Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara w Boga, czy wiara w swoje religijne stado?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:44, 19 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Czym się różni uwierzenie w dogmat X od uwierzenia dogmat Y, jeśli "wierzący"

uczestniczy w sakramentach

zachowuje przykazania

uznaje dogmaty (tu od razu pytanie: a co to właściwie znaczy "uznaje dogmaty", skoro właśnie o to jest pytanie - o wiarę, czyli formę uznawania)

żyje życie łaski (czyli CO ROBI?)


To pytanie jest tak oderwane od katolickiej rzeczywistości, że aż ociera się o gnozę. Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako aktfides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską, który przyjmuje prawdę objawioną przez Boga ze względu na autorytet Boga, który się nie myli i nie może w błąd wprowadzić. „Wiara tedy rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Ty tymczasem próbujesz sprowadzić wiarę do jakiejś „funkcji psychicznej” — jakby chodziło o subiektywne doznanie albo proces poznawczy.

Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary.
Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA?
Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?...
Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który:
- czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie?
- jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone?
- może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek.
Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce.
Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 11:46, 19 Wrz 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:05, 19 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele. Wiara nie jest „elementem procesu poznawczego” według twojej subiektywnej interpretacji, ale jest darem Bożym, łaską, która wykracza poza ludzkie rozumowanie. „Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1) — nie jest to jedynie jakiś „mentalny akt”, który można poddać „kontroli” czy „usprawnieniu” według własnej woli

To, co nazywasz „świadomym” czynnym ulepszaniem wiary, w rzeczywistości jest pychą i nieposłuszeństwem, bo prawdziwa wiara rodzi się ze słuchania i podporządkowania się nauce przekazywanej przez Kościół. „Wysłuchajcie więc, bracia moi umiłowani: niech każdy człowiek będzie prędki do słuchania, powolny do mówienia, powolny do gniewu” (Jk 1,19). W Kościele Katolickim to nie ty decydujesz, co jest prawdą, ani jakie elementy wiary mają się „składać” na jej prawdziwość

Twoje „prześwietlanie” wiary „od początku do końca” jest tylko zasłoną dymną dla podważania fundamentów Kościoła i Jego nauki, a w praktyce prowadzi do buntu i herezji. Pamiętaj, że Chrystus powołał Kościół, aby być filarem i podporą prawdy (1 Tm 3,15), a nie dla twoich filozoficznych rozważań i mentalnych eksperymentów

Wiara nie jest produktem ludzkiego rozumu, lecz odpowiedzią na Boże objawienie. Kto próbuje „zakasać rękawy” i „ruszyć mentalnie dupę”, by samemu „kształtować” wiarę, ten nie jest wierny Kościołowi, lecz własnemu ego, co Pismo nazywa pychą i buntem. Nie bądźcie nieposłuszni tym, którzy waszą duszą zarządzają, ale bądźcie dla nich podporządkowani (Hbr 13,17). Twoje podejście to lekceważenie autorytetu Kościoła i odrzucenie daru wiary jako łaski, którą otrzymuje się przez słuchanie i posłuszeństwo, a nie „prześwietlanie” i „kontrolowanie” według własnej woli
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:03, 19 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele.

Zabawne jest, że już zapomniałeś, że sformułowanie "wiara jako akt rozumu" wziąłem z Twojego posta. :rotfl:

fedor w poście wcześniejszym napisał:
Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako akt — fides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską,

W tym poście już "wiara jako akt rozumu" jest potraktowana jako "rozmycie prawdziwej istoty wiary katolickiej". Ot, integrystyczna "logika", która sięga tylko jednej wypowiedzi, a w kolejnej już może się odwrocić na swoje przeciwieństwo. :shock:
To się kwalifikuje do określenia: KONIUNKTURALIZM SKRAJNY, kompletne ignorowanie własnych przekonań, jeśli były wcześniej wyrażane. To jest drwienie z samego siebie. Ale można to zrozumieć, gdy taką postawę przejawia integrysta, bo tam to jest norma.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:14, 19 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele.

Zabawne jest, że już zapomniałeś, że sformułowanie "wiara jako akt rozumu" wziąłem z Twojego posta. :rotfl:


Nie polemizowałem ze sformułowaniem, ale z twoim odniesieniem się do sformułowania. Znowu Dyszyński nie zrozumiał. Zaczyna ci łepetyna szwankować jak anbusiowi

Michał Dyszyński napisał:
fedor w poście wcześniejszym napisał:
Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako akt — fides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską,

W tym poście już "wiara jako akt rozumu" jest potraktowana jako "rozmycie prawdziwej istoty wiary katolickiej". Ot, integrystyczna "logika", która sięga tylko jednej wypowiedzi, a w kolejnej już może się odwrocić na swoje przeciwieństwo. :shock:
To się kwalifikuje do określenia: KONIUNKTURALIZM SKRAJNY, kompletne ignorowanie własnych przekonań, jeśli były wcześniej wyrażane. To jest drwienie z samego siebie. Ale można to zrozumieć, gdy taką postawę przejawia integrysta, bo tam to jest norma.


Kręcisz, Dyszyński. Ja z tym nigdy nie polemizowałem, po prostu masz problemy z rozumieniem wypowiedzi. Wróć i popraw się. Choć tego nie zrobisz, bo z braku laku łapiesz już za słówka


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 17:15, 19 Wrz 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:30, 19 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele.

Zabawne jest, że już zapomniałeś, że sformułowanie "wiara jako akt rozumu" wziąłem z Twojego posta. :rotfl:


Nie polemizowałem ze sformułowaniem, ale z twoim odniesieniem się do sformułowania. Znowu Dyszyński nie zrozumiał. Zaczyna ci łepetyna szwankować jak anbusiowi

Michał Dyszyński napisał:
fedor w poście wcześniejszym napisał:
Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako akt — fides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską,

W tym poście już "wiara jako akt rozumu" jest potraktowana jako "rozmycie prawdziwej istoty wiary katolickiej". Ot, integrystyczna "logika", która sięga tylko jednej wypowiedzi, a w kolejnej już może się odwrocić na swoje przeciwieństwo. :shock:
To się kwalifikuje do określenia: KONIUNKTURALIZM SKRAJNY, kompletne ignorowanie własnych przekonań, jeśli były wcześniej wyrażane. To jest drwienie z samego siebie. Ale można to zrozumieć, gdy taką postawę przejawia integrysta, bo tam to jest norma.


Kręcisz, Dyszyński. Ja z tym nigdy nie polemizowałem, po prostu masz problemy z rozumieniem wypowiedzi. Wróć i popraw się. Choć tego nie zrobisz, bo z braku laku łapiesz już za słówka

Co tu jest do poprawiania?...
Napisałeś jasno: Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele. W swojej wypowiedzi podkreśliłeś wręcz, że chodzi o ten aspekt mówienia o „wierze jako akcie rozumu”.
Gdybyś myślał o innym aspekcie sprawy, to byś co innego napisal. Tymczasem z tekstu wyraźnie widać zaakcentowanie „wiary jako aktu rozumu”, a nie czegoś innego.

Wiesz, dlaczego się tak sam wkopujesz w tych komentarzach?...
- Bo za dużą wiarę pokładasz w skuteczności schematu: być twardym, najpierw coś w wypowiedzi oponenta zanegować (nieważne co, byle wyraziście i z emfazą), potem zaatakować personalnie (zwykle domniemując intencji), aby schemat zwieńczyć jakimiś kwiecistymi sformułowaniami wychwalającymi własne stanowisko w sporze. Ci fachowcy od technik apologetycznej manipulacji, którzy Ci ten schemat zasugerowali, ogólnie kombinują zasadnie - to się sprawdza, bo jednak większość ludzi da się na to nabrać, z racji na to, że większość ludzi prezentowaną pewność siebie i nieustępliwość bezwiednie powiąże z racją. Bo człowiek wciąż w tych pierwotnych odruchach jest bardziej insynktownym zwierzątkiem niż istotą wolną.
Jes "tylko" ten problem, że zrobienie wrażenia na słabych umysłach to może być nie wszystko. Co któryś tam odbiorca zorientuje się, że próbują go zrobić w wała i zdemaskuje te techniki manipulacji. Ale rzeczywiście to będzie tylko co któryś obserwator, bo typowy obserwator pewnie oceni naszą dyskusję "fedor Dyszyńskiego zaorał" (z racji na to, że był taki twardy, taki nieustępliwy, takimi mocnymi sformułowaniami operujący). Większość ludzi nawet nie zastanowi się głębiej nad sensem słów, tylko poprzestanie na odbiorze emocjonalnym. Dopiero poważny kryzys życiowy, uparcie nawracające cierpienie co niektórych jest w stanie skłonić do wyjścia ponad pierwotna odruchowość reakcji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:45, 19 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele.

Zabawne jest, że już zapomniałeś, że sformułowanie "wiara jako akt rozumu" wziąłem z Twojego posta. :rotfl:


Nie polemizowałem ze sformułowaniem, ale z twoim odniesieniem się do sformułowania. Znowu Dyszyński nie zrozumiał. Zaczyna ci łepetyna szwankować jak anbusiowi

Michał Dyszyński napisał:
fedor w poście wcześniejszym napisał:
Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako akt — fides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską,

W tym poście już "wiara jako akt rozumu" jest potraktowana jako "rozmycie prawdziwej istoty wiary katolickiej". Ot, integrystyczna "logika", która sięga tylko jednej wypowiedzi, a w kolejnej już może się odwrocić na swoje przeciwieństwo. :shock:
To się kwalifikuje do określenia: KONIUNKTURALIZM SKRAJNY, kompletne ignorowanie własnych przekonań, jeśli były wcześniej wyrażane. To jest drwienie z samego siebie. Ale można to zrozumieć, gdy taką postawę przejawia integrysta, bo tam to jest norma.


Kręcisz, Dyszyński. Ja z tym nigdy nie polemizowałem, po prostu masz problemy z rozumieniem wypowiedzi. Wróć i popraw się. Choć tego nie zrobisz, bo z braku laku łapiesz już za słówka

Co tu jest do poprawiania?...


Nic. Po prostu nadal nie rozumiesz o czym była mowa w tym zdaniu

Pamiętasz jak kiedyś wkleiłem ci linka do twojej wypowiedzi a ty uparcie twierdziłeś, że pod tym linkiem nie ma twojej wypowiedzi? A wystarczyło otworzyć tego linka. Ze dwa tygodnie trwało przeciąganie liny z tobą o to. O tę prostą rzecz, że wystarczy kliknąć na link i tam jest twoja wypowiedź. Nie byłeś w stanie kliknąć na link do własnego postu. Po prostu blokada. Ściana. Przez dwa tygodnie. Z tobą po prostu nie ma żadnego logicznego kontaktu. Dla ciebie słowa nie mają żadnej wartości. To tylko ulotna kompozycja liter. Liczy się tylko aktualny kaprys, zachcianka. Jak to u liberała

Michał Dyszyński napisał:
Napisałeś jasno: Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele. W swojej wypowiedzi podkreśliłeś wręcz, że chodzi o ten aspekt mówienia o „wierze jako akcie rozumu”.
Gdybyś myślał o innym aspekcie sprawy, to byś co innego napisal. Tymczasem z tekstu wyraźnie widać zaakcentowanie „wiary jako aktu rozumu”, a nie czegoś innego


No i co z tego. Nadal nie możesz zatrybić o czym w ogóle jest mowa. Jesteś dopiero na etapie "aspektu sprawy" i dalej ani rusz. Ściana. Jesteś jak dziecko we mgle. W poprzednim wpisie dokładnie wyjaśniłem czego ty nie zrozumiałeś. Ciekawe kiedy to załapiesz. Obstawiam, że nigdy

Michał Dyszyński napisał:
Wiesz, dlaczego się tak sam wkopujesz w tych komentarzach?...


Zaczynasz nie argumentem, tylko psychologiczną projekcją. Sugerujesz moją „porażkę” bez podania dowodu. To klasyczna manipulacja znana z tanich debat erystycznych: zamiast argumentu – aluzja, zamiast dowodu – pogarda. Jeżeli naprawdę twierdzisz, że moje komentarze są błędne, to pokaż co konkretnie jest błędem. Ale tego nie robisz. Zaczynasz od narracyjnego ustawienia rozmówcy w pozycji rzekomego przegranego. To nie tylko nieuczciwe, ale też intelektualnie tchórzliwe

Michał Dyszyński napisał:
Bo za dużą wiarę pokładasz w skuteczności schematu: być twardym, najpierw coś w wypowiedzi oponenta zanegować (nieważne co, byle wyraziście i z emfazą), potem zaatakować personalnie (zwykle domniemując intencji), aby schemat zwieńczyć jakimiś kwiecistymi sformułowaniami wychwalającymi własne stanowisko w sporze.


Czyli sam przyznajesz, że nie masz problemu z treścią argumentów, tylko z ich formą – ich siłą, stylem i stanowczością. To nie są zarzuty merytoryczne, tylko estetyczne. Mówisz właściwie: „Nie lubię, że jesteś zbyt wyrazisty”. Czyli masz problem nie z tym co mówię, tylko jak. Ale to już twój problem, nie mój. Poza tym, ironicznie, sam właśnie atakujesz personalnie i domniemywasz intencje („chcesz tylko wygrać spór, a nie szukać prawdy”) – co wprost zarzucasz mnie. To nie tylko hipokryzja, ale też samowykluczająca się konstrukcja. Jeśli ktoś tu działa według schematu, to właśnie ty: zaczynasz od insynuacji, potem personalny atak, a potem stawiasz się na moralnym piedestale. Gratuluję, właśnie opisałeś siebie

Michał Dyszyński napisał:
Ci fachowcy od technik apologetycznej manipulacji, którzy Ci ten schemat zasugerowali, ogólnie kombinują zasadnie...


Kto ci ich „sugerował”? Co to za anonimowi „fachowcy”? Gdzie są nazwiska, źródła, konkretne cytaty? Nie ma. Tworzysz stracha na wróble – domniemanych „speców od manipulacji”, którzy stoją za moją postawą, niczym jacyś ukryci reżyserzy mojej retoryki. To nie argument – to teoria spiskowa. Jesteś jak ktoś, kto przegrywa w szachy i mówi: „To nie ty grasz, tylko ktoś ci mówi jak!”. Żenujące. Jeśli uważasz, że ktoś manipuluje – pokaż konkretną manipulację. Nie rób z tego bajki o wszechobecnym Matrixie apologetyki.

Michał Dyszyński napisał:
Bo jednak większość ludzi da się na to nabrać, z racji na to, że większość ludzi prezentowaną pewność siebie i nieustępliwość bezwiednie powiąże z racją.


Czyli uważasz, że większość ludzi to idioci. Pogarda dla „mas” to klasyczny kompleks oświeconego elityzmu – bardzo wygodny, bo pozwala ci zignorować każdą krytykę: „Oni się nie znają, oni tylko lecą na pewność siebie!”. Tymczasem w rzeczywistości to ty nie radzisz sobie z argumentami, które są mocne, więc musisz podważać nie ich treść, ale percepcję odbiorców. To desperackie, nie intelektualne. Jeśli masz problem z tym, że ktoś jest przekonany o racji – to nie jego pewność jest problemem, tylko twoja niepewność

Michał Dyszyński napisał:
Bo człowiek wciąż w tych pierwotnych odruchach jest bardziej insynktownym zwierzątkiem niż istotą wolną.


To antyhumanizm w czystej postaci. Arogancja ubrana w pozór refleksji. Jeśli człowiek jest tylko „instynktownym zwierzątkiem”, to po co w ogóle z nim dyskutujesz? Skoro rzekomo nie jesteśmy zdolni do racjonalności, to jakim cudem twoje własne wywody mają mieć sens? To samozaprzeczający się argument: z jednej strony uważasz się za racjonalnego „nadczłowieka”, który to wszystko przejrzał, a z drugiej mówisz, że ludzka natura i tak wszystko wypacza. Jesteś jak ktoś, kto deprecjonuje rozum, używając rozumowania. To błędne koło

Michał Dyszyński napisał:
Jest "tylko" ten problem, że zrobienie wrażenia na słabych umysłach to może być nie wszystko. Co któryś tam odbiorca zorientuje się, że próbują go zrobić w wała i zdemaskuje te techniki manipulacji.


Czyli – tłumacząc z dialektu Dyszyńskiego na język ludzki – jeśli ktoś się ze mną zgadza, to jest „słabym umysłem”, a jeśli z tobą – to jest „ten jeden przebudzony”. To narcystyczny światopogląd. Ty zawsze wygrywasz, niezależnie od tego, co się dzieje. Gdy przegrywasz argument, to tylko dlatego, że „inni są głupi i dali się nabrać”. Ale kiedy ty kogoś przekonasz – to oczywiście dlatego, że „zrozumiał głębię twojego wywodu”. Twoje ego jest tak rozbuchane, że każdą sytuację potrafisz przeinterpretować jako potwierdzenie własnej rzekomej wyższości

Michał Dyszyński napisał:
Większość ludzi nawet nie zastanowi się głębiej nad sensem słów, tylko poprzestanie na odbiorze emocjonalnym.


To powiedzmy sobie jasno: twój „wywód” to żal nad tym, że inni nie czczą twoich abstrakcyjnych spekulacji tak, jak ty sam je czcisz. Twoje wywyższanie się ponad „emocjonalnych ludzi” to kolejny przejaw elitarnej pogardy dla zwykłej, logicznej komunikacji. A jednocześnie twoją jedyną bronią jest psychologizowanie, insynuowanie i ocena stylu – czyli dokładnie to, co zarzucasz innym. To nie jest analiza. To nie jest filozofia. To jest bełkot z autoterapeutycznym podtekstem: „świat mnie nie rozumie, bo jest zbyt głupi”

Michał Dyszyński napisał:
Dopiero poważny kryzys życiowy, uparcie nawracające cierpienie co niektórych jest w stanie skłonić do wyjścia ponad pierwotna odruchowość reakcji


Ach, klasyczny mistycyzm cierpienia: „Jak się nie nawrócili do mnie teraz, to może kiedyś, jak ich życie zniszczy”. Tylko że to znowu nie argument, tylko życzeniowa projekcja. Liczysz, że inni dojrzeją do twojej „prawdy” przez traumę, bo nie potrafisz ich przekonać teraz. Czekasz, aż życie ich złamie, bo nie potrafisz ich przekonać rozumem. Brak ci siły w argumentacji, więc liczysz na siłę wydarzeń zewnętrznych. To nie tylko słabe – to tragicznie nieetyczne

Twój cały wywód jest projekcją. Krytykujesz rzekomą manipulację, samemu ją uprawiając. Zarzucasz innym personalizację, sam personalizując. Gardzisz emocjonalnością, używając wyłącznie insynuacji i emocji. Mówisz o intelekcie, ale nie podajesz żadnych merytorycznych kontrargumentów. Jesteś jak człowiek, który zarzuca innym płyciznę, stojąc po szyję w kałuży samozachwytu. I to właśnie jest ten twój „kozi róg”


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 22:02, 19 Wrz 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:40, 19 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że wiarę traktuję jako element procesu poznawczego. Bo tak właśnie jest, że wiara jest elementem drogi poznawczej człowieka. Wiara jest wg mnie zawsze W COŚ, jeśli nie ma cosia, to nie ma wiary. Jeśli zaś wiara to akt rozumu, to pierwszym pytaniem tu jest: NA CZYM ÓW AKT POLEGA? Co się w ramach owego aktu dzieje, co się zmienia w samym rozumie?... Ja właśnie o to pytam, to chcę od początku do końca prześwietlić - właśnie WIARĘ, JAKO AKT ROZUMU, który: - czegoś dotyczy - pytanie: czego konkretnie? - jakiś jest - pytanie: co tu się dzieje, jakie funkcje mentalne zostały poruszone? - może domaga się opowiedzenia się po jakiejś mentalnej stronie, uruchomi proces, który usprawni tę wiarę, uczyni lepszą, a nie gorszą, niż gdyby ktoś zdawał się w rozwoju wiary tylko na przypadek. Właśnie o to mi chodzi, aby zakasać rękawy, ruszyć mentalnie dupę, a potem - już ŚWIADOMIE - czynić swoją wiarę bardziej dojrzałą, spójną, uwewnętrznioną, dającą dobre owoce. Pierwszy krok do tego ostatniego celu polega na właśnie uświadomieniu sobie elementów, które na wiarę się składają, skontrolowanie ich poprawności, rozliczeniu się z zaobserwowanych błędów.


Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele.

Zabawne jest, że już zapomniałeś, że sformułowanie "wiara jako akt rozumu" wziąłem z Twojego posta. :rotfl:


Nie polemizowałem ze sformułowaniem, ale z twoim odniesieniem się do sformułowania. Znowu Dyszyński nie zrozumiał. Zaczyna ci łepetyna szwankować jak anbusiowi

Michał Dyszyński napisał:
fedor w poście wcześniejszym napisał:
Różnica między wiarą w dogmat X a dogmat Y polega na przedmiocie, ale wiara jako akt — fides qua — jest jeden i ten sam: to nadprzyrodzony akt rozumu, wspomaganego łaską,

W tym poście już "wiara jako akt rozumu" jest potraktowana jako "rozmycie prawdziwej istoty wiary katolickiej". Ot, integrystyczna "logika", która sięga tylko jednej wypowiedzi, a w kolejnej już może się odwrocić na swoje przeciwieństwo. :shock:
To się kwalifikuje do określenia: KONIUNKTURALIZM SKRAJNY, kompletne ignorowanie własnych przekonań, jeśli były wcześniej wyrażane. To jest drwienie z samego siebie. Ale można to zrozumieć, gdy taką postawę przejawia integrysta, bo tam to jest norma.


Kręcisz, Dyszyński. Ja z tym nigdy nie polemizowałem, po prostu masz problemy z rozumieniem wypowiedzi. Wróć i popraw się. Choć tego nie zrobisz, bo z braku laku łapiesz już za słówka

Co tu jest do poprawiania?...


Nic. Po prostu nadal nie rozumiesz o czym była mowa w tym zdaniu

Pamiętasz jak kiedyś wkleiłem ci linka do twojej wypowiedzi a ty uparcie twierdziłeś, że pod tym linkiem nie ma twojej wypowiedzi? A wystarczyło otworzyć tego linka. Z tobą po prostu nie ma żadnego logicznego kontaktu

Michał Dyszyński napisał:
Napisałeś jasno: Twoje pseudo-filozoficzne wywody o „wierze jako akcie rozumu” to klasyczna próba rozmycia prawdziwej istoty wiary katolickiej, którą jest całkowite i pokorne zaufanie Bogu objawionemu w Kościele. W swojej wypowiedzi podkreśliłeś wręcz, że chodzi o ten aspekt mówienia o „wierze jako akcie rozumu”.
Gdybyś myślał o innym aspekcie sprawy, to byś co innego napisal. Tymczasem z tekstu wyraźnie widać zaakcentowanie „wiary jako aktu rozumu”, a nie czegoś innego


No i co z tego. Nadal nie możesz zatrybić o czym w ogóle jest mowa. Jesteś dopiero na etapie "aspektu sprawy" i dalej ani rusz. Ściana. Jesteś jak dziecko we mgle. W poprzednim wpisie dokładnie wyjaśniłem czego ty nie zrozumiałeś. Ciekawe kiedy to załapiesz. Obstawiam, że nigdy

Zajrzałem jeszcze raz do tego, co tam pisałeś i znalazłem to, że negujesz sam siebie. Żadnego dodatkowego " o czym mowa" nie sposób jest tam się dopatrzyć. Z jednej strony piszesz o wierze, jako "akcie rozumu", a za chwilę starasz się bronić ślepego posłuszeństwa autorytetom, czyli coś dokładnie odwrotnego. Kwieciste określenia, które temu towarzyszą samej wymowy tych stwiedzeń też zmieniają, tylko wikłają ją w ezopowe formy.
Na początku w ogóle zresztą odżegnywaleś się w kontekście wiary od jakiegokolwiek powiązania z rozumem. Dopiero gdy same dokumenty kościelne o tym wspomniały, a Ty je (chyba nieopacznie) wkleiłeś do wypowiedzi (przypuszczam, że się po prostu zagapiłeś i wklejasz jak leci, bez zrozumienia, bez kontroli poprawności, licząc na to, że i tak swoje "przepchniesz" samą buńczucznością wypowiedzi i personalnymi napastliwościami). Potem się już mleko rozlało, bo gdy dokumenty kościelne jednak o rozumie pisały, a Ty chciałeś całą wiarę wiązać wyłącznie z "łaską" (tak osobliwie rozumianą, jako bliżej nieokreślone coś, co już zapewnia efekt, a więc nie wolno jest samemu o sprawie myśleć), to się pogubiłeś kompletnie i dalej się w tej dyskusji plączesz we własne nogi.
Ale nie wątpię, że sobie "poradzisz". Nawet wiem jak - będzie jeszcze więcej arbitralnych zaprzeczeń, personalnej napastliwości i jeszcze dodatkowa dawka rozmywających sprawę górnolotnych komunałów o luźnym związku ze sprawą; będzie pochwała integryzmu i to już ma wystarczyć...
Temu wystarczy, kto się na to nabierze. A nie wątpię, że niejeden się nabierze, bo ludziska się najczęściej nabierają na samą okazywaną przebojowość i pewność siebie.
Ale jednak nieliczni będą widzieli, że już się tak kompletnie pogubiłeś we własnych poglądach, że z zaprzeczania sobie co chwila kompletnie nie wiesz, jak wyjść.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:05, 19 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Zajrzałem jeszcze raz do tego, co tam pisałeś i znalazłem to, że negujesz sam siebie. Żadnego dodatkowego "o czym mowa" nie sposób jest tam się dopatrzyć.


Zajrzałeś, ale nie zrozumiałeś. Albo gorzej – udajesz, że nie zrozumiałeś, żeby dalej prowadzić swoją grę insynuacji. I od tego właśnie zaczyna się każda twoja wypowiedź – nie od rzeczowej analizy treści, tylko od psychologicznej szpilki: że niby ja „neguję sam siebie”, „gubię się”, „nie wiem, co piszę”. Szkoda, że nie jesteś w stanie zrobić tego, co próbujesz opisywać – wskazać konkretnie, gdzie niby miałbym sobie zaprzeczyć. Zamiast tego rzucasz sugestie i nadzieję, że może ktoś się nabierze

Michał Dyszyński napisał:
Z jednej strony piszesz o wierze, jako "akcie rozumu", a za chwilę starasz się bronić ślepego posłuszeństwa autorytetom, czyli coś dokładnie odwrotnego.


Nie, to nie jest „coś dokładnie odwrotnego”. To twoje rozumienie rozumu i posłuszeństwa jest wypaczone przez "nowoczesne", liberalne schematy myślowe, które zestawiają rozum z autorytetem jako przeciwieństwa. Dla katolika rozum prowadzi do uznania autorytetu objawionego. „Wiara jest zgodą rozumu na prawdę objawioną przez Boga” – mówi Kościół. A więc rozum nie jest źródłem wiary, ale jej narzędziem. Gdy rozum uznaje, że Bóg przemówił, przestaje się stawiać w miejscu Boga. To właśnie jest akt wiary – nie ślepy, tylko rozumny i posłuszny. A ty robisz z posłuszeństwa synonim bezmyślności, bo nie potrafisz pojąć, że rozum może służyć zamiast dominować

Michał Dyszyński napisał:
Kwieciste określenia, które temu towarzyszą samej wymowy tych stwierdzeń też zmieniają, tylko wikłają ją w ezopowe formy.


Po raz kolejny: zero konkretu, tylko ogólne zarzuty. Gdzie niby ta „ezopowa forma”? Które zdanie jest rzekomo „zamglone”? Tylko że ty nigdy nie pokazujesz konkretu – zawsze tylko atakujesz metodę wypowiedzi, styl, retorykę, domniemaną „niejasność”. Ale to są uniki, nie odpowiedzi. Nie masz nic na poziomie treści, więc krytykujesz opakowanie

Michał Dyszyński napisał:
Na początku w ogóle zresztą odżegnywaleś się w kontekście wiary od jakiegokolwiek powiązania z rozumem.


Kłamstwo. Pokaż ten cytat. Nie znajdziesz, bo go nie było. Nigdy nie zaprzeczałem powiązaniu wiary z rozumem – przeciwnie, to ty cały czas wprowadzasz fałszywą dychotomię: że jak coś przyjmujemy z autorytetu, to już nie rozumujemy. Wiecznie myli ci się autorytet z autorytaryzmem. Tymczasem Kościół naucza inaczej: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” (Fides et ratio, Jan Paweł II). To rozum prowadzi do uznania autorytetu – a wiara jest aktualizacją tego uznania w osobowym zaufaniu. Ty natomiast chcesz, by rozum był najwyższym sądem, a więc jesteś racjonalistą, nie katolikiem. To nie Kościół się pogubił – to ty nie rozumiesz, czym jest wiara

Michał Dyszyński napisał:
Dopiero gdy same dokumenty kościelne o tym wspomniały, a Ty je (chyba nieopacznie) wkleiłeś do wypowiedzi (przypuszczam, że się po prostu zagapiłeś i wklejasz jak leci, bez zrozumienia, bez kontroli poprawności…)


Czyli teraz próbujesz wmówić, że cytaty z Magisterium, które rozwalają twoje stanowisko, zostały przeze mnie podane „nieopacznie” albo „bez zrozumienia”. To desperacka próba ratowania twarzy, bo wiesz dobrze, że Kościół jasno naucza o harmonii wiary i rozumu, ale pod warunkiem, że rozum służy prawdzie objawionej, a nie ją sądzi. A ty chcesz, żeby rozum był papieżem, soborem i objawieniem w jednym. Bóg nie podlega osądowi twojego rozumu. To Bóg jest sądem twojego rozumu. Mocno ułomnego rozumu. Kościół naucza: „Posłuszeństwo wiary winniśmy Bogu objawiającemu się” (Dei Verbum 5). Ty: „Najpierw sam sobie rozstrzygnę, czy się zgadza, a potem ewentualnie przyjmę”. No to nie jesteś katolikiem. To nie ja się pogubiłem – to ty jesteś po stronie Lutra, tylko w wersji neognostyckiego New Age

Michał Dyszyński napisał:
Potem się już mleko rozlało, bo gdy dokumenty kościelne jednak o rozumie pisały, a Ty chciałeś całą wiarę wiązać wyłącznie z "łaską" (tak osobliwie rozumianą, jako bliżej nieokreślone coś, co już zapewnia efekt, a więc nie wolno jest samemu o sprawie myśleć), to się pogubiłeś kompletnie i dalej się w tej dyskusji plączesz we własne nogi.


To nie ja się plączę we własne nogi, ale to ty się zaplątałeś we własne zwoje mózgowe. Jak zwykle. Wszystko wyjaśniałem stopniowo i po kolei, a ty i tak nie zrozumiałeś. A wiesz dlaczego? Bo ty rozumiesz tylko wtedy, gdy ktoś ci bezmyślnie przytakuje, tak jak Rychlewski. No a ja ci nie przytakuję

Kolejny raz: nie potrafisz rozróżnić między myśleniem, a samowolnym sądzeniem prawdy objawionej. Mówienie, że wiara jest łaską, to nie żaden „osobliwy” pogląd – to dogmat. „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus” (1 Kor 12,3). Wiara to łaska – czyli dar od Boga, który współpracuje z rozumem. Ale łaska nie anuluje rozumu – ona go porządkuje. Ty natomiast przedstawiasz to tak, jakby łaska miała ogłupiać człowieka. Ale to twój rozum jest pijany – pijany sobą. A gdy ktoś ci pokazuje orzeczenia Magisterium, próbujesz je zbywać jako „zagapienie”. Oto twój poziom uczciwości intelektualnej

Michał Dyszyński napisał:
Ale nie wątpię, że sobie "poradzisz". Nawet wiem jak - będzie jeszcze więcej arbitralnych zaprzeczeń, personalnej napastliwości i jeszcze dodatkowa dawka rozmywających sprawę górnolotnych komunałów o luźnym związku ze sprawą; będzie pochwała integryzmu i to już ma wystarczyć...


Nie, tu nie będzie „arbitralnych zaprzeczeń”. Będzie precyzyjna egzegeza, orzeczenia Kościoła, słowa Pisma i logika. Ale ty jesteś jak ten, który nie widzi argumentów, bo wcześniej postanowił, że wszystko, co nie pasuje do jego własnych wniosków, musi być „rozmywaniem sprawy”. Kiedy padają słowa o integryzmie – czyli o pełnej, bezkompromisowej wierności Objawieniu – to tobie już wystarczy jako etykieta, by coś zdyskredytować. Bo ty nie jesteś katolikiem z przekonania – tylko człowiekiem, który Boga dopasowuje do własnej gnozy

Michał Dyszyński napisał:
Ale jednak nieliczni będą widzieli, że już się tak kompletnie pogubiłeś we własnych poglądach, że z zaprzeczania sobie co chwila kompletnie nie wiesz, jak wyjść.


Nie, Dyszyński. To ty się zgubiłeś – w pętli swojego indywidualizmu, gdzie rozum przestał być drogą do prawdy, a stał się bożkiem, którego karmisz szyderą. Tyle że szydera nie buduje, nie zbawia, nie daje światła. „Biada temu, kto mówi Ojcu: ‘Co spłodziłeś?’ i niewieście: ‘Co porodziłaś?’” (Iz 45,10). Ty właśnie tak mówisz – Bogu i Jego Kościołowi. Bo buntownik nigdy nie ma dość – zawsze musi podważyć, zasugerować, obśmiać

A więc jeśli chcesz mieć religię opartą na własnym „rozumieniu” – załóż ją sobie. Ale przestań udawać, że to jest katolicyzm. Bo Kościół Katolicki to nie jest twój prywatny klub filozoficznych wzruszeń – to miejsce depozytu wiary objawionej przez Chrystusa - depositum fidei. „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16). Tyle – i aż tyle


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 4:41, 20 Wrz 2025, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:22, 20 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Kiedy padają słowa o integryzmie – czyli o pełnej, bezkompromisowej wierności Objawieniu – to tobie już wystarczy jako etykieta,


Ten aspekt należałoby bardziej zdecydowanie skomentować.
Integryzm rzeczywiście lansuje się na to, co z grubsza wyżej pojawiło się w cytacie: pełną, zdecydowaną wierność Objawieniu.
Napisać o sobie każdy tak może. Zresztą praktycznie każda religia, każdy odłam chrześcijaństwa z grubsza to o sobie twierdzi, że jest zdecydowanie wierna temu czemuś, co za swoje źródło, czyli objawienie wskazuje. Czy powinniśmy wierzyć każdemu, kto coś ogłasza o sobie, czyniąc się sędzią we własnej sprawie?
- Cóż, nawet jeśliby ktoś tak chciał naiwnie myśleć, to za chwilę wyląduje w paradoksie, bo różne religie, czy odłamy wyznaniowe — wszystkie tak samo uważające się za "najbardziej wierne" - różnią się w różnych aspektach. Więc tylko przy założeniu, że prawdziwe są sprzeczne ze sobą tezy, że niespójność rozumowania nam "nie przeszkadza", można zaakceptować takie roszczenia.
W rzeczywistości od początku w łonie chrześcijaństwa pojawiły się spory teologiczne i związane z przewodzeniem. Widać te spory nawet w listach św. Pawła — jak np. (1 list do Koryntian 1:12) Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa.
Spory te toczyły się przez stulecia, frakcje tworzyły się, upadały, argumenty się ścierały, powstawały różne odłamy chrześcijaństwa — Kościół Wschodni, Zachodni, protestanci, baptyści, Zielonoświątkowcy, Świadkowie Jehowy i inni... Każdy odłam ma swoich liderów, swoje wyróżniające stwierdzenia natury teologicznej. W samym katolicyzmie rzymskim też toczą się spory na różne tematy, są różne skrzydła i przekonania.
Teraz jest pytanie: a właściwie to dlaczego to integrystyczne skrzydło miałoby zostać uznane za wyróżnione?...
- Z powodu tego, że tak głośno krzyczy, że jej się tytuł "bezkompromisowej wierności" należy?...
A może tylko się to im tak wydaje?...
Dziś zdecydowana większość ugrupowań chrześcijańskich ma swoich protoplastów, którzy najczęściej też byli kapłanami, którzy z grubsza w tym samym stopniu mogą być uznani za pozostający w linii sukcesji. Interpretacje teologiczne praktycznie wszędzie jakoś się zmieniają, ogłaszane są nowe dogmaty, nowe interpretacje starszych doktryn. Za moich czasów np. zmieniło się katolickie nauczanie w kwestii kary śmierci. W Biblii jest napisane, że biskup powinien być "mężem jednej żony", a dzisiaj biskupi w katolicyzmie ślubują życie w celibacie. Reguły się zmieniają (ja uważam, że słusznie, że się zmieniają).
Rozgałęzionych wątków związanych z sukcesją, przy tych milionach kapłanów i ogólnie chrześcijan, którzy w pokoleniach wcześniejszych byli związani z tym, albo innym kierunkiem, czy odłamem w chrześcijaństwie będą setki, jeśli nie tysiące.

Czy coś skrzydło integrystyczne wyróżnia od liberalnego w katolicyzmie (myślę oczywiście o wyróżnieniu na plus)?...
Czy są jakieś podstawy do uznania, iż domaganie się bardzo twardego posłuszeństwa autorytetom religijnym jest bardziej ewangeliczne od potraktowania chrześcijaństwa jako drogi duchowości i osobistych poszukiwań?...
Jest kilka sformułowań w Biblii, które — jeśli się interpretator mocno postara — da się rozwinąć do sugestii, że jakaś form hierarchii wśród uczniów Jezusa jest wskazana. Jednak patrząc na te cytaty wielokrotnie wklejane tu np. przez fedora, nie widać w nich właściwie żadnego wskazania, aby tworzyć system doktrynalnej władzy. Jakaś forma posłuszeństwa jest w listach św. Pawła zalecana. Trzeba było przeciwdziałać rozpadowi tworzących się dopiero gmin chrześcijańskich, więc dość naturalne jest, że liderzy owych grup starali się przeciwdziałać podziałom, a więc dyscyplinować tych, które owe podziały inicjowali.
Warto zauważyć, że w czasach pisania choćby listów Pawła z Tarsu jeszcze NIE BYŁO BIBLII (ta się, m.in. tymi właśnie listami dopiero pisała). Dlatego JEDYNYM mechanizmem łączącym tych ludzi, którzy za apostołami i ich pierwszymi następcami poszli, było właśnie gromadzenie się wokół liderów. To liderzy przekazywali naukę — imiennie — przemawiając, czy też właśnie pisząc listy. Potem do tego doszły zapisane 4 ewangelie. Ale w czasach pisania tych fraz nawołujących do posłuszeństwa rzeczywiście nie było innej metody zachowywania jako tako spójnej formy chrześcijaństwa, jak tylko trzymaniem się wokół liderów, czyli jakaś forma (!) posłuszeństwa im. To był wymóg tamtych czasów, a osobnym jest pytaniem, czy owo posłuszeństwo później powinno było raczej stawać się silniejsze, czy może słabsze. Naturalne jest, że przy rozwoju takiej religii, która później staje się światową, będą różne stanowiska, będą spory. A kto miał rację w tych sporach?...
- Z góry tego nie wiadomo, nie mamy dostępu do absolutu wiedzy i prawdy, mamy tu jedynie swoje przekonania.

Przyjrzyjmy się w takim razie sprawie od innej strony, zadając pytanie: czy coś można jeszcze wskazać na plus integrystycznej wizji chrześcijaństwa. Ja tego upodobania do tworzenia silnych struktur doktrynalnej władzy nie zaliczyłbym na plus. Są bowiem wg mnie w Biblii O WIELE CZĘSTSZE ODWOŁANIA DO SAMODZIELNOŚCI I INDYWIDUALNEGO ROZWOJU, niż do posłuszeństwa. W Ewangeliach, czyli w tej części Biblii, w których wypowiada się wprost sam Jezus, mamy właściwie sugestię w stronę władzy w zaledwie kilku miejscach. I nie są to silne sugestie. To, że Piotr dostać ma "klucze królestwa" nie jest jednoznacznym wskazaniem, że Piotr ma wyznaczać następców, albo że ci następcy mają mieć zakres władczości nad resztą wyznawców taki, a nie inny. Także ten cytat DO UCZNIÓW, w którym Jezus mówi "co zwiążecie na Ziemi, zostanie związane i w niebie", wcale nie musi być interpretowany jako sugerowanie tym uczniom jakiejś władzy, czy hierarchii, bo równie dobrze mogło chodzić tu nie o wezwanie do liderów, lecz OGÓLNIE DO KAŻDEGO PRZYSZŁEGO WYZNAWCY (nie mówiąc już o tym, że zagadkowe jest samo to użycie sformułowania o „wiązaniu” – o jaki rodzaj „wiązania” tu właściwie chodzi?). Przy takim rozumieniu apostołowie nie byliby wyróżnieni w sensie sprawowania władzy. To, że się teraz ów cytat najczęściej w Kościele wiąże z jakąś nadrzędnością apostołów, jest tylko jedną z interpretacji, a nie ma pewności, że tą najbardziej zasadną. Podobnie wszędzie tam, gdzie jest określenie „uczniowie”, a nie „dwunastu” raczej domyślną interpretacją jest, że chodzi O WSZYSTKICH WYZNAWCÓW EWANGELII, a nie ten tuzin wybranych.
I według mnie większość tych cytatów z Biblii, wyciąganych jako wsparcie dla tezy o potrzebie tworzenia w ewangelicznych wspólnotach struktur (szczególnie doktrynalnej) władzy jest przynajmniej dyskusyjna, nie jest jednoznaczna. Jeśli to zestawimy dodatkowo z faktem, że Jezus naucza przede wszystkim o „królestwie niebieskim”, zwracając uwagę na ogólne aspekty etyczne, świadomościowe, to wychodzi na to, że bilans choćby samej ilości sformułowań jest zdecydowanie na korzyść ASPEKTÓW INDYWIDUALNYCH, związanych z nawróceniem się, przemianą duchową, rozwojem niż na korzyść (o ile w ogóle) sugestii o tworzeniu struktur władzy.

Ale może już nie same cytaty Biblii, ale coś innego przemawiałoby na korzyść integryzmu?
- Integryści mają się za „wiernych”. No to rozpatrzmy najpierw ową kwestię wierności. Byłaby to wierność W CZYM?
Powiedzmy, że faktycznie integryści są wierni AUTORYTETOM i władzy religijnej (nawet to jest wątpliwe, bo np. papieży nie uznają równo – tylko nauczanie jednych papieży preferują bardziej, a innych już jakby mniej…). Ale ja stawiam pytanie; czy czasem nie bardziej by chodziło o WIERNOŚĆ BEZPOŚREDNIO BOGU?…
Jak rozumieć wierność samemu Bogu?…
- Chyba właśnie tak, że wyznawca na drodze ku Bogu używa WSZYSTKICH SWOICH SIŁ, PEŁNI ZAANGAŻOWANIA. Wyraża to NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. (Ewangelia Marka 12:30)
Tu się rzuca w oczy to, że wyznawca nie ma powstrzymywać ŻADNEJ ZE SWOICH WEWNĘTRZNYCH SIŁ do zaangażowania się do kontaktu z Bogiem. Biblia wzywa do zaangażowania osobistego, poznawczego: Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. (Ewangelia Łukasza 11:9)\
To może jednak najbardziej ewangeliczną postacią wierności wcale nie jest wierność ludziom – autorytetom, które co prawda stoją wysoko w hierarchii kościelnej, a WIERNOŚĆ BEZPOŚREDNIO BOGU?…
- Bo ja na to ostatnie pytanie odpowiadam jednoznacznie: wierność bezpośrednio Bogu, osobiste zaangażowanie w poszukiwaniach Go, reagowanie CAŁYM SWOIM UMYSŁEM, mocą, sercem – to jest ta wierność, o którą priorytetowo w Ewangelii chodzi.
W tym kontekście owo integrystyczne skupienie na władzy jawi się jak NIE TA WIERNOŚĆ, o którą chodzi. W sensie tej wierności ewangelicznej integryści, ze swoją wiernością skupioną na ludzkiej władzy, jawią się wręcz jako NIEWIERNI.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 4:03, 20 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Integryzm rzeczywiście lansuje się na to, co z grubsza wyżej pojawiło się w cytacie: pełną, zdecydowaną wierność Objawieniu.
Napisać o sobie każdy tak może. Zresztą praktycznie każda religia, każdy odłam chrześcijaństwa z grubsza to o sobie twierdzi, że jest zdecydowanie wierna temu czemuś, co za swoje źródło, czyli objawienie wskazuje.


No właśnie – "napisać o sobie każdy tak może". Tylko że Kościół Katolicki nie tylko to o sobie pisze, ale posiada historyczne, logiczne i biblijne uzasadnienie tego twierdzenia. I właśnie dlatego integryzm, czyli bezkompromisowa wierność integralnej nauce katolickiej, jest nie tyle „opinią”, co wiernością faktowi ustanowionemu przez samego Chrystusa. „Ty jesteś Piotr i na tej opoce zbuduję mój Kościół” (Mt 16,18). Piotrowi – nie Lutrowi, nie Ariuszowi, nie Kalwinowi, nie Michałowi Dyszyńskiemu – została dana władza kluczy (por. Mt 16,19), a nie każdemu, kto po wiekach założył własną wspólnotę i przypisał sobie mandat „wierniejszego” Objawieniu. To ty tworzysz iluzję równości, jakby każda religia czy każda frakcja miała tę samą legitymację. Ale to po prostu relatywistyczna bajka, która nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością Objawienia i historii Kościoła. To protestantyzm, a nie katolicyzm

Michał Dyszyński napisał:
Czy powinniśmy wierzyć każdemu, kto coś ogłasza o sobie, czyniąc się sędzią we własnej sprawie?


Nie. Dlatego wierzymy nie sobie, ale Chrystusowi, który ustanowił jeden Kościół i obiecał, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18), oraz że Duch Święty „doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13). Integrysta nie jest „sędzią we własnej sprawie” – on uznaje sąd Chrystusa i jego ustanowionych pasterzy. To ty natomiast usiłujesz być sędzią nad samym Kościołem – a więc to ty grasz rolę samozwańczego sędziego, oskarżyciela i ostatecznej instancji

Michał Dyszyński napisał:
...różne religie, czy odłamy wyznaniowe — wszystkie tak samo uważające się za "najbardziej wierne" - różnią się w różnych aspektach. Więc tylko przy założeniu, że prawdziwe są sprzeczne ze sobą tezy, że niespójność rozumowania nam "nie przeszkadza", można zaakceptować takie roszczenia.


To nie jest żadna nowość – i nie jest to też żaden argument. Owszem, są różne odłamy, ale nie wszystkie są prawdziwe. Katolicki integryzm nie twierdzi, że każdy ma rację, tylko właśnie – że albo Kościół założony przez Chrystusa głosi prawdę, albo cała reszta to bunt i herezja. Spory i rozłamy to skutek grzechu i ludzkiej pychy – nie dowód przeciwko prawdzie. Święty Paweł już w I wieku musiał korygować tych, którzy mówili „ja jestem Apollosa”, „ja jestem Kefasa” (1 Kor 1,12) – i wcale nie stwierdził, że skoro są podziały, to prawdy nie ma. Przeciwnie – wzywał do jedności w Chrystusie, a nie w interpretacjach. Tylko że jedność w Chrystusie nie jest emocjonalnym „byciem razem”, ale wspólnym trwaniem w prawdzie Objawienia, której strzeże jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół

Michał Dyszyński napisał:
W rzeczywistości od początku w łonie chrześcijaństwa pojawiły się spory teologiczne i związane z przewodzeniem.


Tak, ale właśnie dlatego Chrystus ustanowił hierarchię, by te spory rozstrzygać. I to nie przez każdy rozum osobno, ale przez Urząd Nauczycielski Kościoła. „Gdyby twój brat zgrzeszył przeciw tobie […] powiedz Kościołowi. A jeśli i Kościoła nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,15-17). Czyli nie „wszyscy mają rację”, tylko Kościół ma ostatnie słowo. A tobie się marzy chrześcijaństwo bez Kościoła – a raczej, chrześcijaństwo, w którym ty jesteś Kościołem

Michał Dyszyński napisał:
Każdy odłam ma swoich liderów, swoje wyróżniające stwierdzenia natury teologicznej. W samym katolicyzmie rzymskim też toczą się spory na różne tematy, są różne skrzydła i przekonania.


Oczywiście, że istnieją napięcia wewnętrzne – ale nie co do dogmatu. Kościół nie jest zbiorem opinii, ale wspólnotą prawdy, która ma ustanowiony autorytet Magisterium, zgodnie z doktrynalnym orzeczeniem nieomylne w sprawach wiary i moralności, gdy przemawia ex cathedra lub jako ciało biskupów zjednoczone z papieżem (por. Lumen gentium, 25). Masz do czynienia z rzeczywistością, w której – pomimo historycznych burz – nauka pozostaje spójna i trwała w tym, co najistotniejsze. A ty chcesz wmówić, że skoro wewnątrz toczą się spory, to prawdy nie ma. To tak, jakbyś powiedział, że skoro są różne poglądy na temat fizyki kwantowej, to prawa fizyki są nieprawdziwe

Michał Dyszyński napisał:
Teraz jest pytanie: a właściwie to dlaczego to integrystyczne skrzydło miałoby zostać uznane za wyróżnione?...

Z powodu tego, że tak głośno krzyczy, że jej się tytuł "bezkompromisowej wierności" należy?...
A może tylko się to im tak wydaje?...


Nie. Integryzm nie „krzyczy” – integryzm wskazuje na niesprzeczność z Tradycją, dogmatami i Magisterium. To nie jest „skrzydło” – to nieskażona forma katolicyzmu. To nie integryści się wyłamali z Kościoła – to moderniści próbują go wypaczyć. „Jeśli ktoś nie trwa w nauce Chrystusowej, niech nie będzie przyjmowany do domu” (2 J 1,9-10). Integryzm trwa – nie zmienia nauki o małżeństwie, kapłaństwie, sakramentach, naturze grzechu. Wierność Objawieniu nie jest kwestią hałasu, ale ciągłości i posłuszeństwa

Michał Dyszyński napisał:
Dziś zdecydowana większość ugrupowań chrześcijańskich ma swoich protoplastów, którzy najczęściej też byli kapłanami, którzy z grubsza w tym samym stopniu mogą być uznani za pozostający w linii sukcesji.


To jest jawne kłamstwo. Sukcesja apostolska to nie emocjonalna przynależność do jakiejś wspólnoty, tylko kanoniczne i sakramentalne przekazanie władzy święceń w linii od Apostołów. Większość „ugrupowań” – protestanci, zielonoświątkowcy, świadkowie Jehowy – nie mają żadnej sukcesji apostolskiej, bo porzucili ją, odcinając się od kapłaństwa, sakramentów i nauki o realnej obecności Chrystusa. Mówienie, że „wszyscy mogą być uznani za równych”, to po prostu herezja zrównująca Kościół z sektami

Michał Dyszyński napisał:
Za moich czasów np. zmieniło się katolickie nauczanie w kwestii kary śmierci. W Biblii jest napisane, że biskup powinien być "mężem jednej żony", a dzisiaj biskupi w katolicyzmie ślubują życie w celibacie. Reguły się zmieniają (ja uważam, że słusznie, że się zmieniają).


Po raz kolejny nie odróżniasz nauczania doktrynalnego od dyscypliny kościelnej. Celibat jest dyscypliną, nie dogmatem – i Kościół ma prawo ją ustanawiać. Jeśli nie wiesz, czym różni się dogmat od normy praktycznej, to może czas się douczyć, zanim rzucisz kolejny „argument”. Co do kary śmierci – Katechizm mówi, że w dzisiejszych warunkach jest nie do przyjęcia, ale nie ogłosił dogmatycznego zakazu. A nawet gdyby ogłosił – Kościół ma władzę wiążąco interpretować Pismo Święte, której to władzy ty nie masz. „Kościół jest filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15), a nie twoje prywatne zdanie

Michał Dyszyński napisał:
Rozgałęzionych wątków związanych z sukcesją, przy tych milionach kapłanów i ogólnie chrześcijan, którzy w pokoleniach wcześniejszych byli związani z tym, albo innym kierunkiem, czy odłamem w chrześcijaństwie będą setki, jeśli nie tysiące.


Tylko że ilość nie tworzy prawdy. Prawda nie jest demokratyczna. Kościół nie głosuje nad dogmatami większością głosów. Jest jeden Bóg, jedna wiara, jeden chrzest (Ef 4,5) – a nie „setki równorzędnych nurtów”. Cała twoja pseudoargumentacja sprowadza się do typowego liberalnego relatywizmu – skoro istnieje wiele opcji, to żadna nie może być prawdziwa. Ale to nie tylko fałszywe, to wręcz absurdalne: to, że wielu ludzi się myli, nie oznacza, że nikt nie ma racji. Prawda jest jedna – a ty po prostu jej nienawidzisz, bo cię zobowiązuje

„Posłuszni bądźcie waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, bo oni czuwają nad waszymi duszami jako ci, którzy będą musieli zdać sprawę” (Hbr 13,17). Nie bądź pysznym oskarżycielem Kościoła – bądź jego synem. Inaczej nigdy nie przestaniesz błądzić

Michał Dyszyński napisał:
Czy coś skrzydło integrystyczne wyróżnia od liberalnego w katolicyzmie (myślę oczywiście o wyróżnieniu na plus)?...


Tak, i to zasadniczo: integrystyczne skrzydło uznaje obiektywność prawdy objawionej oraz autorytet Kościoła jako jej strażnika, podczas gdy skrzydło liberalne poddaje Objawienie subiektywnemu filtrowi emocji, indywidualnych „poszukiwań” i wątpliwej duchowości. Innymi słowy – integrysta mówi: „Chrystus powiedział – więc wierzę”, a liberał mówi: „ja to inaczej czuję, więc to musi znaczyć coś innego”. To nie są dwa „równoprawne podejścia” – to albo wierność Chrystusowi, albo sprzeciw wobec Niego. Chrystus nie zostawił Kościoła jako luźnej wspólnoty „poszukiwaczy duchowości”, tylko jako „filar i podpora prawdy” (1 Tm 3,15)

Michał Dyszyński napisał:
Czy są jakieś podstawy do uznania, iż domaganie się bardzo twardego posłuszeństwa autorytetom religijnym jest bardziej ewangeliczne od potraktowania chrześcijaństwa jako drogi duchowości i osobistych poszukiwań?...


Nie tylko są podstawy – jest to jednoznacznie i wielokrotnie stwierdzone w Piśmie Świętym oraz w Tradycji. Chrześcijaństwo nie jest filozofią ani prywatną ścieżką „duchowości”, tylko religią objawioną. Chrystus nie powiedział: „szukajcie na własną rękę i każdemu objawi się coś innego” – ale: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16). „Jeśli Kościoła nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i ulegli im, bo oni czuwają nad waszymi duszami” (Hbr 13,17). Gdzie w tych słowach Chrystusa i apostołów widzisz zachętę do „osobistych poszukiwań”? To nie Ewangelia – to New Age

Michał Dyszyński napisał:
Jest kilka sformułowań w Biblii, które — jeśli się interpretator mocno postara — da się rozwinąć do sugestii, że jakaś form hierarchii wśród uczniów Jezusa jest wskazana.


To nie „kilka sformułowań” i nie trzeba się „mocno starać” – to jedna z najbardziej centralnych prawd Nowego Testamentu. Sam Jezus ustanawia Piotra jako opokę Kościoła (Mt 16,18), daje mu władzę kluczy (Mt 16,19), nakazuje apostołom nauczać wszystkie narody (Mt 28,19), posyła ich z misją i autorytetem, jakiego nikt inny nie ma (J 20,21-23), zapewnia, że „kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16). To nie „interpretacja” – to dosłowna treść Ewangelii. Jeśli tego nie widzisz, to znaczy, że nie czytasz, tylko selektywnie przeszukujesz Pismo w poszukiwaniu „usprawiedliwień” dla swojej anarchii

Michał Dyszyński napisał:
Jednak patrząc na te cytaty wielokrotnie wklejane tu np. przez fedora, nie widać w nich właściwie żadnego wskazania, aby tworzyć system doktrynalnej władzy.


To jest już po prostu groteskowe zaklinanie rzeczywistości. Nie ma żadnego wskazania? A co według ciebie oznacza „Ty jesteś Piotr, na tej opoce zbuduję mój Kościół i tobie dam klucze Królestwa”? (Mt 16,18-19) Co oznacza „Jeśli Kościoła nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik”? (Mt 18,17)? Co oznacza „strzeżcie depozytu wiary” (1 Tm 6,20)? To właśnie fundamenty władzy doktrynalnej, która pochodzi od samego Chrystusa, a nie od jakiejś „potrzeby historycznej”. Po prostu próbujesz wyprzeć to, co niewygodne dla twojego liberalnego światopoglądu

Michał Dyszyński napisał:
To był wymóg tamtych czasów, a osobnym jest pytaniem, czy owo posłuszeństwo później powinno było raczej stawać się silniejsze, czy może słabsze.


Wynika z tego jedno: twoje podejście do Objawienia jest czysto historycystyczne. Czyli: „kiedyś to było potrzebne, ale dziś już nie”. A więc porzucasz prawdę wieczną na rzecz względnego ducha czasu. W twoim ujęciu chrześcijaństwo jest jak ideologia, która „rozwija się” zgodnie z modami – dziś mniej autorytetu, jutro więcej „poszukiwań”, potem może znów jakiś zwrot. Ale to nie chrześcijaństwo – to właśnie czysty modernizm, który Pius X nazwał „sumą wszystkich herezji”. Prawda się nie starzeje, nie „traci na znaczeniu”, nie przestaje obowiązywać. Kościół to nie urząd skarbowy, który zmienia przepisy co kadencję – tylko mistyczne Ciało Chrystusa, które głosi tę samą prawdę wczoraj, dziś i zawsze (por. Hbr 13,8)

Michał Dyszyński napisał:
A kto miał rację w tych sporach?...

Z góry tego nie wiadomo, nie mamy dostępu do absolutu wiedzy i prawdy, mamy tu jedynie swoje przekonania.


To już czyste bluźnierstwo wobec Boga i Kościoła. Chrystus jest Prawdą (J 14,6), Kościół jest filarem i podporą prawdy (1 Tm 3,15), Duch Święty prowadzi do całej prawdy (J 16,13), Pismo nie jest do prywatnego wykładu (2 P 1,20). A ty śmiesz mówić: „nie wiadomo, kto ma rację”? Nie wiesz czy Chrystus miał rację, Dyszyński? To nie jesteś katolikiem. Nie jesteś nawet chrześcijaninem. Może to Budda miał rację, a nie Chrystus? Czyli wprost: Chrystus obiecał, że Kościoła nie opuszcza, ale ty i tak uważasz, że nie da się poznać prawdy. To jest albo niewiara, albo pogarda dla Objawienia, albo jedno i drugie

Ty nie prowadzisz „poszukiwań duchowych” – ty jesteś w stanie permanentnego buntu wobec Kościoła, którego boisz się uznać za autorytet, bo musiałbyś poddać swój rozum i wolę komuś większemu niż ty sam. A to jest twoja największa herezja: ubóstwienie samego siebie. Tak jak pierwsi rodzice, tak i ty dałeś posłuch wężowi z Raju: "i tak jak Bóg będziecie" (Rdz 3,5). Trzeba ci przypomnieć, że Kościół nie jest wspólnotą relatywistycznych „poszukiwań”, tylko „domem Boga żywego, filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15), a „kto Kościoła nie słucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Dopóki tego nie uznasz, pozostajesz poza wspólnotą prawdy, niezależnie od tego, jak bardzo upierasz się, że jesteś „katolikiem”

Chrześcijaństwo nie jest terapią, która ma ci zrobić dobrze i głaskać twoje ego – jest drogą krzyża, posłuszeństwa i wiary, nie „indywidualną duchowością”. Jeśli się to komuś nie podoba, niech sobie nie przykleja etykiety „katolik” – nie można być katolikiem i jednocześnie gardzić Kościołem

Michał Dyszyński napisał:
Przyjrzyjmy się w takim razie sprawie od innej strony, zadając pytanie: czy coś można jeszcze wskazać na plus integrystycznej wizji chrześcijaństwa. Ja tego upodobania do tworzenia silnych struktur doktrynalnej władzy nie zaliczyłbym na plus.


I tu jest twoja zasadnicza herezja: odrzucenie prawowitej władzy w Kościele jako „wady”, a nie jako daru od Chrystusa. Chrystus sam ustanowił strukturę, sam wybrał Dwunastu, sam powierzył Piotrowi klucze Królestwa (Mt 16,18-19), sam powiedział: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16), sam nakazał im czynić uczniami wszystkie narody i nauczać je zachowywania wszystkiego, co im przekazał (Mt 28,19-20). Twoja pogarda dla hierarchicznej struktury Kościoła to pogarda dla samego Chrystusa, który tak właśnie zaplanował swoją wspólnotę – nie jako anarchię duchowych indywidualistów, ale jako Mistyczne Ciało z widzialną głową i konkretną misją nauczania i sądzenia

Michał Dyszyński napisał:
Są bowiem wg mnie w Biblii O WIELE CZĘSTSZE ODWOŁANIA DO SAMODZIELNOŚCI I INDYWIDUALNEGO ROZWOJU, niż do posłuszeństwa.


Nie, to nie jest prawda. Po prostu ignorujesz całe fragmenty Pisma Świętego, które ci nie pasują do twojej ideologii, i budujesz sobie własną duchowość selektywnego cytowania. Zamiast poddać się nauczaniu Kościoła, chcesz go zastąpić własnymi przemyśleniami. Ale oto, co mówi Pismo – i to zbyt często, byś mógł to przeoczyć:

„Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i ulegli im, bo oni czuwają nad waszymi duszami jako ci, którzy będą musieli zdać sprawę” (Hbr 13,17) – to nie jest wezwanie do „samodzielnego rozwoju”, tylko do realnego i pokornego posłuszeństwa ludziom, których Chrystus postawił nad tobą

„Napominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście mówili wszyscy to samo, by nie było wśród was rozłamów” (1 Kor 1,10) – nie „każdy według własnego sumienia”, tylko jedność w nauczaniu

„Trzymaj się wzoru zdrowej nauki, którą usłyszałeś ode mnie” (2 Tm 1,13) – nie „szukaj własnych interpretacji”

„Kto nie trwa w nauce Chrystusowej, a idzie dalej, nie ma Boga” (2 J 1,9) – właśnie o takich jak ty mówi to ostrzeżenie

Zresztą już w Starym Testamencie Bóg przemawiał przez kapłanów, sędziów i proroków. Religia objawiona nigdy nie była i nie będzie projektem indywidualnej duchowości, tylko realnym przymierzem z konkretnymi zasadami, strukturą i autorytetem

Michał Dyszyński napisał:
To, że Piotr dostać ma "klucze królestwa" nie jest jednoznacznym wskazaniem, że Piotr ma wyznaczać następców, albo że ci następcy mają mieć zakres władczości nad resztą wyznawców taki, a nie inny.


Jest. I to właśnie dlatego, że sam Chrystus użył języka „dawania kluczy” i „wiązania i rozwiązywania”, który w żydowskiej kulturze oznaczał władzę sądowniczą i rządzącą. Takie było znaczenie tej metafory – każdy ówczesny Żyd wiedział, że „klucze” oznaczają realną władzę nad wspólnotą. A że Piotr miał następców – pokazuje historia Kościoła, sukcesja apostolska potwierdzona przez pisma Ojców Kościoła już od II wieku. I co ważniejsze – ta sukcesja została przyjęta przez cały Kościół pierwotny, a nie była „wymyślona” wieki później

Michał Dyszyński napisał:
Także ten cytat DO UCZNIÓW, w którym Jezus mówi "co zwiążecie na Ziemi, zostanie związane i w niebie", wcale nie musi być interpretowany jako sugerowanie tym uczniom jakiejś władzy, czy hierarchii...


Ale właśnie tak zawsze go interpretował Kościół, który jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15). Nie ty jesteś autorytetem egzegetycznym – ty jesteś jednostką prywatną, odciętą od Tradycji i nauczania apostolskiego. Kiedy Chrystus mówi: „Kto was słucha, Mnie słucha”, to właśnie odnosi się do konkretnego ciała nauczycielskiego, a nie do każdego przypadkowego wierzącego. Święty Paweł mówi do Tymoteusza: „To, co usłyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, przekaż ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni nauczać także innych” (2 Tm 2,2) – to jest model sukcesji i hierarchii nauczycielskiej, a nie „każdy sobie rzepkę skrobie”

Michał Dyszyński napisał:
I według mnie większość tych cytatów z Biblii, wyciąganych jako wsparcie dla tezy o potrzebie tworzenia w ewangelicznych wspólnotach struktur (szczególnie doktrynalnej) władzy jest przynajmniej dyskusyjna, nie jest jednoznaczna.


Oczywiście że według ciebie. Ale właśnie na tym polega twój błąd: stawiasz siebie jako autorytet ponad Kościołem. Twoje „według mnie” nie znaczy nic w kontekście wiary katolickiej. To Kościół – jako depozytariusz Objawienia – ma prawo interpretować Pismo, a nie jednostki kierujące się subiektywnym odczuciem. „To przede wszystkim wiedzcie, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia” (2 P 1,20). Próbujesz tworzyć protestancką egzegezę pod płaszczykiem „katolickiego poszukiwania”, ale prawda jest taka, że katolik to ktoś, kto ufa Magisterium Kościoła, nie własnym przeczuciom

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli to zestawimy dodatkowo z faktem, że Jezus naucza przede wszystkim o „królestwie niebieskim”, zwracając uwagę na ogólne aspekty etyczne, świadomościowe, to wychodzi na to, że bilans choćby samej ilości sformułowań jest zdecydowanie na korzyść ASPEKTÓW INDYWIDUALNYCH, związanych z nawróceniem się, przemianą duchową, rozwojem niż na korzyść (o ile w ogóle) sugestii o tworzeniu struktur władzy.


Twoje statystyczne podejście do Ewangelii jest wręcz karykaturalne. Nie chodzi o ilość, tylko o znaczenie i wagę. Chrystus głosił Królestwo Boże, które jest również Kościołem – to właśnie dlatego powiedział: „Na tej opoce zbuduję mój Kościół” (Mt 16,18), a nie „dam wam inspirację do osobistego rozwoju”. Chrześcijaństwo bez Kościoła i bez posłuszeństwa to po prostu iluzja własnej duchowości, oderwana od jakiegokolwiek autorytetu i zobowiązania. Taki „rozwój duchowy” bez wspólnoty i bez prawdy prowadzi tylko do pychy i relatywizmu – i dokładnie to reprezentujesz

Wniosek jest jeden i nieunikniony: Kościół katolicki jest hierarchiczny z ustanowienia Chrystusa, a nie z powodu jakichś historycznych warunków. Posłuszeństwo Kościołowi jest aktem wiary i pokory, nie słabości. I tylko ci, którzy potrafią wyrzec się samowoli, mogą być prawdziwie uczniami Chrystusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9,23). Ty natomiast chcesz, by to Kościół zaparł się siebie i swoich struktur, by pasowały do twoich upodobań. Ale Ewangelia nie będzie tańczyć tak, jak jej zagrasz

Nie jesteś jej autorem – jesteś adresatem wezwania do nawrócenia

Michał Dyszyński napisał:
Ale może już nie same cytaty Biblii, ale coś innego przemawiałoby na korzyść integryzmu?

Integryści mają się za „wiernych”. No to rozpatrzmy najpierw ową kwestię wierności. Byłaby to wierność W CZYM?


Zacznijmy od tego, że twoja metoda to klasyczna sofistyka: rozmydlić pojęcia, zakwestionować znaczenia, a potem udawać, że się odkryło jakiś głębszy sens. Gdy pytasz: „wierność w czym?”, udajesz, że nie wiesz, czym jest wierność Objawieniu Bożemu, które Kościół przekazuje, strzeże i autorytatywnie interpretuje – a więc chodzi o wierność temu, co zostało raz na zawsze przekazane świętym (Jud 1,3). Tymczasem twoje pytanie jest retorycznym unikiem – chcesz przerzucić ciężar wierności z konkretnej, obiektywnej rzeczywistości (jaką jest nauka Kościoła) na mglistą i subiektywną „wierność bezpośrednio Bogu”, której ty sam – nie Kościół – miałbyś być sędzią

Michał Dyszyński napisał:
Powiedzmy, że faktycznie integryści są wierni AUTORYTETOM i władzy religijnej (nawet to jest wątpliwe, bo np. papieży nie uznają równo – tylko nauczanie jednych papieży preferują bardziej, a innych już jakby mniej…).


Tu znowu manipulacja: zarzucasz integrystom coś, co sam robisz w sposób o wiele bardziej skrajny – bo odrzucasz całe kategorie papieskiego nauczania, dogmaty soborowe i Magisterium, które nie pasuje ci do twojej doktryny „wewnętrznego odczuwania”. Nie tylko nie uznajesz wszystkich papieży równo – ty nie uznajesz żadnego z nich jako autorytetu. Więc jeśli chcesz zarzucać integrystom wybiórczość, to popatrz w lustro: twoja postawa to czysta subiektywna uzurpacja miejsca Boga i Kościoła, który Chrystus ustanowił jako „kolumnę i podporę prawdy” (1 Tm 3,15). Nie ty jesteś podporą prawdy, tylko Kościół

Michał Dyszyński napisał:
Ale ja stawiam pytanie; czy czasem nie bardziej by chodziło o WIERNOŚĆ BEZPOŚREDNIO BOGU?… Jak rozumieć wierność samemu Bogu?…


Znowu próbujesz zestawić fałszywą alternatywę: „wierność Bogu” vs. „wierność Kościołowi” – podczas gdy w nauczaniu Chrystusa jedno nie istnieje bez drugiego. To właśnie Chrystus powiedział: „Jeśli brat twój zgrzeszy przeciw tobie... powiedz Kościołowi. A jeśli i Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Nie powiedział: „idź w las, posłuchaj serca i decyduj sam”. Powiedział: słuchaj Kościoła. Czyli posłuszeństwo Kościołowi jest formą posłuszeństwa Bogu, bo to On ustanowił Kościół jako narzędzie swojego zbawczego działania w historii

Michał Dyszyński napisał:
Chyba właśnie tak, że wyznawca na drodze ku Bogu używa WSZYSTKICH SWOICH SIŁ, PEŁNI ZAANGAŻOWANIA. Wyraża to NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. (Ewangelia Marka 12:30)


Tak, tylko że ty to przykazanie przerabiasz na święte prawo subiektywizmu. Ono wcale nie oznacza: „myśl sobie po swojemu, interpretuj Pismo jak chcesz, słuchaj tylko siebie”. Miłość Boga obejmuje także miłość do Jego ustanowień, do Jego Kościoła, do Jego autorytetu. "Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania" (J 14,15). Czy Chrystus powiedział: „kochaj Mnie, ale zlekceważ moich apostołów”? Nie. Powiedział: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16). Ty chcesz słuchać tylko siebie i udajesz, że to „posłuszeństwo Bogu”. A tak naprawdę to bałwochwalstwo własnej jaźni

Michał Dyszyński napisał:
To może jednak najbardziej ewangeliczną postacią wierności wcale nie jest wierność ludziom – autorytetom, które co prawda stoją wysoko w hierarchii kościelnej, a WIERNOŚĆ BEZPOŚREDNIO BOGU?…


A kto ci powiedział, że te rzeczy się wykluczają? Wierność Bogu przechodzi przez wierność Kościołowi, który On ustanowił. Przecież gdy Jezus spotyka Pawła pod Damaszkiem, mówi: „Dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4) – mimo że Paweł prześladował Kościół. To znaczy, że Kościół jest tożsamy z Mistycznym Ciałem Chrystusa, i atak na Kościół jest atakiem na samego Chrystusa. Twoje przeciwstawianie wierności Bogu i Kościołowi jest antybiblijne, antykatolickie i logicznie wewnętrznie sprzeczne

Michał Dyszyński napisał:
Bo ja na to ostatnie pytanie odpowiadam jednoznacznie: wierność bezpośrednio Bogu, osobiste zaangażowanie w poszukiwaniach Go, reagowanie CAŁYM SWOIM UMYSŁEM, mocą, sercem – to jest ta wierność, o którą priorytetowo w Ewangelii chodzi.


Nie jesteś Chrystusem. Twoja „jednoznaczna odpowiedź” to po prostu prywatne mniemanie, nie mające żadnej mocy ani autorytetu. Wierność Bogu nie polega na robieniu tego, co się wydaje słuszne „w sercu”, ale na wiernym trwaniu w nauce apostolskiej, którą Kościół przekazuje z pokolenia na pokolenie (por. Dz 2,42). Gdyby rzeczywiście Chrystus chciał, by każdy „szukał na własną rękę”, nie zakładałby Kościoła i nie powoływałby Piotra na Opokę. Twoje rozumowanie jest po prostu współczesną formą indywidualistycznej herezji – duchowego solipsyzmu

A twoje serce, na którym tak bardzo polegasz? Zobacz co Biblia uczy o sercu:

"Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne" (Jr 17,9)

Cała ta twoja prywatna religia oparta na sercu i odczuwaniu to po prostu jeden wielki diabelski projekt. Wystarczy popatrzeć jakie owoce z siebie wydajesz: odrzucenie Kościoła i przez to odrzucenie Chrystusa, który swój Kościół założył (Mt 16,18), relatywizm, bunt, anarchia, sianie zamętu, podziałów, zniesławianie katolików wiernych doktrynie, manipulowanie faktami, Biblią i historią Kościoła etcetera..Oto są twoje owoce. Zgniłe owoce, dodajmy. "Po owocach ich poznacie" (Mt 7,20)

Michał Dyszyński napisał:
W tym kontekście owo integrystyczne skupienie na władzy jawi się jak NIE TA WIERNOŚĆ, o którą chodzi. W sensie tej wierności ewangelicznej integryści, ze swoją wiernością skupioną na ludzkiej władzy, jawią się wręcz jako NIEWIERNI.


To już czysta projekcja. Integryści (czy szerzej – katolicy wierni Tradycji) nie są wierni „ludzkiej władzy”, tylko Bożej władzy przekazanej przez Chrystusa swoim apostołom i ich następcom. To nie jest „czysto ludzka struktura”, tylko sakramentalna, mistyczna rzeczywistość. To ty jesteś wierny wyłącznie sobie, a to nie jest wierność Chrystusowi, tylko pycha przebrana za duchowość

Cały twój wywód to jedna wielka próba ucieczki od posłuszeństwa pod płaszczykiem wyższości „wierności bezpośrednio Bogu”. Ale nie ma czegoś takiego jak „wierność Bogu” wbrew Kościołowi – to tylko maska duchowej anarchii i subiektywizmu. Jeśli nie słuchasz Kościoła, nie słuchasz Chrystusa (Mt 18,17). Jeśli nie trwasz w nauce apostolskiej, nie trwasz w Ewangelii. Jeśli sam chcesz być autorytetem dla siebie – to sam jesteś dla siebie bożkiem. I w tym duchu nie ma nic z chrześcijaństwa


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 6:49, 20 Wrz 2025, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:46, 20 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A kto miał rację w tych sporach?...

Z góry tego nie wiadomo, nie mamy dostępu do absolutu wiedzy i prawdy, mamy tu jedynie swoje przekonania.


To już czyste bluźnierstwo wobec Boga i Kościoła. Chrystus jest Prawdą (J 14,6), Kościół jest filarem i podporą prawdy (1 Tm 3,15), Duch Święty prowadzi do całej prawdy (J 16,13), Pismo nie jest do prywatnego wykładu (2 P 1,20). A ty śmiesz mówić: „nie wiadomo, kto ma rację”? Nie wiesz czy Chrystus miał rację, Dyszyński? To nie jesteś katolikiem. Nie jesteś nawet chrześcijaninem. Może to Budda miał rację, a nie Chrystus?

Takie dyskutowanie szatkowaniem pojęć jest właśnie tym, co mnie osobiście najbardziej od integryzmu odrzuca. Właśnie to, co próbuje zakpić sobie z mojego rozsądku, tak jak wcześniej zakpiło sobie z rozsądku tego, kto daną rzecz stwierdza.
Tutaj jest przykład;
Jest RACJA w SPORACH
Jest CHRYSTUS JAKO PRAWDA
Duch Święty jako prawda.
Racja w sporach jest do ustalenia za pomocą dotarcia do sensów pojęć i do intencji, można tę rację (przy dobrej woli stron) wyświetlać. Chrystus zaś jest prawdą w ogólnoteologicznym sensie, więc przełożenie tej "prawdy" na to coś, co traktujemy jako prawdę sporu, jest nieokreślone.
Co KONKRETNIE ma wynikać dla konkretnego sporu z tego, że Chrystus jest Prawdą?
- Rozsądnie rozumując nie widać tu żadnej jasnej wskazówki, w którą stronę taki spór miałby być rozstrzygnięty, bo ktoś przywołał Chrystusa, czy Ducha Świętego w kontekście wielkich idei.
Wyciąganie podniosłych sformułowań jako rzekome "rozwiazanie" ja uważam za manipulację. Czuję, że jest to próba robienia odbiorcy w wała, liczenie na to, że przestanie pytać o konkrety, zatkany górnolotnymi sformułowaniami. To jest ze strony integrysty liczenie na to, że druga strona przestanie myśleć o tym, o czym myślała, bo się zafiksuje na sformułowaniu, które ma podniosłą, nawet emocjonalną treść.
Jak ktoś wyraźnie manipuluje już na początku, to mu nie można ufać w ogóle. Ja taką zasadę stosuję rygorystycznie od jakiegoś czasu. W tym świetle zdecydowaną większość wypowiedzi integrystów odbieram jako manipulację. Dla mnie integrysta w ogóle nie mówi normalnie, tylko nieustannie manipuluje. A manipulacja jest forma kłamstwa.
Jeślibym nawet miał jakąś ciągotkę, aby co innego zaliczyć integrystom na plus - powiedzmy, że samo go głoszenie wymagalności, zamiast tej dzisiejszej rozlazłości, w której postuluje się uleganie emocjom - to wystarczy, że się integrysta jakkolwiek wypowie, to od razu zaczyna byś smród takiej obrzydliwej manipulacji, że taka ciągotka mi pryska.

Dyskusja z integrystą jest doświadczeniem szczególnym - takim zetknięciem się umysłu z zadziwiającym "ale o co im tu chodzi?...". Człowiek pyta o konkretne zagadnienie, a zostaje w odpowiedzi zalany samymi górnolotnymi sformułowaniami - raz o łasce, raz o prawdzie, raz o posłuszeństwie itp.
Ale gdzie tu jest przełożenie jednego na drugi?... Co te sformułowania właściwie mają wnosić do sprawy?...
- Wychodzi na to, że mają wnosić jedynie to, że się druga strona nimi przytka mentalnie, a potem stanie bezradnie w obliczu wzniosłości samych wyrazów i przestanie zadawać konkretne pytania. Bo dostał "odpowiedź", której nijak nie może praktycznie użyć w danym problemie, ale JAKAŻ ONA JEST TA ODPOWIEDŹ!
Jeśli coś jest fajne w integryzmie, bo jakoś kształcące umysły, ukazujące złudzenia, to chyba właśnie to, że integryzm tak przesadza z nadużywaniem tej maniery odpowiadania na pytania ogólnikowymi, górnolotnymi sformułowaniami, tak skrajnie unika PODJĘCIA REALNYCH ZNACZEŃ, jakie dyskusja niesie (brutalnie mówiąc, zamiast analizy sensowności spierdala w pusty lans za pomocą "wielkich" słów), że każdemu, kto zachował jakieś resztki zdrowego rozsądku musi to się rzucić w oczy, a potem...
skłonić do osobnej refleksji!

Wyłania się kluczowe pytanie etyczne, epistemiczne, teologiczne:
Czy PODEJMOWANIE ZNACZEŃ STAWIANYCH PROBLEMÓW jest dobre, czy złe?
Tak! chodzi mi o podejmowanie ZNACZEŃ, a nie mnożenie górnolotnych sformułowań, nie kitowanie dyskusji ogólną podniosłością!...
Ktoś tego nie odróżnia?...
Jeśli komuś to wystarczy, że kwestię ustalania pewnych skwituje się na zasadzie
- nieważne o co tam chodziło, ale tu stawiam górnolotne sformułowane
- a gdy już górnolotne sformułowanie wybrzmiało, to pamiętaj, że od naszych ono przyszło, to nasi tu rządzą, a ty masz być im posłuszny.
- zapominamy o pytaniu o sensy spraw, tylko "jesteśmy posłuszni", biernie czekając, aż jakieś autorytety coś zarządzą, bo my "nie powinniśmy nic od siebie".
I to do tego de facto sprowadza się integryzm DO WIELKIEGO ZIGNOROWANIA RZECZYWISTYCH SENSÓW, RZECZYWISTEJ PRAWDY, którą umysł w trudach ma rozpoznawać.

Tu jest właśnie fundamentalny spór o istotę prawdy, o jej kształt.
Czy "prawda" jest czymś na sposób podanym przez integrystów - czymś poza umysłem, czego umysł nie powinien dociekać, bo to "tam jest"? (poza umysłem, zawsze u kogoś innego, a nie u tego, kto pyta)
Czy "prawda" jest WŁAŚNIE TYM CZYMŚ DO DOCIEKANIA, czymś, co bez owego dociekania w ogóle się nie wyłoni, pozostając co najwyżej w postaci potencjalnej?...

Ja jednoznacznie opowiadam się za tym drugim rozumieniem prawdy, czyli takim, które aktywności umysłu (szczerej aktywności!) żywotnie się domaga. Tu kitowanie pytań górnolotnymi sformułowaniami, od których umysł miałby dostawać stuporu i rezygnować ze swojej aktywności będzie traktowane jako wadliwość podstawa - wadliwość NIEWIERNOŚCI PRAWDZIE i ZANIECHANIA.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:12, 20 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Takie dyskutowanie szatkowaniem pojęć jest właśnie tym, co mnie osobiście najbardziej od integryzmu odrzuca. Właśnie to, co próbuje zakpić sobie z mojego rozsądku, tak jak wcześniej zakpiło sobie z rozsądku tego, kto daną rzecz stwierdza.


Nie, to nie integryzm kpi sobie z twojego rozsądku. To ty stawiasz rozum ponad Objawienie, a kiedy Kościół ci ten błąd punktuje, zaczynasz krzyczeć o „manipulacji”, „szatkowaniu pojęć” i „górnolotnych słowach”. A to nie są żadne „szatki” – to dokładność teologiczna, której nie znosisz, bo obnaża pustkę twoich filozoficznych sofizmatów. Uciekasz w emocjonalny ton, próbując zrobić z rzeczowej argumentacji jakąś intrygę, ale to tylko pokazuje, jak bardzo boisz się zmierzyć z twardą prawdą Kościoła

Michał Dyszyński napisał:
Jest RACJA w SPORACH
Jest CHRYSTUS JAKO PRAWDA
Duch Święty jako prawda.


Tak, i właśnie dlatego twój „spór” z Kościołem nie ma racji. Bo Chrystus jest Prawdą, a Kościół to Jego Ciało (Ef 1,22-23). Kto sprzeciwia się Kościołowi, ten sprzeciwia się Chrystusowi. Święty Paweł nie mówi: „szukajmy racji w sporach”, tylko: „napominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów” (1 Kor 1,10). Ty natomiast gloryfikujesz spór jako wartość samą w sobie. A przecież Pismo Święte potępia mącicieli:

„Unikaj człowieka, który po jednym lub drugim upomnieniu trwa w herezji” (Tt 3,10)

Nie ma tu miejsca na niekończące się „dociekania”. Kościół nie prowadzi filozoficznej kawiarni, tylko jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15)

Michał Dyszyński napisał:
Co KONKRETNIE ma wynikać dla konkretnego sporu z tego, że Chrystus jest Prawdą?

Rozsądnie rozumując nie widać tu żadnej jasnej wskazówki...


To, że tego nie widzisz, nie świadczy o braku wskazówki, tylko o ślepocie twojego rozumu skażonego pychą. Chrystus powiedział:

„Kto was słucha, Mnie słucha; kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16) – to wystarczająco konkretna wskazówka, że prawda Chrystusa wyraża się przez Jego Kościół. A ty, gardząc nauczaniem Kościoła, gardzisz Chrystusem, choćbyś nawet tysiąc razy powtarzał, że chcesz „dociekać prawdy”. To nie jest prawda – to subiektywizm zakamuflowany w pseudointelektualnej mowie

Michał Dyszyński napisał:
Wyciąganie podniosłych sformułowań jako rzekome "rozwiązanie" ja uważam za manipulację.


Nie, to nie jest manipulacja. To powrót do fundamentów, które tobie wydają się niewygodne, bo odmawiasz im pierwszeństwa. Sam przyznajesz, że jeśli ktoś mówi o łasce, posłuszeństwie czy prawdzie – czyli o centralnych pojęciach wiary katolickiej – to traktujesz to jako „zagrywkę”, a nie jako zasadniczy sens. To twoja tragedia: zakładasz z góry złą wolę u Kościoła, podczas gdy jedynym manipulantem jesteś właśnie ty, rozmywając znaczenia, podważając dogmaty i odmawiając autorytetowi jego miejsca

Michał Dyszyński napisał:
Dla mnie integrysta w ogóle nie mówi normalnie, tylko nieustannie manipuluje. A manipulacja jest forma kłamstwa.


Zabawne, bo to dokładnie twoje techniki – emocjonalne frazy, oskarżenia o „kitowanie”, rozbijanie pojęć na własny użytek, redefiniowanie sensów tak, aby pasowały do twojego indywidualistycznego światopoglądu

Integrysta – czyli katolik wierny Tradycji i Magisterium – nie manipuluje, tylko broni tego, co objawił Chrystus i co nie podlega negocjacjom. Manipuluje ten, kto prawdę objawioną rozbraja do poziomu „intencji” i „sensów”, które sam sobie interpretuje – czyli dokładnie ty

Michał Dyszyński napisał:
Człowiek pyta o konkretne zagadnienie, a zostaje w odpowiedzi zalany samymi górnolotnymi sformułowaniami – raz o łasce, raz o prawdzie, raz o posłuszeństwie itp.


Tak, bo bez łaski, bez prawdy, bez posłuszeństwa – nie ma chrześcijaństwa. A to, że nie chcesz tych słów słuchać, mówi wszystko o twoim duchowym stanie

Co ty chcesz dostać? Słownikową definicję Boga? Algorytm łaski uświęcającej? Formułę zbawienia w Excelu? Pismo Święte mówi do ciebie:

„Nie polegaj na własnym rozumie” (Prz 3,5)

„Bo mądrość tego świata jest głupstwem u Boga” (1 Kor 3,19)

Ale ty i tak będziesz krzyczał, że Kościół nie daje „konkretów”. Nie, to ty nie potrafisz ich przyjąć – bo odrzucasz autorytet, przez który te konkrety są ci dane

Michał Dyszyński napisał:
Czy PODEJMOWANIE ZNACZEŃ STAWIANYCH PROBLEMÓW jest dobre, czy złe?
Tak! chodzi mi o podejmowanie ZNACZEŃ, a nie mnożenie górnolotnych sformułowań, nie kitowanie dyskusji ogólną podniosłością!...


Ale kto ci powiedział, że Kościół nie podejmuje znaczeń? Przecież całe nauczanie Kościoła, cały Urząd Nauczycielski, cała Tradycja, święta teologia – to nic innego jak właśnie podejmowanie sensów i precyzowanie ich z pokorą wobec Objawienia. Tylko że ty odrzucasz te sensy, bo nie są twoje. Nie chodzi ci o prawdę – chodzi ci o potwierdzenie własnej racji

Michał Dyszyński napisał:
Czy "prawda" jest czymś na sposób podanym przez integrystów – czymś poza umysłem, czego umysł nie powinien dociekać, bo to "tam jest"?
Czy "prawda" jest WŁAŚNIE TYM CZYMŚ DO DOCIEKANIA...


Prawda jest poza tobą, bo jest osobą – Jezusem Chrystusem. Nie „potencjalnością”, nie „możliwością”, nie „procesem dociekania”. Chrystus mówi:

„Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6)

Nie mówi: „Ja jestem zbiorem znaczeń, który ma się zrealizować w umyśle refleksyjnego myśliciela”

„Słowo stało się ciałem” (J 1,14) – to nie ty sobie tę Prawdę „wydedukujesz”. Ją trzeba przyjąć w wierze i posłuszeństwie, bo inaczej kończysz jak ci, których opisał Paweł:

„Ciągle się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy” (2 Tm 3,7)

I to widać po tobie. Od lat kręcisz się w kółko w swych niekończących się dywagacjach na tym forum i nigdy do niczego konkretnego nie dochodzisz. Mimo to jesteś sobą zachwycony, gdy brylujesz w oczach innych. Przecież właśnie o to ci tylko chodzi. O uprawianie bałwochwalczego kultu samego siebie. Jesteś swoim własnym bożkiem. Ale ty tylko stoisz w miejscu. To jest mentalna pustka, która nigdzie cię nie zaprowadzi

Nie mów mi więc o „zdrowym rozsądku”, skoro twój rozsądek odrzuca najbardziej oczywiste prawdy objawione przez Boga i przekazane przez Jego Kościół. Nie myl głębokości intelektualnej z arogancją rozumu zbuntowanego. Nie myl poszukiwania prawdy z negowaniem objawienia. Nie myl dociekania z dezintegracją wiary

Bo jak mówi Słowo Boże:

„Kto nie słucha Kościoła, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17)


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 16:13, 20 Wrz 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:01, 20 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Czy "prawda" jest czymś na sposób podanym przez integrystów – czymś poza umysłem, czego umysł nie powinien dociekać, bo to "tam jest"?
Czy "prawda" jest WŁAŚNIE TYM CZYMŚ DO DOCIEKANIA...


Prawda jest poza tobą, bo jest osobą – Jezusem Chrystusem. Nie „potencjalnością”, nie „możliwością”, nie „procesem dociekania”. Chrystus mówi:

„Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6)

Nie mówi: „Ja jestem zbiorem znaczeń, który ma się zrealizować w umyśle refleksyjnego myśliciela”

„Słowo stało się ciałem” (J 1,14) – to nie ty sobie tę Prawdę „wydedukujesz”. Ją trzeba przyjąć w wierze i posłuszeństwie, bo inaczej kończysz jak ci, których opisał Paweł:

„Ciągle się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy” (2 Tm 3,7)

I to widać po tobie. Od lat kręcisz się w kółko w swych niekończących się dywagacjach na tym forum i nigdy do niczego konkretnego nie dochodzisz. Mimo to jesteś sobą zachwycony, gdy brylujesz w oczach innych. Przecież właśnie o to ci tylko chodzi. O uprawianie bałwochwalczego kultu samego siebie. Jesteś swoim własnym bożkiem. Ale ty tylko stoisz w miejscu. To jest mentalna pustka, która nigdzie cię nie zaprowadzi

Nie mów mi więc o „zdrowym rozsądku”, skoro twój rozsądek odrzuca najbardziej oczywiste prawdy objawione przez Boga i przekazane przez Jego Kościół. Nie myl głębokości intelektualnej z arogancją rozumu zbuntowanego. Nie myl poszukiwania prawdy z negowaniem objawienia. Nie myl dociekania z dezintegracją wiary

Bo jak mówi Słowo Boże:

„Kto nie słucha Kościoła, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17)

Analiza tej samoorzącej się manipulacji, jaką tu mamy:
1. Początek - obowiązkowo personalny, z zarztem - prawda jest poza tobą
2. Później uznanie, że prawda jest osobą Jezusem Chrystusem. Zabawne jest, że nawet to stwierdzenie równo orze integryzm.
Bo jeśliby prawda była (tylko) osobą Jezusa Chrystusa, to nie przecież
- hierarchią kościelną
- autorytetami
- Kościołem
- nie ma jej w dogmatach
- nie ma jej w encyklikach
- nie ma jej w żadnym stwierdzeniu
Jest w osobie Jezusa Chrystusa. Kropka.
3. Potem są wyrwane z kontekstu cytaty biblijne.
4. Całości znowu dopełniają zarzuty personalne.

Przyjmijmy jednak stwierdzenie, że prawda jest (tylko) Jezusem Chrystusem. Przyjmijmy w pełni konsekwencji, zadając np. pytanie: czy to, co tu napisal fedor jest Jezusem Chrystusem?...
- Tu już trzeba użyć pewnej funkcji świadomej, mentalnej - osobistego rozpoznania, która chyba większości jako tako rozumnych ludzi zasugeruje, że zapisany na serwerze fedorowy post NIE jest osobą Jezusa Chrystusa. Skoro nie jest, to cały ten post nie jest prawdą.
cbdo.

Oczywiście tu za chwilę tu pewnie fedor zarzuci niezrozumienie, że to nie o to mu chodziło. Ale pisze przecież z taką dobitnością, taką pewnością siebie, takim przytupem, że to aż się nie godzi wziąć tych zapisanych słów poszukując w nich innych znaczeń niż te literalne. Literalnie zaś fedor najpierw zarzucił mi, iż prawdy we mnie nie ma, skoro nie jestem osobą Jezusa Chrystusa (bo faktycznie tą osobą nie jestem). Więc jeśli nawet sam dał przykład użycia tego swojego uznania, iż skoro w Biblii zapisano, iż prawdą jest Jezus Chrystus, to nie należy szukać innych znaczeń dla słowa "prawda". Sam tak właśnie użył tej konstrukcji - miała być przeciw mnie. Ale przecież te same warunki będą spełnione jeśli użyjemy tej konstrukcji przeciw dowolnej osobie, czy instytucji, które nie są przecież osobą Jezusa Chrystusa, czyli z takiego postawienia sprawy wynika wprost, że to nie tylko Dyszyński podlega owemu zarzutowi, ale nawet sami integryści i integrystyczne instytucje.

Tyle że fedor, jak zwykle, nie zastanowił się nad tym, co właściwie pisze, gdy coś pisze. Bo całą nadzieję składa w tym, że skoro pisze napastliwie, z emfazą, używając górnolotnych sformułowań, to logiczne konsekwencje zawarte w treści będą nieistotne. Więc wyszło, co wyszło - że sam się zaorał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:32, 21 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Analiza tej samoorzącej się manipulacji, jaką tu mamy:


Zaczynasz jak typowy sofista – nie od uczciwego sporu, ale od zarzutu manipulacji, zanim jeszcze odniesiesz się do treści. To nie jest analiza, to jest z góry przyjęta teza. Nie odczytujesz tekstu, tylko próbujesz go unieważnić jeszcze przed jego treścią. To klasyczny chwyt erystyczny ludzi, którzy nie mają argumentów, ale chcą wyglądać na mądrych

Michał Dyszyński napisał:
1. Początek - obowiązkowo personalny, z zarztem - prawda jest poza tobą


Nie jest to "zarzut personalny", tylko wyznanie prawdy chrześcijańskiej. Prawda jest poza tobą, bo nie ty jesteś jej źródłem. „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6) – nie „Michał Dyszyński jest prawdą”. Chrystus nie mówi, że „prawda jest w twojej głowie” albo „prawda to coś, co sam sobie przemyślisz”. To właśnie ty chcesz mieć prawdę „w sobie” – jesteś klasycznym modernistą, który absolutyzuje subiektywne przeżycie

Michał Dyszyński napisał:
2. Później uznanie, że prawda jest osobą Jezusem Chrystusem. Zabawne jest, że nawet to stwierdzenie równo orze integryzm.


To, co nazywasz „zabawne”, jest de facto twoim duchowym samobójstwem. Jeśli Prawda jest osobą Jezusa Chrystusa, to znaczy, że nie masz prawa oddzielać Chrystusa od Jego Ciała, którym jest Kościół. „Ty jesteś Piotr, i na tej Skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Chrystus związał się nierozerwalnie z Kościołem – to nie jest „instytucja obok”, ale On sam działający przez swoje Ciało. Odrywanie Chrystusa od Kościoła jest herezją protestancką

Michał Dyszyński napisał:
Bo jeśliby prawda była (tylko) osobą Jezusa Chrystusa, to nie przecież

hierarchią kościelną

autorytetami

Kościołem

nie ma jej w dogmatach

nie ma jej w encyklikach

nie ma jej w żadnym stwierdzeniu


To jest czysta herezja i gnostycka pogarda dla sakramentalnej rzeczywistości Kościoła. Chrystus powiedział do Apostołów: „Kto was słucha, Mnie słucha; kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16). Powiedz to świętemu Pawłowi, który mówił: „Kościół jest filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15). Czy jesteś mądrzejszy od Pawła Apostoła? Kościół nie jest tylko jakimś „dodatkiem” do Jezusa – Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa, przez które On działa. Dogmaty, encykliki, nauczanie Urzędu Nauczycielskiego – to wszystko jest autorytatywnym głosem Chrystusa, który sam dał swoim uczniom władzę nauczania: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28,19-20). Twierdząc, że nie ma prawdy w Kościele, odrzucasz samego Chrystusa, który mówi: „Jeśli Kościoła nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17)

Michał Dyszyński napisał:
Jest w osobie Jezusa Chrystusa. Kropka.


Nie, to nie jest „kropka”. To jest wyrwana z kontekstu półprawda, a półprawda jest całościową kłamliwością. Jezus nie przyszedł jako samotny guru, tylko założył Kościół, który ma władzę wiązać i rozwiązywać: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie” (Mt 16,19). Więc „kropka” stawiasz nie w miejscu, gdzie kończy się prawda, tylko tam, gdzie zaczyna się twój bunt przeciwko autorytetowi

Michał Dyszyński napisał:
3. Potem są wyrwane z kontekstu cytaty biblijne.


Znowu tania demagogia. Które cytaty są wyrwane z kontekstu? „Kto nie słucha Kościoła, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17) – jest bardzo jasny. Tam nie ma ukrytego znaczenia. Hebr 13,17: „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli” – gdzie tu kontekst, który by ten nakaz znosił? Ty nie masz problemu z kontekstem, tylko z samą treścią, bo twoje serce zbuntowało się przeciw władzy. Jesteś typowym przykładem modernistycznego relatywizmu, który de facto negocjuje z objawieniem, a nie je przyjmuje

Michał Dyszyński napisał:
4. Całości znowu dopełniają zarzuty personalne.


Tak, bo problem leży w twojej pysze, nie tylko w twoim intelekcie. „Ciągle się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy” (2 Tm 3,7) – to nie jest „zarzut personalny”, tylko trafna diagnoza duchowej ślepoty, która wynika z pychy umysłu. Ty nie chcesz dojść do prawdy, bo prawda wymaga posłuszeństwa. A posłuszeństwo to ostatnia rzecz, na jaką ty jesteś gotowy

Michał Dyszyński napisał:
Przyjmijmy jednak stwierdzenie, że prawda jest (tylko) Jezusem Chrystusem. Przyjmijmy w pełni konsekwencji, zadając np. pytanie: czy to, co tu napisał fedor jest Jezusem Chrystusem?...


To jest infantylne i fałszywe rozumowanie. Chrystus jest Prawdą, ale dzieli się nią przez swoje Ciało – Kościół. Nikt nie twierdzi, że post na forum jest osobą Jezusa. Ale jeśli ten post odwołuje się wiernie do nauki Chrystusa i Jego Kościoła, to przekazuje Prawdę. Bo Chrystus nie zostawił nas z samą osobą – zostawił nauczanie, sakramenty, hierarchię, sukcesję apostolską. Twoje pytanie jest jak z podręcznika dla racjonalistycznych dzieciaków z forum ateistycznego

Michał Dyszyński napisał:
Więc jeśli nawet sam dał przykład użycia tego swojego uznania, iż skoro w Biblii zapisano, iż prawdą jest Jezus Chrystus, to nie należy szukać innych znaczeń dla słowa "prawda".


Znowu robisz ze słów Chrystusa relatywistyczną gumę, którą rozciągasz, jak ci pasuje. Nikt nie mówi, że nie można „szukać znaczeń”. Mówimy, że znaczenie zostało objawione przez Chrystusa i przekazane przez Kościół. Objawienie to nie jest twoim prywatnym poletkiem do reinterpretacji, tylko zostało powierzone Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który – jak mówi Sobór Watykański I – „nie jest nad Objawieniem, lecz mu służy, strzegąc go i wyjaśniając z Bożego ustanowienia”. Twoje „szukanie znaczeń” to po prostu bunt przeciwko depozytowi wiary

Michał Dyszyński napisał:
Ale przecież te same warunki będą spełnione jeśli użyjemy tej konstrukcji przeciw dowolnej osobie, czy instytucji, które nie są przecież osobą Jezusa Chrystusa, czyli z takiego postawienia sprawy wynika wprost, że to nie tylko Dyszyński podlega owemu zarzutowi, ale nawet sami integryści i integrystyczne instytucje.


Nie. Bo „integryści” (czyli po prostu wierni Tradycji katolickiej) nie oddzielają Chrystusa od Kościoła, nie odrzucają dogmatów, nie kwestionują autorytetu Urzędu Nauczycielskiego, tylko pokornie przyjmują Objawienie takie, jakie zostało przekazane. Ty natomiast robisz z Objawienia proces terapeutyczny i eksperyment filozoficzny. Kościół to nie jest laboratorium twojego myślenia, to jest Matka i Nauczycielka

Michał Dyszyński napisał:
Tyle że fedor, jak zwykle, nie zastanowił się nad tym, co właściwie pisze, gdy coś pisze. Bo całą nadzieję składa w tym, że skoro pisze napastliwie, z emfazą, używając górnolotnych sformułowań, to logiczne konsekwencje zawarte w treści będą nieistotne. Więc wyszło, co wyszło - że sam się zaorał.


Nie – to ty się zaorałeś, bo właśnie pokazałeś, że nie uznajesz żadnego autorytetu poza sobą. Nawet Chrystusa chcesz mieć „na własnych zasadach”. Nie jesteś uczniem – jesteś twórcą nowej religii zbudowanej z resztek chrześcijańskich pojęć, przemielonych przez twój umysł. Ale Biblia mówi jasno: „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, bo oni czuwają nad waszymi duszami i zdadzą z tego sprawę” (Hbr 13,17). Ty nie chcesz nikomu zdawać sprawy. W tym sensie nie jesteś katolikiem, jesteś tylko subiektywnym konsumentem religijnych symboli

Twoje słowa to nie tylko błąd intelektualny, to duchowy bunt. Odcięcie się od autorytetu Kościoła to odcięcie się od Chrystusa. A kto nie słucha Kościoła, „niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Nie jesteś bliżej prawdy niż „integryści” – jesteś od niej dalej niż ci, którzy posłuszeństwo traktują jako cnotę, a nie jako przeszkodę dla własnego ego

Czas przestać czcić samego siebie, Dyszyński. Bo to jest twoja jedyna prawdziwa religia, a nie chrześcijaństwo


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 2:09, 21 Wrz 2025, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:30, 21 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Przyjmijmy jednak stwierdzenie, że prawda jest (tylko) Jezusem Chrystusem. Przyjmijmy w pełni konsekwencji, zadając np. pytanie: czy to, co tu napisał fedor jest Jezusem Chrystusem?...


To jest infantylne i fałszywe rozumowanie. Chrystus jest Prawdą, ale dzieli się nią przez swoje Ciało – Kościół. Nikt nie twierdzi, że post na forum jest osobą Jezusa.

Oczywiście, że takie rozumowanie utożsamiające post z osobą Chrystusa byłoby fałszywe. Osoby czytające ze zrozumieniem, to co ja piszę, zorientowały się zapewne, że pokazałem to rozumowanie JAKO KONSEKWENCJĘ BŁĘDNYCH ZAŁOŻEŃ, użytych przez mojego oponenta, który odmówił mi prawa do prawdy w z racji na to, że nie jestem Chrystusem.
Naiwnie sobie fedor najwyraźniej chyba wyobrażał, że jak zarzut nie bycia Chrystusem wyciągnie przeciw mojej osobie, to będzie tylko lepiej dla argumentacji. Ale że, jak większość integrystycznych argumentacji, takie podejście jest bardzo powierzchowne, to po chwili wysypało się, iż sama zasada odmawiania prawdy komuś, lub czemuś „bo nie jest Chrystusem” musi oznaczać odmówienie prawdy wszystkiemu (z wyjątkiem samego Chrystusa), łącznie z tym, co próbują przeforsować integryści.
Ale w wypowiedzi fedora pojawił się dodatkowy, dość ciekawy motyw, który tutaj przytoczę.
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Więc jeśli nawet sam dał przykład użycia tego swojego uznania, iż skoro w Biblii zapisano, iż prawdą jest Jezus Chrystus, to nie należy szukać innych znaczeń dla słowa "prawda".

Znowu robisz ze słów Chrystusa relatywistyczną gumę, którą rozciągasz, jak ci pasuje. Nikt nie mówi, że nie można „szukać znaczeń”.

Chodzi tu motyw „relatywistycznej gumy”. Fedor pisze, że to ja tę gumę tutaj ze słów Chrystusa robię, ale o ileż bardziej zarzut gumowatości argumentacji pasuje do integrystów, którzy pogrywają arbitralnością na masową skalę. Przykładem są choćby te łamańce argumentacyjne, gdy fedor próbuje z jednej strony raz ograniczyć prawdę do osoby Chrystusa (gdy rzecz jest wyciągana przeciw Michałowi), a już za chwilę naciąga tę gumę użycia słowa tak, aby się zakres pojęcia prawdy rozszerzył na Kościół, integrystów, ich stwierdzenia. Ale integryzm używa gumowatych pojęć na masową skalę. Podobnie jest przez integryzm traktowane posłuszeństwo, które ulega w argumentacjach zadziwiającym metamorfozom – raz jest posłuszeństwem Bogu, aby za chwilę objawić się jako posłuszeństwo „Kościołowi”, potem jest już posłuszeństwem autorytetom. Gumowata jest też koncepcja samego Kościoła – który raz jest mistycznym ciałem Chrystusa, czyli ma konotacje wyraźnie duchową, a za chwilę okazuje się instytucją; raz w skład Kościoła zaliczamy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek i jakkolwiek do Chrystusa zostali przypisani na duchowej zasadzie, aby za chwilę w „kościele” byli już tylko ochrzczeni, albo tylko ochrzczeni w Kościele Rzymsko – Katolickim.
Integrystyczne argumentacje żonglują tymi znaczeniami w bardzo dowolny sposób, synkretycznie raz się upierając przy jednym znaczeniu jako jedynym i absolutnym, by za chwilę bez zmrużenia oka przeskoczyć do tego innego znaczenia, jeśli to akurat jest dla argumentacji wygodne.
Aby to jakoś usankcjonować niezbędnym integrystycznym chwytem retorycznym jest silna arbitralność narzucania traktowania spraw. Integrysta przemawia z zasady twardo ex cathedra, więc jeśli gdzieś on jakieś znaczenie w danej chwili ogłasza, to jest ono w tym momencie (czasem też z sugestią, że zawsze!) ograniczone do tej konkretnej instancji znaczenia (tak jak wobec Michała obowiązuje, iż Michał jest poza prawdą, bo nie jest osobą Chrystusa), a jeśli w nowej wypowiedzi integrysta potrzebuje alternatywnego znaczenia słowa, to z wielką pompą i twardą arbitralnością po prostu tego znaczenia użyje, nie dbając kompletnie o to, że przed chwilą głosił coś zupełnie innego.

Synkretyzm integryzmu jest jedną z najbardziej wybijających się cech. Integrysta oczywiście każdą ze sprzeczności w traktowaniu znaczeń „wybroni”. Wybroni z zasady w ten sam sposób – z jednej strony arbitralnością stawiania spraw, upieraniem się, że tylko integrysta ma prawo się wypowiadać, że prawda zawsze z zasady jest po jego stronie, a z drugiej zamulając dodatkowo przekaz kwiecistością wypowiedzi, górnolotnością sformułowań, powoływaniem się na najbardziej podniosłe idee, terminy, osobistości. Ale najbardziej ową gumę naciąganych dowolnie przez integrystów pojęć zmiękcza twardość i arbitralność wypowiadania się, połączona z napastliwością wobec każdego, kto by się ośmielał coś uważać inaczej.

Tu mam pewien wniosek ogólniejszy, spostrzeżenie na temat rozwoju duchowości na poziomie podstawowym: integryzm jest tylko przykładem dla ogólniejszego błędu, z którym musi się uporać osobowość podczas swojego rozwoju, doskonalenia, podczas „stawania się” – chodzi o błąd powierzchowności i skupienia się na tym, co emocjonalne, albo podane w atmosferze arbitralności, żądania podporządkowania się.
Każdy człowiek, który przecież rozwija się od osobowości nieporadnej, zdanej na emocje i zależność od starszych – od rodziców, wychowawców – na początku będzie poddany temu etapowi bezradności, uległości, w której nie tyle prawda się liczy, co fakt wyższości jednych nad drugimi. Wobec dziecka decydujące jest to, że rodzic jest silniejszy (co oczywiście jest uzasadnione tym, że dziecko jeszcze nie wykształciło w sobie wystarczająco skutecznych mechanizmów mentalnych rozpoznawania prawdy na odpowiednim poziomie). Integryzm (ale też praktycznie wszystkie przemocowe z ducha siły, instytucje) próbuje ludzi zakonserwować na tym etapie zależności, blokując pójście dalej – ku samodzielności.
Dla kogoś, kto już rozumie, iż etap dziecięcy jest do zostawienia za sobą, kto też pojął sens słów Biblii - Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. (1 list do Koryntian 13:11) – jasne będzie, że tkwienie w podległości ludzkim autorytetom świadczy o braku posłuszeństwa powołaniu, które człowiekowi wyznaczył Bóg, czyli powołaniu do pomnażania talentów, przynoszenia owocu, a ostatecznie narodzenia się na nowo, jako istoty duchowej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:12, 21 Wrz 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:45, 21 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że takie rozumowanie utożsamiające post z osobą Chrystusa byłoby fałszywe. Osoby czytające ze zrozumieniem, to co ja piszę, zorientowały się zapewne, że pokazałem to rozumowanie JAKO KONSEKWENCJĘ BŁĘDNYCH ZAŁOŻEŃ, użytych przez mojego oponenta, który odmówił mi prawa do prawdy w z racji na to, że nie jestem Chrystusem. Naiwnie sobie fedor najwyraźniej chyba wyobrażał, że jak zarzut nie bycia Chrystusem wyciągnie przeciw mojej osobie, to będzie tylko lepiej dla argumentacji. Ale że, jak większość integrystycznych argumentacji, takie podejście jest bardzo powierzchowne, to po chwili wysypało się, iż sama zasada odmawiania prawdy komuś, lub czemuś „bo nie jest Chrystusem” musi oznaczać odmówienie prawdy wszystkiemu (z wyjątkiem samego Chrystusa), łącznie z tym, co próbują przeforsować integryści. Ale w wypowiedzi fedora pojawił się dodatkowy, dość ciekawy motyw, który tutaj przytoczę.


Twoje rozumowanie to typowa manipulacja i próba odwrócenia kota ogonem. Nikt nie twierdzi, że tylko Chrystus ma prawo do prawdy w oderwaniu od autorytetu Kościoła, którego sam Chrystus ustanowił. To właśnie Kościół jest tym miejscem, gdzie prawda objawiona przez Chrystusa jest przekazywana, interpretowana i chroniona. To Kościół ma urząd nauczycielski, który jest ustanowiony przez samego Pana Jezusa (Mt 16,18-19; 18,17; 1 Tm 3,15). Twierdzenie, że odmowa uznania prawdy jedynie dlatego, że ktoś nie jest Chrystusem oznaczałoby odrzucenie wszelkiej prawdy, jest nie tylko fałszywe, ale i absurdalne. Prawda jest przekazywana przez Kościół, a nie przez anarchistyczne interpretacje czy osobiste wizje. W twoim rozumowaniu widać wyraźnie chęć relatywizacji prawdy i podważenia autorytetu Kościoła, co jest nie do przyjęcia dla wiernego katolika. Gdyby tak było, to każdy samowolny buntownik, tak jak ty, mógłby rościć sobie prawo do prawdy, co prowadzi do chaosu i herezji. Biblia jasno mówi, że mamy słuchać pasterzy Kościoła i nie przeciwstawiać się im bezbożnie (Hbr 13,17), a ci pasterze mają nieść prawdę, którą Chrystus ustanowił. Oskarżasz integrystów o powierzchowność, a to ty sam błądzisz w swoich uproszczeniach i manipulacjach, odrzucając to, co jasno ustanowił Chrystus przez swój Kościół. Twoja tak zwana „prawda” bez autorytetu Kościoła jest tylko pychą i buntem przeciw porządkowi Bożemu, który wyraźnie poucza, że kto się przeciwstawia władzy ustanowionej przez Boga, przeciwstawia się samemu Bogu (Rz 13,1-2). Twoje próby tłumaczenia tego inaczej nie zmienią faktu, że jesteś po stronie buntowników i mącicieli, których Bóg potępia

Michał Dyszyński napisał:
Chodzi tu motyw „relatywistycznej gumy”. Fedor pisze, że to ja tę gumę tutaj ze słów Chrystusa robię, ale o ileż bardziej zarzut gumowatości argumentacji pasuje do integrystów, którzy pogrywają arbitralnością na masową skalę. Przykładem są choćby te łamańce argumentacyjne, gdy fedor próbuje z jednej strony raz ograniczyć prawdę do osoby Chrystusa (gdy rzecz jest wyciągana przeciw Michałowi), a już za chwilę naciąga tę gumę użycia słowa tak, aby się zakres pojęcia prawdy rozszerzył na Kościół, integrystów, ich stwierdzenia. Ale integryzm używa gumowatych pojęć na masową skalę. Podobnie jest przez integryzm traktowane posłuszeństwo, które ulega w argumentacjach zadziwiającym metamorfozom – raz jest posłuszeństwem Bogu, aby za chwilę objawić się jako posłuszeństwo „Kościołowi”, potem jest już posłuszeństwem autorytetom. Gumowata jest też koncepcja samego Kościoła – który raz jest mistycznym ciałem Chrystusa, czyli ma konotacje wyraźnie duchową, a za chwilę okazuje się instytucją; raz w skład Kościoła zaliczamy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek i jakkolwiek do Chrystusa zostali przypisani na duchowej zasadzie, aby za chwilę w „kościele” byli już tylko ochrzczeni, albo tylko ochrzczeni w Kościele Rzymsko – Katolickim. Integrystyczne argumentacje żonglują tymi znaczeniami w bardzo dowolny sposób, synkretycznie raz się upierając przy jednym znaczeniu jako jedynym i absolutnym, by za chwilę bez zmrużenia oka przeskoczyć do tego innego znaczenia, jeśli to akurat jest dla argumentacji wygodne. Aby to jakoś usankcjonować niezbędnym integrystycznym chwytem retorycznym jest silna arbitralność narzucania traktowania spraw. Integrysta przemawia z zasady twardo ex cathedra, więc jeśli gdzieś on jakieś znaczenie w danej chwili ogłasza, to jest ono w tym momencie (czasem też z sugestią, że zawsze!) ograniczone do tej konkretnej instancji znaczenia (tak jak wobec Michała obowiązuje, iż Michał jest poza prawdą, bo nie jest osobą Chrystusa), a jeśli w nowej wypowiedzi integrysta potrzebuje alternatywnego znaczenia słowa, to z wielką pompą i twardą arbitralnością po prostu tego znaczenia użyje, nie dbając kompletnie o to, że przed chwilą głosił coś zupełnie innego.


Twoje brednie o „relatywistycznej gumie” są niczym innym jak bezczelną próbą zdyskredytowania jasnego nauczania Kościoła katolickiego. To ty, a nie integryzm, rozciągasz pojęcia na wszystkie strony, by zatuszować własne herezje i ignorancję. Kościół jest mistycznym Ciałem Chrystusa, a jednocześnie instytucją ustanowioną przez Niego samego, o czym Pan Jezus mówi jasno w Ewangelii (Mt 16,18-19). Ta podwójna natura Kościoła nie jest żadną „gumą”, lecz rzeczywistością objawioną i nienaruszalną. Ty próbujesz rozmyć tę prawdę, mieszając pojęcia, aby podważyć autorytet Kościoła i ustanowiony przez niego urząd nauczycielski (Hbr 13,17)

Twój zarzut arbitralności integryzmu jest śmieszny, bo to ty jesteś tym, który stosuje wybiórcze i sprzeczne interpretacje, zrywając z rozumem i nauką katolicką. Posłuszeństwo w Kościele nie jest „gumowate” ani nie jest „metamorfozą” — to posłuszeństwo Chrystusowi, który działa przez Kościół i jego hierarchię (1 Tm 3,15). Kto nie słucha Kościoła, ten występuje przeciw Chrystusowi (Tyt 3,10-11). Twoje próby przedstawienia tego jako „arbitralności” są niczym innym jak bezczelnym buntem

Twój wysiłek, by przedstawić Kościół jako coś niejednoznacznego i zmiennego, to czysta herezja i zaprzeczenie tego, co jest fundamentem wiary katolickiej. Kościół zawsze był, jest i będzie Ciałem Chrystusa, mistycznym i widzialnym, niezmiennym w swojej naturze i misji. Biblia wyraźnie to potwierdza: „I ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mt 16,18). Ty, manipulancie i buntowniku, próbujesz podważyć to, bo nie potrafisz zaakceptować porządku i autorytetu ustanowionego przez samego Jezusa Chrystusa

Twoje wypowiedzi to tylko chaos i zamęt, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym katolicyzmem. Gdybyś naprawdę rozumiał naukę Kościoła, nie mieszałbyś pojęć i nie silił się na fałszywe analogie. Twoja „relatywistyczna guma” to tylko twoje ego próbujące wykręcić się od prawdy, której nie chcesz przyjąć

Michał Dyszyński napisał:
Synkretyzm integryzmu jest jedną z najbardziej wybijających się cech. Integrysta oczywiście każdą ze sprzeczności w traktowaniu znaczeń „wybroni”. Wybroni z zasady w ten sam sposób – z jednej strony arbitralnością stawiania spraw, upieraniem się, że tylko integrysta ma prawo się wypowiadać, że prawda zawsze z zasady jest po jego stronie, a z drugiej zamulając dodatkowo przekaz kwiecistością wypowiedzi, górnolotnością sformułowań, powoływaniem się na najbardziej podniosłe idee, terminy, osobistości. Ale najbardziej ową gumę naciąganych dowolnie przez integrystów pojęć zmiękcza twardość i arbitralność wypowiadania się, połączona z napastliwością wobec każdego, kto by się ośmielał coś uważać inaczej.


Twoje brednie o „synkretyzmie integryzmu” i „arbitralności” to typowa próba zdyskredytowania Kościoła, której nie powstydziłby się żaden heretyk czy buntownik. To ty, a nie integryzm, próbujesz podważyć fundamenty prawdy objawionej przez Chrystusa i przekazywanej przez Jego Kościół. Kościół katolicki nie jest miejscem dla twojej anarchistycznej samowoli ani dla dowolnej reinterpretacji prawdy. To, że nie rozumiesz różnicy między autorytetem a tyranią, pokazuje twoją pychę i ignorancję

Nie masz prawa mówić, że według integrystów tylko „integrysta ma prawo się wypowiadać”. Prawo do nauki Kościoła ma każdy, kto jest w nim zanurzony, ale autorytet ma Kościół i jego urząd nauczycielski, ustanowiony przez samego Chrystusa (Mt 16,18-19). To Kościół jest strażnikiem prawdy, a nie twoje subiektywne opinie

Twoje oskarżenia o „napastliwość” wobec tych, którzy mają inne zdanie, są czystą projekcją twojej własnej agresji wobec Kościoła i jego nauki. Biblia jasno ostrzega przed buntownikami, którzy nie chcą słuchać pasterzy, mówiąc: „Posłuchajcie pasterzy swoich, którzy was pasą, a zwłaszcza tych, którzy wam głoszą słowo Boże, i poddawajcie się im, bo oni czuwają nad waszymi duszami” (Hbr 13,17). Ty jesteś tym, który się buntuje i robi zamęt

Twoje wynurzenia to nic innego jak pycha i bezczelność człowieka, który nie potrafi zaakceptować Chrystusowego porządku i instytucji Kościoła. Jeśli uważasz, że twoje subiektywne zdanie jest ważniejsze niż urząd nauczycielski Kościoła, to z punktu widzenia Biblii jest to klasyczny przykład herezji i lekceważenia władzy ustanowionej przez Boga (Rz 13,1-2)

Michał Dyszyński napisał:
Tu mam pewien wniosek ogólniejszy, spostrzeżenie na temat rozwoju duchowości na poziomie podstawowym: integryzm jest tylko przykładem dla ogólniejszego błędu, z którym musi się uporać osobowość podczas swojego rozwoju, doskonalenia, podczas „stawania się” – chodzi o błąd powierzchowności i skupienia się na tym, co emocjonalne, albo podane w atmosferze arbitralności, żądania podporządkowania się.


Twoje twierdzenie jest kolejną próbą zrelatywizowania i zbagatelizowania prawdziwej duchowości katolickiej, którą reprezentuje integryzm, czyli wierne trzymanie się nauki Kościoła i jego autorytetu. To, co nazywasz „błędem powierzchowności” i „arbitralnością”, jest w rzeczywistości nieodłącznym elementem prawdziwej wiary — posłuszeństwem ustanowionym przez Chrystusa, który wyznaczył Kościół jako jedyną drogę do zbawienia (J 14,6)

Skupienie się na „emocjonalności” i odrzucenie wymagającego autorytetu to właśnie jest twoja herezja i bunt przeciw Bogu. Duchowość chrześcijańska to nie jest wygodna psychoterapia dla samopoczucia, lecz codzienna walka o świętość i pełnienie woli Bożej, która często wymaga posłuszeństwa i pokory wobec prawdziwego autorytetu (Mt 18,17; 1 P 5,5-6)

Nie masz prawa lekceważyć tego, co Chrystus ustanowił, ani pouczać wiernych, że powinni wyrzekać się „arbitralności” Kościoła, skoro to właśnie Kościół jest skałą prawdy, na której Chrystus zbudował swój Kościół (Mt 16,18). Twoje myślenie to zamęt i powierzchowność, którą sam potwierdzasz, nie dostrzegając, że prawdziwy rozwój duchowy wymaga oddania się temu, co Jezus objawił i przekazał przez swój Kościół. Każde odwrócenie tego porządku jest buntem i prowadzi do duchowej zguby (Rz 1,28-32)

Michał Dyszyński napisał:
Każdy człowiek, który przecież rozwija się od osobowości nieporadnej, zdanej na emocje i zależność od starszych – od rodziców, wychowawców – na początku będzie poddany temu etapowi bezradności, uległości, w której nie tyle prawda się liczy, co fakt wyższości jednych nad drugimi. Wobec dziecka decydujące jest to, że rodzic jest silniejszy (co oczywiście jest uzasadnione tym, że dziecko jeszcze nie wykształciło w sobie wystarczająco skutecznych mechanizmów mentalnych rozpoznawania prawdy na odpowiednim poziomie). Integryzm (ale też praktycznie wszystkie przemocowe z ducha siły, instytucje) próbuje ludzi zakonserwować na tym etapie zależności, blokując pójście dalej – ku samodzielności. Dla kogoś, kto już rozumie, iż etap dziecięcy jest do zostawienia za sobą, kto też pojął sens słów Biblii - Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. (1 list do Koryntian 13:11) – jasne będzie, że tkwienie w podległości ludzkim autorytetom świadczy o braku posłuszeństwo powołaniu, które człowiekowi wyznaczył Bóg, czyli powołaniu do pomnażania talentów, przynoszenia owocu, a ostatecznie narodzenia się na nowo, jako istoty duchowej.


Twoje fałszywe rozumienie duchowego dojrzewania jest typowym herezjańskim trikiem mającym na celu podważyć Boży porządek ustanowiony przez Kościół. To, co nazywasz „zakonserwowaniem” na etapie zależności i „blokowaniem pójścia dalej” jest w rzeczywistości zachowaniem się zgodnym z Bożą wolą i posłuszeństwem wobec hierarchii, którą ustanowił sam Chrystus. Gdybyś choć trochę zrozumiał Pismo Święte, wiedziałbyś, że to nie bunt i lekceważenie autorytetów, lecz posłuszeństwo jest oznaką duchowej dojrzałości (Hbr 13,17)

Twoja próba przeciwstawienia posłuszeństwa Kościołowi jakiejś mitycznej „samodzielności” jest niczym innym, jak pychą i buntowniczym duchem, który Biblia potępia z całą surowością (2 Tes 2,3-4; 3 J 1,9-10). „Narodzenie się na nowo” nie oznacza odrzucenia Bożych autorytetów, lecz uznanie ich i poddanie się im, bo to przez Kościół Duch Święty prowadzi wiernych ku prawdzie (J 16,13)

Twoje błędne pojmowanie dojrzałości duchowej jako odrzucenia posłuszeństwa jest ślepą ścieżką, prowadzącą do rozbicia wspólnoty i zanegowania Bożego planu zbawienia. Przypomnij sobie, że sam Chrystus powiedział: „Kto by chciał zachować swoje życie, straci je; a kto by stracił swoje życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16,25). Twoja „samodzielność” to w rzeczywistości duchowa ślepota i bunt przeciwko Jezusowi, a nie jakiś wyraz dojrzałości

Prawdziwa dojrzałość chrześcijańska polega na tym, by przyjmować prawdę od tych, których Jezus ustanowił jako pasterzy i nauczycieli, a nie tworzyć własne arbitralne wersje prawdy, które służą tylko twojemu własnemu ego i samowoli


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 15:12, 21 Wrz 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:05, 21 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że takie rozumowanie utożsamiające post z osobą Chrystusa byłoby fałszywe. Osoby czytające ze zrozumieniem, to co ja piszę, zorientowały się zapewne, że pokazałem to rozumowanie JAKO KONSEKWENCJĘ BŁĘDNYCH ZAŁOŻEŃ, użytych przez mojego oponenta, który odmówił mi prawa do prawdy w z racji na to, że nie jestem Chrystusem. Naiwnie sobie fedor najwyraźniej chyba wyobrażał, że jak zarzut nie bycia Chrystusem wyciągnie przeciw mojej osobie, to będzie tylko lepiej dla argumentacji. Ale że, jak większość integrystycznych argumentacji, takie podejście jest bardzo powierzchowne, to po chwili wysypało się, iż sama zasada odmawiania prawdy komuś, lub czemuś „bo nie jest Chrystusem” musi oznaczać odmówienie prawdy wszystkiemu (z wyjątkiem samego Chrystusa), łącznie z tym, co próbują przeforsować integryści. Ale w wypowiedzi fedora pojawił się dodatkowy, dość ciekawy motyw, który tutaj przytoczę.


Twoje rozumowanie to typowa manipulacja i próba odwrócenia kota ogonem. Nikt nie twierdzi, że tylko Chrystus ma prawo do prawdy w oderwaniu od autorytetu Kościoła, którego sam Chrystus ustanowił.

Ale w stosunku do mnie to już jest argumentem... :shock:
Czyli argumenty u Ciebie polegają na ARBITRALNYM WSKAZANIU
- niebycie Chrystusem jest argumentem przeciw Michałowi
ale już
- niebycie Chrystusem NIE jest argumentem np. przeciw Kościołowi.
Co to oznacza?
- Oznacza to tyle, że używasz argumenty kompletnie arbitralnie, nie powołując się na zasadę stałą, lecz na to, jaki masz kaprys, aby coś uznać za argument.

To wszystko pozostałe (pomijając już to, że jest od dawna tą samą, nadętą i życzeniową agitacją integrystyczną), jeśliby nawet coś miało znaczyć, nie zmienia ani o milimetr sensu tego, co przedstawiłem powyżej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:08, 21 Wrz 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:30, 21 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że takie rozumowanie utożsamiające post z osobą Chrystusa byłoby fałszywe. Osoby czytające ze zrozumieniem, to co ja piszę, zorientowały się zapewne, że pokazałem to rozumowanie JAKO KONSEKWENCJĘ BŁĘDNYCH ZAŁOŻEŃ, użytych przez mojego oponenta, który odmówił mi prawa do prawdy w z racji na to, że nie jestem Chrystusem.


Znowu urwałeś moje wcześniejsze wyjaśnienia w połowie i możesz dzięki temu manipulować dyskusją i obalać dowolne chochoły, zamiast tego co dokładnie twierdziłem

Kłamiesz i manipulujesz. Nikt ci nie odmówił prawa do prawdy „bo nie jesteś Chrystusem”, tylko dlatego, że twoje poglądy są jawnie sprzeczne z nauczaniem Chrystusa — a to istotna różnica. Chrystus nie ustanowił religii „indywidualnego wglądu”, tylko Kościół: „Ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Jeśli odrzucasz Kościół, to odrzucasz Tego, który go ustanowił. Twój „wnikliwy” wywód to klasyczna sofistyka: tworzysz fałszywe założenie (że ktoś uznał, iż tylko Chrystus może mieć rację, a Jego Kościół już nie), a potem "bohatersko" je obalasz. To żałosne

Michał Dyszyński napisał:
Naiwnie sobie fedor najwyraźniej chyba wyobrażał, że jak zarzut nie bycia Chrystusem wyciągnie przeciw mojej osobie, to będzie tylko lepiej dla argumentacji. Ale że, jak większość integrystycznych argumentacji, takie podejście jest bardzo powierzchowne, to po chwili wysypało się, iż sama zasada odmawiania prawdy komuś, lub czemuś „bo nie jest Chrystusem” musi oznaczać odmówienie prawdy wszystkiemu (z wyjątkiem samego Chrystusa), łącznie z tym, co próbują przeforsować integryści.


Znowu groteskowo przekręcasz sens wypowiedzi. Kościół nie ma racji „mimo że nie jest Chrystusem” — ma rację, bo JEST mistycznym Ciałem Chrystusa (por. 1 Kor 12,27), a jego Urząd Nauczycielski działa z Jego ustanowienia i pod Jego asystencją: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16). Kościół ma obietnicę prowadzenia przez Ducha Świętego (J 16,13), ty jej nie masz. Kościół jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15), a nie ty, Dyszyński. Masz prywatne zdanie, owszem — i ono nie jest żadnym źródłem prawdy wiary, nie było i nie będzie

Michał Dyszyński napisał:
Ale w wypowiedzi fedora pojawił się dodatkowy, dość ciekawy motyw, który tutaj przytoczę.


Twoja ulubiona taktyka — budowanie chochoła. Bierzesz coś, co nazwałeś „ciekawym motywem”, wbijasz w to szpilkę pseudo-logiki, a potem celebrujesz swój „genialny” wywód. Tylko że nie odpowiadasz na sedno: prawda nie rodzi się z twoich osobistych przemyśleń i gnostyckich wynurzeń, ale z Objawienia, które zostało przekazane Kościołowi, a nie tobie. „Jeśliby też Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Ciebie ta zasada nie obowiązuje? Jesteś ponad nią?

Michał Dyszyński napisał:
Ale w stosunku do mnie to już jest argumentem... :shock:
Czyli argumenty u Ciebie polegają na ARBITRALNYM WSKAZANIU

niebycie Chrystusem jest argumentem przeciw Michałowi
ale już

niebycie Chrystusem NIE jest argumentem np. przeciw Kościołowi.


Niebycie Chrystusem to nie argument, to fakt, który w twoim przypadku ma ogromne znaczenie, bo negujesz Jego Kościół, Jego naukę i Jego autorytet, a jednocześnie udajesz „katolika”. Jesteś typowym produktem ducha buntu, który widzi Kościół jako uzurpatora, a samego siebie jako natchnionego myśliciela. Tylko że to Kościół, nie ty, ma klucze Królestwa Niebieskiego (Mt 16,19). Ty ich nie masz. Twój bunt przeciw Magisterium nie jest dowodem „dociekliwości intelektualnej”, tylko nieposłuszeństwa, czyli grzechu. „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, bo oni czuwają nad waszymi duszami jako ci, którzy będą zdawać sprawę” (Hbr 13,17). Ale ty, Dyszyński, jesteś sędzią swoich pasterzy — jak szatan

Michał Dyszyński napisał:
Co to oznacza?

Oznacza to tyle, że używasz argumenty kompletnie arbitralnie, nie powołując się na zasadę stałą, lecz na to, jaki masz kaprys, aby coś uznać za argument.


Nie, to ty jesteś arbitralny. Ty nie masz żadnego kryterium poza sobą samym. Jeśli coś mówi Kościół — odrzucasz. Jeśli coś mówi Pismo — reinterpretujesz. Jeśli coś mówi Tradycja — wyśmiewasz. Jedyną stałą zasadą, którą masz, jest kult własnego „ja”. To właśnie antropolatryczna gnoza, której podstawą jest przekonanie, że jesteś ponad wszystko, łącznie z Urzędem Nauczycielskim. Tylko że chrześcijaństwo to nie religia twojego ego. To droga krzyża, pokory i posłuszeństwa. Chrystus „stał się posłusznym aż do śmierci” (Flp 2,8), a ty nie jesteś w stanie być posłusznym nawet biskupowi

Michał Dyszyński napisał:
To wszystko pozostałe (pomijając już to, że jest od dawna tą samą, nadętą i życzeniową agitacją integrystyczną), jeśliby nawet coś miało znaczyć, nie zmienia ani o milimetr sensu tego, co przedstawiłem powyżej.


Twoja pogarda dla katolickiej Tradycji, którą nazywasz „nadętą i życzeniową”, demaskuje cię jako neognostyka. Nie szukasz prawdy, tylko pretekstu, żeby unieważnić to, co cię boli: że nie ty jesteś nauczycielem, tylko Kościół. Że nie ty jesteś autorytetem, tylko Magisterium. Że nie ty ustanawiasz, co jest prawdą, tylko Chrystus przez swój Kościół. Twoje „niezmienianie o milimetr” nie jest cnotą wierności, tylko pysznym trwaniem w błędzie. Uciekasz w relatywizm i pozorną głębię, ale duch tej epoki przemija. Słowo Boże trwa wiecznie. A ono mówi jasno: „Jeśli kto nie słucha Kościoła, niech będzie dla was jak poganin” (Mt 18,17)

Więc przestań bredzić o arbitralności, skoro twoim jedynym absolutem jest własne widzimisię. Ty nie głosisz Ewangelii, tylko własny kult intelektu. A to nie chrześcijaństwo — to herezja


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 19:33, 21 Wrz 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:27, 21 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
To wszystko pozostałe (pomijając już to, że jest od dawna tą samą, nadętą i życzeniową agitacją integrystyczną), jeśliby nawet coś miało znaczyć, nie zmienia ani o milimetr sensu tego, co przedstawiłem powyżej.


Twoja pogarda dla katolickiej Tradycji, którą nazywasz „nadętą i życzeniową”, demaskuje cię jako neognostyka.

Oczywiście jak zwykle "nie doczytałeś", że przymiotnik "nadęta i życzeniowa" odnosi się do agitacji, a nie do tradycji. O tradycji tutaj w ogóle nie pisałem. Od takich "przypadkowych" niedopatrzeń aż roi się we wszystkich Twoich postach do mnie. Te nieustanne podmianki znaczeń, nadinterpretacje, wmawianie intencji są standardem. Ale najwyraźniej bez nich nie byłoby integrystycznej argumentacji. Kto czyta ze zrozumieniem, rozpozna zarówno to, o czym ja piszę, jak i to, że Twoja polemika składa się w zdecydowanej większości z przeinaczeń moich słów, połączonych z arbitralnie wygłaszanymi nadinterpretacjami.
Ponieważ ponad 90% uwag fedora jest na temat samego Michała, są ocenami osoby, a nie argumentacji, czyli prawie nic nie ma na temat idei, o których wcześniej pisałem, co dalej oznacza, iż są one po prostu nie na temat, to mój komentarz do nich jest zbędny. Jeśli ktoś jest zainteresowany różnymi "mięsistymi" wypowiedziami na mój temat, to na pewno będzie się dobrze bawił czytając fedorowe sformułowania.


Ja jednak wrócę znowu samych idei, do kwestii utożsamień różnych typów posłuszeństw. Zadam proste pytanie: czy posłuszeństwo ludziom, którzy ogłosili, że reprezentują Boga, można zasadnie utożsamić z posłuszeństwem samemu Bogu?
Integryzm bardzo swobodnie to łączy, jakby chciał sprawić wrażenie, że to jest dokładnie to samo. Ale czy są ku temu podstawy?…
- Bo ja uważam, że nie ma takich podstaw.
Posłuszeństwo Bogu jest zupełnie innego rodzaju niż posłuszeństwo ludziom. Bóg jest duchem, więc posłuszeństwo wobec Boga jest posłuszeństwem duchowym. Autorytety, czyli ludzie stojący wysoko w hierarchii są tylko ludźmi. Ludzie mogą się starać zrozumieć Boga, mogą analizować zachowania i deklaracje innych ludzi w kontekście wiary w Boga, ale posłuszeństwo im nigdy nie stanie się posłuszeństwem Bogu.
Bóg umieszcza człowieka w świecie, w którym ścierają się dobro ze złem, prawda z fałszem, miłość z nienawiścią, aby ten człowiek MIAŁ SZANSĘ WYBRAĆ. Biblia jasno określa cel życia na Ziemi – jest nim test, odsiewanie tego, co się sprawdzi, okaże swoją wartość, w stosunku do tego, co tej wartości nie okaże.
(47) Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. (Ewangelia Mateusza 13:47)
(30) Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza. (Ewangelia Mateusza 13:30)

Jednak wybory życia nie są proste, bo kłamstwo ubiera się w szaty prawdy, a wilki przywdziewają owcze skóry. Dlatego człowiek nie może poprzestać na naiwności, musi się uzbroić w moc rozpoznawania rzeczy poprawnie.
Skoro testowany jest człowiek, to ten CZŁOWIEK MA SIĘ OKAZYWAĆ. Człowiekowi nie wolno jest zaniechać poszukiwania SAMODZIELNEGO poprawności rozpoznań. Gdyby było powiedziane, że test dotyczy biernego posłuszeństwa, to by można było uznać integrystyczną perspektywę do tej sprawy, ale praktycznie we wszystkich ewangelicznych przypowieściach występuje człowiek, jako ten, który coś wybiera, a czymś osobiście decyduje. I tak ma być. Posłuszeństwo samemu Bogu jest duchowe, co oznacza, iż dotyczy spraw transcendentnych, duchowych, także ideowych. Duch Boga przenika wszystko, w tym dusze ludzkie, wiedzie ku natchnieniom, więc posłuszeństwo Jemu, będzie związane z WSŁUCHIWANIEM SIĘ W GŁOS ODZYWAJĄCY SIĘ W NASZEJ DUSZY – głos wewnętrzny, głos duchowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15697
Przeczytał: 82 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 2:47, 22 Wrz 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście jak zwykle "nie doczytałeś", że przymiotnik "nadęta i życzeniowa" odnosi się do agitacji, a nie do tradycji. O tradycji tutaj w ogóle nie pisałem.


Tani unik. Znowu podmieniasz znaczenia, żeby uciec przed zarzutem. Ale to tylko twoja pusta gierka semantyczna. Przecież dla ciebie katolicka Tradycja to właśnie agitacja. Nie raz to pisałeś. A teraz ściemniasz, że pisałeś niby tylko o agitacji, a nie o Tradycji? To tylko twoja pozorna zamiana słów, która nic nie zmienia

Nie doczytałem? Nie. Po prostu znowu próbujesz podmienić znaczenia i zarzucić innym dokładnie to, co sam robisz – niechlujność w myśleniu i fałszywe przypisania. I to niby ja mam problem z czytaniem? Z tekstu wynikało jasno, że twoje uwagi były wymierzone w nurt tradycji katolickiej, niezależnie od tego, jak bardzo próbujesz się teraz wycofać. To kolejny przykład twojej manipulacji – piszesz coś dwuznacznie, a potem wykręcasz się z tego, udając ofiarę „niezrozumienia”. Tymczasem Pan Jezus powiedział wyraźnie: „Mowa wasza niech będzie: tak – tak, nie – nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37). Twoja mowa jest właśnie takim lawirowaniem, które nie ma nic wspólnego z prostolinijnością

Michał Dyszyński napisał:
Te nieustanne podmianki znaczeń, nadinterpretacje, wmawianie intencji są standardem. Ale najwyraźniej bez nich nie byłoby integrystycznej argumentacji.


U "integrystów" nie ma żadnych „podmianek znaczeń” – są tylko twoje niedookreślone i wieloznaczne formułki, które pozostawiają pole do domysłów. A kiedy ktoś cię łapie za słowo, natychmiast reagujesz atakiem personalnym. Co to za intelektualna uczciwość? Twoje zarzuty wobec „integrystów” są klasycznym przykładem projekcji. Twój cały sposób prowadzenia sporu polega na zarzucaniu innym tego, co sam czynisz: nadinterpretujesz, przypisujesz intencje, uciekasz w emocje, a potem zarzucasz to rozmówcy. To hipokryzja

Michał Dyszyński napisał:
Ponieważ ponad 90% uwag fedora jest na temat samego Michała, są ocenami osoby, a nie argumentacji, czyli prawie nic nie ma na temat idei, o których wcześniej pisałem, co dalej oznacza, iż są one po prostu nie na temat


Znowu próbujesz zagrać na emocjonalnej nucie: „fedor mnie atakuje”, „wszystko jest ad personam”. Nie. To, co cię boli, to fakt, że ktoś ci brutalnie pokazuje, czym są twoje „idee”: czystym, subiektywistycznym bełkotem oderwanym od Tradycji, Magisterium i Pisma Świętego. Gdyby twoje idee były rzeczywiście oparte na nauce Chrystusa, nie miałbyś problemu z ich obroną. Ale ty nie bronisz wiary, ty bronisz siebie i swoje intelektualne konstrukty. „Kto nie trwa w nauce Chrystusa, a ją przekracza, ten nie ma Boga” (2 J 1,9)

Michał Dyszyński napisał:
Zadam proste pytanie: czy posłuszeństwo ludziom, którzy ogłosili, że reprezentują Boga, można zasadnie utożsamić z posłuszeństwem samemu Bogu?


Nie „ogłosili”, tylko zostali posłani przez samego Chrystusa. „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16). Twój „prosty” argument to stary protestancki refren: „ja i Bóg” bez pośrednictwa Kościoła. Tylko że Chrystus nie zostawił Ewangelii jako indywidualnej medytacji duchowej, tylko zbudował Kościół hierarchiczny i widzialny: „Ty jesteś Piotr, i na tej skale zbuduję mój Kościół” (Mt 16,18). To nie "integryści" utożsamiają posłuszeństwo Kościołowi z posłuszeństwem Bogu – to sam Chrystus tak uczynił. „Jeśliby Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik” (Mt 18,17)

Michał Dyszyński napisał:
Ale czy są ku temu podstawy?… - Bo ja uważam, że nie ma takich podstaw.


„Bo ja uważam” to nie jest argument. Gdybyśmy mieli opierać się na tym, co ty „uważasz”, to Kościół nie przetrwałby nawet jednego wieku. Mamy podstawy – i są to słowa samego Chrystusa, nauka Apostołów i niezmienne nauczanie Kościoła. Ty za to masz tylko swoje przemyślenia i domorosłą teologię podszytą gnostycyzmem. Twój duchowy indywidualizm to sprzeciw wobec samego porządku ustanowionego przez Ducha Świętego, który mówi do ciebie przez autora natchnionego te oto slowa: „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, bo oni czuwają nad waszymi duszami jako ci, którzy zdadzą sprawę” (Hbr 13,17). A ty jesteś nieposłuszny temu, co mówi tu do ciebie Duch Święty. Popatrz jak Pan Jezus komentuje twoje zachowanie: "Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym" (Mt 12,32)

Michał Dyszyński napisał:
Posłuszeństwo Bogu jest zupełnie innego rodzaju niż posłuszeństwo ludziom.


To rozróżnienie brzmi logicznie tylko wtedy, gdy oderwiesz Kościół od Chrystusa, co właśnie robisz. A to herezja. Chrystus posłał Apostołów z władzą głoszenia, rozgrzeszania, nakładania obowiązków. „Komu grzechy odpuścicie, są im odpuszczone” (J 20,23). Władza duchowa Kościoła jest realna, nie symboliczna. Odrzucając posłuszeństwo pasterzom, odrzucasz samego Pasterza – Chrystusa

Michał Dyszyński napisał:
Człowiekowi nie wolno jest zaniechać poszukiwania SAMODZIELNEGO poprawności rozpoznań.


Kolejna gnostycka herezja. Samodzielne poszukiwanie „rozpoznań” prowadzi do subiektywizmu, błędów, pychy i odrzucenia prawdy objawionej. Kościół nie jest przeszkodą w szukaniu prawdy – jest jej strażnikiem. Człowiek może się mylić, Kościół – w sprawach wiary i moralności – nie, bo Apostoł Paweł pod natchnieniem Ducha Świętego oświadczył ci, że dom Boży "jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy" (1 Tm 3,15). A Pan Jezus zapewnił: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13). I ten Duch działa przez Kościół, nie przez twoje wewnętrzne przeczucia i "rozpoznania powiązań znaczeń". To tylko eufemizm na określenie twojego modernistycznego buntu

Michał Dyszyński napisał:
Duch Boga przenika wszystko, w tym dusze ludzkie, wiedzie ku natchnieniom, więc posłuszeństwo Jemu, będzie związane z WSŁUCHIWANIEM SIĘ W GŁOS ODZYWAJĄCY SIĘ W NASZEJ DUSZY – głos wewnętrzny, głos duchowy.


Tak piszą zwolennicy New Age i mistycyzmu bez granic – „wsłuchuj się w siebie, tam znajdziesz Boga”. Nie. Tam znajdziesz siebie – a to idolatria. Jeśli twój „wewnętrzny głos” mówi ci coś sprzecznego z nauczaniem Kościoła, to nie jest Duch Święty. To pokusa. Diabeł też potrafi szeptać do duszy – i to z pozorami światłości (por. 2 Kor 11,14). Dlatego właśnie Chrystus dał ci Kościół jako bezpieczne miejsce rozpoznawania prawdy o wierze. Ty ten Kościół lekceważysz, przypisując sobie jednocześnie o ironio bycie "katolikiem", narażając się tym samym na duchową katastrofę. To co uprawiasz to duchowa schizofrenia

Twoje idee to nie katolickie poszukiwanie prawdy, ale duchowa anarchia i gnoza w przebraniu katolickiego języka. Chcesz zredukować religię do psychologii, duchowość do wewnętrznego „czucia”, a Objawienie do osobistej intuicji. Ale „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17) – głoszone przez Kościół, nie przez twoje wnętrze

Masz wybór: albo pozostaniesz we własnej duchowej bańce, celebrując swoje myśli jako objawienie, albo wreszcie się uniżysz, uznając autorytet Kościoła – „filara i podporę prawdy” (1 Tm 3,15). Dopóki tego nie zrobisz, jesteś tylko duchowym buntownikiem, który ubrał własne ego w religijną poezję


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 3:34, 22 Wrz 2025, w całości zmieniany 14 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36472
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:46, 22 Wrz 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Masz wybór: albo pozostaniesz we własnej duchowej bańce, celebrując swoje myśli jako objawienie, albo wreszcie się uniżysz, uznając autorytet Kościoła – „filara i podporę prawdy” (1 Tm 3,15). Dopóki tego nie zrobisz, jesteś tylko duchowym buntownikiem, który ubrał własne ego w religijną poezję

Odniosę się do tego, bo jest tu sformułowana właściwie istota integryzmu, który żąda ukorzenia się przed ludzką władzą, jednocześnie lekceważąc głos samego Boga. Tu oczywiście integrysta zaoponuje, ze owa władza jest (tylko) ludzka, albo zaoponuje, że występuje to jakakolwiek opozycja wobec władzy Boga. A jednak…
A jednak ja dalej twierdzę swoje – ta władza jest ludzka, zaś efektem korzenia się przed nią, będzie odwrócenie się od samego Boga. Co tu przedstawię jako swój argument?…
- Moim koronnym argumentem jest zastanowienie się nad tym: CZYM JEST SAM CZŁOWIEK?
Co stanowi istotę człowieczeństwa, co sprawia, że jesteśmy tym, czym jesteśmy?…
- Czy „nas” (mnie, ciebie, każdego...) czyni to, z jaką grupą ludzi połączone zostaną te zdarzenia, przypisywane konkretnemu Iksińskiemu, albo Kowalskiemu? Czyli czy jeśli powiedzą „Kowalskiego zaliczamy tamtych, a Iksińskiego do ich przeciwników”, to już to będzie budowało określenie człowieka jako takiego?
A może istotą człowieczeństwa miałoby być ciało?
Ale przecież ciało się zmienia, ulega uszkodzeniom, starzeje – patrząc na zdjęcie niemowlaka, czy małego dziecka i porównując je ze zdjęciem starca, nie sposób jest rozpoznać, że mamy do czynienia z tą samą osobą. Komórki tego ciała w zdecydowanej większości zostały wymienione, kształty są różne, instynktowne reakcje wewnętrzne też.

Jeśliby zaś prawdę było to, co napisano w Biblii, że wiara jest niezbędna do zbawienia, to pierwsze narzuca się pytanie: KTO/CO właściwie wierzy?
- Ciało nie jest „narzędziem wiary”
- Przynależności, przypisania do grup ludzkich też nie „wierzą”?
Wierzy to w człowieku, co jest porównujące, stawiające pytania, wolna – wierzy umysł, świadomość, w połączeniu z intuicją i emocjami, ale wierzy tylko sama psychika. Jeśli coś w ogóle może „wierzyć w Boga”, to nie będzie to przynależność, czy ciało, lecz sfera duchowa, czyli to wszystko, co w związku z daną osobowością myślało, czuło, miało pragnienia, plany, pomysły, żale, radości…
Jeśli zatem coś miałoby nas w ogóle mieć samą szansę zbawiać, to nie zbawi nas celebrowanie przynależności do nikogo, do żadnej grupy, do żadnej władzy – zbawić nas może jedynie to, czym my się staliśmy – nasz osobowość, rozumienie, odczuwanie. Bo w przeciwnym razie po prostu nie ma w ogóle „tego czegoś” co mogłoby zbawieniu podlegać.

Integryzm, swoją konsekwentną postawą rugowania wszelkich przejawów samodzielności, wolności, świadomości człowieka konstruuje układ, w którym ZBAWIENIE NIE MA PODMIOTU, w integryzmie - paradoksalnie - zanikło „to coś” do zbawienia!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:39, 22 Wrz 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
Strona 12 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin