Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Lęk przed Bogiem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 13:09, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Pustka to pełna wolność, bo nie ma ograniczeń,
ale i pełna niemoc, bo nie ma punktu odarcia, punktu odniesienia

Nie radzę stosować racjonalnego wynikania, bo będzie błędne. Głównie ze względu na błędne określanie "ja". Pustka w czystej formie jest błoga i pozaczasowa. Pustka z samym"ja" w środku jest koszmarem. "Ja" Powstaje jako relacja do istnienia. Jeżeli nie ma istnienia, "ja" zanika, zapada się samo w siebie i panikuje. W takiej sytuacji wyraźnie widać rolę stresu, bo to właśnie stresem jesteśmy w stanie utrzymać "ja" przy życiu. Zresztą, to stres je tworzył. Próbujemy się utrzymać na powierzchni, i tak jak tonący, złapiemy się nawet brzytwy. Jak widać, nie jest to łatwa droga. Ale nie tylko strech przed unicestwieniem jest problematyczny. Ja na przykład nie jestem przywiązany do swojego istnienia, a do istnienia innych. Jak moje dzieci dadzą sobie radę beze mnie? To kolejny problem, który opiera się o niewiedzę. "Ja" nie jest odpowiedzialne za funkcjonowanie tego ciała. Nie ono myśli, nie ono działa. Bez "ja" to ciało będzie funkcjonować dalej, trochę inaczej, ale nadal skutecznie. Jeżeli teraz połączymy to trwanie z błogą pustką, mamy nirvane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:11, 07 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Cierpienie, a ból - znany mi ból jest cierpieniem. Cierpienie byłoby połączeniem obu bólów razem i dodanie do tego tego jeszcze szczególnego rodzaju bólu: bólu egzystencjalnego.

Czy zawsze ból rodzi cierpienie, pomyśl o sytuacjach w których czujesz ból fizyczny, np odrywasz plaster, czy zaliczysz to do cierpienia?
Możesz trochę rozwinąć co rozumiesz pod pojęciem bólu egzystencjalnego?[/quote]
Odrywanie plastra to dla mnie też takie krótkotrwałe cierpienie. Można cierpieć na wiele sposobów - także nudę, poczucie braku sensu działania, życia.
Ból egzystencjalny to właśnie taki ból braku sensu.

Z grubsza opiszę go sekwencję odczuć - myśli:

- jestem, trwam, czuję dopływające bodźce - bodziec A, bodziec B, bodziec C...
- bodźce przychodzą, drażnią moje zmysły, wymuszają reakcje, ale NIE MAJĄ DLA MNIE ZNACZENIA
- bodźce przychodzą, bo przychodzą, są takie obce, takie nie moje...
- bodźce przychodzą znowu - jeden, drugi, trzeci - każdy tak samo obojętny, albo drażniący, wymuszający abym zrobić COŚ, ale ja kompletnie nie mam powodu, aby jakiekolwiek COŚ. To po co mi te bodźce? - ja nie chcę ich.
- jak nawet bodźce nie przychodzą, to czuję TRWANIE - też mi obce, też bez znaczenia, też moim emocjom wrogie (choćby swoją obojętnością wrogie)
- może nawet emocji nie muszę jakichś szczególnych mieć - ale trwam, to znaczy że bodźce jakoś odbieram
- po co mi te bodźce, do których nie mam absolutnie żadnego pozytywnego nastawienia?
- po co kolejne "o", kolejne "coś", skoro "mam je wszystkie głęboko w d..pie"?... skoro one wywołują drgania w tym moim systemie odbiorczym/ja/świadomości (co by to nie było), ale są one ABSOLUTNIE I KOMPLETNIE OBOJĘTNE - ZBĘDNE
- trwam w obojętności, otacza mnie pustka (emocjonalna), niczego nie chcę, nic mnie nie pociąga, te bodźce są mi tylko kłopotem
- całe to moje trwanie jest w tym układzie jakieś bez sensu, jeśli już coś chcę, to aby owego trwania nie było
- jeśli nie ma sensu, jeśli każdy bodziec służy wyłącznie do tego aby się pojawić, a potem zostać zastąpiony przez nowy bodziec, a potem znowu i znowu.... to dlaczego to ma się tak dziać?...
- dlaczego muszę trwać "kopany" przez jakieś "cosie", co do których ja nic nie mam i nie chcę mieć?
- całe moje istnienie jest w tym układzie ZBĘDNE, ja sam jestem wadliwy w owym układzie - czy muszę być (może przez wieczność) tak kopany, traktowany jakimiś impulsami, których przetwarzać nie mam ochoty, które trwają, aby nie dręczyć?...
- Po co to?
- Po co to? (nie chcę tego) a z resztą nawet nie chcę chcieć czegokolwiek, ale dajcie mi spokój.

Ale jak przychodzi spokój, też wcale nie musi być lepiej
spokój, spokój, bodźców nie ma - tylko jest ciągle "nastawiona antena odbiorcza", jest nasłuchiwanie, które pyta "co teraz?"
- co teraz? - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
...
Pustka. - brak odpowiedzi... Nicość - brak odpowiedzi...
Nie chcę tego!!! Nie chcę trwania!!! - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
Nie chcę tego!!! Nie chcę trwania!!! - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
Nie chcę tego!!! Nie chcę trwania!!! - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
Nie chcę tego!!! Nie chcę trwania!!! - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
pustka, pustka, pustka...
nicość
w sumie cierpienie, ból istnienia - egzystencjalny

PS
Proszę tego, co napisałem wyżej nie odbierać konceptualnie. To wyżej co opisane w mojej intencji są ODCZUCIA, A NIE MYŚLI. Gdy piszę "nie chcę", to nie oznacza, że snuję jakieś rozważania, ze coś tam jednak innego chcę, ale tego nie chcę, bo coś wybrałem, a to nie jest to. Owo "nie chcę" oznacza bardziej "brak chcenia" - obojętność, ale podbarwiona takich dźganiem natury, wciąż pytającej "no to co?", "dalej co?" (też jako odczucie, a nie coś myślanego).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:19, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:12, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri - jak definiujesz 'ja' ?
Mi wychodzi że 'ja' to tylko doświadczanie, obserwacja ( ale nie ma obserwatora, to jakaś iluzja że obserwator istnieje), coś co nie ma cech, tak rozumiane 'ja' się nie przywiązuje, przywiązanie powstaje w umyśle, który jest przez to 'ja' obserwowany,
w sumie nie potrafię powiedzieć że tak rozumiane 'ja' to coś co istnieje.
Tak, to raczej relacja do istnienia...
Tylko co jest tym istnieniem? - to co nazywamy 'obiektywną rzeczywistością' co do której mam tylko założenie że istnieje?, czy to czego doświadczam, a co jest wytworem umysłu?

Temat wątku był o lęku przed bogiem...
Tak się zamotałam w definiowaniu że mi wychodzi że bóg to taka świadomość nieskupiona na konkretnym miejscu i czasie tożsama chyba z pustką będącą zarazem pełnią - jakby etap przed rozdziałem na to co doświadcza i to co jest doświadczane- to zjednoczenie sprawia że nie ma miejsca na cierpienie, oddzielenie, pragnienia...
A ja to to samo tylko skupione na tu i teraz, posiadające iluzję odrębności od tej pustki tylko już zawierającej obiekty, które mogą stać się punktami odniesienia ( inne twory zawierające 'ja')- aktualnym punktem odniesienia mojego 'ja' jest mój umysł zawarty w ciele...
Czyli wszystko by się opierało o lęk przed samym sobą, przed zrozumieniem że 'ja' nie ma cech, to przypisywanie jakich cech może sprawić że pojawia się lęk...

Kurde, jak to czytam to nic z tego nie rozumiem, ale lepiej ująć słowami nie umiem...
Bądź tak miły i odpowiednio 'pojedź' po tym absurdalnym ujęciu tematu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:39, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Pustka to pełna wolność, bo nie ma ograniczeń,
ale i pełna niemoc, bo nie ma punktu odarcia, punktu odniesienia

Nie radzę stosować racjonalnego wynikania, bo będzie błędne. Głównie ze względu na błędne określanie "ja". Pustka w czystej formie jest błoga i pozaczasowa. Pustka z samym"ja" w środku jest koszmarem.


Tu ciekawe, jak nasze perspektywy się rozchodzą. Ja mam doświadczenia negatywne z usuwaniem JA i pustką. Po usunięciu JA pustka robi się niszcząca - włazi, panoszy się, zawłaszcza wszystko. O jej błogości nie może być mowy. Co prawda ja już nie ma, ale odbiór bodźców pozostaje - bodźców zawsze niepotrzebnych, tylko torturujących system odbiorczy, pobierających z niego energię, wymuszających jakąś reakcję, choć dla tej reakcji nie ma już celu (bo to ja tworzy cele, a ja już nie ma), czyli ona jest taką reakcją pustą, samoniszczącą, dokładającą tylko cierpienia, bodźców kompletnie bezużytecznych. Trwanie dla samego trwania, bez sensu, bez znaczenia - pusto, nic, niepotrzebnie...
(jak to opisałem we wcześniejszym poście)


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:41, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 15:21, 07 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Banjankri - jak definiujesz 'ja' ?
Mi wychodzi że 'ja' to tylko doświadczanie, obserwacja ( ale nie ma obserwatora, to jakaś iluzja że obserwator istnieje), coś co nie ma cech, tak rozumiane 'ja' się nie przywiązuje, przywiązanie powstaje w umyśle, który jest przez to 'ja' obserwowany,

Problem w tym, że jest przynajmniej kilka różnych obiektów, które nazywamy "ja". Opisze to, z którym się identyfikujemy.
Banjankri napisał:
"Ja" Powstaje jako relacja do istnienia.

Podążaj za moim opisem.
Na samym starcie mamy czystą Dharmakaye, pustką, nieskończoną przestrzeń mentalną (nie ma innej, ale tak będzie łatwiej zrozumieć). Tą przestrzeń, w której pojawiają się dźwięki jak zamkniesz oczy. Teraz, jak pojawia się doznanie, tworzone jest istnienie, czyli pewnego rodzaju więź, napięcie w tej przestrzeni, między doznaniem, a środkiem tej przestrzeni. Możesz to zaobserwować jeżeli po zauważeniu istnienia, przeniesiesz uwagę na swoje ciało i dokonasz intencjonalnego rozluźnienia. Normalnie odbieramy to jak dwa obiekty, ten doznawany i "ja", ale tak naprawdę jest to jeden strumień o dwóch końcach. W ten koniec znajdujący się w centrum pustki, również wstawiamy istnienie, które nazywamy "ja".
To "ja" jest punktem w przestrzeni, z którego wychodzą myśli, dlatego myślimy, że to "ja myślę". Uczucia rozlewają się na całe ciało, więc nie są tylko w środku tej przestrzeni. Cierpienie jest typem uczucia, które znajduje się w centrum, bo jest bezpośrednią konsekwencją istnienia obiektu "ja". Można badać dokładnie, gdzie znajduje się to centrum. Jak mówisz "ja", to gdzie pokazujesz palcem? Jak ci bardzo przykro, to gdzie boli?
"Ja" jest splotem pewnego rodzaju doznań i jego istnienie jest tak samo puste, jak każde inne.

Cytat:
Tak się zamotałam w definiowaniu że mi wychodzi że bóg to taka świadomość nieskupiona na konkretnym miejscu i czasie tożsama chyba z pustką będącą zarazem pełnią

Jeżeli pustka jest pełnią, bo to z niej i w niej tworzone jest istnienie, to jest ona kreatorem wszelkiego.
Cytat:
A ja to to samo tylko skupione na tu i teraz, posiadające iluzję odrębności od tej pustki tylko już zawierającej obiekty

I tak i nie. Logicznie tak własnie jest, ale musisz pamiętać, że to istnienie jest właśnie iluzją, więc robienie projekcji istnienia na pustkę już wprowadza siebie w błąd, bo separuje ciebie od niej, tworząc dualizm, ciebie i pustki. Jak chcesz wiedzieć więcej o tym, jak pustką można operować polecam teksty Nagarjuny, twórcy koncepcji buddyjskiej pustki (Sunjaty).

Cytat:
Czyli wszystko by się opierało o lęk przed samym sobą

Lek to złożony temat. Jest rodzajem stresu i bierze się z braku kontroli. Nie wiem czy dam rade to dobrze opisać, w któki sposób, ale spróbuje. Jak pisałem wcześniej, "ja" jest mentalnym obiektem, nie "naszym bytem". Sorry za nowe pojęcie, ale tu nie ma dobrego języka. Nasz byt, jest świadomością prawej półkuli, która obserwuje i czuje przestrzeń wewnętrzną. Myśli, uczucia, doznania zmysłowe są dla niej czymś zewnętrznym. Ona nie potrafi czytać (tylko proste sentencje, z kształtu wyrazu a nie z liter), nie potrafi mówić, więc nie myśli słowami. Nie potrafi operować na obiektach, więc nie potrafi posługiwać się pamięcią. Jest takim zwierzątkiem w klatce, które reaguje emocjanalnie na to co doznaje. Coś jak pasażer w samochodzie, któremu dano zabawkową kierownicę i myśli, że to on kieruj. Tym samochodem jest "ja" obiektowe, które jest uchwytem do całego ciała. W tym sensie, wszystkie działania opieraja się o lęk przed samym sobą. Ten dualizm "ja" można obserwować. Co więcej, można się przełączać między nimi. Oba są iluzoryczne, problem w tym, że temu "naszemu bytowi" nie da się w łatwy sposób wytłumaczyć pustki, jak zrobiłem to powyżej, musi jej doznać. Ja wiem jak wszystko działa, ale "mój byt" tego nie rozumie. W tym cały problem, bo to on generuje stres, strach i cierpienie, jako reakcję na doznania. Cała sztuka to uwolnić nasz byt od obiektowości, pozostawiając intelekt nienaruszonym. Wtedy funkcjonujemy normalnie, jedynie bez emocjonalnego bagażu generowanego przez nasz zatroskany byt, który może tylko się spinać (stąd stress=cierpienie).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:21, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Dla mnie ja jest pewną funkcją świadomości, wynikającą z następujących spostrzeżeń:

ok, czyli dla Ciebie 'ja' jest funkcją umysłu, ( bo tak plus minus definiujesz świadomość z tego co rozumiem) ?

Cytat:
- postrzegamy ciągle - jedne doznania "dotykają" innych doznań.

no tak, następuje postrzeganie i przynajmniej złudzenie ciągłości i synchroniczności

Cytat:
- doznania są też w naszej pamięci, czyli: doznajemy bezpośrednio, ale również doznajemy niejako wtórnie, wspominając doznania, nawet da się wymyślać częściowo nowe doznania (np. mogę sobie wyobrazić jak by wyglądał bałwan z piętnastoma kulami śniegowymi, a nie trzema, jak zwykle)

Na mój gust to nie doznania są w pamięci a doznania mogą być kreowane w oparciu o pamięć, wręcz to jak odbieramy rzeczywistość jest bardzo zależne od tego co mamy w pamięci...

Cytat:
- doznań jest wiele, a my w tych doznaniach wybieramy - tzn. możemy sprawić, że jeden rodzaj doznań zniknie, a drugi rodzaj doznań się pojawi - jest to względnie powtarzalne, sprawdzalne (np. mogę sobie zapalić wonne kadzidełko i to jest przewidywalne, bo - tak jak się spodziewam - zapach kadzidełka wkrótce staje się doznaniem mojego powonienia)

Kto wybiera? Działania wpływają na rzeczywistość, ale czy jest jakieś 'ja' dokonujące wyboru, czy tylko cykl reakcji, który doprowadza do takiej a nie innej czynności, a potem następuje odbiór?

Cytat:
- przywołując sobie różne wspomnienia doznań z pamięci możemy tworzyć sobie z tego konstrukcje, dopatrywać się zależności, niejako "rzeźbić" w tym, tworzyć modele, cele dla przyszłych skupień uwagi, działań.

Nie zaprzeczę, następuje obserwacja wspominania, kreowania nowych doznań, bawienia się danymi ale na co tym steruje? Pytam bo wielokrotnie szukałam tego 'sprawczego ja', tej wolnej woli i wyniki poszukiwań doprowadziły do tego że pojęcie 'ja' jakby mi się rozpadło:
ja- świadomość, obserwacja
ja- wolna wola, czynnik sprawczy
Cechy takie jak osobowość, poglądy, wspomnienia traktuję jako coś co jakby mam a nie jako coś czym jestem...

I do obydwu definicji nie mam pewności, szczególnie do istnienia 'ja' w drugim ujęciu, jako kontrolera, pilota, bo im głębiej wchodzę w mechanizmy rządzące działaniem umysłu tym mniej miejsca na tak definiowane 'ja'...

Cytat:
- panowanie nad doznaniami - nad ich przywoływaniem doznań z pamięci i wyobraźni, jak i doświadczaniem nowych doznań zewnętrznych nie jest pełne. Pewne doznania pojawiają się wbrew naszym intencjom (celowość), zaś przywołanie z pamięci i wyobraźni innych doznań często się nie udaje.
JA jest tym co zarządza - ja jest "szefem", który decyduje których doznań byśmy chcieli, a które mamy zamiar odrzucić.

Z tym właśnie mam problem - z owym szefem, bo odnoszę wrażenie że to największa z iluzji kreowanych przez umysł, bo to czego chcę doświadczać a czego nie generalnie jest zakodowane i to na poziomie układu limbicznego...
Cytat:
Ale JA może w pewnym stopniu objawiać się jako doznanie - wtedy gdy szczególnie intensywnie zacznie swoją robotę, będzie zarządzało. Wtedy te aspekty nas, które są nakierowane na "czystą obserwację" odkryją, iż owe obserwacje się pojawiają się określonym porządku, mają swoją logikę. W tym ujęciu JA jest też formą rozpoznania siebie - coś zmieniam, do czegoś dążę, bo owe zmiany w doznaniach układają się w pewien rozpoznawalny wzór. Ów "obserwator w nas" też stanowi cząstkę ja - ja się zatem samoobserwuje.

ja - obserwacja obserwuje to z czym się się utożsamiamy,to poczucie szefa umysłu, samoświadomość... coś mi się zaczyna układać, ale to nie etap aby to ująć słowami, ale postaram się do tego wrócić, bo to może być dość kluczowy puzzel...

Cytat:
Pewne doznania natywnie jawią się nam jako pozytywne (przyjemność), inne natywnie jako negatywne (ból). To powoduje, że JA stara się zarządzać tak doznaniami i skupieniami uwagi, aby uniknąć bólu, a dążyć do przyjemności. Po jakimś czasie pojawia się odruch (rodzaj sprzężenia zwrotnego), który sam aspekt posiadania większej kontroli nad doznaniami (sprawniejszego wykonywania funkcji zarządczej JA) zaczyna odbierać jako przyjemność, a utratę owej kontroli jako coś przykrego, generującego dodatkowo LĘK
.
Tak sprzężenie zwrotne oparte na neurotransmiterach... na drodze prostego programowania doświadczałam zmian w odbiorze bodźców -np to co przed taką 'zabawą' uznawałam za negatywne po przeprogramowaniu stawało się przyjemne, umysł jest programowalny, samoświadomość to programista, ale czy on istnieje jako szef, jako wolna wola, czy to tylko złudzenie- serio nie wiem, traktowanie tego jako złudzenia czyli jakby nie patrzeć praktyczne zaprzeczenie wolnej woli mi przyniosło paradoksalnie poczucie wolności bez konieczności sprawowania kontroli, ta wolność opiera się raczej na zrozumieniu, akceptacji i wykorzystaniu mechanizmów programowania...
Cytat:

Zaczyna się toczyć GRA O KONTROLĘ.
JA, jako zaczyna zarządzać osobą w tę stronę, aby osiągać maksimum kontroli, coraz bardziej utożsamiając siebie ze stanem coraz to większej kontroli. Z kolei każdy objaw utraty tejże kontroli, jest odbierany jako coś negatywnego - ból, cierpienie, lęk.

Dlatego zamiast kontroli sprawowanej siłą staram się wybierać drogę zrozumienia mechanizmów i delikatnego wykorzystywania ich, choć to może tylko zmiana z tyrana do manipulatora...???

Cytat:
Tu warto dodać jak z grubsza działa nasz układ - myśli postrzegania.
Jest w nas funkcja "czystego obserwatora" - jest to aspekt postrzegania nie sterowany naszą wolą, skupiony NA TYM CO PRZYCHODZI (zewnętrznym). W nim postrzeżenia są zawsze nowe, tam też objawia się PIĘKNO - czyli wrażenie jakiegoś (nie wiadomo na jakiej zasadzie) przyjemnego odczucia dołączonego do pewnych obserwowanych doznań (ale także tu - w negatywnym wydaniu - mamy brzydotę, odrazę).
W pewnym sensie przeciwnym aspektem do czystego obserwatora w nas jest właśnie rola zarządcza, kontrolująca, modelująca, SZUKAJĄCA POZA TYM CO PRZYCHODZI. To także część kalkulująca, ubierająca rzeczy w koncepty, mocno zbliżona właśnie do JA.
Ten w nas zawarty "czysty obserwator" nie "lubi" kontroli. On najlepiej działa, gdy mu nikt nie przeszkadza, gdy jest wolny, funkcjonując na poziomie intuicyjnym, asocjacyjnym, czyli odcinając się od wzorców, przymusów, napięcia związanego z narzuconą celowością.
Z kolei ta część modelująco kalkulująca ma dokładnie odwrotne "potrzeby" - ona skupia się na tym, co zgromadzone w wewnętrznych zasobach, nie lubi gdy coś zewnętrznego (doznania) jej przeszkadzają. Zatem pomiędzy tymi przeciwnymi aspektami naszej osobowości jest ciągłe napięcie, choć też wzajemne wspomaganie się. Bo część kalkulująca byłaby bezużyteczna bez nowych obserwacji, nowych doznań, zaś czysty obserwator nie ruszyłby się z miejsca, po nowe, inne obserwacje, jako że on nie ma roli sprawczej, niczego nie stwierdza, tylko "trwa bierny, całkowicie zatopiony w tym co przychodzi".

To też muszę przetrawić i wrócić później... bo niby się z tym zgadzam, niby chcę coś dopowiedzieć ale dosłownie czuję że coś jest między wierszami a z doświadczenia wiem że to się samo przetrawi i warto dać sobie czas ( sobie? - podświadomym mechanizmom:D)

Cytat:
Lęk, cierpienie, pojawiają się, gdy owo ja zarządcze orientuje się, że nie spełnia swojej (zarządczej) roli. Co ciekawe może to nastąpić z różnych powodów:
- bo JA nie ogarnia doznań, choć może mogłoby, dałoby się to
- bo JA stawia sobie nierealistyczne cele - kryteria, kiedy doznania będą uznane za "ogarnięte"
- bo JA totalnie skupia się na samej kontroli (trochę to jest podobne do poprzedniego punktu, ale chcę to wyraziściej wskazać w tej formie).
- bo natura doznań może być w ogóle nie do ogarnięcia (przynajmniej w kontekście ułomnej natury JA).


Mi się wydaje że to właśnie utożsamianie się z ja którego celem jest kontrola jest głównym źródłem cierpienia, bo do pełnej kontroli potrzebne jest pełne zrozumienie a tego nie mamy i mieć nie będziemy, ten szef musi się nauczyć jaka jest jego funkcja i ograniczenia, że sam jest tylko funkcją umysłu.... Programowalnym programem... Tylko czy ten szef to 'ja' skoro jest obserwowany? Ale też korzysta z tej obserwacji...
Do przetrawienia.... jak nie dostanę od tego mdłości to będzie dobrze :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 15:23, 07 Mar 2018    Temat postu:

Michał napisał:
Co prawda ja już nie ma, ale odbiór bodźców pozostaje - bodźców zawsze niepotrzebnych, tylko torturujących system odbiorczy, pobierających z niego energię, wymuszających jakąś reakcję, choć dla tej reakcji nie ma już celu (bo to ja tworzy cele, a ja już nie ma), czyli ona jest taką reakcją pustą, samoniszczącą, dokładającą tylko cierpienia, bodźców kompletnie bezużytecznych. Trwanie dla samego trwania, bez sensu, bez znaczenia - pusto, nic, niepotrzebnie...

Na czym/kim wymuszana jest reakcja? Zobacz moją odpowiedź do Irci (część o lęku), a zrozumiesz, w czym problem.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Śro 15:29, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:26, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Nie chcę tego!!! Nie chcę trwania!!! - brak odpowiedzi...
- co teraz? - brak odpowiedzi...
pustka, pustka, pustka...
nicość
w sumie cierpienie, ból istnienia - egzystencjalny

PS
Proszę tego, co napisałem wyżej nie odbierać konceptualnie. To wyżej co opisane w mojej intencji są ODCZUCIA, A NIE MYŚLI. Gdy piszę "nie chcę", to nie oznacza, że snuję jakieś rozważania, ze coś tam jednak innego chcę, ale tego nie chcę, bo coś wybrałem, a to nie jest to. Owo "nie chcę" oznacza bardziej "brak chcenia" - obojętność, ale podbarwiona takich dźganiem natury, wciąż pytającej "no to co?", "dalej co?" (też jako odczucie, a nie coś myślanego).


Rozumiem, a raczej czuję o co chodzi, bo rozum ma z tym sporo kłopotów, bo to nie istnieje na poziomie myśli, one tylko kombinują jak to opisać, jakby pracują nad zjawiskiem, ale są od niego oddzielne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:45, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał napisał:
Co prawda ja już nie ma, ale odbiór bodźców pozostaje - bodźców zawsze niepotrzebnych, tylko torturujących system odbiorczy, pobierających z niego energię, wymuszających jakąś reakcję, choć dla tej reakcji nie ma już celu (bo to ja tworzy cele, a ja już nie ma), czyli ona jest taką reakcją pustą, samoniszczącą, dokładającą tylko cierpienia, bodźców kompletnie bezużytecznych. Trwanie dla samego trwania, bez sensu, bez znaczenia - pusto, nic, niepotrzebnie...

Na czym/kim wymuszana jest reakcja? Zobacz moją odpowiedź do Irci (część o lęku), a zrozumiesz, w czym problem.


Piszesz o lęku. Ale do lęku jest jeszcze daleko. Nie ma lęku, bo nie ma porównywania, zastanawiania się nad przyszłością. Jest BEZSENS - czyli brak szansy na umieszczenie danych, które przyszły, lecz nie ma gdzie ich dalej przekazać.

To nie ważne na KIM. Tego "kim" (być może) nie ma w tym sensie, że się nie musi nazywać, nie musi mieć odniesień, może być rozproszony na stu galaktykach, może być wszystkim i niczym. Ów "ktoś" o sobie nic więcej nie myśli, niczego nie pragnie, do niczego się nie odnosi. Tylko odbiera bodźce.
Właściwie ów ktoś to MIERNIK.
Miernik pobrał stan poprzedni napięcia, wysłał bity komunikatu, pobrał następny stan napięci, wysłał bity komunikatu, i znowu, odbiera, odbiera, odbiera. Choć faktycznie tym się różni jeszcze to egzystencjalne odbieranie, że doczepia do każdego odczytu dodatkowe pytanie: "do czego/po co to?" i znowu "do czego/po co to?"...
Gdyby potrafił tego pytania dodatkowego sobie nie zadawać, stałby się miernikiem jak termometr, czy woltomierz - nieosobowym, czysto materialnym. Jako osoba, by się uśmiercił (w końcu lepsze to, niż cierpieć bezsens). Ale skoro to pytanie o dalszy los dla każdego kolejnego odczytu sobie musi (?) zadawać, to ma wspomniany problem.
Gdyby to pytanie dodatkowe wykasować - mielibyśmy niebyt osobowy. Wtedy odczyty "przepływałyby mimo" - od razu byłyby przekazywane dalej, jak to robi normalny miernik, który nie interpretuje, a wysyła odczyty do człowieka, aby dopiero człowiek zinterpretował.

Ale jeśli jest w nas (ja zakładam, że jest, z racji bycia osobą) ta konieczność zadawania sobie pytania o tym, co zrobić z odczytami (wcale nie z istnieniem! - do istnienia na tym etapie mamy jeszcze daleko), to mamy człowieka i mamy problem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 15:48, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:56, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Problem w tym, że jest przynajmniej kilka różnych obiektów, które nazywamy "ja". Opisze to, z którym się identyfikujemy.

Podążaj za moim opisem.

Z największą chęcią, entuzjazmem i ... brakiem oczekiwań...

Cytat:
Na samym starcie mamy czystą Dharmakaye, pustką, nieskończoną przestrzeń mentalną (nie ma innej, ale tak będzie łatwiej zrozumieć).

aha, sądzę że czuję o co chodzi...

Cytat:
Tą przestrzeń, w której pojawiają się dźwięki jak zamkniesz oczy. Teraz, jak pojawia się doznanie, tworzone jest istnienie, czyli pewnego rodzaju więź, napięcie w tej przestrzeni, między doznaniem, a środkiem tej przestrzeni. Możesz to zaobserwować jeżeli po zauważeniu istnienia, przeniesiesz uwagę na swoje ciało i dokonasz intencjonalnego rozluźnienia. Normalnie odbieramy to jak dwa obiekty, ten doznawany i "ja", ale tak naprawdę jest to jeden strumień o dwóch końcach.

ok...

Cytat:
W ten koniec znajdujący się w centrum pustki, również wstawiamy istnienie, które nazywamy "ja".
To "ja" jest punktem w przestrzeni, z którego wychodzą myśli, dlatego myślimy, że to "ja myślę".

ok, tu jest mi dość łatwo bo jakoś od dawna 'ja' raczej postrzegam myśli niż twierdzę że myślę...
Cytat:

Uczucia rozlewają się na całe ciało, więc nie są tylko w środku tej przestrzeni. Cierpienie jest typem uczucia, które znajduje się w centrum, bo jest bezpośrednią konsekwencją istnienia obiektu "ja". Można badać dokładnie, gdzie znajduje się to centrum. Jak mówisz "ja", to gdzie pokazujesz palcem? Jak ci bardzo przykro, to gdzie boli?

Nie ma punktowego istnienia ja, odczuwam przez ciało, ale ono to nie ja... generalnie takie fizyczne szukanie gdzie boli( psychicznie) i skoncentrowanie się np na napięciach mięśni z zasady sprawia że ten ból znika, ja go chcę poobserwować , zbadać to go nie ma, dosłownie nigdzie, znika.... Z zasady gdy mi przykro dosłownie boli w okolicach serca,(choć nie dokładnie, bardziej pośrodku i w dół) ale gdy się na tym skupię to to znika...

Cytat:
"Ja" jest splotem pewnego rodzaju doznań i jego istnienie jest tak samo puste, jak każde inne.

Tylko 'ja' - mój umysł,to czego istnienie jest puste i to rozumiem, uznało że 'ja' to nie coś co istnieje a sam akt doznawania, nie suma doznań tylko fakt doświadczania i to bez czegoś co doświadcza - wiem jak głupio to brzmi...

Cytat:
Cytat:
Tak się zamotałam w definiowaniu że mi wychodzi że bóg to taka świadomość nieskupiona na konkretnym miejscu i czasie tożsama chyba z pustką będącą zarazem pełnią

Jeżeli pustka jest pełnią, bo to z niej i w niej tworzone jest istnienie, to jest ona kreatorem wszelkiego.

To zaczyna się układać...

Cytat:
Cytat:
A ja to to samo tylko skupione na tu i teraz, posiadające iluzję odrębności od tej pustki tylko już zawierającej obiekty

I tak i nie. Logicznie tak własnie jest, ale musisz pamiętać, że to istnienie jest właśnie iluzją, więc robienie projekcji istnienia na pustkę już wprowadza siebie w błąd, bo separuje ciebie od niej, tworząc dualizm, ciebie i pustki. Jak chcesz wiedzieć więcej o tym, jak pustką można operować polecam teksty Nagarjuny, twórcy koncepcji buddyjskiej pustki (Sunjaty).


Też czuję że to istnienie jest iluzją a jedyne co naprawdę jest to ta 'pełna pustka', z tym że aby to opisać nie mam wyjścia i posługuję się logiką i systemem językowym, to wszystko komplikuje.
Gdy czegoś doświadczam, to wówczas jest to oczywiste, proste,ale gdy próbuję to opisać zaczyna się wszystko motać, może Tobie być łatwiej to wyrazić bo operujesz dobrze pojęciami z konkretnego systemu który to rozważał, ja nie potrafię skupić się na jednym systemie, idę jakąś swoją pokręconą ścieżką...

Cytat:

Lek to złożony temat. Jest rodzajem stresu i bierze się z braku kontroli. Nie wiem czy dam rade to dobrze opisać, w któki sposób, ale spróbuje. Jak pisałem wcześniej, "ja" jest mentalnym obiektem, nie "naszym bytem". Sorry za nowe pojęcie, ale tu nie ma dobrego języka.

Na ograniczenia języka trafiam tak często że rozumiem konieczność kreowania nowych pojęć, dziwacznych z pozoru zbitków...
Cytat:

Nasz byt, jest świadomością prawej półkuli, która obserwuje i czuje przestrzeń wewnętrzną. Myśli, uczucia, doznania zmysłowe są dla niej czymś zewnętrznym. Ona nie potrafi czytać (tylko proste sentencje, z kształtu wyrazu a nie z liter), nie potrafi mówić, więc nie myśli słowami. Nie potrafi operować na obiektach, więc nie potrafi posługiwać się pamięcią. Jest takim zwierzątkiem w klatce, które reaguje emocjanalnie na to co doznaje. Coś jak pasażer w samochodzie, któremu dano zabawkową kierownicę i myśli, że to on kieruj. Tym samochodem jest "ja" obiektowe, które jest uchwytem do całego ciała. W tym sensie, wszystkie działania opieraja się o lęk przed samym sobą.

Ładnie to opisałeś.
Cytat:
Ten dualizm "ja" można obserwować. Co więcej, można się przełączać między nimi. Oba są iluzoryczne, problem w tym, że temu "naszemu bytowi" nie da się w łatwy sposób wytłumaczyć pustki, jak zrobiłem to powyżej, musi jej doznać. Ja wiem jak wszystko działa, ale "mój byt" tego nie rozumie. W tym cały problem, bo to on generuje stres, strach i cierpienie, jako reakcję na doznania. Cała sztuka to uwolnić nasz byt od obiektowości, pozostawiając intelekt nienaruszonym. Wtedy funkcjonujemy normalnie, jedynie bez emocjonalnego bagażu generowanego przez nasz zatroskany byt, który może tylko się spinać (stąd stress=cierpienie).

Z mojego doświadczenia wynika że sam fakt rozpoznania że coś jest iluzją, zrozumienia jej funkcji dużo zmienia, przeskok od jestem ciałem do mam ciało, a ono jest jakby narzędziem, to koniec kompleksów,droga do akceptacji 'swojego wyglądu'; w drugą stronę są ludzie którzy jakby się utożsamiają z np swoim autem i dosłownie cierpią gdy ktoś porysuje lakier, bo traktują go jak część siebie nadającą im wartość i status...
Nie wiem czy to dobra droga, ale skoro przynosi efekty to nią dreptam i nie utożsamiam się z ciałem, z poglądami, z myślami, piszę 'ja myślę' bo taką mamy strukturę językową, ale wiem/czuję że 'ja' to tak naprawdę tylko zaimek i to bardzo przydatny w konwersacji.
Pozostaje mi jakby :
ja- obserwacja bez obserwatora
ja- szef, wolna wola , choć z tym drugim to jakoś zazwyczaj traktuję to jako programowalną funkcję umysłu a nie jako siebie, choć po tym co Michał napisał czuję potrzebę przetrawiania paru kwestii...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:10, 07 Mar 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał napisał:
Co prawda ja już nie ma, ale odbiór bodźców pozostaje - bodźców zawsze niepotrzebnych, tylko torturujących system odbiorczy, pobierających z niego energię, wymuszających jakąś reakcję, choć dla tej reakcji nie ma już celu (bo to ja tworzy cele, a ja już nie ma), czyli ona jest taką reakcją pustą, samoniszczącą, dokładającą tylko cierpienia, bodźców kompletnie bezużytecznych. Trwanie dla samego trwania, bez sensu, bez znaczenia - pusto, nic, niepotrzebnie...

Na czym/kim wymuszana jest reakcja? Zobacz moją odpowiedź do Irci (część o lęku), a zrozumiesz, w czym problem.


Piszesz o lęku. Ale do lęku jest jeszcze daleko. Nie ma lęku, bo nie ma porównywania, zastanawiania się nad przyszłością. Jest BEZSENS - czyli brak szansy na umieszczenie danych, które przyszły, lecz nie ma gdzie ich dalej przekazać.

To nie ważne na KIM. Tego "kim" (być może) nie ma w tym sensie, że się nie musi nazywać, nie musi mieć odniesień, może być rozproszony na stu galaktykach, może być wszystkim i niczym. Ów "ktoś" o sobie nic więcej nie myśli, niczego nie pragnie, do niczego się nie odnosi. Tylko odbiera bodźce.
Właściwie ów ktoś to MIERNIK.
Miernik pobrał stan poprzedni napięcia, wysłał bity komunikatu, pobrał następny stan napięci, wysłał bity komunikatu, i znowu, odbiera, odbiera, odbiera. Choć faktycznie tym się różni jeszcze to egzystencjalne odbieranie, że doczepia do każdego odczytu dodatkowe pytanie: "do czego/po co to?" i znowu "do czego/po co to?"...
Gdyby potrafił tego pytania dodatkowego sobie nie zadawać, stałby się miernikiem jak termometr, czy woltomierz - nieosobowym, czysto materialnym. Jako osoba, by się uśmiercił (w końcu lepsze to, niż cierpieć bezsens). Ale skoro to pytanie o dalszy los dla każdego kolejnego odczytu sobie musi (?) zadawać, to ma wspomniany problem.
Gdyby to pytanie dodatkowe wykasować - mielibyśmy niebyt osobowy. Wtedy odczyty "przepływałyby mimo" - od razu byłyby przekazywane dalej, jak to robi normalny miernik, który nie interpretuje, a wysyła odczyty do człowieka, aby dopiero człowiek zinterpretował.

Ale jeśli jest w nas (ja zakładam, że jest, z racji bycia osobą) ta konieczność zadawania sobie pytania o tym, co zrobić z odczytami (wcale nie z istnieniem! - do istnienia na tym etapie mamy jeszcze daleko), to mamy człowieka i mamy problem.


Dla Ciebie różnica między bytem osobowym a nieosobowym to pytanie : po co? dlaczego? jaki to ma sens?

Powstało ciekawe pojęcie 'niebyt osobowy' - możesz to trochę rozwinąć?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 16:15, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Z mojego doświadczenia wynika że sam fakt rozpoznania że coś jest iluzją, zrozumienia jej funkcji dużo zmienia

Tak, bo "nasz byt" patrzy przez okulary intelektu, przez myśli i stworzone przez niego obietky. Jeżeli zrozumiesz, ze istnienie jest puste, obraz się zmienia i do "naszego bytu" dociera bezobiektowa doznanie. Ja to nazywam kluczami, bo trafiały mi się pewne sentencje, które w momencie zmieniały moją perspektywę, własnie na tym subtelnym poziomie. Niestety jest jeszcze karma, która nawykowo przywraca obiektowe patrzenie, tzw. ignorancja, która leży w samym sercu problemu. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Dwana%C5%9Bcie_ogniw_wsp%C3%B3%C5%82zale%C5%BCnego_powstawania)
To jest buddyjski opis powstawania istnienia w świecie i zaczyna się własnie od ignorancji.

Cytat:
Całkowite wygaśnięcie Ignorancji (Avijjā) prowadzi do wygaśnięcia Działania Wolincjonalnego (Sankhāra)
Wygaśnięcie Działania Wolincjonalnego prowadzi do wygaśnięcia Odradzającej się Świadomości (Patisandhi-Viññāṇa)
Wygaśnięcie Odradzającej się Świadomości prowadzi do wygaśnięcia Umysłu-Ciała (Nāma-Rūpa)
Wygaśnięcie Umysłu-Ciała prowadzi do wygaśnięcia Sześciu Zmysłów (Salāyatana)
Wygaśnięcie Sześciu Zmysłów prowadzi do wygaśnięcia Kontaktu (Phassa)
Wygaśnięcie Kontaktu prowadzi do wygaśnięcia Odczucia (Vedanā)
Wygaśnięcie Odczucia prowadzi do wygaśnięcia Lgnięcia (Tanhā)
Wygaśnięcie Lgnięcia prowadzi do wygaśnięcia Chwytania (Upādāna)
Wygaśnięcie Chwytania prowadzi do wygaśnięcia Stawania się (Bhava)
Wygaśnięcie Stawania się prowadzi do wygaśnięcia Odradzania się (Jāti)
Wygaśnięcie Odradzania się prowadzi do wygaśnięcia Schyłku i Śmierci (Jarā-Maranā)
Tak więc prowadzi do wygaśnięcia całego skupiska cierpienia.

To jest poezja dla mojego umysłu :D.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:42, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri - ten tekst to jeden z tych które do mnie trafiają, po prostu czuję tą 'poezję',
aczkolwiek równocześnie czuję nieodpartą chęć napisania własnej interpretacji, tego co się mi nasuwa, tego jak ja to odczuwam i odbieram i porozmawiania o tym:

Gdy osiągnięta zostanie pełnia wiedzy, pełne zrozumienie i poznanie
wygaśnie działanie oparte na woli, na dążeniu do zaspokojenia potrzeb,
bo przyczyną powstania istnienia była potrzeba poznania...
Gdy nie będzie już potrzeb, dążenia do czegoś, wygaśnie odradzająca się świadomość
Gdy nie będzie odradzającej się świadomości nie będzie już umysłu w ciele
Gdy nie będzie umysłu w ciele nie będą istniały zmysły
Gdy nie będzie zmysłów nie będzie kontaktu,odczuwania
Gdy nie będzie kontaktu nie będzie odczucia, interpretacji dobro-zło
Gdy nie będzie podziału na dobre i złe nie będzie lgnięcia,
Gdy nie będzie lgnięcia nie będzie potrzeby posiadania
Gdy nie będzie potrzeby posiadania nie będzie stawania się, zmiany postaci
Gdy nie będzie stawania się nie będzie odradzania
Gdy nie będzie odradzania nie będzie życia i śmierci

Ja to rozumiem tak - że gdy nastąpi pełne zrozumienie cały cykl życia i śmierci, istnienia się zakończy, wszystko powróci do tej pierwotnej pełnej pustki.

Sądzę że ta interpretacja może się różnić od Twojej bo zapewne inaczej rozumiesz podane tu pojęcia, które ja sobie tak wzięłam na intuicję, a Ty zapewne wnikliwie studiowałeś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 16:55, 07 Mar 2018    Temat postu:

Ja też większość robie samemu, kombinując. Wole to niż przyswajać czyjeś teorie, chociaż są też teorie, do których po prostu nie dorastam.
Cytat:
Gdy osiągnięta zostanie pełnia wiedzy, pełne zrozumienie i poznanie

Problemem jest wiedza, bo nie chodzi o wiedzę w domyślnym znaczeniu tego słowa. Gdyby tak było, to wolność od ignorancji mielibyśmy tak długo jak długo bylibyśmy w stanie utrzymać w umyśle wiedzę. To jest coś innego. Tutaj wiedza jest czyms w rodzaju mechanizmu rozplątującego supeł ignorancji, i uwalnia właśnie od tej zwykłej wiedzy. Innymi słowy nie szukamy wiedzy, w sensie odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Stąd właśnie moje stanowisko o sensie życia. Bezsens jest właściwym kierunkiem. To może nie być oczywiste na początku, ale jak się człowiek zagłębi w temat to widzie pozytywne efekty. Jak chcesz to mam kilka tekstów i parę swoich tłumaczeń tego problemu.

PS. Taka ciekawoska. Jeżeli uda się dobrze rozpisać to funkcjonowanie, to będzie je można odtworzyć w formie cyfrowej (stworzyć Boga fizycznego).


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Śro 17:07, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:21, 07 Mar 2018    Temat postu:

Chętnie poczytam, to zawsze kolejny punkt widzenia.

Zgadzam się że nie chodzi o wiedzę taką w szkolnym znaczeniu, taka wiedza to tylko zbiór informacji, raczej bym określiła 'tą wiedzę' jako te moje puzzle, one istnieją niby w moim umyśle ale tak naprawdę nie mają formy, ich opis to nie one, nazwanie ich mechanizmami rozplątującymi lepiej oddaje ich sens.

A pełny obrazek z puzzli to raczej właśnie mechanizm, choć oczywiście nie jako maszyna, czy funkcja czegoś...

Czasem mam dość przekazywania treści słowami, ale niczego lepszego nie mamy, no może obrazy, diagramy, choć często dopiero obraz z opisem przynosi ciut więcej treści... Ale prawdziwsze jest doznanie, takie nieopisane doświadczenie, pełne bezpośredniego zrozumienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:13, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:
Z mojego doświadczenia wynika że sam fakt rozpoznania że coś jest iluzją, zrozumienia jej funkcji dużo zmienia

Tak, bo "nasz byt" patrzy przez okulary intelektu, przez myśli i stworzone przez niego obietky. Jeżeli zrozumiesz, ze istnienie jest puste, obraz się zmienia i do "naszego bytu" dociera bezobiektowa doznanie. Ja to nazywam kluczami, bo trafiały mi się pewne sentencje, które w momencie zmieniały moją perspektywę, własnie na tym subtelnym poziomie.

Tu widać jak kompletnie o czym innym mówiliśmy.
Ty piszesz o istnieniu, ignorancjach, iluzjach.
Ja opisuję etap PRZED JAKIMKOLWIEK INTELEKTEM. Przychodzą bodźce. Nic o nich nie wiem, ani sobie nie wyobrażam. Odbieram je, ale nie wiem, kto to jest odbierający - stwierdza się (bo właściwe tak powiedzieć jest ściślej, niż "stwierdzam") że coś doszło. I jest tylko właściwie jednak kategoria do tego, co dotarło - pytanie: czy z tym czymś co dotarło COKOLWIEK dalej?
Od tej decyzji zaczyna się, rozgałęzia stan na dwie osobne ścieżki
- OPCJA NIC dalej, pustka nicości i nieakceptacji. Nieważne co - odrzucanie, nie akceptowanie CO BY TO NIE BYŁO.
- OPCJA WARTO COŚ - co znaczy, szukam dalszego ciągu, szukam następstwa, inaczej celu, albo i sensu.
Tu jeszcze nie ma istnień, stwierdzeń, nie ma też iluzji, bo ta ostatnio odnosi się do jakichś stwierdzeń, oczekiwań. Od tego pierwszego wyboru WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 21:13, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Ja opisuję etap PRZED JAKIMKOLWIEK INTELEKTEM. Przychodzą bodźce. Nic o nich nie wiem, ani sobie nie wyobrażam. Odbieram je, ale nie wiem, kto to jest odbierający - stwierdza się (bo właściwe tak powiedzieć jest ściślej, niż "stwierdzam") że coś doszło. I jest tylko właściwie jednak kategoria do tego, co dotarło - pytanie: czy z tym czymś co dotarło COKOLWIEK dalej?
Od tej decyzji zaczyna się, rozgałęzia stan na dwie osobne ścieżki
- OPCJA NIC dalej, pustka nicości i nieakceptacji. Nieważne co - odrzucanie, nie akceptowanie CO BY TO NIE BYŁO.
- OPCJA WARTO COŚ - co znaczy, szukam dalszego ciągu, szukam następstwa, inaczej celu, albo i sensu.
Tu jeszcze nie ma istnień, stwierdzeń, nie ma też iluzji, bo ta ostatnio odnosi się do jakichś stwierdzeń, oczekiwań. Od tego pierwszego wyboru WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA.


Czy fakt że coś odbiera bodźce nie jest równoznaczne z reakcją na nie? - choćby olaniem, zignorowaniem, ale jednak jest reakcja... olanie, nieakceptacja, odczucie nicości to już reakcje ,wręcz interpretacje...

Pada światło na kamień - tu nie ma bodźca, bo kamień nie ma jak go odebrać, a bodziec to sygnał odbierany przez coś...
Pada światło na roślinę - tu jest bodziec, bo roślina mimo że intelektu nie ma ,ale jednak reaguje, ma receptory i może reagować na światło, ciężko powiedzieć czy może odczuwać przyjemność i nieprzyjemność ale coś odczuwa, zakładam że nie interpretuje bodźców.
Interpretacje pojawiają się gdy mamy niejako minimum dwie opcje reakcji na ten sam bodziec i musimy go skonfrontować z dodatkowymi informacjami, po pierwotnej reakcji np chwilowym znieruchomieniu w reakcji na dźwięk, nastąpić mogą różnorodne reakcje wtórne - np na taki sam hałas inaczej zwierzę zareaguje gdy jest w swojej norce a inaczej gdy jest na otwartym terenie, jeszcze inaczej gdy wcześniej już taki dźwięk słyszało, gdy z czymś mu się z czymś kojarzy... Tu powstają pierwsze modele, iluzje...
Do tego etapu nie potrzeba samoświadomości, ciężko stwierdzić czy dane zwierze myśli że to ja-świstak odbieram bodźce, zwyczajnie je odbiera, reaguje na nie , interpretuje, ale czy je wartościuje jako dobre lub złe? czy ma świadomość swojej odrębności? Czy ma samoświadomość? Jak to właściwie można zbadać? Moim zdaniem test z lustrem ma sporo niedociągnięć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:03, 07 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Cytat:
Ja opisuję etap PRZED JAKIMKOLWIEK INTELEKTEM. Przychodzą bodźce. Nic o nich nie wiem, ani sobie nie wyobrażam. Odbieram je, ale nie wiem, kto to jest odbierający - stwierdza się (bo właściwe tak powiedzieć jest ściślej, niż "stwierdzam") że coś doszło. I jest tylko właściwie jednak kategoria do tego, co dotarło - pytanie: czy z tym czymś co dotarło COKOLWIEK dalej?
Od tej decyzji zaczyna się, rozgałęzia stan na dwie osobne ścieżki
- OPCJA NIC dalej, pustka nicości i nieakceptacji. Nieważne co - odrzucanie, nie akceptowanie CO BY TO NIE BYŁO.
- OPCJA WARTO COŚ - co znaczy, szukam dalszego ciągu, szukam następstwa, inaczej celu, albo i sensu.
Tu jeszcze nie ma istnień, stwierdzeń, nie ma też iluzji, bo ta ostatnio odnosi się do jakichś stwierdzeń, oczekiwań. Od tego pierwszego wyboru WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA.


Czy fakt że coś odbiera bodźce nie jest równoznaczne z reakcją na nie? - choćby olaniem, zignorowaniem, ale jednak jest reakcja... olanie, nieakceptacja, odczucie nicości to już reakcje ,wręcz interpretacje...

Praktycznie tak rzeczywiście jest, że odebranie jest równoznaczne z reakcją. Najczęściej. Zwykle w życiu. Ale to tylko dlatego, że nie wyekstrahowaliśmy podstawowych funkcjonalności siebie, więc wszystko nam się zlewa w jedną całość.
Ja jednak w swoim czasie próbowałem - trochę za inspiracją tekstów buddyzmu, a trochę z innych powodów - dojść do takiego "czystego ja", tego odseparowanego od mniemań, koncepcji, przekonań, nawet celów. Wydaje mi się, że potrafię sobie taki stan medytacyjny wytworzyć - w nim jest jedno NIC - pustka. Nie daje się to długo utrzymywać, bo potem bodźce wracają. Ale nawet już do tych wracających bodźców można użyć blokowania ich przetwarzania - nie oceniać, nie wartościować, nie stawiać się w kontekście, bodziec zawsze jako coś obcego, nawet ja sam (jeśli jakiś się wyłoni) robi się w tym wszystkim obcy, nieważny, bez wartości. I przez jakiś czas się daje być takim nie kalkulującym, nie mającym oczekiwań itp. Można to też przedłużyć (choćby częściowo) na życie, ale wtedy jest dramat - bo zbyt długo będąc takim czystym rejestratorem nieinterpretującym, wszystko się robi obce, ZBĘDNE (łącznie z własnym istnieniem). To nie jest fajny stan.
Wuj Zbój założyciel forum opisywał, że jego nawrócenia na chrześcijaństwo zaczęło się od momentu buddyjskiego oświecenia - w tym stanie oświecenie Wuj nagle odczuł, że pragnie Boga.
Ja oświecenia w sposób opisywany przez buddystów nie doświadczyłem (w każdym razie nic euforycznego, czy przyjemnego). Doświadczyłem jednak stanu pustki w negatywnym sensie - takiej pustki, w której nic się nie chce, nic nie ma znaczenia, wszystko jest tak bezsensowne, że wrogie, bo zabiera energię potrzebną do obsłużenia bodźców, nie dając nic pozytywnego w zamian. Bo w takim stanie w ogóle "logicznie" nie ma szans na coś pozytywnego. Jak się nie ma w głowie w ogóle takiej furtki myśLowej o znaczeniu POZYTYW - czyli "pragnę tego", czy jeszcze inaczej "sens", albo "ja i to coś = Ok, może być", to szczęście nie ma jak zamieszkać w umyśle.

Dla mnie jest oczywiste, że ASPEKT POZYTYWNY ISTNIENIA trzeba jakoś ZAŁOŻYĆ, trzeba w niego UWIERZYĆ. On nie jest dany automatycznie. To jest pewien akt woli, przekonanie, uświadomienie sobie, że moja natura może wybrać pozytywną wizję wszystkiego (co warto zrobić), a może też tą pozytywną wizję odrzucić (a wtedy wszystko stanie się obce, dalej wrogie - łącznie z samym sobą).
Tytuł tego wątku jest "Lęk przed Bogiem". Chodziło mi na początku o coś innego, niż to do czego doprowadziła ta dyskusja. Jednak dla mnie uzasadniony jest nie lęk przed Bogiem, co raczej lęk przed samym sobą.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 22:05, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:47, 07 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:


Ja jednak w swoim czasie próbowałem - trochę za inspiracją tekstów buddyzmu, a trochę z innych powodów - dojść do takiego "czystego ja", tego odseparowanego od mniemań, koncepcji, przekonań, nawet celów. Wydaje mi się, że potrafię sobie taki stan medytacyjny wytworzyć - w nim jest jedno NIC - pustka. Nie daje się to długo utrzymywać, bo potem bodźce wracają.

Chyba taka pustka-nic , czyli odseparowanie od bodźców, to dokładna odwrotność pełnej pustki, poczucia braku udzielenia, jedności tego co doświadcza z tym co jest doświadczane...

Cytat:
Ale nawet już do tych wracających bodźców można użyć blokowania ich przetwarzania - nie oceniać, nie wartościować, nie stawiać się w kontekście, bodziec zawsze jako coś obcego, nawet ja sam (jeśli jakiś się wyłoni) robi się w tym wszystkim obcy, nieważny, bez wartości. I przez jakiś czas się daje być takim nie kalkulującym, nie mającym oczekiwań itp.]
Można to też przedłużyć (choćby częściowo) na życie, ale wtedy jest dramat - bo zbyt długo będąc takim czystym rejestratorem nieinterpretującym, wszystko się robi obce, ZBĘDNE (łącznie z własnym istnieniem). To nie jest fajny stan.

Dlaczego traktować bodźce jako coś obcego, po co ta blokada?
Gdy nie ma oczekiwań bodźce są, nie są dobre ani złe, bo nie ma oceniania, nie ma wartości ale też nie ma bezwartościowości, wszystko po prostu jest... Blokowanie czegokolwiek moim zdaniem rodzi oddzielenie czegoś,wyobcowanie, a tym samym nie ma mowy o poczuciu jedności...

Cytat:
Wuj Zbój założyciel forum opisywał, że jego nawrócenia na chrześcijaństwo zaczęło się od momentu buddyjskiego oświecenia - w tym stanie oświecenie Wuj nagle odczuł, że pragnie Boga.
Ja oświecenia w sposób opisywany przez buddystów nie doświadczyłem (w każdym razie nic euforycznego, czy przyjemnego). Doświadczyłem jednak stanu pustki w negatywnym sensie - takiej pustki, w której nic się nie chce, nic nie ma znaczenia, wszystko jest tak bezsensowne, że wrogie, bo zabiera energię potrzebną do obsłużenia bodźców, nie dając nic pozytywnego w zamian. Bo w takim stanie w ogóle "logicznie" nie ma szans na coś pozytywnego. Jak się nie ma w głowie w ogóle takiej furtki myśLowej o znaczeniu POZYTYW - czyli "pragnę tego", czy jeszcze inaczej "sens", albo "ja i to coś = Ok, może być", to szczęście nie ma jak zamieszkać w umyśle.

Dla mnie tego typu doświadczenia na ogół były czymś cudownym, nie było pragnień( poza jakby radością płynącą z samego poznawania, trudno mi to ująć), ale wszystko jakby miało właśnie sens, było na swoim miejscu, wszystko stapiało się w pełną pustkę, nie było oddzielenia.
Poznałam też tą pustkę- nicość, ale ona jakby odwrotnością pełnej pustki, choć leżą tak blisko siebie... Ta nicość to coś strasznego, bezsensownego i absurdalnego i jeśli znasz tylko ją rozumiem negatywne nastawienie.
W mojej wyobraźni to wygląda jak linia prosta na jednym końcu jest pełna pustka na drugim ta nicość,oddzielone są wszelkimi iluzjami, podziałami, mechanizmami umysłu.... zawijamy to w okrąg, leżą blisko siebie, ale jedna ciut ponad drugą, w dodatkowym wymiarze...

Cytat:
Dla mnie jest oczywiste, że ASPEKT POZYTYWNY ISTNIENIA trzeba jakoś ZAŁOŻYĆ, trzeba w niego UWIERZYĆ. On nie jest dany automatycznie. To jest pewien akt woli, przekonanie, uświadomienie sobie, że moja natura może wybrać pozytywną wizję wszystkiego (co warto zrobić), a może też tą pozytywną wizję odrzucić (a wtedy wszystko stanie się obce, dalej wrogie - łącznie z samym sobą).

Może te pustki różnią się właśnie faktem że jedna jest zjednoczeniem, a druga coś odrzuca, jak w końcu ujmę w słowa co to się podzielę...


Cytat:
Tytuł tego wątku jest "Lęk przed Bogiem". Chodziło mi na początku o coś innego, niż to do czego doprowadziła ta dyskusja. Jednak dla mnie uzasadniony jest nie lęk przed Bogiem, co raczej lęk przed samym sobą.


Dla mnie ja i bóg tak jak go pojmuję to w zasadzie jedno, bać się mogę jedynie tych aspektów mnie których nie rozumiem, a przez to są groźne i mogą pchać w stronę destrukcji zamiast kreowania...
Choć może tworzenie i destrukcja też stanowią jedność i z destrukcji też należy wyciągnąć pozytyw aby dopełnić nim twórczość? :think:

Może przez noc mi się to trochę poukłada, ale wiem że bez zamotania i chwilowego chaosu nie mam szans na pogłębienie zrozumienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 22:59, 07 Mar 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Z mojego doświadczenia wynika że sam fakt rozpoznania że coś jest iluzją, zrozumienia jej funkcji dużo zmienia

Tak, bo "nasz byt" patrzy przez okulary intelektu, przez myśli i stworzone przez niego obietky. Jeżeli zrozumiesz, ze istnienie jest puste, obraz się zmienia i do "naszego bytu" dociera bezobiektowa doznanie. Ja to nazywam kluczami, bo trafiały mi się pewne sentencje, które w momencie zmieniały moją perspektywę, własnie na tym subtelnym poziomie.

Tu widać jak kompletnie o czym innym mówiliśmy.

Możliwe. Musisz się bardziej postarać, żeby być lepiej rozumianym :wink: .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:36, 07 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Możliwe. Musisz się bardziej postarać, żeby być lepiej rozumianym :wink: .

Acha... To tylko ja powinienem się starać. :think:

A przecież i tak opisuję wszystko tak, że ludziska narzekają na moje długie posty.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:38, 07 Mar 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Czw 9:05, 08 Mar 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Możliwe. Musisz się bardziej postarać, żeby być lepiej rozumianym :wink: .

Acha... To tylko ja powinienem się starać. :think:

A przecież i tak opisuję wszystko tak, że ludziska narzekają na moje długie posty.

No właśnie, w tym problem. Zbyt mało precyzyjny jesteś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:44, 08 Mar 2018    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Możliwe. Musisz się bardziej postarać, żeby być lepiej rozumianym :wink: .

Acha... To tylko ja powinienem się starać. :think:

A przecież i tak opisuję wszystko tak, że ludziska narzekają na moje długie posty.

No właśnie, w tym problem. Zbyt mało precyzyjny jesteś.

A moja diagnoza jest taka, że w dyskusjach strony zapatrują się w to co same mają w głowie, co chcą powiedzieć, mimowolnie przyjmując, że ci z przeciwka myślą, piszą o tym samym. Ale tak nie jest. Jeśli jest jakaś wątpliwość, to reagowanie irytacją, oskarżeniami drugiej strony, pouczaniem świadczy o tym, że ktoś przejawiający tego rodzaju reakcje ustala swoje aktualne rozpoznanie jako absolutne, nie dopuszcza do myśli, że po prostu trzeba się jeszcze dogadać, uzgodnić coś, co było niejasne, odmiennie interpretowane przez strony.

Dlaczego jednak tak trudno jest w ten sposób - skupiając na dogadywaniu się, wyjaśnianiu spraw - ludziom dyskutować?
Ja widzę kilka (potencjalnych, nie zawsze występujących łącznie) przyczyn:
- ogólnie dyktatorski charakter którejś ze stron. Znam takich ludzi, którzy po prostu nie znoszą sprzeciwu, jak coś powiedzą, to nie ma dyskusji. Z reguły są to osoby, które mają menedżerskie stanowiska (do takich dążą, bo lubią się wymądrzać i zawsze "mieć rację"), ale ich poglądy są zwykle powierzchowne - zachowując pewien minimalny poziom zdrowego rozsądku, raczej nie wchodzą w sprawę głębiej.
- podświadomy lęk, że okaże się, iż własny pogląd upadnie. Jeśli ten pogląd ma się od lat, jeśli wiąże się z nim emocje, nadzieje, wiele w niego "zainwestowało", to potem podświadomie robi się wszystko, aby tylko nic mu nie zagroziło. I włącznie ze śmiesznymi sposobami uciekania, zachowywania się dziecinnie w rodzaju fochów, uporów, "trzaskania drzwiami", "robienia scen".
- generalnie wojowniczy charakter dyskutanta - nie trzeba być dyktatorem z natury, aby przewekslować dyskusję ze stylu intelektualnego, na emocjonalne przepychanki. Wydaje mi się, że część osób w ogóle nie potrafi inaczej widzieć spraw jak tylko w ostrym zestawieniu "swój - obcy", "dobre - złe", "absolutna prawda - totalny fałsz". Tacy ludzie doprowadzają wszystko o czym myślą do skrajności, ich umysł tylko skrajności obsługuje, nie są w stanie poruszać się myślowo w odcieniach szarości.
- kompleksy, jakieś niedowierzanie sobie, próby pokazania, że jest się mądrym, wartościowym poprzez zaznaczanie swojego zdania, choć w istocie pogląd na sprawę ma się labilny, niekonkretny, właściwie żaden. Ale się głośno coś tam krzyczy, że coś jest jakieś. To takie małe wołanie o uwagę otoczenia, o to że "ja też coś myślę, coś chcę powiedzieć, pamiętajcie o mnie!". A że tego rodzaju osoby ściśle o sprawie nie potrafią w ogóle zabrać głosu, to robi się chaos uwag nie na temat - w szczególności dotyczących przecinków w tekście, drobnych pomyłek itp.
- nadmierny rygoryzm myślowy i brak elastyczności, nie uznawanie kontekstowości języka - część osób w ogóle ma problem z wyobrażeniem sobie tego, że istnieją inne znaczenia słów, niuanse znaczeniowe, wielość ujęć. Takie osoby upierają się przy tej jedynej, jaką sobie wymyślili, czy przejęli, swojej wizji rzeczy i - tak z założenia - wszystko co inne traktują jako błędne. Najczęściej nie potrafią tego uzasadnić, dlaczego właśnie tej ich pogląd miałby być tym lepszym, bo mają ciasny umysł, nie umieją rozpatrywać alternatywnych opcji myślowych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:57, 08 Mar 2018    Temat postu:

Wydaje mi się że doszliśmy do tego że sporo słów używacie w innych znaczeniach, inaczej je definiujecie, więc ja widzę kilka wyjść:
1. Ustalić akceptowaną przez wszystkie strony definicje , ew oprzeć się o definicje z konkretnego źródła, słownika ,wikipedii czy co tam kto woli
2. Za każdym razem każde słowo mogące być inaczej rozumiane przez rozmówców ładnie definiować w nawiasach
3. Zaakceptować fakt że każdy definiuje inaczej i rozumieć że gdy osoba A pisze słowo X to definiuje je według definicji osoby A i po prostu gdy pojawią się wątpliwości czy wiem jaka jest definicja osoby A proszę o podanie owej definicji, gdy nadal nie rozumiem pytam dalej.
4. Narzekać na brak wspólnego języka i brak precyzji
5. Na pewno jako inteligentni ludzie coś jeszcze wykombinujecie
6. Każdy tworzy słownik i ładnie do niego linkuje:P
7. Poddać się i nie dyskutować

Co ja wybrałam sądzę, że wiecie - mi się to względnie sprawdza, ale to od Was zależy czy uda się znaleźć sposób na to że mamy inne umysły i korzystamy z odmiennych definicji i serio mam nadzieję że coś ciekawego wykombinujecie, a ja bezczelnie to sobie zakoszę do swoich narzędzi radzenia sobie z ograniczeniami językowymi:P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Czw 13:04, 08 Mar 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Możliwe. Musisz się bardziej postarać, żeby być lepiej rozumianym :wink: .

Acha... To tylko ja powinienem się starać. :think:

A przecież i tak opisuję wszystko tak, że ludziska narzekają na moje długie posty.

No właśnie, w tym problem. Zbyt mało precyzyjny jesteś.

A moja diagnoza jest taka, że w dyskusjach strony zapatrują się w to co same mają w głowie, co chcą powiedzieć, mimowolnie przyjmując, że ci z przeciwka myślą, piszą o tym samym. Ale tak nie jest. Jeśli jest jakaś wątpliwość, to reagowanie irytacją, oskarżeniami drugiej strony, pouczaniem świadczy o tym, że ktoś przejawiający tego rodzaju reakcje ustala swoje aktualne rozpoznanie jako absolutne, nie dopuszcza do myśli, że po prostu trzeba się jeszcze dogadać, uzgodnić coś, co było niejasne, odmiennie interpretowane przez strony.

Dlaczego jednak tak trudno jest w ten sposób - skupiając na dogadywaniu się, wyjaśnianiu spraw - ludziom dyskutować?
Ja widzę kilka (potencjalnych, nie zawsze występujących łącznie) przyczyn:
- ogólnie dyktatorski charakter którejś ze stron. Znam takich ludzi, którzy po prostu nie znoszą sprzeciwu, jak coś powiedzą, to nie ma dyskusji. Z reguły są to osoby, które mają menedżerskie stanowiska (do takich dążą, bo lubią się wymądrzać i zawsze "mieć rację"), ale ich poglądy są zwykle powierzchowne - zachowując pewien minimalny poziom zdrowego rozsądku, raczej nie wchodzą w sprawę głębiej.
- podświadomy lęk, że okaże się, iż własny pogląd upadnie. Jeśli ten pogląd ma się od lat, jeśli wiąże się z nim emocje, nadzieje, wiele w niego "zainwestowało", to potem podświadomie robi się wszystko, aby tylko nic mu nie zagroziło. I włącznie ze śmiesznymi sposobami uciekania, zachowywania się dziecinnie w rodzaju fochów, uporów, "trzaskania drzwiami", "robienia scen".
- generalnie wojowniczy charakter dyskutanta - nie trzeba być dyktatorem z natury, aby przewekslować dyskusję ze stylu intelektualnego, na emocjonalne przepychanki. Wydaje mi się, że część osób w ogóle nie potrafi inaczej widzieć spraw jak tylko w ostrym zestawieniu "swój - obcy", "dobre - złe", "absolutna prawda - totalny fałsz". Tacy ludzie doprowadzają wszystko o czym myślą do skrajności, ich umysł tylko skrajności obsługuje, nie są w stanie poruszać się myślowo w odcieniach szarości.
- kompleksy, jakieś niedowierzanie sobie, próby pokazania, że jest się mądrym, wartościowym poprzez zaznaczanie swojego zdania, choć w istocie pogląd na sprawę ma się labilny, niekonkretny, właściwie żaden. Ale się głośno coś tam krzyczy, że coś jest jakieś. To takie małe wołanie o uwagę otoczenia, o to że "ja też coś myślę, coś chcę powiedzieć, pamiętajcie o mnie!". A że tego rodzaju osoby ściśle o sprawie nie potrafią w ogóle zabrać głosu, to robi się chaos uwag nie na temat - w szczególności dotyczących przecinków w tekście, drobnych pomyłek itp.
- nadmierny rygoryzm myślowy i brak elastyczności, nie uznawanie kontekstowości języka - część osób w ogóle ma problem z wyobrażeniem sobie tego, że istnieją inne znaczenia słów, niuanse znaczeniowe, wielość ujęć. Takie osoby upierają się przy tej jedynej, jaką sobie wymyślili, czy przejęli, swojej wizji rzeczy i - tak z założenia - wszystko co inne traktują jako błędne. Najczęściej nie potrafią tego uzasadnić, dlaczego właśnie tej ich pogląd miałby być tym lepszym, bo mają ciasny umysł, nie umieją rozpatrywać alternatywnych opcji myślowych.


Przynajmniej dla mnie, piszesz zbyt rozwlekle i nieprecyzyjnie, do tego mocno nadinterpretujesz. Twój post jest tego przykładem, dlatego przeczytałem tylko pierwszy akapic i pogrubienia (pewnie zdajesz sobie z tego sprawę i dlatego je robisz ;)).

I tak z ciekawości, które z tych wymienionych cech wypowiedzi zauważasz w swoim podejściu?


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Czw 13:07, 08 Mar 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin