świadomość). W rozumieniu dosłownym, jako coś wytwarzającego obrazy, wyobraźnia będzie mechanizmem tworzącym istnienie. Innymi słowy, istnienie wyłania się ze stworzonego obrazu.
Dziwna ta odpowiedź twoja. Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie. Ale takie tłumaczenie świata poprzez creatio ex nihilo jest już raczej „otrzaskane”.
Natomiast z drugiej części twego wpisu wynika, że to wyobrażenia tworzone w oparciu o obserwacje, o doznawanie tworzą istnienie.
Więc jak to w końcu wg ciebie jest?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Pią 11:04, 30 Lis 2018    Temat postu:

Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pią 11:09, 30 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:30, 02 Gru 2018    Temat postu:

Rozwijając zagadnienie JA, uważam, że należy je powiązać z:
- samoświadomością (nic nowego oczywiście)
- samowiedzą, diagnozowaniem swoich cech
- refleksją nad CELAMI bytowania.

Geneza JA jest ewolucyjna, oparta właśnie na samowiedzy. Organizm, który miałby zmaksymalizować swoje szanse na przetrwanie w trudnym środowisku przyrodniczym, MUSIAŁ SIĘ DIAGNOZOWAĆ pod kątem posiadanych cech, stanu zdrowia, zdolności i umiejętności, a w dalszej kolejności swojej pozycji w stadzie/grupie. Od tego zależy przeżycie, bo np. osobnik nieprawidłowo diagnozujący swój wzrost
- gdy jest mniejszy niż w rzeczywistości, wybierałby nieprawidłowo drzewo i gałąź, do której powinien sięgnąć, aby się wspiąć i uciec tak drapieżnikowi
- gdy jest większy niż w rzeczywistości, uciekając uderzyłby w gałąź rozpostartą w poprzek drogi i po bolesnym upadku może stał się łupem drapieżnika.
Poprawne zdiagnozowanie swoich umiejętności w biegu miało kluczowe znaczenie dla zdobycia pożywienia. Osobnik, który przeszacował swoją szybkość ucieczki z większym prawdopodobieństwem padał łupem drapieżnika (gdy podchodził za blisko), zaś osobnik niedoszacowujący tej prędkości nie umiał wykorzystać w pełni swojego potencjału, żerując wyłącznie na tych bezpieczniejszych (ale i przetrzebionych przez resztę stada) żerowiskach, podczas gdy mógłby skorzystać z tych co prawda mniej bezpiecznych, ale dla niego jednak wystarczająco bezpiecznych, a przy tym dających lepsze pożywienie.
To co o sobie wiemy, co udało nam się prawidłowo zdiagnozować jest kluczowe dla przetrwania się i rozmnożenia. Jest tez kluczowe w życiu społecznym. Osobnik, który poprawnie ocenił swoją siłę w walce konkurencyjnej (np. bojach o samice) nie zostanie pokonany (może zabity) przez dużo silniejszego konkurenta, a z drugiej strony osiągnie maksimum tego, na co jest go stać (bo nie ucieknie przed konkurentem słabszym).

Zdobywanie wiedzy o własnych możliwościach, o zakresie własnej sprawczości jest właśnie tą podstawową funkcjonalnością tworzącą JA.
Jesteśmy (praktycznie) tym, co o sobie wiemy, co poprawnie określa nasze zdolności, zdobyte umiejętności, w kontekście celów, które pragniemy osiągać. Zdobywanie owej (samo)wiedzy jest więc swego rodzaju OBOWIĄZKIEM PRZETRWANIA I SUKCESU.
Przy czym te - biologiczne - podstawy i mechanizmy są tylko początkiem do budowy JA w szerszym, także tym duchowym sensie. W każdym razie ogólna zasada jest prosta: dowiedzieć się jak najwięcej o sobie - swoich możliwościach osiągania zakładanych celów, budowania mechanizmów sprawczości w kontekście świata, a w głębszym ujęciu, także względem samego siebie - czyli np. umiejętności panowania nad niepożądanymi odruchami, własnymi wadami, słabościami - w tym np. lękami, skłonnością do brawury, niecierpliwością, wywoływaniem złych reakcji otoczenia itp.

JA więc w pewnym sensie można utożsamić Z WIEDZĄ CO MOGĘ.
JA dobrze zdiagnozowane staje się podstawą do poprawnych decyzji - poprawnych, czyli dających sukces w kontekście realizacji tych celów, na jakich nam zależy. Ja zatem zadaje swojej sprawczości nieustannie pytania:
Kim jestem?
Jaki jestem?
Dlaczego, w jakich warunkach i kontekście taki jestem?
Kto tej wiedzy nie posiada, nie będzie skutecznie rozumował, będzie wciąż się gubił w ocenie świata i własnej w nim roli. Dlatego owo JA - samowiedza jest absolutnie podstawową i kluczową cechą świadomości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:35, 03 Gru 2018    Temat postu:

Pociągnę dalej temat pojęcia JA.
Pojęcie JA - tożsamości osoby w istocie stawia PROBLEM SPRAWCZOŚCI. Konkretnie można by go pociągnąć pytaniem: czy sprawczość w ogóle istnieje?
Dla większości wydaje się to pewnie pytaniem bezzasadnym - każdy wie, kiedy coś robi, a czasem nawet dlaczego to robi, więc jest sprawcą takiego, czy innego zdarzenia, okoliczności. Ale sprawa przestaje być prosta, gdy spytamy DLACZEGO ktoś coś uczynił?
- bo tego chciał?... - ale dlaczego chciał?
Jeśli ktoś np. uważa się za sprawcę pączków, które usmażył, to pytanie "dlaczego je usmażyłeś?" wyrzuci nam przyczynę usmażenia pączków poza jego osobę - np. "usmażył, bo chciał je dać swoim dzieciom", albo "usmażył, bo znał przepis", albo "usmażył, bo miał składniki, czas i ochotę na kucharzenie", "usmażył, bo go mama kiedyś nauczyła jak się owe pączki smaży" itp.. A nawet: "usmażył, bo producent patelni wyprodukował odpowiedni sprzęt do smażenia".
Można dalej argumentować, że nikt nie smaży owych pączków tak całkowicie i wyłącznie "sam z siebie", ale realizuje pomysły, koncepcje, wykorzystując zależności, które powstały poza nim. Czyli on nie jest tu na pewno jedynym powodem usmażenia pączków, lecz bliżej nieokreślona liczba okoliczności na się na to składa. Więc jak tu nazywać po prostu "sprawcą" kogoś, kto jest tylko małym trybikiem w całej tej nieskończenie skomplikowanej maszynce rzeczywistości?...
Jeśli jednak przyjmiemy tę koncepcję, uznamy że nie mamy prawa wyróżniać osoby jako sprawcy usmażenia pączków, że wszystko jest jednością splatającą się na nieskończoną liczbę sposobów, to faktycznie pojęcie JA - wyróżnionej osoby - sprawcy nam zginie. Problem w tym, ze wraz z usunięciem sprawczości, JA, ginie nam właściwie cały język i pojmowanie rzeczywistości. Tym samym mechanizmem, którym usuwamy sprawczość ja - czyli wskazaniem na brak prawa do wyróżniania osoby sprawcy z nieskończonego splotu okoliczności - zginą nam pojęcia: przyczyny i skutku, podmiotu i przedmiotu, odpowiedzialności za czyny, dalej oczywiście sensownej winy i kary, jak też zasługi, i nagrody i wiele innych. Problem z wyłonieniem przyczyny i skutku jest bowiem tej samej natury, co problem z wyłonieniem sprawcy, podmiotu, przedmiotu, czy dowolnego innego rozdziału rzeczywistości na aspekty.
Właściwie to już prawie nic nie będziemy w stanie niesprzecznie zakomunikować, bo potkniemy się o pytanie: jakim prawem w ogóle wyróżniamy ten element rzeczywistości, który chcemy naszym sformułowaniem określać? - Bo przecież obiektywnej podstawy ku skierowaniu uwagi odbiorcy komunikatu na rzecz przekazywaną w komunikacie, nie ma.
Poza tym zarzut, że sprawczość jest nieprawidłowa, bo nie wyróżnia się wyraziście w ciągach przyczynowo - skutkowych, sam opiera się o założenie, że te ciągi przyczynowo skutkowe mamy prawo uznawać za kryterium weryfikowania owej sprawczości. A jak sprawczość zanegujemy, to i zasadność przyczyny i skutku zanegujemy, a więc i własną podstawę do negowania sprawczości też zanegujemy...

Dlatego wybór filozofa w tej sytuacji wydaje się być następujący:
albo NICZEGO NIE MOGĘ TWIERDZIĆ, bo nie mam podstaw do jakiegokolwiek WYRÓŻNIENIA CZEGOKOLWIEK ze strumienia rozpoznań, myśli, zależności, jako że te zależności się na siebie nakładają, a my nie mamy predefiniowanego mechanizmu dla wyróżniania - sprawców i ich sprawczości (w tym JA), podmiotów i przedmiotów, przyczyn i skutków, a we wszystkim da się doszukać jakichś śladów, tendencji, wpływu tych aspektów, których byśmy w danym wyróżnieniu nie zawarli...
albo
musimy pogodzić się z arbitralnością, wątpliwościami, brakiem pełnej jednoznaczności i nieostatecznością wyróżnień jakie czynimy.

Nieskuteczna, bo sprzeczna wewnętrznie, jest zatem krytyka wolnej woli, która stwierdza, że działania nie mogą mieć sprawcy, ponieważ są albo zdeterminowane - bo z czegoś (zewnętrznego) wynikające, albo chaotyczne (w obu sytuacjach zatem nie można by ich zasadnie dowiązać do podmiotu wybierającego). Nieskuteczna jest dlatego, że pojęcie zdeterminowania zakłada już jako postulat rozumowania wyłonienie się dualizmu przyczyny i skutku. Bez idei przyczyny i skutku nie jesteśmy w stanie sformułować determinizmu. Tak więc przyczynowoskutkowość "jedzie na tym samym wózku", co wolność woli - tym "wózkiem" jest prawo do rozróżnienia (uznania jego zasadności pomimo niejednoznaczności i arbitralności) - raz przyczyny vs skutek, a za drugim razem decyzji wolnej osoby vs świata bez tej decyzji.
Właściwie to można by powiedzieć, że pojęcie przyczynowości jest jedynie nieosobową odmianą pojęcia sprawczości - ma ono ten sam mechanizm myślowy, więc na tej samej zasadzie powinniśmy je przyjąć, albo i odrzucić.

Jeśli jednak ostatecznie staniemy na stanowisku, że mam prawo dzielić emanacje, rozpoznania, właściwości świata i koncepcje w taki dualny sposób, to wtedy upadnie nam przyczynowoskutkowość w postaci zaprzeczającej koncepcji wolnego wyboru, a dalej koncepcji sprawczości i sprawcy - konkretnemu JA.

Tutaj niejeden zechce jednak zadać pytanie: a w takim razie Z CZEGO miałby wynikać wolny wybór?
- Odpowiedź brzmiałaby: to pytanie jest źle postawione. Bo to z czego wynika wolny wybór albo nie da się przedstawić konceptualnie, albo należałoby zakwestionować koncepcję wynikania w standardowej postaci. Inaczej mówiąc: nie ma takiego konkretnego "czegoś" z czego wybór wynika. Tego "czegoś" nie da się nazwać, bo to "coś" jest bardzo rozmytym tworem, obejmującym wszystkie zależności w danej sytuacji, a także samego wybierającego. To "coś" jest niejako wszystkim co tę sytuację tworzy, choć niekoniecznie wszystkim w równych proporcjach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:39, 06 Gru 2018    Temat postu:

Rolę JA można fajnie prześledzić na przypadkach, gdy jest ono bardzo słabe.
Weźmy takie zdarzenie [link widoczny dla zalogowanych]
- Facet po pijaku wsiada w samochód, a potem rozjeżdża nim dwie dziewczynki (w tym własną córkę).
Mamy całą rzeszę LUDZI NIESTEROWALNYCH WEWNĘTRZNIE. Są to ludzie "bez kręgosłupa", bez wiedzy o sobie, bez woli, bez ułożenia sobie kim są, kim chcieliby być. Tacy ludzie żyją wydani na pastwę swoich instynktów, impulsów. I wybory najczęściej "zjeżdżają" do obszarów najniższego potencjału, czyli ludzie ci funkcjonują zawsze oportunistycznie, po najmniejszej linii oporu.
Tak funkcjonują narkomani, alkoholicy, ludzie w różnego typu zaburzeniach emocjonalnych.

Można by zadać pytanie: czym jest decyzja?
Jak to "działa wewnętrznie", że np. nie ulżę sobie katując psa, choć mam chandrę i mam wrażenie, że lepiej bym sie poczuł wyżywając się na kimś, albo na zwierzęciu?
[link widoczny dla zalogowanych]

Oczywiście są ludzie niejako z natury łagodni. Oni nie skatują psa, bo naturalna empatia powstrzyma ich przed tym. Ale są też inne typy ludzkie, z inną ogólnie chemią mózgu - chodzą nabuzowani, pełni złych emocji, sfrustrowani. Być może mają swego rodzaju życiowego pecha, że coś zrzuciło na nich jarzmo złego charakteru, dźgający ich "kolec" złości i rozdrażnienia. Nie panują nad tymi impulsami, bo NIE MAJĄ CZYM panować.
Impulsom trzeba COŚ PRZECIWSTAWIĆ.
Tym przeciwstawieniem się złym myślom, pragnieniom, odczuciom w nas najczęściej jest właśnie ŚWIADOME JA - w nim jest zbiór (częściowo rozmyty) PROCEDUR SPÓJNOŚCI MYŚLI I DZIAŁAŃ. Pewne decyzje podejmujemy, innych nie. Są ludzie o umysłach słabych, co objawia się brakiem umiejętności przeciwstawienia się impulsom, przejściowym stanom uczuć, brakiem jakieś ogólniejszej wizji tego, do czego w życiu dążyć warto, a co byłoby przeciw NAM.
Słabe JA powoduje, że człowiek swoim myśleniem, odczuwaniem "zjeżdża" do obszarów narzuconych zewnętrznie, nie mając zdolności przeciwstawienia im WIZJI TEGO, CZYM PRAGNĘ BYĆ. Zbudować ową wizję nie jest łatwo - ona wyłania się z doświadczeń życiowych, z autoanalizy, trochę z tego, co nam zasugeruje społeczność, kultura. I nie ma tu prostej metody jak zbudować takie stabilne JA, każdy musi samodzielnie zintegrować doświadczenia życia z ową wizją. Z resztą ta wizja też jest rozmyta, nie dająca się jakoś całościowo przekazać, nakreślić. Ona jest osadzona w aspektach niemodelowalnych - także podświadomości, ukrytych emocjach, pragnieniach. Im więcej rozumiemy samych siebie, tym bardziej świadomie możemy tą wizję stosować w naszym życiu.
Jeśli człowiek działa zgodnie ze swoim JA, wtedy postrzega swoje życie jako spełnione. Człowiek notorycznie wytrącany (przez impulsy biologiczne, naciski świata) ze stanu zbliżonego do tego, co stanowi JA, będzie odczuwał dysonans, zagubienie, obcość i niedopasowanie myśli do odczuć.

A może zrezygnować z tego budowania JA?
A gdyby tak w ogóle nie oceniać niczego, brać wszystko "jak leci", jak przyszło?...
- Takie podejście wydaje się kuszące w kontekście tego, że budowa JA jest żmudna, w jakiejś części związana z bólem i cierpieniem, bo "nierówności i kanty" naszej natury, będą utrudniały nam skomunikowanie się z samym sobą, odkrycie własnej prawdziwej natury. Ale takie wyjście z sytuacji jest na krótką metę, jest rozwiązaniem pozornym. Można sobie na chwilę zapewnić komfort i luz, ale będzie to coś podobnego, jak odlot narkotyczny - ktoś, kto dał sobie żyłę, ma dobry nastrój, ale jest bezwolny, zdany na łaskę świata, pierwszy lepszy drań może takiego narkomana skopać, nawet zabić, jeśli ma taką ochotę. W tym świecie nie mamy wyjścia, nie da się zrezygnować z konstruowania poprawnej konstrukcji samowiedzy, sprawczości, kontroli, zakreślenia granic tego, co jest w naszej gestii vs tego co poza nami. Musimy walczyć o siebie, zdobywać swoje JA zwyczajnie po to, ABY PRZETRWAĆ.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:17, 06 Gru 2018    Temat postu:

Gdyby więc teraz pokusić się o jakąś definicję JA, to bym się skłaniał ku sformułowaniu:
JA jest zaawansowanym model sprawczości przejawianej w kontekście napływających doznań.

Słowo "zaawansowany" oznacza tutaj dwie rzeczy.
Po pierwsze owo zaawansowanie sprawia, że nie chodzi tylko o sprawczość w kontekście praktycznych celów, które się pojawiają, lecz i o sprawczość POZNAWCZĄ, polegająca na umiejętności klasyfikowania owych pojawiających się celów i budowania z nich hierarchii.
Po drugie zaawansowanie modelu oznacza, że obejmie on sprawczość nie tylko w kontekście działań zewnętrznych, ale i wewnętrznych, a w tym także swego rodzaju "sprawczość obserwacyjną" - decydowanie o tym, co pragniemy obserwować i pod jakim kątem, a także jakim filtrem poznawczym.

Sprawczość (także poznawcza) balansuje pomiędzy dwoma skrajnościami
- sprawczością bierną, czysto obserwacyjną, polegającą na wycofaniu sprawczości zewnętrznej, objawiającej się w jakimś działaniu.
- sprawczością czynną, czyli działaniem, stawianiem temu co zewnętrzne zadań, zmienianiem owej zewętrzności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:27, 13 Gru 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.
Czyli ani istnienie, ani podmiot nie są wg ciebie pierwotne? Więc co jest? Doznawanie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Pią 9:38, 14 Gru 2018    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.
Czyli ani istnienie, ani podmiot nie są wg ciebie pierwotne? Więc co jest? Doznawanie?

O pierwotności możemy mówić tylko i wyłącznie w kontekscie istnienia. Poniżej świadomości, pytanie o pierwotność nie zachodzi. Ty ciągle szukasz czegoś, poniżej czego już nic nie "jest", bo traktujesz istnienie jako naturę rzeczy, a nie tryb postrzegania.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pią 9:40, 14 Gru 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:20, 18 Gru 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.
Czyli ani istnienie, ani podmiot nie są wg ciebie pierwotne? Więc co jest? Doznawanie?

O pierwotności możemy mówić tylko i wyłącznie w kontekscie istnienia. Poniżej świadomości, pytanie o pierwotność nie zachodzi. Ty ciągle szukasz czegoś, poniżej czego już nic nie "jest", bo traktujesz istnienie jako naturę rzeczy, a nie tryb postrzegania.
Wg mnie naturą rzeczy jest będzlenie, a nie istnienie. Chociaż istnienie, to po prostu rodzaj będzlenia. Właściwie, to naturą Natury jest będzlenie, bo nie ma na tym „poziomie” rzeczy, które wyłaniają się, organizują się dopiero poprzez projekcję istnienia właśnie. Istnienie, to- wg mnie- oddziaływania Natury z samoświadomością; a będzlenie, to oddziaływania wszystkiego ze wszystkim...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Wto 13:32, 18 Gru 2018    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.
Czyli ani istnienie, ani podmiot nie są wg ciebie pierwotne? Więc co jest? Doznawanie?

O pierwotności możemy mówić tylko i wyłącznie w kontekscie istnienia. Poniżej świadomości, pytanie o pierwotność nie zachodzi. Ty ciągle szukasz czegoś, poniżej czego już nic nie "jest", bo traktujesz istnienie jako naturę rzeczy, a nie tryb postrzegania.
Wg mnie naturą rzeczy jest będzlenie, a nie istnienie. Chociaż istnienie, to po prostu rodzaj będzlenia. Właściwie, to naturą Natury jest będzlenie, bo nie ma na tym „poziomie” rzeczy, które wyłaniają się, organizują się dopiero poprzez projekcję istnienia właśnie. Istnienie, to- wg mnie- oddziaływania Natury z samoświadomością; a będzlenie, to oddziaływania wszystkiego ze wszystkim...

Już ci pisałem w innym temacie, żebyś się zapoznał z pojęciem Sunyaty. Ona pokaże ci pewne ograniczenia w nadawaniu atrybutów na będzlenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:10, 18 Gru 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Z pierwszej części wynika jakobyś sugerował, że istnienie jest jakieś pierwotne i samo z siebie.

W którym miejscu? Nigdy nie uważałem, że istnienie jest pierwotne, wręcz przeciwnie, jest konstruktem na doznaniu. Może zmyliła cię moja negacja konstruktora, i wywnioskowałeś, że skoro istnienie nie ma konstruktora, to jest pierwotne. Nic z tych rzeczy.
Czyli ani istnienie, ani podmiot nie są wg ciebie pierwotne? Więc co jest? Doznawanie?

O pierwotności możemy mówić tylko i wyłącznie w kontekscie istnienia. Poniżej świadomości, pytanie o pierwotność nie zachodzi. Ty ciągle szukasz czegoś, poniżej czego już nic nie "jest", bo traktujesz istnienie jako naturę rzeczy, a nie tryb postrzegania.
Wg mnie naturą rzeczy jest będzlenie, a nie istnienie. Chociaż istnienie, to po prostu rodzaj będzlenia. Właściwie, to naturą Natury jest będzlenie, bo nie ma na tym „poziomie” rzeczy, które wyłaniają się, organizują się dopiero poprzez projekcję istnienia właśnie. Istnienie, to- wg mnie- oddziaływania Natury z samoświadomością; a będzlenie, to oddziaływania wszystkiego ze wszystkim...

Już ci pisałem w innym temacie, żebyś się zapoznał z pojęciem Sunyaty. Ona pokaże ci pewne ograniczenia w nadawaniu atrybutów na będzlenie.
Niejednokrotnie sam pisałem o siunjacie na tym forum, również w kontekście Hipotezy Wszystkiego. I, z grubsza biorąc, chyba zgadzamy się co do tego punktu (widzenia). Ty chyba głębiej i dokładniej, bardziej po buddyjsku rozumiesz to pojęcie. Ale moja interpretacja siunjaty, a raczej będzlenia, jest bardzo podobna do tej z mahajany: Będzlenie to (współ)oddziaływania [wszystkiego ze wszystkim], a istnienie to (współ)oddziaływania, zależności interpretatora od tego, co podlega interpretacji jego i odwrotne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Wto 22:30, 18 Gru 2018    Temat postu:

Jak będę miał chwilę, to poszukam fajnego opisu sunyaty. Przyda się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 2:49, 28 Gru 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Jak będę miał chwilę, to poszukam fajnego opisu sunyaty. Przyda się.
Czyli trudno u ciebie o chwilę, hm? ;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Pią 9:11, 28 Gru 2018    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Jak będę miał chwilę, to poszukam fajnego opisu sunyaty. Przyda się.
Czyli trudno u ciebie o chwilę, hm? ;-P

Niestety. Grzebanie w tym temacie wymaga "specjalnej" chwili, a obecnie, wszystkie "specjalne" chwile mam zajęte :).


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pią 9:12, 28 Gru 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:05, 28 Gru 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Jak będę miał chwilę, to poszukam fajnego opisu sunyaty. Przyda się.
Czyli trudno u ciebie o chwilę, hm? ;-P

Niestety. Grzebanie w tym temacie wymaga "specjalnej" chwili, a obecnie, wszystkie "specjalne" chwile mam zajęte :).
Spoko. Aczkolwiek wydaje mi się, że twoje opieranie się na filozofii buddyjskiej jest może nieco przesadzone. Zauważyłem, że jesteś jednym z poważniejszych dyskutantów na tym forum i doceniam twoją przenikliwość rozumowania oraz głębokie zrozumienie nie tylko buddyzmu. Jednak wydaje mi się, że może niepotrzebnie na tym poprzestałeś; trochę, jak wujzboj, który stwierdził, że nie ma co rozmyślać nad czymkolwiek, co jest poza naszym pojmowaniem, poznaniem. Ale chyba wszyscy widzimy albo przynajmniej przypuszczamy, czujemy, że jest coś ponad/poza istnienie, bo ludzkie doznawanie i poznawanie jest niepełne, a nawet ułomne. Ja próbuję iść dalej w rozmyślaniach, czego efekty prezentuję nie tylko w Hipotezie Wszystkiego. Tym rozmyślaniom zapewne niemało brakuje, a Hipoteza wciąż jest niepełna i prawdopodobnie przynajmniej w jakiejś części niepoprawna. Ale nie okopuję się na jakimś konkretnym, niezmiennym stanowisku.:) Dodam jeszcze, że ta Hipoteza, to nic szczególnie nowego, bo sporo w niej z filozofii buddyjskiej właśnie, z innych źródeł, nieco z fizyki, szczególnie kwantowej i astrofizyki, kosmologii. Ale jej pewna wyjątkowość polega chyba na tym, że próbuję w niej pogodzić różne filozofie i odkrycia naukowe, szczególnie te najnowsze, niezawsze jeszcze sprawdzone...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 35 tematów


PostWysłany: Pią 23:12, 28 Gru 2018    Temat postu:

Nie reprezentuję buddyzmu, czasem się tylko do niego odwołuję, jeżeli coś jest przez buddyzm dobrze opisane. Moja definicja istnienia wydaje mi się nie być sprzeczna z buddyzmem, ale pewny nie jestem. To nie z buddyzmu ją wziąłem.
Sunyata jest bardzo ciekawym pojęciem, które często przychodzi mi do głowy, kiedy zastanawiam się nad sensem istnienia, dlatego radziłem się zapoznać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31307
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:45, 15 Lut 2019    Temat postu:

Dzisiaj przyszła mi do głowy "definicja" JA. Jest prosta i krótka:
JA jest unikalnym sposobem, wzorcem spójności w jaki obserwujący agent traktuje docierające do niego doznania.

Jeśli ów wzorzec traktowania doznań jest rozmyty, niejasno, to JA jest takie właśnie - rozmyte i niejasne. W przypadku skrajnym JA w ogóle się rozprasza, nie osiąga stopnia spójności, który zapewniałby jakiekolwiek ustrukturyzowanie kontaktu z doznaniami.

Może jeszcze napiszę skąd przyszedł mi do głowy pomysł takiej definicji. Z lektury pewnego artykułu na temat przestępcy, który porwał 11 letnią dziewczynkę, potem ją więził i gwałcił (prawda... jakie dziwaczne skojarzenia). W artykule dalej opisywano, że tenże przestępca coraz bardziej mentalnie "odpływał" - słyszał głosy nakazujące mu to czy tamto, miał przeświadczenie o kontrolowaniu umysłów itp.
W moim modelu mentalnym ów przestępca właśnie posiadał ja nieustrukturyzowane, słabe, PODATNE NA CHAOTYCZNE WPŁYWY. Cechą główną osób, które mają słabe JA jest impulsywność, brak osadzenia w jakiejś stabilności emocji, intelektu. Na granicy JA mielibyśmy zatem coś w rodzaju osobowości mnogiej - przełączanie się wzorców, jakimi obserwator interpretuje świat: raz obserwowałby ów świat jak małe dziecko, innym razem jak zdziecinniały starzec, za chwilę jak jeszcze ktoś inny. JA jest tym, co wyciąga osobowość z chaosu.
Dlaczego myśląc pozostajemy w ramach jakiejś sekwencji?
Dlaczego potrafimy utrzymać się w zadaniu - zacząć jakąś złożoną czynność, kontynuować ją, a na koniec skończyć w formie, która łączy się z przewidywaniami na temat tego co robimy, poczynionymi na początku?...
"Coś" nam tę spójność utrzymuje, coś powoduje, że nie rozlatuje się nam ona w chaotyczne poddawanie się impulsom, które akurat się napatoczyły obserwatorowi.
Owa INTEGRACJA JA jest kluczowym mechanizmem budowy i utrzymywania się JA jako tego, co jest i trwa. Myślę, że niemal każdy wie o co chodzi, a jeśli ma wątpliwości to najlepiej jest przypomnieć sobie własne stany skrajne pod tym względem - patrząc na skrajne odczucia, zaczynamy wyraźniej dostrzegać różnicę.
Stan rozproszenia - można go uzyskać intencjonalnie, najprościej pijąc w krótkim czasie kilka kaw, czy za zażywając jakieś środki pobudzające w znaczącej dawce. Nasze reakcje w owym stanie będą odpowiadały z grubsza sytuacji, gdy każde pobudzenie przychodzi osobno i niejako resetuje poprzednie doznania, wspomnienia, cele. Na naszym wewnętrznym mentalnym "ekranie" wyświetlają się coraz to nowe obrazy, a stare obrazy szybko się zacierają. Pojawiają się pragnienia, aby za chwilę odejść w niebyt, pojawiają się odczucia, ale za chwilę o nich zapominamy, bo już coś nowego się wyłoniło i skonsumowało prawie 100% dostępnej uwagi. Co chwila chcemy robić coś nowego, ale nawet do końca nie wiemy, czy "chcemy", bo owa chęć nie jest efektem niczego, co sami umiemy zdiagnozować, lecz po prostu zjawia się nie wiadomo skąd.
Stanem przeciwnym wyżej opisywanemu jest stan silnej koncentracji, skupienia się na celu i podporządkowywania rozpoznań, działań jakiemuś konkretnemu wzorcowi. Koncentracja owa może wynikać z różnych czynników - może być wywołana silną emocją (niekoniecznie kontrolowaną), np. gdy zostaniemy owładnięci lękiem i wynikającą stąd potrzebą działania - np. ucieczki. Wtedy cała nasza uwaga skupi się na owej ucieczce. Większość ludzi w jakimś stopniu potrafi utrzymać stan wzmożonej koncentracji narzucając go sobie wolą. Na jakiś czas to działa, potem zaczyna męczyć, bo zostaliśmy genetycznie zaprogramowani, aby zbytnio nie "odpływać z uwagą", aby mieć w miarę stały kontakt z otoczeniem, które może być potencjalnym zagrożeniem, czy oferować jakąś szansę.

Patrząc już na strukturę JA, to zawarte w niej będą różne HIERARCHIE SPÓJNOŚCI. To jak budujemy różne sensy w pojmowaniu i odczuwaniu jest efektem indywidualnych rozstrzygnięć, ewolucji naszej świadomości, podświadomości, uczuciowości. Jedni będą mieli te swoje sensy wyrazistsze, lepiej zintegrowane, inni działają tak, że do końca wiedzą czego chcą, co jest ich przekonaniem, nie mają jakiegoś obrazu siebie. I często to jest o tyle dobrze, że trywialny sens, uproszczony obraz siebie może dać więcej szkody, niż pożytku. Życie "rozrzuca" nam ten nasze proste sensy, szybkie klasyfikacje, oczywiste utożsamienia. Bo skupiając się (zbytnio) na lokalnych, niezsynchronizowanych poprawnie z resztą osobowości, sensach stworzymy osobowość niespójną, fałszującą notorycznie swoje reakcje, sprzeczną wewnętrznie. Zintegrowane dobrze JA broni się przed sprzecznościami, trwając w rozwoju, który nie będzie się cofał.

Czy takie JA istnieje?
- Odpowiem na to: istnieje o tyle, o ile rzeczywiście spełnia opisywaną funkcję.
Jeśli spójność się pojawia, to i pojawia się z nim JA - pojawia się dokładnie w takim stopniu, w jakim tę spójność wybudowało. Alternatywą byłby chaos - brak odniesień, brak rozpoznań, brak świadomości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin