Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Integryzm religijny jako postawa duchowego zakłamania
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 22, 23, 24  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:09, 13 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No cóż, to forum zamieniło się już trochę w sektę. Sekta pluszowego boga

Jest już guru, są jego oddani uczniowie i naśladowcy. Tak to się często kończy. Normalny socjologiczny proces

W tejże sekcie pluszowego boga dzieje się dokładnie to co we wszystkich sektach: Biblia jest "cytowana" jedynie wyrywkowo bez uwzględnienia kontekstu, tylko wtedy gdy akurat pasuje (a gdy nie pasuje to jest ignorowana), oficjalna nauka Kościoła jest bagatelizowana i już wręcz jawnie zwalczana, a członkowie tej sekty uważają się za wybitnych indywidualistów i intelektualistów, myślących niezależnie i mądrzejszych od całej pozostałej reszty. Dokładnie tak jest w każdej sekcie i z takiego właśnie myślenia rodziły się wszystkie sekty

Jak dobrze, że zawsze byłem uodporniony na sekty wszelakiej maści

Więc "argumentacja" w tej sprawie to opis uczestników dyskusji - jako "sekciarzy".
Tu cały czas pobrzmiewa (a jednocześnie sam się demaskuje) główny motyw, podstawowa idea integrystycznego myślenia: masz wszystko poświęcić w imię przynależności i w imię lojalności wobec swoich!
Integrysta ma w istocie "gdzieś" wszelkie prawdy, wszelkie idee wyższe, duchowość, dobro, miłość itp. On cały jest oddany jednej idei, postawie osobistej, pragnieniu:
Trzeba bronić swoich, być ze swoimi!
Dobro, prawda, miłość, nawet sam Bóg, są niczym wobec kwestii: Czyś ty z naszych, czy może z innych?...
Czy trzymasz ze swoimi?
Czy jesteś oddany temu liderowi, co my?
Czy jesteś posłuszny?

Bogiem - tak naprawdę bożkiem, złotym cielcem - integrysty, fundamentalisty jest jego stado i jego stadność. To na ołtarzu tego bożka integrysta złoży wszelką prawdę, miłość, empatię, nawet samego siebie. Integrysta w głębi duszy wierzy, że nie ma nic ponad bycie ze swoimi, wygrywanie w imię swoich, wywyższanie swojego plemienia, swojej formacji religijnej.
Reszta jest pretekstem, jest narzędziem manipulowania, którego celem jest ściągać do swojej grupy zwolenników, a także zwalczać grupy konkurencyjne. Integrysta poświęcił duchowość i ideały wyższe w imię poczucia wspólnotowości, w imię wspierania swego stada, rywalizowania z innymi, walki o dominację jednych grup nad pozostałymi. To jest jego prawdziwy (w sensie oddania się mentalnego) bóg.
To ja już chyba wolę nawet być "sekciarzem", który jednak uznaje Boga duchowego, niż kimś, kto wszystko poświęcił bożkowi przynależności do grupy swoich.

PS
Choć chyba idea "sekciarstwa" związana jest z bezkrytycznym oddaniem się sekcie - grupie i jej liderowi, niż byciem oddanym samodzielnym poszukiwaniom duchowym. Tak więc na pytanie kto jest bliżej tutaj idei sekciarstwa - integrysta, autorytarysta, osoba silnie związana z organizacją religijną, czy samodzielnie poszukujący Boga i prawdy - chyba jednak należałoby odpowiedzieć, iż dużo dalej jest tym samotnikom do tej idei sekciarstwa, niż tym, co wszystko, łącznie z samym sobą poświęcają w imię posłuszeństwa grupie i jej liderom.


To wszystko są tylko twoje powierzchowne karykatury całego obrazu sprawy plus puste etykietki (na przykład "integrysta", który w rzeczywistości nie istnieje). Każdy sekciarz napisałby dokładnie to samo co ty wyżej. Nigdy nie byłem oddany żadnej "przynależności plemiennej w imię ślepej lojalności", jak to skarykaturowałeś. Do idei, że to właśnie w Kościele Katolickim jest pełnia prawdy doszedłem zupełnie niezależnie, analizując przez wiele lat historię chrześcijaństwa i Biblię. Nikt mi tego nie narzucał. Nic więc dziwnego, że teraz bronię tego co uważam za słuszne. Przynajmniej mam jakiś kompas ideowy w pełni zgodny z moimi przekonaniami. Co masz ty na to miejsce? Nie masz dosłownie nic poza widzimisiostwem. Sam nie wiesz co ty właściwie wyznajesz bo u ciebie wszystko jest relatywne, rozmemłane, względne. Raz takie, raz śmakie i generalnie to nijakie. "Prawda" to u ciebie pusty frazes. Nawet gdybym napisał to samo co ty, to i tak byś to zanegował, bo prawda u ciebie nie istnieje i dane przekonanie jest u ciebie wyznawane tylko wtedy gdy jest na to zapotrzebowanie. Gdy już nie ma, to owo przekonanie może być już równie dobrze zanegowane. Nie masz nic poza swoimi widzimisiami. Wszystko wyssałeś sobie z palca i oparłeś to jedynie na mglistych intuicjach, podlewając to jednocześnie takim mądralińskim sosem, że udaje ci się sprawiać wrażenie, że są to jakieś niby natchnione mądrości. W rzeczywistości nie masz żadnego kompasu i zmierzasz po prostu donikąd. Nie uznajesz nikogo poza sobą, żadnej zewnętrznej krytyki i żadnej ewentualnej korekty też do siebie nie dopuszczasz. W tej sytuacji czczony przez ciebie pluszowy bóg może być równie dobrze szatanem. I nawet byś się nie zorientował, że ci się podstępnie podłożył pod twoje intuicje i widzimisiostwo, udając Boga Prawdziwego. Ale tak naprawdę to nie czcisz nawet tego swojego pluszowego boga. Jedyne co czcisz to swój własny bunt przeciw wszystkim autorytetom. Czcisz tak naprawdę jedynie samego siebie i swoją pychę. Jak każdy lewicowy anarchista twojego pokroju


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 16:40, 13 Lis 2023, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:49, 13 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
To wszystko są tylko twoje powierzchowne karykatury całego obrazu sprawy plus puste etykietki (na przykład "integrysta", który w rzeczywistości nie istnieje). Każdy sekciarz napisałby dokładnie to samo co ty wyżej. Nigdy nie byłem oddany żadnej."przynależności plemiennej w imię ślepej lojalności", jak to skarykaturowałeś. Do idei, że to właśnie w Kościele Katolickim jest pełnia prawdy doszedłem zupełnie niezależnie, analizując historię chrześcijaństwa i Biblię. Nikt mi tego nie narzucał. Nic więc dziwnego, że teraz bronię tego co uważam za słuszne. Przynajmniej mam jakiś kompas ideowy w pełni zgodny z moimi przekonaniami. Co masz ty na to miejsce? Nie masz dosłownie nic poza widzimisiostwem. Sam nie wiesz co ty właściwie wyznajesz bo u ciebie wszystko jest relatywne, rozmemłane, względne. Pojęcie "prawdy" to u ciebie pusty frazes. Nawet gdybym napisał to samo co ty, to i tak byś to zanegował, bo prawda u ciebie nie istnieje i dane przekonanie jest u ciebie wyznawane tylko wtedy gdy jest na to zapotrzebowanie. Gdy już nie ma, to owo przekonanie może być już równie dobrze zanegowane. Nie masz nic poza swoimi widzimisiami. Nie masz żadnego kompasu i zmierzasz donikąd. Nie uznajesz nikogo poza sobą, żadnej zewnęrznej krytyki i korekty też do siebie nie dopuszczasz, więc w tej sytuacji czczony przez ciebie pluszowy bóg może być równie dobrze szatanem i nawet byś się nie zorientował, że ci się podłożył pod twoje intuicje i widzimisiostwo, udając Boga Prawdziwego

Spieszę donieść, iż jest dokładnie odwrotnie niż piszesz, w tym, że "nie uznaję żadnej krytyki". Ja uznaję krytykę, bo ją ROZWAŻAM, czyli używam WŁASNEGO ROZUMU do rozpatrzenia czy jest ona słuszna. Bo ja w ogóle tego rozumu - programowo i bez wstydzenia się tego - używam, gdy przychodzi do osądzania spraw. Bo nie ma takiego momentu, w którym chciałbym tego mojego rozumu przy rozsądzaniu spraw odłączyć, co (właśnie to!) mi pozwala teraz zasadnie zadeklarować, że krytykę rozważam, rozsądzam ją, staram się wziąć pod uwagę. A to, że nie zmieniam zdania?...
- Nie zmieniam go w tym akurat względzie, bo już ponad pół wieku nad tymi zagadnieniami przemyśliwam, bo zebrałem dziesiątki (chyba nawet prędzej setki) przesłanek, w związkuz tym zagadnieniem, bo się brałem za bary z tym problemem przez tysiące dni i godzin. Więc jeśli ktoś uważa, że jakimś tam swoim sformułowaniem, które do mnie skieruje (a właściwie nie bardzo sobie przypominam, aby ktoś zaskoczył mnie takim argumentem, którego w ogóle wcześniej nie brałem pod uwagę, czyli jakoś go nie rozważyłem), ja już mam rezygnować z tego osądu, jaki mam, a który BIERZE POD UWAGĘ TYSIĄCE MYŚLOWYCH POWIĄZAŃ z ideami, odczuciami, intuicjami, modelami, rozumowaniami - to spieszę donieść, iż to tak nie działa. Szczególnie jeśli u tego, kto mi swoje argumenty przedstawia widzę strategię na upór w deklarowaniu swego, ignorowanie trudnych pytań i dość bezczelne wykręcanie kota ogonem, to rzeczywiście nie przyjmuję takiej argumentacji.

Zżymasz się na określenie "integrysta". Do sformułowania "fanatyk" sam się (chyba z dumą) przyznałeś. Niekonieczne jest z punktu widzenia mojej argumentacji posługiwanie się tym słowem, choć je stosuję, ze względu na to, że językowo zwyczajowo, ono chyba jest tym, które dość wiernie opisuje samą postawę mentalną - czyli wycofanie osobistego krytycyzmu wobec przekonań liderów grupy, kierowanie się w stronę absolutnego posłuszeństwa doktrynom i ludziom sprawującym władzę religijną (nie mylić z posłuszeństwem ideom wielkim boskim ideom, typu posłuszeństwo przykazaniom miłości, prawdzie, sprawiedliwości, którego to posłuszeństwa wg nawet nie zapoczątkowałeś, bo nie zdobyłeś się szczerą refleksję nad tym, co one właściwie znaczą).
Używam terminu integrysta z dwóch powodów - pierwszego: bo jest to jedno (nie jakieś bardzo długie) słowo, a drugiego, że tradycyjnie wiązane jest z postawą skrajnego scedowania wszelkich standardowo osobistych osądów na rzecz autorytetów religijnych. Nie wiem, jakie słowo byłoby tu lepsze - fundamentalista? Dogmatyk religijny?.... Można oczywiście próbować alternatyw sformułowań na jakiejś dłuższe opisujące tę postawę mentalną - np.:
- osoba, która w obszarze światopoglądowym stara się całkowicie zrezygnować ze swoich osądów na rzeczy sformułowań podanych przez autorytety.
- katolik przekonany, że znalazł się w takiej grupie ludzi na świecie, wyróżnionych spośród pozostałych religii i światopoglądów, że akurat im Bóg odmawia testu osobistego osądu, w celu wykazania swojej mocy rozumienia i wybrania Go szczerością WŁASNEGO serca i umysłu, bo akurat właśnie ci (katolicy) mają wyłączyć tę funkcją szczerości swojego umysłu... (wyznawcom choćby innych religii Bóg daje szansę wykazania swojej mocy rozpoznania samodzielnie i odkrycia tej prawdziwej religii poprzez rozpoznanie błędności przekonań, w których ich wychowano i nawrócenie się...)
- osoba przekonana, iż katolik jest z grupy tych upośledzonych mentalnie, więc powinien jak najmniej myśleć, bo sobie może tym głównie zaszkodzić, czyli lepiej będzie jak bez wnikania i pytań miałby powtarzać frazy doktrynalne za swoimi autorytetami (innym niż katolikom jest wolno, a nawet powinni myśleć krytycznie, bo ci chyba (?) powinni się nawrócić na katolicyzm...)
- osoba przekonana, że sprawy dla niej najważniejsze (zbawienie, światopogląd, podstawowa wiara) są domeną nie jej osobiście, tylko jakichś ludzi postawionych w hierarchii nad nimi.
Szukałem określeń lepszych niż "integrysta", ale na razie większość ma wady (szczególnie ta rozwlekłość sformułowań). Mogę w dyskusji z Tobą używać częściej sformułowania "fanatyczny wyznawca posłuszeństwa autorytetom religijnym" (czasem ominę dla uproszczenia niektóre słowa z tej długiej frazy). Będzie lepiej?... Bo chyba sam się przyznajesz, że do posłuszeństwa autorytetom nawołujesz... A do słowa "fanatyk" się przyznałeś.

Nie potrafię wziąć za dobrą monetę Twojej deklaracji, że "doszedłeś niezależnie" do tego, iż masz się całkowicie oddać posłuszeństwu doktrynom. Gdybym dostrzegł u Ciebie bodaj jeden przykład krytycyzmu wobec własnych przekonań, jakieś może wycofanie się z czegoś (w końcu każdemu się zdarzy), uznanie jakiejś swojej pomyłki, to może bym uznał, iż coś ROZWAŻASZ przed ARBITRALNYM STWIERDZENIEM TEGO, bo wcześniej tak miałeś uznane. Czytam Twoje posty od bardzo wielu lat i niczego takiego sugerującego uczciwe rozważania nie zaobserwowałem. Ani jednego przypadku szczerego uznania, iż możesz się mylić w jakiejś konkretnej sprawie!
O twojej epistemicznej konstrukcji, powiązanej z przekonaniem, iż należy bronić swojego stanowiska jako nieomylnego, świadczy dość wymownie to jak masowo Iribisolowi wklejałeś jego przyznanie "mogę się mylić". Z Twojej strony było to zarzut! :shock: Zarzutem (w Twoim rozumieniu zagadnień poznania) jest przyznanie się, że się można mylić. :shock: Najwyraźniej uważasz, że tą poprawną postawą jest przekonanie o tym, że deklarujący się nigdy nie myli. :shock: Z resztą czuje się, że tak argumentujesz w dyskusjach - jako nieomylny, jako nigdy nie popełniający błędu! :shock:
To w każdej dyskusji widać - nigdy nie ustępujesz, zawsze przesz do przodu, utrzymując, że jedyne błędy jakie są w dyskusji, zawsze są po stronie oponentów. To wg mnie wyraziście demaskuje sposób Twojego myślenia - opartego w istocie o paradygmat: zawsze wpieram sobie i światu, że prawdziwe jest to stanowisko, które wyznawałem do tej pory, nie dopuszczam nawet cienia wątpliwości względem swoich przekonań, bo to byłoby ustąpienie, czyli coś absolutnie nie do zaakceptowania...
Raczej, sądząc po AKTUALNEJ POSTAWIE W DYSKUSJACH, byłbym bliski hipotezie, że Ty niczego w życiu w sposób bezstronny nie rozważyłeś! Przecież nie da się (przynajmniej teraz) zaobserwować przypadku, gdy Ty coś rozważasz, stawiając sprawę pytająco, agnostycznie, zamiast z presją stwierdzać własne stanowisko. Ty i ROZWAŻANIE (myślę o rozważaniu uczciwym, a nie pozorowanym) czegoś?... :shock: :shock: :shock:
Nie dostrzegłem u Ciebie żadnej próby stawiania sobie pytań CZY coś zachodzi, jeśli tylko już masz jakieś wcześniejsze przekonanie w danej sprawie. Spostrzegam u Ciebie mentalność epistemiczną jak tej nauczycielki z tego dowcipu z czasów PRL: a teraz dzieci zapiszcie sobie zadanie domowe, w którym napiszecie rozprawkę na temat: kto jest moim wzorem i idolem, uzasadniając przy tym, dlaczego tym idolem jest właśnie Stalin.

Chyba że kiedyś byłeś inny... :think:
Mogło oczywiście też tak być, iż w jakichś tam czasach młodości zebrałeś krytycznie i bezstronnie argumenty za i przeciw, zastanowiłeś się nad nimi bez założonej preferencji zbiegania już na start do założonego przekonania i z maksymalną uczciwością intelektualną rozważyłeś każdą przesłankę - tak jak ona się jawi, bez naciągania, przeinaczania czegokolwiek, bez założonego fanatyzmu, bez ciągnięcia w stronę swoich. Może tak było, że w całkowicie nakierowanej na obiektywizm ciszy bezstronnego oglądu, będąc niczym owa ślepa Temida (nie mając względu na osoby, odrzucając oportunizm, wygodę osobistą, lęk przed odrzuceniem przez bliskie osoby, lęk przed byciem wyrzutkiem) zważyłeś te przesłanki. Ale wtedy jest pytanie: ile lat wtedy miałeś?
Jak bardzo już dojrzały osąd spraw wtedy miałeś, gdy to rozsądzałeś?...
Choć...
... czy w ogóle był u Ciebie taki moment, w którym cokolwiek rozsądzałeś bez tej życzeniowości osądu, którą tu na forum prezentujesz w postaci najwyższej z najwyższych?...
Trudno jest mi sobie wyobrazić tak dalece innego fedora, niż fedora - fanatyka dumnego ze swego fanatyzmu. :think: Ale akurat ja wiem, że mogę się mylić, więc nie będę tu wciskał kitu, iż i w tym przypadku na 100% moje wyobrażenie musi być zgodne z rzeczywistością. :(


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 0:27, 14 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2232
Przeczytał: 161 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:08, 13 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
Ostatnia wymiana tekstów Katolikusa z Wujem sugeruje że Katolikus spija idee wprost z przeczystej krynicy, wprost od Wuja. Jeśli ma jakieś wątpliwości, to je opisuje, na co Wuj odpowiada jak Katolikus ma myśleć.


To dla mnie zaszczyt, że mogę tu na forum obcować z takimi ludźmi jak Michał Dyszyński, czy Wujzboj. To wielkie szczęście (może od samego Boga, który wysłuchał mojej modlitwy wiele lat temu?), ze mam szansę z nimi dyskutować, spierać się, zadawać ważne dla mnie pytania i jestem głęboko przekonany, że oni zawsze szczerze mi odpowiadają, a najważniejsze, że ich odpowiedzi są głęboko przemyślane i widzę wiele dobrych owoców w swoim życiu dzięki temu, że dzielą się ze mną swoimi przemyśleniami odnośnie życia, wiary i filozofii.
Słuchając ich swojego rozumu nie zatraciłem. Dzięki tym ludziom nauczyłem się odważniej myśleć i przede wszystkim nie bać się myśleć!
:gitara:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 20:10, 13 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:14, 13 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To wszystko są tylko twoje powierzchowne karykatury całego obrazu sprawy plus puste etykietki (na przykład "integrysta", który w rzeczywistości nie istnieje). Każdy sekciarz napisałby dokładnie to samo co ty wyżej. Nigdy nie byłem oddany żadnej."przynależności plemiennej w imię ślepej lojalności", jak to skarykaturowałeś. Do idei, że to właśnie w Kościele Katolickim jest pełnia prawdy doszedłem zupełnie niezależnie, analizując historię chrześcijaństwa i Biblię. Nikt mi tego nie narzucał. Nic więc dziwnego, że teraz bronię tego co uważam za słuszne. Przynajmniej mam jakiś kompas ideowy w pełni zgodny z moimi przekonaniami. Co masz ty na to miejsce? Nie masz dosłownie nic poza widzimisiostwem. Sam nie wiesz co ty właściwie wyznajesz bo u ciebie wszystko jest relatywne, rozmemłane, względne. Pojęcie "prawdy" to u ciebie pusty frazes. Nawet gdybym napisał to samo co ty, to i tak byś to zanegował, bo prawda u ciebie nie istnieje i dane przekonanie jest u ciebie wyznawane tylko wtedy gdy jest na to zapotrzebowanie. Gdy już nie ma, to owo przekonanie może być już równie dobrze zanegowane. Nie masz nic poza swoimi widzimisiami. Nie masz żadnego kompasu i zmierzasz donikąd. Nie uznajesz nikogo poza sobą, żadnej zewnęrznej krytyki i korekty też do siebie nie dopuszczasz, więc w tej sytuacji czczony przez ciebie pluszowy bóg może być równie dobrze szatanem i nawet byś się nie zorientował, że ci się podłożył pod twoje intuicje i widzimisiostwo, udając Boga Prawdziwego

Spieszę donieść, iż jest dokładnie odwrotnie niż piszesz, w tym, że "nie uznaję żadnej krytyki". Ja uznaję krytykę, bo ją ROZWAŻAM, czyli używam WŁASNEGO ROZUMU do rozpatrzenia czy jest ona słuszna. Bo ja w ogóle tego rozumu - programowo i bez wstydzenia się tego - używam, gdy przychodzi do osądzania spraw. Bo nie ma takiego momentu, w którym chciałbym tego mojego rozumu przy rozsądzaniu spraw odłączyć, co (właśnie to!) mi pozwala teraz zasadnie zadeklarować, że krytykę rozważam, rozsądzam ją, staram się wziąć pod uwagę.


To są tylko ściemy. Żadnej krytyki nie bierzesz pod uwagę i słuchasz tylko siebie. Gdybym zapytał o choć jeden przypadek, gdy zmieniłeś zdanie pod wpływem czyjejś krytyki na tym forum, to nie byłbyś w stanie podać

Michał Dyszyński napisał:
A to, że nie zmieniam zdania?...
- Nie zmieniam go w tym akurat względzie, bo już ponad pół wieku nad tymi zagadnieniami przemyśliwam, bo zebrałem dziesiątki (chyba nawet prędzej setki) przesłanek, w związku z tym zagadnieniem, bo się brałem za bary z tym problemem przez tysiące dni i godzin. Więc jeśli ktoś uważa, że jakimś tam swoim sformułowaniem, które do mnie skieruje (a właściwie nie bardzo sobie przypominam, aby ktoś zaskoczył mnie takim argumentem, którego w ogóle wcześniej nie brałem pod uwagę, czyli jakoś go nie rozważyłem), ja już mam rezygnować z tego osądu, jaki mam, a który BIERZE POD UWAGĘ TYSIĄCE MYŚLOWYCH POWIĄZAŃ z ideami, odczuciami, intuicjami, modelami, rozumowaniami - to spieszę donieść, iż to tak nie działa. Szczególnie jeśli u tego, kto mi swoje argumenty przedstawia widzę strategię na upór w deklarowaniu swego, ignorowanie trudnych pytań i dość bezczelne wykręcanie kota ogonem, to rzeczywiście nie przyjmuję takiej argumentacji.


Czyli najpierw stwierdziłeś, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę zaprzeczyłeś sam sobie i stwierdziłeś, że tak właściwie to masz to w dupie. Tym samym potwierdziłeś to co mówiłem od początku. Wszystko to oczywiście po wylaniu z siebie ściany tekstu, która była zupełnie niepotrzebna, bo można to było napisać w jednym zdaniu

Michał Dyszyński napisał:
Zżymasz się na określenie "integrysta". Do sformułowania "fanatyk" sam się (chyba z dumą) przyznałeś.


Nie ma żadnego "integryzmu". To tylko etykietka liberałów twojego pokroju, którzy próbują jakoś usprawiedliwić to, że odpadli od Kościoła Katolickiego ze swoimi herezjami. Wymyślili sobie więc to, że odpadli jedynie od "integrystów". Ale nie ma żadnych "integrystów". Jest tylko Kościół Katolicki, od którego odpadli moderniści i liberałowie. Jesteś liberałem i modernistą. A modernizm został potępiony przez Kościół Katolicki:

[link widoczny dla zalogowanych]

To czy nazwałem się fanatykiem, czy nie, nie ma znaczenia. W tej polemice prezentuję doktrynę Kościoła Katolickiego, a nie swoje prywatne poglądy. Nazwanie kogoś "fanatykiem" jest negatywne jedynie z punktu widzenia takiego liberała jak ty. Z punktu widzenia takiego liberała jak ty "fanatykiem" będzie też Jezus, który oddał życie za wielu. Z punktu widzenia liberała "fanatykiem" jest każdy kto ma jakieś poglądy i ich broni. Dla liberała jest to "fanatyzm" bo liberał nie ma żadnych poglądów. On ma tylko swoje interesy w dyskusji

Michał Dyszyński napisał:
Niekonieczne jest z punktu widzenia mojej argumentacji posługiwanie się tym słowem, choć je stosuję, ze względu na to, że językowo zwyczajowo, ono chyba jest tym, które dość wiernie opisuje samą postawę mentalną - czyli wycofanie osobistego krytycyzmu wobec przekonań liderów grupy, kierowanie się w stronę absolutnego posłuszeństwa doktrynom i ludziom sprawującym władzę religijną


Jeśli moje poglądy są zbieżne z poglądami danych liderów to w tym momencie bronię również swoich poglądów. Nie możesz tego zrozumieć bo ty nie masz w zasadzie żadnych poglądów. Masz jedynie mętlik w głowie, jak każdy liberał, który codziennie ma inny pogląd na tę samą sprawę. Wystarczy, że wiatr trochę inaczej zawieje i już zmienia swój punkt widzenia, bo okazuje się, że w danej sytuacji nie zrobi już na tym interesu. W zależności od sytuacji ma różne poglądy

Michał Dyszyński napisał:
(nie mylić z posłuszeństwem ideom wielkim boskim ideom, typu posłuszeństwo przykazaniom miłości, prawdzie, sprawiedliwości,


A to ciekawe, bo te idee też wziąłeś od jakiegoś lidera. A to właśnie przed chwilą krytykowałeś u mnie

Michał Dyszyński napisał:
którego to posłuszeństwa wg nawet nie zapoczątkowałeś, bo nie zdobyłeś się szczerą refleksję nad tym, co one właściwie znaczą)


Oczywiście, że się zdobyłem ale z tej dyskusji już uciekłeś

Michał Dyszyński napisał:
Używam terminu integrysta z dwóch powodów - pierwszego: bo jest to jedno (nie jakieś bardzo długie) słowo, a drugiego, że tradycyjnie wiązane jest z postawą skrajnego scedowania wszelkich standardowo osobistych osądów na rzecz autorytetów religijnym. Nie wiem, jakie słowo byłoby tu lepsze - fundamentalista? Dogmatyk religijny?.... Można oczywiście próbować alternatyw sformułowań na jakiejś dłuższe opisujące tę postawę mentalną - np.:
- osoba, która w obszarze światopoglądowym stara się całkowicie zrezygnować ze swoich osądów na rzeczy sformułowań podanych przez autorytety.
- katolik przekonany, że znalazł się w takiej grupie ludzi na świecie, wyróżnionych spośród pozostałych religii i światopoglądów, że akurat im Bóg odmawia testu osobistego osądu, w celu wykazania swojej mocy rozumienia i wybrania Go szczerością WŁASNEGO serca i umysłu, bo akurat właśnie ci (katolicy) mają wyłączyć tę funkcją szczerości swojego umysłu... (wyznawcom choćby innych religii Bóg daje szansę wykazania swojej mocy rozpoznania samodzielnie i odkrycia tej prawdziwej religii poprzez rozpoznanie błędności przekonań, w których ich wychowano i nawrócenie się...)
- osoba przekonana, iż katolik jest z grupy tych upośledzonych mentalnie, więc powinien jak najmniej myśleć, bo sobie może tym głównie zaszkodzić, czyli lepiej będzie jak bez wnikania i pytań miałby powtarzać frazy doktrynalne za swoimi autorytetami (innym niż katolikom jest wolno, a nawet powinni myśleć krytycznie, bo ci chyba (?) powinni się nawrócić na katolicyzm...)
- osoba przekonana, że sprawy dla niej najważniejsze (zbawienie, światopogląd, podstawowa wiara) są domeną nie jej osobiście, tylko jakichś ludzi postawionych w hierarchii nad nimi.
Szukałem określeń lepszych niż "integrysta", ale na razie większość ma wady (szczególnie ta rozwlekłość sformułowań). Mogę w dyskusji z Tobą używać częściej sformułowania "fanatyczny wyznawca posłuszeństwa autorytetom religijnym" (czasem ominę dla uproszczenia niektóre słowa z tej długiej frazy). Będzie lepiej?... Bo chyba sam się przyznajesz, że do posłuszeństwa autorytetom nawołujesz...


Jak zwykle ściana tekstu a treści niewiele. Cały Dyszyński. Można to było zawrzeć w jednym zdaniu. Walczysz jak zwykle z wiatrakami i swymi chochołami. Nie ma żadnej sprzeczności między byciem posłusznym autorytetom religijnym i samodzielnością w myśleniu. Wystarczy bowiem, że doszło się samodzielnie do tych samych poglądów co te autorytety religijne. Na tym polega właśnie świadomy katolicyzm. Nie rozumiesz tego bo nie tylko nie jesteś świadomym katolikiem, ale nie jesteś nawet świadomym chrześcijaninem. Jesteś tylko deistą, który nawet nie ma pewności czy nie czci już szatana. Nie ma żadnych "integrystów". Jest tylko Kościół Katolicki i zwalczający go liberałowie twojego pokroju. A ty jesteś do tego jeszcze lewicowym anarchistą, nie mogącym strawić żadnego autorytetu

Michał Dyszyński napisał:
A do słowa "fanatyk" się przyznałeś


Apostołowie byli fanatykami bo oddali życie za wiarę. Jezus oddał życie za ludzkość. To dla ciebie abstrakcje godne pogardy bo jesteś lewicowym liberałem. A dla liberała oddanie się jakiejkolwiek idei jest nonsensem bo liberalizm polega właśnie na tym, że się jest wolnym od jakiejkolwiek idei i ma się tylko interesy. Dla liberała to idee mają się dostosowywać do interesów a nie interesy do idei

Michał Dyszyński napisał:
Nie potrafię wziąć za dobrą monetę Twojej deklaracji, że "doszedłeś niezależnie" do tego, iż masz się całkowicie oddać posłuszeństwu doktrynom. Gdybym dostrzegł u Ciebie bodaj jeden przykład krytycyzmu wobec własnych przekonań, jakieś może wycofanie się z czegoś (w końcu każdemu się zdarzy), uznanie jakiejś swojej pomyłki, to może bym uznał, iż coś ROZWAŻASZ przed ARBITRALNYM STWIERDZENIEM TEGO, bo wcześniej tak miałeś uznane. Czytam Twoje posty od bardzo wielu lat i niczego takiego sugerującego uczciwe rozważania nie zaobserwowałem. Ani jednego przypadku szczerego uznania, iż możesz się mylić w jakiejś konkretnej sprawie!
O twojej epistemicznej konstrukcji, powiązanej z przekonaniem, iż należy bronić swojego stanowiska jako nieomylnego, świadczy dość wymownie to jak masowo Iribisolowi wklejałeś jego przyznanie "mogę się mylić". Z Twojej strony było to zarzut! :shock: Zarzutem (w Twoim rozumieniu zagadnień poznania) jest przyznanie się, że się można mylić. :shock: Najwyraźniej uważasz, że tą poprawną postawą jest przekonanie o tym, że deklarujący się nigdy nie myli. :shock: Z resztą czuje się, że tak argumentujesz w dyskusjach - jako nieomylny, jako nigdy nie popełniający błędu! :shock:
To w każdej dyskusji widać - nigdy nie ustępujesz, zawsze przesz do przodu, utrzymując, że jedyne błędy jakie są w dyskusji, zawsze są po stronie oponentów. To wg mnie wyraziście demaskuje sposób Twojego myślenia - opartego w istocie o paradygmat: zawsze wpieram sobie i światu, że prawdziwe jest to stanowisko, które wyznawałem do tej pory, nie dopuszczam nawet cienia wątpliwości względem swoich przekonań, bo to byłoby ustąpienie, czyli coś absolutnie nie do zaakceptowania...
Raczej, sądząc po AKTUALNEJ POSTAWIE W DYSKUSJACH, byłbym bliski hipotezie, że Ty niczego w życiu w sposób bezstronny nie rozważyłeś! Przecież nie da się (przynajmniej teraz) zaobserwować przypadku, gdy Ty coś rozważasz, stawiając sprawę pytająco, agnostycznie, zamiast z presją stwierdzać własne stanowisko. Ty i ROZWAŻANIE (myślę o rozważaniu uczciwym, a nie pozorowanym) czegoś?... :shock: :shock: :shock:
Nie dostrzegłem u Ciebie żadnej próby stawiania sobie pytań CZY coś zachodzi, jeśli tylko już masz jakieś wcześniejsze przekonanie w danej sprawie. Spostrzegam u Ciebie mentalność epistemiczną jak tej nauczycielki z tego dowcipu z czasów PRL: a teraz dzieci zapiszcie sobie zadanie domowe, w którym napiszecie rozprawkę na temat: kto jest moim wzorem i idolem, uzasadniając przy tym, dlaczego tym idolem jest właśnie Stalin.


Znowu odleciałeś i walczysz tylko ze swoimi chochołami, bowiem twarda obrona swojego stanowiska nie ma nic wspólnego z tym, że ktoś nie doszedł do niego samodzielnie. Wszystko ci się jak zwykle pomieszało. Zarzucasz wszystkim (mi też) arbitralność bo sam nie masz nic poza arbitralnością. Nie możesz pojąć jak ktoś mógł dojść niezależnie do swoich poglądów. Nie możesz tego pojąć bo ty sam nie doszedłeś do żadnych poglądów. Cały twój światopogląd polega bowiem na tym, że nie możesz dojść do żadnego światopoglądu

Michał Dyszyński napisał:
Chyba, że kiedyś byłeś inny... :think:
Mogło oczywiście też tak być, iż w jakichś tam czasach młodości zebrałeś krytycznie i bezstronnie argumenty za i przeciw, zastanowiłeś się nad nimi bez założonej preferencji zbiegania już na start do założonego przekonania i z maksymalną uczciwością intelektualną rozważyłeś każdą przesłankę - tak jak ona się jawi, bez naciągania, przeinaczania czegokolwiek, bez założonego fanatyzmu, bez ciągnięcia w stronę swoich. Może tak było, że w całkowicie nakierowanej na obiektywizm ciszy bezstronnego oglądu, będąc niczym owa ślepa Temida (nie mając względu na osoby, odrzucając oportunizm, wygodę osobistą, lęk przed odrzuceniem przez bliskie osoby, lęk przed byciem wyrzutkiem) zważyłeś te przesłanki.


Dokładnie tak było. Dość zabawne jest patrzenie na to jak stawiasz komuś jakiś zarzut, po czym po chwili sam go obalasz bo coś do ciebie nagle dotarło

Michał Dyszyński napisał:
Ale wtedy jest pytanie: ile lat wtedy miałeś?
Jak bardzo już dojrzały osąd spraw wtedy miałeś, gdy to rozsądzałeś?...
Choć...
... czy w ogóle był u Ciebie taki moment, w którym cokolwiek rozsądzałeś bez tej życzeniowości osądu, którą tu na forum prezentujesz w postaci najwyższej z najwyższych?...
Trudno jest mi sobie wyobrazić tak dalece innego fedora, niż fedora - fanatyka dumnego ze swego fanatyzmu. :think: Ale akurat ja wiem, że mogę się mylić, więc nie będę tu wciskał kitu, iż i w tym przypadku na 100% moje wyobrażenie musi być zgodne z rzeczywistością. :(


Wiek nie ma specjalnego.znaczenia jeśli chodzi o dochodzenie do swych poglądów. Zwłaszcza jeśli weżmie się pod uwagę to, że z wiekiem ludzie raczej głupieją niż mądrzeją. Tak więc znowu wymyśliłeś marny wybieg


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 22:31, 13 Lis 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:58, 14 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
To są tylko ściemy. Żadnej krytyki nie bierzesz pod uwagę i słuchasz tylko siebie.

A to tylko Twoje arbitralne deklarcje.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A to, że nie zmieniam zdania?...
- Nie zmieniam go w tym akurat względzie, bo już ponad pół wieku nad tymi zagadnieniami przemyśliwam, bo zebrałem dziesiątki (chyba nawet prędzej setki) przesłanek, w związku z tym zagadnieniem, bo się brałem za bary z tym problemem przez tysiące dni i godzin. Więc jeśli ktoś uważa, że jakimś tam swoim sformułowaniem, które do mnie skieruje (a właściwie nie bardzo sobie przypominam, aby ktoś zaskoczył mnie takim argumentem, którego w ogóle wcześniej nie brałem pod uwagę, czyli jakoś go nie rozważyłem), ja już mam rezygnować z tego osądu, jaki mam, a który BIERZE POD UWAGĘ TYSIĄCE MYŚLOWYCH POWIĄZAŃ z ideami, odczuciami, intuicjami, modelami, rozumowaniami - to spieszę donieść, iż to tak nie działa. Szczególnie jeśli u tego, kto mi swoje argumenty przedstawia widzę strategię na upór w deklarowaniu swego, ignorowanie trudnych pytań i dość bezczelne wykręcanie kota ogonem, to rzeczywiście nie przyjmuję takiej argumentacji.


Czyli najpierw stwierdziłeś, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę zaprzeczyłeś sam sobie i stwierdziłeś, że tak właściwie to masz to w dupie.

Tradycyjnie... Nie chciało Ci się skupić na tym, że między tymi przypadkami jest różnica.
To trochę wyjaśnia, dlaczego tak czarno - biało wszystko traktujesz, dlaczego nie sposób jest podać przypadku, gdy te twarde deklaracje absolutnej negacji poglądów oponenta są Twoją reakcją. Bo zapewne uważasz, że jakbyś zrezygnował z tego prostackiego stylu, który by można sprowadzić do: "ja i tylko wyłącznie ja mam rację! A oponent nigdy nie ma racji!" - to i tak niuansów nikt by nie doczytał, nie zrozumiał. Więc walisz tym cepem. Po fedorowemu będzie to waleniem cepem i naciąganie do skrajności - maksimum emocji, ze wzgardzeniem krytycznego intelektu.
A ja...
co napisałem, to dalej uważam, że poprawnie napisałem. Jest różnica pomiędzy nie zmienianiem zdania w sytuacji gdy oponent jest cienias, nie umie podać rozsądnego argumentu (wtedy nikt rozsądny się nie daje przekonać, nie tylko ja), a do tego występuje przeciw czemuś, nad czym ja się męczę z osądem od dziesiątków lat, a nie zmienianiem zdania w ogóle. Tylko, że ten niuans (czy rzeczywiście aż taki niuans...) w fedorowej cepologii dyskusyjnej już jest za wielką subtelnością. Fedorowa cepologia to wykrzykiwanie buńczuczne o swoich racjach i tym, jak to oponent coś (obojętnie, że po przeinaczeniu, nie zrozumieniu wypowiedzi jest owo "coś").
To świadczy o tym, W CO WIERZYSZ. Wierzysz twardość i upór w deklarowaniu swego. Wierzysz w dominację osiąganą za pomocą wpierania używaniem na przemian silnej negacji (wobec oponenta) i silnego wyrażania się autorytatywnie (o własnych poglądach). Wierzysz, że jak NAZYWASZ sprawy z uporem w emocjonalny twardy sposób, to to będzie wzięte za dobrą monetę. I Boga też postrzegasz w świetle tego, w co wierzysz - on też ma być twardym, realnie okrutnym dominatorem. Twardą siłę uszanujesz. Łagodności nie zrozumiesz.
Ewangelia Mateusza, 11 cytując Jezusa napisał:
(29) Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.


fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ale wtedy jest pytanie: ile lat wtedy miałeś?
Jak bardzo już dojrzały osąd spraw wtedy miałeś, gdy to rozsądzałeś?...
Choć...
... czy w ogóle był u Ciebie taki moment, w którym cokolwiek rozsądzałeś bez tej życzeniowości osądu, którą tu na forum prezentujesz w postaci najwyższej z najwyższych?...
Trudno jest mi sobie wyobrazić tak dalece innego fedora, niż fedora - fanatyka dumnego ze swego fanatyzmu. :think: Ale akurat ja wiem, że mogę się mylić, więc nie będę tu wciskał kitu, iż i w tym przypadku na 100% moje wyobrażenie musi być zgodne z rzeczywistością. :(


Wiek nie ma specjalnego.znaczenia jeśli chodzi o dochodzenie do swych poglądów. Zwłaszcza jeśli weżmie się pod uwagę to, że z wiekiem ludzie raczej głupieją niż mądrzeją. Tak więc znowu wymyśliłeś marny wybieg

Oczywiście, że dla Ciebie to "nie ma znaczenia". Bo wygodnie Ci jest tego nie rozważyć, więc tu oczywiście wiek nie będzie miał znaczenia. Bo wierzysz, że jak arbitralnie zanegujesz nawet coś, co większość ludzi rozumie, że doświadczenie, rozwaga w osądach jednak (przynajmniej u ludzi, skłonnych do uczenia się w życiu) przychodzą z latami, to taka arbitralna negacja już sprawę załatwiła.
Wszystko możesz zanegować, bo przecież tą arbitralnością wielki mocarz jesteś. Ogłaszasz swoje i wygrywasz. No przynajmniej w swoich własnych oczach tak wygrywasz.
Choć...
Myślę, że jest niemało ludzi podobnych Tobie, takich przekonanych, że kto głośniej krzyczy i z większą arbitralnością się wypowiada, to pewnie ma rację. Dla wszelkich mentalnych cepologów to nie rozumowanie decyduje, tylko emocjonalne przedstawienie się jako dominatora. Więc ich pewnie przekonasz, tym bardziej, że nie zamierzam stawać w szranki o bycie silniej stwierdzającym swoje.

Nie wszystkich przekonasz jednak tą swoją buńczucznością i arbitralnością, tym po prostu negowaniem na zasadzie "nie, bo ja tak mówię". Są i tacy, którzy buńczuczność wezmą za objaw braku kompetencji, cepologię za prostactwo. U tych przegrałeś te swoje dyskusje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:02, 14 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To są tylko ściemy. Żadnej krytyki nie bierzesz pod uwagę i słuchasz tylko siebie.

A to tylko Twoje arbitralne deklarcje.


Bawi mnie gdy patrzę jak jedyne co jesteś w stanie zrobić to wydusić z siebie arbitralne stwierdzenie, że ktoś coś arbitralnie stwierdził. A to wszystko dlatego, że nie jesteś w stanie ruszyć jego argumentów

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A to, że nie zmieniam zdania?...
- Nie zmieniam go w tym akurat względzie, bo już ponad pół wieku nad tymi zagadnieniami przemyśliwam, bo zebrałem dziesiątki (chyba nawet prędzej setki) przesłanek, w związku z tym zagadnieniem, bo się brałem za bary z tym problemem przez tysiące dni i godzin. Więc jeśli ktoś uważa, że jakimś tam swoim sformułowaniem, które do mnie skieruje (a właściwie nie bardzo sobie przypominam, aby ktoś zaskoczył mnie takim argumentem, którego w ogóle wcześniej nie brałem pod uwagę, czyli jakoś go nie rozważyłem), ja już mam rezygnować z tego osądu, jaki mam, a który BIERZE POD UWAGĘ TYSIĄCE MYŚLOWYCH POWIĄZAŃ z ideami, odczuciami, intuicjami, modelami, rozumowaniami - to spieszę donieść, iż to tak nie działa. Szczególnie jeśli u tego, kto mi swoje argumenty przedstawia widzę strategię na upór w deklarowaniu swego, ignorowanie trudnych pytań i dość bezczelne wykręcanie kota ogonem, to rzeczywiście nie przyjmuję takiej argumentacji.


Czyli najpierw stwierdziłeś, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę zaprzeczyłeś sam sobie i stwierdziłeś, że tak właściwie to masz to w dupie.

Tradycyjnie... Nie chciało Ci się skupić na tym, że między tymi przypadkami jest różnica.
To trochę wyjaśnia, dlaczego tak czarno - biało wszystko traktujesz, dlaczego nie sposób jest podać przypadku, gdy te twarde deklaracje absolutnej negacji poglądów oponenta są Twoją reakcją. Bo zapewne uważasz, że jakbyś zrezygnował z tego prostackiego stylu, który by można sprowadzić do: "ja i tylko wyłącznie ja mam rację! A oponent nigdy nie ma racji!" - to i tak niuansów nikt by nie doczytał, nie zrozumiał. Więc walisz tym cepem. Po fedorowemu będzie to waleniem cepem i naciąganie do skrajności - maksimum emocji, ze wzgardzeniem krytycznego intelektu.
A ja...
co napisałem, to dalej uważam, że poprawnie napisałem. Jest różnica pomiędzy nie zmienianiem zdania w sytuacji gdy oponent jest cienias, nie umie podać rozsądnego argumentu (wtedy nikt rozsądny się nie daje przekonać, nie tylko ja), a do tego występuje przeciw czemuś, nad czym ja się męczę z osądem od dziesiątków lat, a nie zmienianiem zdania w ogóle. Tylko, że ten niuans (czy rzeczywiście aż taki niuans...) w fedorowej cepologii dyskusyjnej już jest za wielką subtelnością. Fedorowa cepologia to wykrzykiwanie buńczuczne o swoich racjach i tym, jak to oponent coś (obojętnie, że po przeinaczeniu, nie zrozumieniu wypowiedzi jest owo "coś").
To świadczy o tym, W CO WIERZYSZ. Wierzysz twardość i upór w deklarowaniu swego. Wierzysz w dominację osiąganą za pomocą wpierania używaniem na przemian silnej negacji (wobec oponenta) i silnego wyrażania się autorytatywnie (o własnych poglądach). Wierzysz, że jak NAZYWASZ sprawy z uporem w emocjonalny twardy sposób, to to będzie wzięte za dobrą monetę. I Boga też postrzegasz w świetle tego, w co wierzysz - on też ma być twardym, realnie okrutnym dominatorem. Twardą siłę uszanujesz. Łagodności nie zrozumiesz


Napisałem, że mamisz sam siebie bo najpierw piszesz, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę stwierdzasz, że właściwie to masz to w dupie. Dwa razy postawiłem ten zarzut i dwa razy go w zasadzie potwierdziłeś. Ale żeby to utopić to podlałeś to sosem oburzenia i okrasiłeś to "niuansami", które w zasadzie nic nie zmieniają w całym obrazie. Tradycyjnie. Nie jesteś w stanie przeskoczyć tego, że słuchasz tylko własnych widzimisiów i intuicji, więc tym samym nigdy żadna zewnętrzna krytyka do ciebie nie dotrze. Bo z zasady jest ona unieważniona

Pelikanica nawet specjalny wątek o tym założyła:

http://www.sfinia.fora.pl/rozbieranie-irracjonalizmu,29/jak-udowodnic-wariatowi-ze-jest-wariatem,24355.html#762997

To jest o tobie

Michał Dyszyński napisał:
Ewangelia Mateusza, 11 cytując Jezusa napisał:
(29) Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.


Znowu wyrwałeś wers z kontekstu i innych wypowiedzi Jezusa już nie widzisz. To jest typowo sekciarskie

Ten sam Jezus przy innej okazji:

"i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Mt 13,42)

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ale wtedy jest pytanie: ile lat wtedy miałeś?
Jak bardzo już dojrzały osąd spraw wtedy miałeś, gdy to rozsądzałeś?...
Choć...
... czy w ogóle był u Ciebie taki moment, w którym cokolwiek rozsądzałeś bez tej życzeniowości osądu, którą tu na forum prezentujesz w postaci najwyższej z najwyższych?...
Trudno jest mi sobie wyobrazić tak dalece innego fedora, niż fedora - fanatyka dumnego ze swego fanatyzmu. :think: Ale akurat ja wiem, że mogę się mylić, więc nie będę tu wciskał kitu, iż i w tym przypadku na 100% moje wyobrażenie musi być zgodne z rzeczywistością. :(


Wiek nie ma specjalnego.znaczenia jeśli chodzi o dochodzenie do swych poglądów. Zwłaszcza jeśli weżmie się pod uwagę to, że z wiekiem ludzie raczej głupieją niż mądrzeją. Tak więc znowu wymyśliłeś marny wybieg

Oczywiście, że dla Ciebie to "nie ma znaczenia". Bo wygodnie Ci jest tego nie rozważyć, więc tu oczywiście wiek nie będzie miał znaczenia. Bo wierzysz, że jak arbitralnie zanegujesz nawet coś, co większość ludzi rozumie, że doświadczenie, rozwaga w osądach jednak (przynajmniej u ludzi, skłonnych do uczenia się w życiu) przychodzą z latami, to taka arbitralna negacja już sprawę załatwiła.
Wszystko możesz zanegować, bo przecież tą arbitralnością wielki mocarz jesteś. Ogłaszasz swoje i wygrywasz. No przynajmniej w swoich własnych oczach tak wygrywasz.
Choć...
Myślę, że jest niemało ludzi podobnych Tobie, takich przekonanych, że kto głośniej krzyczy i z większą arbitralnością się wypowiada, to pewnie ma rację. Dla wszelkich mentalnych cepologów to nie rozumowanie decyduje, tylko emocjonalne przedstawienie się jako dominatora. Więc ich pewnie przekonasz, tym bardziej, że nie zamierzam stawać w szranki o bycie silniej stwierdzającym swoje.

Nie wszystkich przekonasz jednak tą swoją buńczucznością i arbitralnością, tym po prostu negowaniem na zasadzie "nie, bo ja tak mówię". Są i tacy, którzy buńczuczność wezmą za objaw braku kompetencji, cepologię za prostactwo. U tych przegrałeś te swoje dyskusje.


Jak już nie wiesz co odpisać - a tym razem znowu nie wiesz - to zawsze jeszcze przecież masz w zanadrzu swój stary wyświechtany "argument", że ktoś stwierdził coś "arbitralnie". Tyle tylko, że sam stwierdzasz to arbitralnie. Co do "uczenia się" i "doświadczenia", to są to u ciebie tylko puste frazesy. Przecież ty nikogo nie słuchasz poza samym sobą więc i tak nie uczysz się od nikogo. Nie byłeś w stanie podać ani jednego przypadku, że zmieniłeś na tym forum zdanie po czyjejś krytyce. Tak więc i tak nie słuchasz nikogo poza samym sobą i nie uczysz się od nikogo. No chyba, że coś ci akurat pasuje do tego co już uznawałeś wcześniej i wtedy sobie to od niego bierzesz. Ale nie jest to żadne "uczenie się"


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 8:10, 14 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:15, 14 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To są tylko ściemy. Żadnej krytyki nie bierzesz pod uwagę i słuchasz tylko siebie.

A to tylko Twoje arbitralne deklarcje.


Bawi mnie gdy patrzę jak jedyne co jesteś w stanie zrobić to wydusić z siebie arbitralne stwierdzenie, że ktoś coś arbitralnie stwierdził. A to wszystko dlatego, że nie jesteś w stanie ruszyć jego argumentów

Tej kolejnej deklaracji deklaracji, o jakichś argumentach, które rzekomo przedstawiłeś, rzeczywiście nie zamierzam ruszać. Jest między nami różnica językowa - to coś, co w tym wątku nastąpiło, a Ty to nazywasz "argumentem" w moim rozpoznaniu i językowej adekwatności nosi nazwę "odezwania się pod moim postem".
Odezwanie się pod czyimś postem jest pojęciem szerszym. Istnieją odezwania się, które są jakimiś argumentami, ale są i takie, które argumentacji w sensownym sensie nie niosą. W mojej (oczywiście subiektywnej, z możliwością błędu) ocenie, Twoje odezwanie się należy do tej drugiej kategorii.

fedor napisał:
Napisałem, że mamisz sam siebie bo najpierw piszesz, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę stwierdzasz, że właściwie to masz to w dupie. Dwa razy postawiłem ten zarzut i dwa razy go w zasadzie potwierdziłeś. Ale żeby to utopić to podlałeś to sosem oburzenia i okrasiłeś to "niuansami", które w zasadzie nic nie zmieniają w całym obrazie. Tradycyjnie. Nie jesteś w stanie przeskoczyć tego, że słuchasz tylko własnych widzimisiów i intuicji, więc tym samym nigdy żadna zewnętrzna krytyka do ciebie nie dotrze. Bo z zasady jest ona unieważniona

Czasem stwierdzam, że mam coś w dupie. Tak jest. Ale nie zawsze tak jest. Tak w ogóle z ludźmi bywa, że pewne rzeczy akceptują, nadając im dalszy bieg, a inne traktują jako śmieć i to dalej ignorują. To nie tylko ja tak mam.

fedor napisał:
Pelikanica nawet specjalny wątek o tym założyła:

http://www.sfinia.fora.pl/rozbieranie-irracjonalizmu,29/jak-udowodnic-wariatowi-ze-jest-wariatem,24355.html#762997

To jest o tobie

Nie wiem, czy o mnie. Ale nie wykluczam, że o mnie. Czy uważasz, że jak ktoś by nawet o Tobie założył jakiś tam wątek, to z tego należy wyciągać już jakieś daleko idące wnioski na temat Twojej osoby? Są tu wątki na Twój temat, pozakładane przez różnych userów. Rozumiem, że - wedle Twoich norm rozumowania - mówia one ważne rzeczy o Tobie?...
Nie zaglądam często do tych wątków, ale parę razy zajrzałem i zauważyłem, że tam opinie o Twojej argumentacji nie są z tych najwyższych (łagodnie rzeczy ujmując). Teraz - już na Twoje życzenie, wedle Twoich norm argumentacji - będę wiedział, że traktujesz owe wypowiedzi jako coś istotnego, jako poważne, sensowne głosy na temat jakoś Twojego dyskutowania.

fedor napisał:
Jak już nie wiesz co odpisać - a tym razem znowu nie wiesz - to zawsze jeszcze przecież masz w zanadrzu swój stary wyświechtany "argument", że ktoś stwierdził coś "arbitralnie". Tyle tylko, że sam stwierdzasz to arbitralnie. Co do "uczenia się" i "doświadczenia", to są to u ciebie tylko puste frazesy. Przecież ty nikogo nie słuchasz poza samym sobą więc i tak nie uczysz się od nikogo. Nie byłeś w stanie podać ani jednego przypadku, że zmieniłeś na tym forum zdanie po czyjejś krytyce. Tak więc i tak nie słuchasz nikogo poza samym sobą i nie uczysz się od nikogo. No chyba, że coś ci akurat pasuje do tego co już uznawałeś wcześniej i wtedy sobie to od niego bierzesz. Ale nie jest to żadne "uczenie się"

Jest aspekt arbitralności także w moich wypowiedziach. Ale mam nadzieję, że większość obserwatorów naszych dyskusji dostrzega różnicę w skali tej arbitralności, w sposobie, w jaki ona się objawia, w dążeniu vs nie dążeniu do uzgodnień.

Niewątpliwie ja też, gdy stawiam jakiś problem, to samo postawienie wprowadzam jako arbitralny element rozumowania. Inaczej się nie da. To jest arbitralność, do której się przyznaję.
Jest i druga arbitralność, do której się przyznaję - moje spostrzeżenia, moje opinie, moje uznania, iż coś rozpoznaję jak będące w tej bądź innej kategorii.
Jest jednak rodzaj arbitralności, która między nami jest wyraźnie różnicującym aspektem - to arbitralność polegająca na rozpoczęciu niemal każdego wątku od buńczucznego zadeklarowania niekompetencji interlokutora, a potem też zwykle dołożenia jakiego pejoratywnego epitetu na jego temat. Dodatkowo arbitralność w Twoim wydaniu objawia się jako twardy negacjonizm wszystkiego, co Ci piszą. Czasem nawet nie orientujesz się, że Twój oponent w czymś zgodził się z Tobą, bo tak jesteś nastawiony na negowanie, że uwagi popierające Twoje stanowiska też od razu krytykujesz, negujesz. Odnosi się wrażenie, w dyskusjach z Tobą, że oponentem jest dziecko w wieku przekory, które na każde zdanie rodziców najpierw powie "nie", zanim się w ogóle zorientuje, o co w sprawie chodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:12, 14 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To są tylko ściemy. Żadnej krytyki nie bierzesz pod uwagę i słuchasz tylko siebie.

A to tylko Twoje arbitralne deklarcje.


Bawi mnie gdy patrzę jak jedyne co jesteś w stanie zrobić to wydusić z siebie arbitralne stwierdzenie, że ktoś coś arbitralnie stwierdził. A to wszystko dlatego, że nie jesteś w stanie ruszyć jego argumentów

Tej kolejnej deklaracji deklaracji, o jakichś argumentach, które rzekomo przedstawiłeś,


Nie "rzekomo" przedstawiłem ale przedstawiłem. Wyciąłeś je i teraz możesz swobodnie pisać, że były "rzekomo"

Michał Dyszyński napisał:
rzeczywiście nie zamierzam ruszać. Jest między nami różnica językowa - to coś, co w tym wątku nastąpiło, a Ty to nazywasz "argumentem" w moim rozpoznaniu i językowej adekwatności nosi nazwę "odezwania się pod moim postem".
Odezwanie się pod czyimś postem jest pojęciem szerszym. Istnieją odezwania się, które są jakimiś argumentami, ale są i takie, które argumentacji w sensownym sensie nie niosą. W mojej (oczywiście subiektywnej, z możliwością błędu) ocenie, Twoje odezwanie się należy do tej drugiej kategorii.


Jak zwykle wyparłeś to co napisałem

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Napisałem, że mamisz sam siebie bo najpierw piszesz, że bierzesz pod uwagę krytykę, po czym za chwilę stwierdzasz, że właściwie to masz to w dupie. Dwa razy postawiłem ten zarzut i dwa razy go w zasadzie potwierdziłeś. Ale żeby to utopić to podlałeś to sosem oburzenia i okrasiłeś to "niuansami", które w zasadzie nic nie zmieniają w całym obrazie. Tradycyjnie. Nie jesteś w stanie przeskoczyć tego, że słuchasz tylko własnych widzimisiów i intuicji, więc tym samym nigdy żadna zewnętrzna krytyka do ciebie nie dotrze. Bo z zasady jest ona unieważniona

Czasem stwierdzam, że mam coś w dupie. Tak jest. Ale nie zawsze tak jest. Tak w ogóle z ludźmi bywa, że pewne rzeczy akceptują, nadając im dalszy bieg, a inne traktują jako śmieć i to dalej ignorują. To nie tylko ja tak mam.


Czyli nawet nie zaprzeczyłeś

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Pelikanica nawet specjalny wątek o tym założyła:

http://www.sfinia.fora.pl/rozbieranie-irracjonalizmu,29/jak-udowodnic-wariatowi-ze-jest-wariatem,24355.html#762997

To jest o tobie

Nie wiem, czy o mnie. Ale nie wykluczam, że o mnie. Czy uważasz, że jak ktoś by nawet o Tobie założył jakiś tam wątek, to z tego należy wyciągać już jakieś daleko idące wnioski na temat Twojej osoby? Są tu wątki na Twój temat, pozakładane przez różnych userów. Rozumiem, że - wedle Twoich norm rozumowania - mówia one ważne rzeczy o Tobie?...
Nie zaglądam często do tych wątków, ale parę razy zajrzałem i zauważyłem, że tam opinie o Twojej argumentacji nie są z tych najwyższych (łagodnie rzeczy ujmując). Teraz - już na Twoje życzenie, wedle Twoich norm argumentacji - będę wiedział, że traktujesz owe wypowiedzi jako coś istotnego, jako poważne, sensowne głosy na temat jakoś Twojego dyskutowania.


Dorobiłeś już do tego całą ideologię, jak widzę. Napisałem, że Pelikanica założyła wątek, w którym ewidentnie są nawiązania do twoich poglądów. Zresztą zabrałeś tam nawet głos tak jakbyś się bronił. Co do mnie, to jeśli ktoś zakłada o mnie wątek to polemizuję w nim

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Jak już nie wiesz co odpisać - a tym razem znowu nie wiesz - to zawsze jeszcze przecież masz w zanadrzu swój stary wyświechtany "argument", że ktoś stwierdził coś "arbitralnie". Tyle tylko, że sam stwierdzasz to arbitralnie. Co do "uczenia się" i "doświadczenia", to są to u ciebie tylko puste frazesy. Przecież ty nikogo nie słuchasz poza samym sobą więc i tak nie uczysz się od nikogo. Nie byłeś w stanie podać ani jednego przypadku, że zmieniłeś na tym forum zdanie po czyjejś krytyce. Tak więc i tak nie słuchasz nikogo poza samym sobą i nie uczysz się od nikogo. No chyba, że coś ci akurat pasuje do tego co już uznawałeś wcześniej i wtedy sobie to od niego bierzesz. Ale nie jest to żadne "uczenie się"

Jest aspekt arbitralności także w moich wypowiedziach. Ale mam nadzieję, że większość obserwatorów naszych dyskusji dostrzega różnicę w skali tej arbitralności, w sposobie, w jaki ona się objawia, w dążeniu vs nie dążeniu do uzgodnień.

Niewątpliwie ja też, gdy stawiam jakiś problem, to samo postawienie wprowadzam jako arbitralny element rozumowania. Inaczej się nie da. To jest arbitralność, do której się przyznaję.
Jest i druga arbitralność, do której się przyznaję - moje spostrzeżenia, moje opinie, moje uznania, iż coś rozpoznaję jak będące w tej bądź innej kategorii.
Jest jednak rodzaj arbitralności, która między nami jest wyraźnie różnicującym aspektem - to arbitralność polegająca na rozpoczęciu niemal każdego wątku od buńczucznego zadeklarowania niekompetencji interlokutora, a potem też zwykle dołożenia jakiego pejoratywnego epitetu na jego temat. Dodatkowo arbitralność w Twoim wydaniu objawia się jako twardy negacjonizm wszystkiego, co Ci piszą. Czasem nawet nie orientujesz się, że Twój oponent w czymś zgodził się z Tobą, bo tak jesteś nastawiony na negowanie, że uwagi popierające Twoje stanowiska też od razu krytykujesz, negujesz. Odnosi się wrażenie, w dyskusjach z Tobą, że oponentem jest dziecko w wieku przekory, które na każde zdanie rodziców najpierw powie "nie", zanim się w ogóle zorientuje, o co w sprawie chodzi.


Forum jest od tego żeby polemizować. Fora gdzie nie ma polemiki umierają, co nie zmienia faktu, że z tobą i tak specjalnej polemiki nie ma, bo ty i tak nic nie dopuszczasz do siebie i operujesz w trybie arbitralności. A ja przynajmniej dopuszczam do siebie to z czym się nie zgadzam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:50, 14 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Jak już nie wiesz co odpisać - a tym razem znowu nie wiesz - to zawsze jeszcze przecież masz w zanadrzu swój stary wyświechtany "argument", że ktoś stwierdził coś "arbitralnie". Tyle tylko, że sam stwierdzasz to arbitralnie. Co do "uczenia się" i "doświadczenia", to są to u ciebie tylko puste frazesy. Przecież ty nikogo nie słuchasz poza samym sobą więc i tak nie uczysz się od nikogo. Nie byłeś w stanie podać ani jednego przypadku, że zmieniłeś na tym forum zdanie po czyjejś krytyce. Tak więc i tak nie słuchasz nikogo poza samym sobą i nie uczysz się od nikogo. No chyba, że coś ci akurat pasuje do tego co już uznawałeś wcześniej i wtedy sobie to od niego bierzesz. Ale nie jest to żadne "uczenie się"

Jest aspekt arbitralności także w moich wypowiedziach. Ale mam nadzieję, że większość obserwatorów naszych dyskusji dostrzega różnicę w skali tej arbitralności, w sposobie, w jaki ona się objawia, w dążeniu vs nie dążeniu do uzgodnień.

Niewątpliwie ja też, gdy stawiam jakiś problem, to samo postawienie wprowadzam jako arbitralny element rozumowania. Inaczej się nie da. To jest arbitralność, do której się przyznaję.
Jest i druga arbitralność, do której się przyznaję - moje spostrzeżenia, moje opinie, moje uznania, iż coś rozpoznaję jak będące w tej bądź innej kategorii.
Jest jednak rodzaj arbitralności, która między nami jest wyraźnie różnicującym aspektem - to arbitralność polegająca na rozpoczęciu niemal każdego wątku od buńczucznego zadeklarowania niekompetencji interlokutora, a potem też zwykle dołożenia jakiego pejoratywnego epitetu na jego temat. Dodatkowo arbitralność w Twoim wydaniu objawia się jako twardy negacjonizm wszystkiego, co Ci piszą. Czasem nawet nie orientujesz się, że Twój oponent w czymś zgodził się z Tobą, bo tak jesteś nastawiony na negowanie, że uwagi popierające Twoje stanowiska też od razu krytykujesz, negujesz. Odnosi się wrażenie, w dyskusjach z Tobą, że oponentem jest dziecko w wieku przekory, które na każde zdanie rodziców najpierw powie "nie", zanim się w ogóle zorientuje, o co w sprawie chodzi.


Forum jest od tego żeby polemizować. Fora gdzie nie ma polemiki umierają, co nie zmienia faktu, że z tobą i tak specjalnej polemiki nie ma, bo ty i tak nic nie dopuszczasz do siebie i operujesz w trybie arbitralności. A ja przynajmniej dopuszczam do siebie to z czym się nie zgadzam

Zgodzę się z tym,, że forum jest do polemizowania. Sam polemizuję.
Ale jednak widzę różnicę pomiędzy polemiką na oślep (jak to u Ciebie jest normą), a polemiką, która daje szanse na jakieś dogadanie, jakąś minimalną konstruktywność. U ciebie "polemika", polega na waleniu cepem w stylu:
- najpierw twarde zanegowanie słów oponenta (często nawet bez zorientowania się, o co właściwie mu chodzi - negacja dla samej negacji
- potem dorzucenie jakichś epitetów na osobę, czy na wypowiedź (nic to nie kosztuje, a emocjom pozwala się wyżyć, ale też i demaskuje tak dyskutującego, jako osobę niepanującą nad własną chęcią sporu dla samego sporu)
- a na koniec jakieś tam deklaracje, które nawet nie próbują aspirować do odwołania się do jakichś wspólnych z oponentem wartości, tylko są odgórnym stwierdzaniem własnych przekonań, a potem powtarzaniem ich aż się oponentowi znudzi na to odpowiadać.

Fajnie jest polemizować, spierać się, ale SĄ GRANICE, poza którymi polemiczność robi się jałowa, prostacka, dziecinna. Polemika w Twoim stylu polega na masywnym stwierdzaniu, że się ma rację i powtarzaniu w kółko tych samych tez, bez odniesienia się do czegoś wspólnego czy ogólnego. Odnosi się wrażenie, jakbyś swojemu partnerowi dyskusyjnemu chciał wleźć na głowę i najlepiej tam mu na czuprynę nasrać, aby się zaprezentować jako dominator i zwycięzca, jakbyś aspekt personalny wywyższył na niebotyczne szczyty, ignorując w większości rozważanie samych idei.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:10, 14 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Jak już nie wiesz co odpisać - a tym razem znowu nie wiesz - to zawsze jeszcze przecież masz w zanadrzu swój stary wyświechtany "argument", że ktoś stwierdził coś "arbitralnie". Tyle tylko, że sam stwierdzasz to arbitralnie. Co do "uczenia się" i "doświadczenia", to są to u ciebie tylko puste frazesy. Przecież ty nikogo nie słuchasz poza samym sobą więc i tak nie uczysz się od nikogo. Nie byłeś w stanie podać ani jednego przypadku, że zmieniłeś na tym forum zdanie po czyjejś krytyce. Tak więc i tak nie słuchasz nikogo poza samym sobą i nie uczysz się od nikogo. No chyba, że coś ci akurat pasuje do tego co już uznawałeś wcześniej i wtedy sobie to od niego bierzesz. Ale nie jest to żadne "uczenie się"

Jest aspekt arbitralności także w moich wypowiedziach. Ale mam nadzieję, że większość obserwatorów naszych dyskusji dostrzega różnicę w skali tej arbitralności, w sposobie, w jaki ona się objawia, w dążeniu vs nie dążeniu do uzgodnień.

Niewątpliwie ja też, gdy stawiam jakiś problem, to samo postawienie wprowadzam jako arbitralny element rozumowania. Inaczej się nie da. To jest arbitralność, do której się przyznaję.
Jest i druga arbitralność, do której się przyznaję - moje spostrzeżenia, moje opinie, moje uznania, iż coś rozpoznaję jak będące w tej bądź innej kategorii.
Jest jednak rodzaj arbitralności, która między nami jest wyraźnie różnicującym aspektem - to arbitralność polegająca na rozpoczęciu niemal każdego wątku od buńczucznego zadeklarowania niekompetencji interlokutora, a potem też zwykle dołożenia jakiego pejoratywnego epitetu na jego temat. Dodatkowo arbitralność w Twoim wydaniu objawia się jako twardy negacjonizm wszystkiego, co Ci piszą. Czasem nawet nie orientujesz się, że Twój oponent w czymś zgodził się z Tobą, bo tak jesteś nastawiony na negowanie, że uwagi popierające Twoje stanowiska też od razu krytykujesz, negujesz. Odnosi się wrażenie, w dyskusjach z Tobą, że oponentem jest dziecko w wieku przekory, które na każde zdanie rodziców najpierw powie "nie", zanim się w ogóle zorientuje, o co w sprawie chodzi.


Forum jest od tego żeby polemizować. Fora gdzie nie ma polemiki umierają, co nie zmienia faktu, że z tobą i tak specjalnej polemiki nie ma, bo ty i tak nic nie dopuszczasz do siebie i operujesz w trybie arbitralności. A ja przynajmniej dopuszczam do siebie to z czym się nie zgadzam

Zgodzę się z tym,, że forum jest do polemizowania. Sam polemizuję.
Ale jednak widzę różnicę pomiędzy polemiką na oślep (jak to u Ciebie jest normą), a polemiką, która daje szanse na jakieś dogadanie, jakąś minimalną konstruktywność. U ciebie "polemika", polega na waleniu cepem w stylu:
- najpierw twarde zanegowanie słów oponenta (często nawet bez zorientowania się, o co właściwie mu chodzi - negacja dla samej negacji
- potem dorzucenie jakichś epitetów na osobę, czy na wypowiedź (nic to nie kosztuje, a emocjom pozwala się wyżyć, ale też i demaskuje tak dyskutującego, jako osobę niepanującą nad własną chęcią sporu dla samego sporu)
- a na koniec jakieś tam deklaracje, które nawet nie próbują aspirować do odwołania się do jakichś wspólnych z oponentem wartości, tylko są odgórnym stwierdzaniem własnych przekonań, a potem powtarzaniem ich aż się oponentowi znudzi na to odpowiadać.

Fajnie jest polemizować, spierać się, ale SĄ GRANICE, poza którymi polemiczność robi się jałowa, prostacka, dziecinna. Polemika w Twoim stylu polega na masywnym stwierdzaniu, że się ma rację i powtarzaniu w kółko tych samych tez, bez odniesienia się do czegoś wspólnego czy ogólnego. Odnosi się wrażenie, jakbyś swojemu partnerowi dyskusyjnemu chciał wleźć na głowę i najlepiej tam mu na czuprynę nasrać, aby się zaprezentować jako dominator i zwycięzca, jakbyś aspekt personalny wywyższył na niebotyczne szczyty, ignorując w większości rozważanie samych idei.


Skoro cierpicie na efekt wyparcia to nic dziwnego, że trzeba wam powtarzać argumenty aż do skutku, skoro nie trafiają. W ogóle nie wziąłeś pod uwagę tego, że istnieją różne mechanizmy psychologiczne utrudniające lub wręcz uniemożliwiające dyskusję. Ja je konsekwentnie diagnozuję. No i nie żartujmy, jakie "wspólne wartości". Niczego takiego nie poszukujesz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:06, 14 Lis 2023    Temat postu:

Aby fedora nie denerwować używaniem słowa "integrysta" będę pisał o "postawach integrystycznych". Pisząc o postawach, a nie ludziach nikogo bezpośrednio nie będę dotykał, a to, że ktoś ewentualnie miałby się poczuć tymi moimi komentarzami dotknięty, będzie już "jego inicjatywą". Bo ja nikomu łatki "integrysty" nie przyklejam, piszę tylko o postawach, którym nadałem swoją nazwę.
Co rozumiem przez "postawę integrystyczną"?
Definicja na użytek w tym wątku brzmiałaby: postawę wyznawcy religijnego będę określał jako "integrystyczną", jeśli silnie akcentuje ona właśnie integrowanie się społeczności wyznawców wokół władzy w danej wspólnocie sprawowanej przez liderów, urzędy nauczycielskie, doktrynalne. Cechą niezbywalną integryzmu jest w tej definicji też uznanie, iż zakres podporządkowania się zwykłych wyznawców owej władzy jest tak silny, iż miałby nadpisywać niemal rodzaj osobistych przekonań, szczególnie tych przekonań jakie wierny ma w swoim SUMIENIU.
Tak to definiuje ROBOCZO, w tym wątku tego terminu będę używał.

Teraz, mając już termin, którym mogę się posłużyć, opiszę przy pomocy tego terminu coś wg mnie bardzo ważnego, coś wypieranego wg mnie przez osoby o integrystycznym nastawieniu i postawach.
Owo coś jest związane z pytaniem: czy najlepszym wyznawcą religii jest bezmyślny automat, który można zaprogramować bardzo dokładnie, by ten automat robił tylko to, co programista przewidział?
Otóż twierdzę, że celem integrystycznej wizji świata i religii jest społeczności automatów.

Integrystycznie nastawieni wyznawcy ignorują ten aspekt sprawy, nie chcą mu się przyjrzeć. Gdy integrystycznie myślący chce stworzyć tego, według niego idealnego według niego wyznawcę, ten wyznawca powinien zadać owemu potencjalnemu twórcy proste pytanie: jak bardzo chcesz mnie uczynić automatem?
Albo: gdzie chcesz postawić tę granicę, w ramach której odbierzesz mi prawo do decydowania?
Wiele (kto wie, czy nie większość) iluzji pryska, jeśli się szczerze zastanowimy nad pytaniem: co, wedle najbardziej prawdopodobnego scenariusza zapewne się stanie, gdy osiągniemy dokładnie to, do czego z takim uporem dążymy?

Co się stanie, jaką społeczność wyznawców stworzymy, jeśli zrealizujemy ów cel jak najdalej posuniętego posłuszeństwa zwykłych ludzi autorytetom, którzy tworzą jakieś frazy doktrynalne?
JAK SIĘ ZREALIZUJE już w realnych odniesieniach postulat twardego posłuszeństwa i uległości autorytetom?...
Przyjrzymy się bliżej temu "idealnemu" światu stworzonemu przez integrystycznie myślących...

Oto stoi przed nami ten idealny wyznawca religii - idealny, czyli bardzo silnie (maksymalnie jako to się da) dbający o to, aby nie wykroczyć żadnym działaniem, nawet żadną myślą, poza doktrynę, którą mu ogłosiły autorytety. Ten idealny wyznawca, aby nie przekroczyć w żaden sposób tego, co mu ogłoszono, musi skądś wziąć rozpoznanie CZEGO OD NIEGO SIĘ OCZEKUJE W DANEJ SYTUACJI. Sytuacje życiowe są nie do przewidzenia z góry, standardowo w życiu po prostu improwizujemy, spotykając różnych ludzi, natykając się na różne okoliczności. Żadna mądrość nie jest w stanie nam przekazać, gdzie mamy stawiać stopy idąc do pracy, ani nawet jaką pracę mamy wybrać w naszych konkretnych warunkach życiowych. Żadna doktryna nie rozstrzygnie nam dylematu, jaką postawę należałoby przyjąć wobec płaczącego dziecka, braku parasola gdy pada deszcz, niedziałającej lodówki. To, jak tysiące innych rzeczy, każdy musi zadecydować samodzielnie, na bazie tych życiowych doświadczeń i rozumienia, które sobie zgromadził. Inaczej nie da się po prostu żyć. I teraz w ten układ wprowadzamy nowy element - konieczność absolutnej podległości jakiejś tam doktrynie. Doktryna będzie jakimś tam sformułowaniem słownym, które by należało zinterpretować w kontekście, jak się ona stosuje już konkretnie w danej sytuacji. CZYM miałby to wyznawca ustalić, jak doktrynę zastosować?...
- Normalnie takie kwestie rozstrzyga swoim umysłem, ale tutaj ma dodatkowy narzucony paradygmat OKAZANIA POSŁUSZEŃSTWA, PRZEDŁOŻENIA DOKTRYNY PONAD OSOBISTY OSĄD. Tylko JAK przedłożyć doktrynę ponad swój osąd, nie używając do tego właśnie owego osądu?...
- Ja nie widzę tu szansy na zrealizowanie takiego zadania. Przedłożenie czegokolwiek ponad osąd człowieka i tak może się dokonać albo tym osądem (ale wtedy będzie źle, bo ktoś się osądem posłużył, a powinien z niego zrezygnować na rzeczy posłużenia się samą doktryną), albo...
... można jeszcze w ogóle zaniechać jakiegokolwiek działania!
I to jest ta najbardziej skuteczna reakcja na postulat nie stosowania swojego osądu - bierność, rezygnacja, zaniechanie.
Jeśli nic nie robię, to nie stosują osądu; nie ma się o co mnie czepić. Zrealizowałem nakaz!

Jest takie przysłowie "nie myli się ten, kto nic nie robi". To przysłowie bardzo pięknie odpowiada sytuacji mentalnej, która konstruuje się jako efekt realizacji integrystycznego z ducha postulatu wycofania swojego osądu (z racji na to, że jest jakimś osąd doktrynalny, który powinien go nadpisać) - tą sytuacją opisują takie słowa jak:
- bierność,
- automatyzm
- wycofanie.
- niepewność, nie dająca się usunąć, bo nigdy nie będzie wiadomo, czy dana osoba już spełniła wymogi doktryny, czy nie, skoro zanegowano jej jedyny dostępny jej mechanizm, którym mogłaby to uslalić - własny osąd.
Świat idealnej realizacji postulatów integrystycznego myślenia to świat osób zredukowanych do automatów, którzy w zalęknieniu skupiają się na nie reagowaniu, nie decydowaniu, nie działaniu, bo przecież wszystko to może okazać się okazaniem nieposłuszeństwa wobec doktryn, których nawet nie wolno jest zrozumieć, jako że każda próba zrozumienia już byłaby posłużeniem się tym, co zakazane - własnym osądem zamiast doktryną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2232
Przeczytał: 161 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:56, 14 Lis 2023    Temat postu:

Krótko mówiąc na pytanie:
"Co się stanie, jaką społeczność wyznawców stworzymy, jeśli zrealizujemy ów cel jak najdalej posuniętego posłuszeństwa zwykłych ludzi autorytetom, którzy tworzą jakieś frazy doktrynalne?"

Odpowiedź brzmi: społeczność ludzi, którzy staną się umysłowymi kalekami. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:43, 15 Lis 2023    Temat postu:

Katolikus napisał:
Krótko mówiąc na pytanie:
"Co się stanie, jaką społeczność wyznawców stworzymy, jeśli zrealizujemy ów cel jak najdalej posuniętego posłuszeństwa zwykłych ludzi autorytetom, którzy tworzą jakieś frazy doktrynalne?"

Odpowiedź brzmi: społeczność ludzi, którzy staną się umysłowymi kalekami. :think:

Właśnie tak. Społeczność botów, bytów wypranych z wolności.
Najdoskonalszym wyznawcą integrystycznej religii jest bot - nie stawia pytań, głosi dokładnie to, co mu zapisał programista, jest bezwzględnie posłuszny.
Człowiek poddany presji integryzmu będzie się starał upodobnić do bota. Bo to jest ta idea, która jest zapisana w tym ideale posłuszeństwa doktrynom. Człowiek taki nie będzie wiedział gdzie się podziać ze swoimi talentami danymi od Boga, będzie szukał jakiejś dziury do zakopania ich, przestraszony i zawstydzony w swojej świadomości, że może jeszcze trochę myśli, trochę czuje, a przecież (rzekomo) powinien literalnie głosić to, co mu nakazano. Będzie się wstydził tych resztek człowieczeństwa i wolności myśli, jakie mu zostały, bo uwierzył, że powinien być botem.
Wszystkie kultury skupione na posłuszeństwie są kulturami intelektualnego i duchowego marazmu. W nich "grzechem" staje się szczerość i posiadanie osobistego sumienia.
I nie ma jak być inaczej, bo taką postawę stwarza realizacja postulatu: zrezygnuj z własnego myślenia na rzecz posłuszeństwa.
Ja postrzegam integryzmy jako dzieło szatana, który ma na celu upodlić ludzkość, człowieczeństwo, wykazać, że ono się do niczego nie nadaje, że to (zazdrosny o człowieka przed Bogiem) szatan jest tą istotą, którą Bóg powinien wybrać
Dlaczego Bóg na integryzm jednak pozwala?...
- Bo paradoksalnie (!) tegoż integryzmu istnienie ujawnia właśnie człowieczeństwo w najbardziej jego wspaniałej postaci - gdy człowiek ODKRYJE SAM SWOJE PRAWDZIWE POWOŁANIE. Każdy powinien w swojej religijności (jeśli taką posiada) zmierzyć się z pokusą integryzmu. Każdy powinien sobie właśnie ten fałszywy ideał religii postawić przed oczy, obejrzeć dokładnie ze wszystkich stron, przypasować do swojej duszy z intencją "czy właśnie takim mam być?".
To człowieczeństwo pełne jest właściwie integryzmu przeciwnością - bo jest wolne, samoświadome, otwarte, samokrytyczne w sensownych granicach, samodzielne, niezależne od nacisków osób, które się prezentują jako ci, których trzeba się słuchać nie pytając o nic. Właśnie to prawdziwe człowieczeństwo bada wszystko, stawia pytania, doskonali się. Właśnie takie człowieczeństwo przeciwne integryzmowi jest piękne, mądre, wspaniałe, czym wypełnia proroctwo ogłoszone przez Boga w raju - miażdży głowę wężowi. Właśnie tym swoim pięknem, sensownością wyborów ów gadzi łeb miażdży (mentalnie).
Ale na etapie poznawania siebie dobrze jest z integryzmem się zetknąć, dobrze jest go zestawić w kontekście tego kim jesteśmy. I ja twierdzę, że dobrze jest wtedy integryzm odrzucić, rozpoznawszy, że dobro w większości aspektów będzie dokładnie po przeciwnej niż integryzm stronie (większość aspektów nie oznacza każdego aspektu).
Integrystyczna wiara jest parodią wiary, którą powinniśmy ofiarować Bogu, jest naigrawaniem się z poprawnej wierności i wiary. Bo tam, gdzie poprawna wiara jest wzrastaniem, uporczywym poszukiwaniem doskonałości na drodze ku Bogu, integryzm skupia umysł i uczucia wierzącego na tym co najbardziej widoczne i proste, ale też najmniej rozwojowe - na ścisłym kultywowaniu jakichś tam uznanych form, z upierdliwą dbałością o to, aby niczego w tym kultywowaniu nie zmienić, tylko aby zabetonować się na wieki w tym prostym, czyli jest zaniechaniem rozwoju i aktywności w poznaniu i twórczych poszukiwaniach.
Warto jest widzieć swój rozwój jako właśnie przeciwieństwo zasad integrystycznych - czyli w realizacji postulatu "każdego dnia będę starał się być lepszym, niż byłem wczoraj, każdego dnia zaniosę Bogu mój wysiłek podążania do Niego. I spróbuję nie przeoczyć niczego, co czyni mnie doskonalszym, porzucę wszelkie skostniałe formy, gdy dorosnę do tego, aby je zastąpić lepiej skonstruowanymi, piękniejszymi, udoskonalonymi". Tam gdzie integrysta będzie się bał cokolwiek zmienić, z obawy przed naruszeniem jakichś tam wzorców, które często w zamierzchłych czasach ustalił ktoś, kierując się jakimiś praktycznymi względami, które po latach straciły rację bytu, tam człowiek zaangażowany szczerze na drodze ku dobru, dziesięć razy już zmieni wzorce na skuteczniejsze, lepiej dostosowane do celu, niosące mniej skutków negatywnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21677
Przeczytał: 134 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:50, 16 Lis 2023    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Bardzo ciekawa myśl księdza.

Komentarz:

Egzorcyzmy w Polsce stały się zwyczajnie biznesem. Bodajże ks. Strzelczyk mówił, że dla wielu księży większą ambicją jest mianowanie na egzorcystę, niż na biskupa. Egzorcysta z jednej strony pozostaje praktycznie bez żadnej kontroli, z drugiej ma zagwarantowane wizyty po parafiach, gdzie na “rekolekcjach” może opowiadać najbardziej wymyślne historie.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 12:53, 16 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:00, 16 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Najdoskonalszym wyznawcą integrystycznej religii jest bot - nie stawia pytań, głosi dokładnie to, co mu zapisał programista, jest bezwzględnie posłuszny.

Integryzm jest bardzo cenny na ścieżce duchowej. Jest cenny w szczególny sposób - warto jest, wręcz należy obowiązkowo go poznać, przypasować do siebie, a dzięki temu...
odkryć, że w swoim sercu i umyśle, że tak naprawdę to chcemy czegoś dokładnie odwrotnego niż integryzm w naszych relacjach z Bogiem (z ludźmi z resztą chyba też).

Wizualizując sobie w umyśle błąd, poznawszy ścieżki, którymi owa błędność na nas działa, zyskujemy narzędzie mentalne, do podążania ścieżką właściwą. Więc uważam, ze każdy chrześcijanin powinien głęboko przemyśleć integrystyczne podejście do religii, powinien prześwietlić je mentalnie na wylot, rozpatrzeć szczegóły, przypasować na dziesiątki sposobów do własnej osobowości. I wierzę, że gdy wyznawca to szczerze i uczciwie zrobi, to wtedy odkryje, kompletny bezsens integryzmu. I odkryje też dalej, że pragnie osobistej więzi z Bogiem - więzi szczerej i prawdziwej, bo nie przez jakieś frazy przez kogoś zapisane, nie przez dostosowywanie się do jakichś tam większych i ważniejszych w hierarchii, a po prostu sobą, analizując oczywiście też swoje błędy, chce nawiązać więź z Bogiem, z prawdą.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 14:07, 16 Lis 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:58, 16 Lis 2023    Temat postu:

Integrysta boi się piekła, a tezę o tegoż piekła istnieniu, traktuje jako potwierdzenie swoich integrystycznych przekonań. Bo rzekomo tych mniej integrystycznych wyznawców, albo ateistów Bóg miałby chętniej zsyłać do piekła.
Problem w tym, że kwestia ZA CO (za co bardziej...) dusza idzie do piekła, wcale nie jest taki prosty do skwitowania, że to niby do tego piekła idzie się za zbyt mało ortodoksyjne, czy integrystyczne traktowanie swojej religii. Integrysta wierzy, że swoją ortodoksją, podporządkowaniem hierarchii kościelnej uchroni się przed piekłem. Skąd bierze to przekonanie?...
- Z Biblii go nie bierze, bo w Biblii w scenie sądu ostatecznego Jezus wyraźnie sugeruje, iż do piekła idą ci, co nie czynili uczynków miłości w swoim życiu.
To jasne, najbardziej chyba konkretne na temat przyczyn potępienia sformułowanie z Biblii jakoś chrześcijańskim integrystom jednak zupełnie nie przeszkadza, w kultywowaniu przekonania, że...
to za coś zupełnie innego grozi piekło. :shock: Bo wedle integrystów rzekomo to piekło ma grozić (z zupełnie pokrętnych powodów) za niewystarczające posłuszeństwo hierarchom, za braku uległości władzy religijnej. :shock:
Zakłamanie tutaj jest wyjątkowo jawne, po prostu wali po oczach. Nie ma wyrazistszego opisu w całej Biblii, niż ten właśnie fragment:
Mateusz Ewangelista, 25 napisał:
(31) Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. (32) I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. (33) Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. (34) Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! (35) Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; (36) byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. (37) Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? (38) Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? (39) Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? (40) A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (41) Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (42) Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; (43) byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. (44) Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? (45) Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. (46) I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.

Wyróżniłem fragment, który określa ZA CO jest odrzucenie, JAKICH dusz nie chce mieć Syn Człowieczy u siebie. Nie ma tam nic o posłuszeństwu hierarchom, urzędom nauczycielskim, czy doktrynom. Nic kompletnie takiego nie ma, a nawet najmniejszej wątpliwości, czy sugestii w tą stronę nie ma!
Skąd więc integryści biorą sobie to przekonanie, że najlepiej ochroni ich przed piekłem nie okazywanie bliźnim miłości, a trzymanie się ściśle jakichś doktryn i uległość wobec kościelnych władców?...
- Wyciągają tu integryści jakieś mocno zawikłane konstrukcje myślowe, w których to wszystko ma jakoś rzekomo wynikać z faktu powołania apostołów, nazwaniu Piotra "skałą, na której budowana" będzie wspólnota chrześcijańska (bo w oryginale greckim nie było przecież w tym miejscu słowa "kościół" w aktualnym znaczeniu, jako że nawet nie było takowego pojęcia. Dodawszy do tego jakieś sugestie z listów apostolskich, gdzie jest mowa o "słuchaniu" apostołów, integryści i podobni im miłośnicy religii władzy już wyciągają wniosek, iż do piekła jednak idzie się (najbardziej) za brak posłuszeństwa hierarchom kościoła. :shock:
I co dla mnie ciekawe, integryści w cały ten pokrętny wywód, podmieniający to, co w kwestii potępienia, odmowy zbawienia dusz jawnie głosił Jezus, na postulat ślepej uległości władzy religijnej zdają się wierzyć!... :shock:
Jawnie jest coś innego, jest "na widelcu", jest bez żadnych ogródek mowa o wypełnieniu przykazania miłości jako warunku zbawienia, a tu integrystów jest pokrętne doszukiwanie się w listach apostolskich i z samego faktu powołania apostołów sugestii o rzekomej konieczności sprawowania nad wiernymi takiej superwładzy. Bo tu integryści i podobnie do nich myślący tu "wiedzą lepiej". Wiedzą lepiej od samego Jezusa, za jakie postawy Jezus ma swoich wyznawców zbawić... :shock:
Muszę przyznać, że zadziwia mnie to, jak bardzo można sobie powykręcać ten przekaz Biblii, aby "wyjść na swoje". Tysiące razy się zastanawiałem nad tym. Co tymi ludźmi powoduje, że tak jawnie podmieniają coś wprost powiedzianego, na pokrętne kombinacje, mające uzasadnić całą tę filozofię dla prymatu religijnej władzy. Różne teorie mi do głowy przychodziły, bo może tak umysły ludzkie skłonić do aż tak jawnego zakłamania... :shock:

Dziś najbardziej bym stawiał na to, że pewne typy osobowości mają tak silną potrzebę identyfikowania się z jakąś grupą "swoich", mają tak władający całą ich mentalnością instynkt stadny, że na tę potrzebę po prostu nie ma siły. Jeśli ktoś nie czuje się w ogóle indywidualnością, nie czuje się osobą, a jedyne "siebie" jakie jest w stanie odczuć i zrozumieć, musi oprzeć się o jakiejś różnicowanie swoi - obcy, to u niego w umyśle nie będzie po prostu miejsca na jakieś takie JA NIEODNOSZĄCE SIĘ DO IDENTYFIKACJI Z GRUPĄ. Myślę, że integryści i im podobni nie są w stanie sobie wyobrazić takiego stabilnej postaci siebie, która by nie odwoływała się absolutnie fundamentalnie do pewnej zbiorowości swoich, która jednocześnie (!) jest skontrastowana z jakimiś obcymi. Dla tych ludzi po prostu nie ma "ja osobnego", nie ma osobowości niezależnej i samodzielnej, jest wyłącznie konstrukt osobowy ja, wzięty mentalnie żywcem z wiersza Majakowskiego "jednostka niczym, jednostka bzdurą" (tam było o tym, że jednostka ma się podporządkowywać kolektywizmowi i partii komunistycznej, ale abstrahując od pytania komu się podporządkowuje, sama idea zostaje - jednostka jest tu niczym, jest tu bzdurą). I tak jest u integrystów - oni (w swoim mniemaniu) "są" (istnieją, nadają swojej osobowości sens) wyłącznie jako ci wplecenie w grupę swojaków, którzy jednocześnie kontrastują (także walczą) z "obcymi".

Zabrzmi to dla integrysty dziwnie i niezroumiale, ale ja obstawiam, że jednak jeśli już Syn Człowieczy komu piekło pokazał jako tą właściwą temu człowiekowi konsekwencję jego życia, to nie tym, których głównym "grzechem" jest niewystarczające posłuszeństwo hierarchom, ale tym, co nie pełnili uczynków miłości. Może to zdawać się dziwne, ale ja wciąż się przy tej miłości upieram... :think:
Może jestem w tym jakiś "pluszowy", ale czy czasem to nie sam Jezus, to właśnie jawnie i wyraziście głosił?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5962
Przeczytał: 105 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:02, 16 Lis 2023    Temat postu:

Michał, lubisz wysyłać do piekła tych onych ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:31, 21 Lis 2023    Temat postu:

W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5545
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:38, 22 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").

Jeśli ktoś uzależnia prawdziwość od zrozumiałości to tak jest to pycha. Taki ktoś utrzymuje, że "prawdą jest, co ja jestem w stanie zrozumieć", a więc swój własny (z natury ograniczony rozum) rozum uczynił arbitrem.

Rozumienie u człowieka przychodzi z poznaniem, więc siłą rzeczy prawda wymyka się rozumieniu, a więc naturalnym jest że mamy problem rozumieniem tego co prawdziwe i zamiast prawdę skrajać pod własny mały rozumek należy raczej dążyć do jej poznania, które koniec końców oświeci nasz rozum.

Pewnie i tak nic z tego nie zrozumiesz, dlatego odrzucisz i puścisz wodze fantazji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21677
Przeczytał: 134 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:17, 22 Lis 2023    Temat postu:

Poszukujemy prawdy?

Czy wierzymy w prawdę?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:36, 22 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").

Jeśli ktoś uzależnia prawdziwość od zrozumiałości to tak jest to pycha. Taki ktoś utrzymuje, że "prawdą jest, co ja jestem w stanie zrozumieć", a więc swój własny (z natury ograniczony rozum) rozum uczynił arbitrem.

Rozumienie u człowieka przychodzi z poznaniem, więc siłą rzeczy prawda wymyka się rozumieniu, a więc naturalnym jest że mamy problem rozumieniem tego co prawdziwe i zamiast prawdę skrajać pod własny mały rozumek należy raczej dążyć do jej poznania, które koniec końców oświeci nasz rozum.

Pewnie i tak nic z tego nie zrozumiesz, dlatego odrzucisz i puścisz wodze fantazji.


Misiu po raz kolejny wpadł w bezpośrednią kolizję z tym co mówi Katechizm i przesiąkł już do reszty modernistycznym duchem tego świata:

"Musimy również przeciwstawiać się mentalności "tego świata"; wsącza się ona w nas, jeśli nie jesteśmy czujni; na przykład prawdziwe miałoby być tylko to, co zostało sprawdzone rozumowo i naukowo (tymczasem modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość)" (KKK, 2727)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 108 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:58, 22 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").


No to masz już na dzień dobry problem bo wiara chrześcijańska jest utkana z tajemnic, których nie da się pojąć rozumem. Na przykład tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica transsubstancjacji opłatka oraz wina w Ciało i Krew Chrystusa, tajemnica połączenia dwóch natur w Jezusie (boskiej i ludzkiej) etcetera. Dotąd nadążasz?

Już Biblia zaznacza, że istnieje nieprzekraczalna bariera między rozumem ludzkim i boskim:

"Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi" (Iz 55,8-9)


W Katechizmie Kościoła Katolickiego słowo "tajemnica" w związku z Bogiem występuje aż 218 razy. Oto tylko kilka przykładów z brzegu:

"Tajemnica szczęśliwej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi, którzy są w Chrystusie, przekracza wszelkie możliwości naszego zrozumienia i wyobrażenia" (KKK, 1027)

"Przekazywanie grzechu pierworodnego jest jednak tajemnicą, której nie możemy w pełni zrozumieć" (KKK, 404)

"Trójca jest tajemnicą wiary w sensie ścisłym, jedną z ukrytych tajemnic Boga, które nie mogą być poznane" (KKK, 237)

"Kościół jest równocześnie widzialny i duchowy, jest społecznością
hierarchiczną i Mistycznym Ciałem Chrystusa. Jest jeden, utworzony z elementu ludzkiego i elementu Boskiego. To czyni go tajemnicą, którą może przyjąć tylko wiara" (KKK, 779)

"Słowa ludzkie pozostają zawsze nieadekwatne wobec tajemnicy Boga" (KKK, 42)

"nasz ograniczony język nie wyczerpuje Jego tajemnicy" (KKK, 48)

"Bóg, objawiając się, pozostaje niewyrażalną Tajemnicą" (KKK, 230)

"Tajemnica Trójcy Świętej stanowi centrum wiary i życia chrześcijańskiego. Jest tajemnicą Boga w sobie samym, a więc źródłem wszystkich innych tajemnic wiary" (KKK, 234)

"Jedynie wiara może przylgnąć do tajemniczych dróg wszechmocy Bożej. Ta wiara chlubi się ze swych słabości, by przyciągnąć do niej moc Chrystusa" (KKK, 273)

"Dopuszczenie przez Boga zła fizycznego i zła moralnego jest tajemnicą" (KKK, 324)

"Dopuszczenie przez Boga zła fizycznego i zła moralnego jest tajemnicą" (KKK, 395)

"Wcielenie stanowi wiec tajemnicę przedziwnego zjednoczenia natury Boskiej
i natury ludzkiej w jedynej Osobie Słowa" (KKK, 483)

"Przez chrzest chrześcijanin zostaje sakramentalnie upodobniony do Chrystusa, który w swoim chrzcie uprzedza swoją śmierć i swoje zmartwychwstanie; powinien on wejść w tę tajemnicę pokornego uniżenia się i skruchy, zstąpić do wody z Jezusem, aby wyjść z niej razem z Nim, odrodzić się z wody i Ducha, aby w Synu stać się umiłowanym
synem Ojca" (KKK, 537)

"W Piśmie świętym znajdujemy bardzo liczne obrazy i figury powiązane między sobą; za ich pośrednictwem Objawienie mówi o niezgłębionej tajemnicy Kościoła" (KKK, 753)

"Jaka zdumiewająca tajemnica! Jest jeden Ojciec wszechświata, jest jeden Logos wszechświata, a także jeden Duch Święty, wszędzie ten sam" (KKK, 813)

"Znaki chleba i wina, stając się w tajemniczy sposób Ciałem i Krwią Chrystusa" (KKK, 1333)

"Musimy również przeciwstawiać się mentalności "tego świata"; wsącza się ona w nas, jeśli nie jesteśmy czujni; na przykład prawdziwe miałoby być tylko to, co zostało sprawdzone rozumowo i naukowo (tymczasem modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość)" (KKK, 2727)


I jeszcze jeden cytat z oficjalnego nauczania Kościoła zawartego w Breviarium Fidei:

"Trzeba również pamiętać, iż mamy tu do czynienia z tajemnicą zakrytą, która w czasie tego ziemskiego wygnania nigdy nie może być całkowicie odsłonięta, zupełnie zbadana i odpowiednio wyrażona ludzkim językiem" (BF, 297)


To jest kolejne zagadnienie, które pokazuje jak bardzo odklejony jesteś od tego co chrześcijańskie. Szatan wpędził cię już do reszty w pychę i zrobił to bardzo sprytnie bo ty cały czas jesteś przekonany o tym, że wiernie i szczerze służysz Bogu

Tak jak już pisałem nie raz - to co wyznajesz to nie jest chrześcijaństwo ale deizm w wersji pluszowej. To właśnie siedemnastowieczni racjonaliści nienawidzili religii objawionej bo byli w stanie uznać tylko to co pojmowali swym rozumem (mocno ograniczonym, ale to już temat na inną dyskusję)

Pomijam już to, że jak zwykle stworzyłeś sobie chochoła w postaci integrysty, który nie istnieje, po czym tego chochoła obsesyjnie zwalczasz. Tymczasem nie istnieje żaden integrysta, który przyjmuje coś na ślepo i bezrozumnie. To co da się zrozumieć "integrysta" może przyjąć ze zrozumieniem lub nawet wtedy, gdy tego nie rozumie, może dzięki swojej pogłębionej refleksji to w końcu zrozumieć. Oczywiście nie wpadłeś na to bo po co. Jakbyś wpadł, to już nie miałbyś swego chochoła do bicia


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 18:14, 22 Lis 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:41, 22 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").

Jeśli ktoś uzależnia prawdziwość od zrozumiałości to tak jest to pycha. Taki ktoś utrzymuje, że "prawdą jest, co ja jestem w stanie zrozumieć", a więc swój własny (z natury ograniczony rozum) rozum uczynił arbitrem.

I tak to właśnie jest!
Prawda DLA CZŁOWIEKA jest tym, co jest on w stanie zrozumieć.

Niektórzy uznają jeszcze coś w rodzaju "prawdy poza umysłem", nawet zdaje się są i tacy, że to jest ta najsłuszniejsza prawda. A ja twierdzę, że to nie jest żadna prawda, tylko miraż, złudna nadzieja, która - NAWET JEŚLI COŚ TAKIEGO MA SENS (jakoś tam, nie wnikajmy teraz jak to miałoby być) - byłaby czymś, o czym ten człowiek NIE MA PRAWA SIĘ WYPOWIADAĆ, ANI SOBIE TEGO PRZYPISYWAĆ.
Jeśli bowiem prawdą jest wyłącznie to, co jest poza umysłem, to wszystkie umysły mogą jedynie kłamać!
I ten, kto twierdzi, że prawda jest poza umysłem, sam sie przyznał tym twierdzeniem do kłamstwa, bo sam ogłosił, iż to co zakomunikował, nie jest prawdą, jeśli jakkolwiek po drodze jego umysł z tym się zetknął (a musiał się zetknąć choćby po to, aby wytworzyć frazy wypowiedzi)
Tak więc wszyscy uznający prawdy nie dające się wyrażać umysłami są - z definicji - kłamcami. I wszystko co oni głoszą jest kłamliwe na tej zasadzie, ze SAMI TO OGŁOSILI.
Tylko, że za chwilę niejawnie jakoś sugerują, iż się z tego wycofują (na nie wiadomo jakiej zasadzie). A ja tu - sorry, Batorrry - powiadam: oj nie! :nie:
Nie dam się wam tak cichaczem wycofywać, traktując sprzecznie własne deklaracje. Oto ja będę wam ZAWSZE PRZYPOMINAŁ, że sami twierdzicie, że wasz umysł nie jest w stanie tworzyć osądów prawdziwych. Jesteście kłamcami, bo sami to nawet ogłosiliście.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5545
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:12, 22 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").

Jeśli ktoś uzależnia prawdziwość od zrozumiałości to tak jest to pycha. Taki ktoś utrzymuje, że "prawdą jest, co ja jestem w stanie zrozumieć", a więc swój własny (z natury ograniczony rozum) rozum uczynił arbitrem.

I tak to właśnie jest!
Prawda DLA CZŁOWIEKA jest tym, co jest on w stanie zrozumieć.

Tak definiowana prawda jako "zgodność tezy z rozumem" nic nie mówi o rzeczywistości, tylko o rozumie danego człowieka w danym momencie. Ten sam rozum w tym samym momencie może rozumieć (a więc zweryfikować jako prawdziwe) 10 różnych wyjaśnień tego samego zjawiska albo jednego dnia nie rozumieć, a za 10 lat rozumieć dokładnie tę samą tezę.

Oczywiście, możesz wyznawać taką koncepcję prawdy, ale miej świadomość, że Twoje "to prawda" nie znaczy nic ponad "rozumiem to".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31420
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:36, 22 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W kwestii postawy typowego integrysty wobec doktryn, które on propaguje, chyba dobrym opisem byłoby uznanie, iż chodzi o coś w stylu:
W doktrynę powinni wyznawcy uwierzyć, a nie ją próbować ją zrozumieć swoim umysłem, bo to grozi grzechem pychy i nieposłuszeństwa wobec zwierzchności.

Zatem
Najlepszym, bo najwierniejszym wyznawcą jest ten, kto silnie wierzy w coś, czego sam nie rozumie (co by nie miała znaczyć idea "wierzyć w coś, czego się nie rozumie").

Jeśli ktoś uzależnia prawdziwość od zrozumiałości to tak jest to pycha. Taki ktoś utrzymuje, że "prawdą jest, co ja jestem w stanie zrozumieć", a więc swój własny (z natury ograniczony rozum) rozum uczynił arbitrem.

I tak to właśnie jest!
Prawda DLA CZŁOWIEKA jest tym, co jest on w stanie zrozumieć.

Tak definiowana prawda jako "zgodność tezy z rozumem" nic nie mówi o rzeczywistości, tylko o rozumie danego człowieka w danym momencie. Ten sam rozum w tym samym momencie może rozumieć (a więc zweryfikować jako prawdziwe) 10 różnych wyjaśnień tego samego zjawiska albo jednego dnia nie rozumieć, a za 10 lat rozumieć dokładnie tę samą tezę.

Oczywiście, możesz wyznawać taką koncepcję prawdy, ale miej świadomość, że Twoje "to prawda" nie znaczy nic ponad "rozumiem to".

Tak było, jak piszesz, czyli że rozum nie "mówił i rzeczywistości NIC", tylko jeśliby rozum się kompletnie alienował od rzeczywistości, jakby to był umysł jakiegoś solipsysty, albo osoby z syndromem zamknięcia, oddzielenia.

Ja wierzę, że mój rozum, dzięki temu, że zmysłami czerpie jakoś wrażenia z zewnętrznej rzeczywistości materialnej, a dodatkowo jeszcze natchnienia od rzeczywistości materialnej, nie jest oderwany w świat wyłącznie (!) swoich fantazji.

Ale faktycznie trochę zgodzę z ostatnim Twoim zdaniem, czyli uznaję, iż dla mnie "prawdą" (tą DYSPONOWALNĄ przeze mnie, a nie jakoś postulowaną na zasadzie "gdzieś ona może i jest, ale kompletnie nie mam pojęcia, jak moje myśli się do niej mają") jest rzeczywiście "rozumiem to" (w jakimś jednym z możliwych wielu sensów "rozumienia").

Każda postulowana "prawda", która jest poza moim umysłem, jest z kolei
PO PROSTU CZYMŚ, DO CZEGO NIE MAM DOSTĘPU, ANI NAWET PRAWA DO WYPOWIADANIA SIĘ na temat tego czegoś. Nie wiem po co mi taka prawda... :think:
To jest dla mnie akurat byt myślowy pod względem możliwości skorzystania z niego będący na duuuuuużo gorszej pozycji, niż każda moja nawet najbardziej odjechana i wydumana jawna fantazja w moim umyśle. Bo taka odjechana fantazja, ma tę jedną kolosalną przewagę nad bytem, do którego nie mam dostępu ABSOLUTNIE, ta moja fantazja COŚ (cokolwiek, można się na to zżymać, można to krytykować, zrzędzić na to...) ale jednak mi oferuje, a nie kompletne, okrągłe NIC.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 19:36, 22 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 22, 23, 24  Następny
Strona 6 z 24

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin