Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moc prawdziwa i moc pozorna
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 2:23, 19 Lis 2019    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Tyrani i Bóg
Świat docenia na pierwszym miejscu moc niszczenia
dla niego, kto zabija wrogów ten okazuje potęgę
łagodni i niosący pomoc są w świecie widziani jako słabi

Jednak moc tyrana jest zbliżona w swoim działaniu do funkcjonowania tego, co bezmyślne
upadek komety, nie posiadającej ani odrobiny świadomości był w stanie przyprawić o śmierć miliardy dinozaurów
zebrał okrutne żniwo znacząco większe, niż zabójstwa tyranów świata

Tyran może zabić, może przyprawiać o ból i cierpienie
lecz samodzielnie nie jest stanie nikogo uleczyć
nie zbuduje niczego mocą własną
tutaj musi zawsze posłużyć się kimś innym, kimś, kto nie oddał swej duszy złu.

Moc tyrana nie świadczy o geniuszu, nie świadczy o osobie
bo jest podobna w swoich działach do tego, co z chaosu
co o niczym nie świadczy, bo jest samo z siebie nijakie i bezosobowe.
Dlatego dzieła tyrana są potępieniem tyrana - dowodzą, że w istocie tyran
mimo że często wiele namieszał, to niczego z siebie nie stworzył
czyli w znaczeniu zdolności do tworzenia - był nikim.

Świat jednak wielbi tyranów, bo kieruje się filozofią strachu
stawia pomniki generałom, co wysyłali ludzi na śmierć i do tej śmierci zadawania
świat nie docenia mocy tworzenia i uzdrawiania będącej domeną Boga
bo aby tę moc docenić, trzeba się wzbić ponad emocje lęku i dominacji
dostrzec sens kreacji
i dobra przewyższającego wyobrażenie
a to jest dla ludzi świata za trudne.

Michał Dyszyński 19.11.2019


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 2:40, 19 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:19, 22 Gru 2019    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Tryumf i co dalej?
Moc, którą rozumie świat oparta jest o dominację
- zatryumfować, czuć się zwycięzcą, stanąć na podium
Nie stawia się pytania: co dalej?

Moc na sposób świata, to moc na krótką metę
moc nie dbająca o przyszłość, o głębsze konsekwencje
nie dająca punktu wyjścia do dalszego rozwoju
to takie: Zwyciężyłem! Zwyciężyłem!! Zwyciężyłem!!!
ależ mam z tego emocję!!!
Tylko co z tego?...
Co z tego, że mam koronę na głowie, medal na szyi
jeśli zostawiłem za sobą rzeszę trupów, smutek pokonanych, lęki i poczucie poniżenia u ludzi?
Co z tego, że zwyciężyłem i dzisiaj świętuję, pyszniąc się chwilą wywyższenia
skoro ostateczny bilans pokazuje: oto wziąłem wiele od innych, zaciągnąłem w ich życiu dług, niemal niemożliwy do spłacenia?...

Jest inne zwycięstwo i inna moc
Taka, która od początku nie celuje w jeden moment
ani w jedno zdarzenie
jest moc budowania harmonii życia
nie tylko swojego życia, bo moc skupiona na jednostkowym celu jest niewystarczająca
to harmonii dla wielu, wzrostu w wielu aspektach, wygranej dla wielu istot

Ta moc głębsza, szersza, pełniejsza daje zwycięstwa, które wciąż trwają, a nawet się rozwijają
bo ich efekty zyskują na znaczeniu
bo krąg pozytywnych zdarzeń z nich wynikłych stale się rozszerza
taka moc startuje od tego, co niepozorne, trudne do zauważenia, bo działające na niskim poziomie
ale właśnie dlatego, że ta moc startuje jakby od ziarenka gorczycy
- czegoś drobnego, choć o skrytym wewnątrz smaku o dużej intensywności
rozrasta się w dobra i konsekwencje tak liczne, tak pozytywne dla wielu
że stają się one jakby drzewem dającym wsparcie i schronienie wielu istotom
taka moc przemieniająca świat i ludzi jest niezniszczalna
bo została oparta na prawdzie.

Michał Dyszyński 22.12.2019
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:11, 14 Sty 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

W świecie za mocarza uchodzi ten, kto nie dbając o dobro i potrzeby innych, czy o tworzone swoim działaniem problemy i konflikty, realizuje własne kaprysy.
W krainie ducha mocny jest ten, kto umiał pomóc innym w ich trudnych sytuacjach, kto rozwiązał zewnętrzny konflikt, dostosowując się, znajdując trudne rozstrzygnięcia.

W świecie mocarz wynosi się nad innych, żąda hołdów i oznak szacunku, bez względu na to, czy ktoś ma przekonanie aby te oznaki światowemu mocarzowi przyznać.
W krainie ducha szacunek, hołd, oddanie, miłość biorą się ze spontanicznego rozpoznania istot, które doznały dobra od kogoś, kto okazał się na tyle przewidujący, cierpliwy, rozumny, zdolny, by to dobro komuś ofiarować i jego starania przyniosły rzeczywiste owoce.

W świecie mocarze nie dbają o prawdę rozpoznań, o to, czy rzeczywiście jest tak, jak mówią, jak chcą aby było. Bo mocarze świata bardziej ufają w sprawczą siłę swojej presji na innych istotach, niż w niezależne obiektywne powody do uznania ich wartości. W ten sposób jednak mocarze świata dowodzą sprzeczności własnej natury - z jednej strony bowiem robią wszystko, aby oprzeć swoja wartość na czyichś słowach, deklaracjach (choć wymuszonych), a z drugiej strony odmawiają tym deklaracjom (jeśli byłyby szczere) prawa do samodzielnego zaistnienia. Żadne "szanuję cię i kocham", jeśli jest wymuszone, nie oznacza bowiem szacunku w miłości, lecz znaczy "boję się ciebie, więc powiem ci co chcesz". Wymuszone "składam hołd twojej mądrości" nie oznacza ani hołdu, ani mądrości, znacząc co najwyżej "dostosowałem się do przymusu, mówię to co każą, a nie to, co naprawdę myślę". Człowiek, który jest przymuszany, powie wszystko - jak chcą "kocham cię", to powie "kocham cię", jak tyrani chcą słowa "nienawidzę", to powiedzą "nienawidzę", jak zażąda się od nich "hgw", to powiedzą "hgw". Słowa przymuszanych ludzi nie pochodzą z rozpoznań, nie budują znaczeń, tylko pustą dostosowawczość, nie są więc świadectwem niczego.
Tak to mocarze świata - w sprzeczności swojej natury - zabiegają o coś, czym w istocie gardzą, wkładają maksymalny wysiłek w zdobycie czegoś, co - w ich układance sensu - nie ma najmniejszej wartości. Tak to mocarze świata są wewnętrznie wadliwi od strony umysłu i uczuć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:38, 04 Lut 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Prawdziwa moc jest ściśle związana z samowiedzą
Zależność jest tu chyba oczywista - ktoś, kto nie poznał siebie, ten nie wie, czego naprawdę chce. Nie wiedząc czego się chce, człowiek będzie realizował zadania, które są przeciw niemu, będzie sobie szkodził, będzie psuł inne zadania, których też się podjął, czy podejmie w przyszłości; po prostu z dużym prawdopodobieństwem będzie SPRZECZNY SAM ZE SOBĄ.
Dlatego zdobywanie mocy prawdziwej wymaga osiągnięcia jak najwyższego poziomu samowiedzy - o swojej naturze, o słabościach i mocnych stronach w kontekście tych, czy innych zadań życiowych.
Są ludzie, którzy na szczycie wartości stawiają komfort psychiczny. Tacy ludzie nie chcą się dowiedzieć niczego przykrego o sobie i potencjalnie przykre, niewygodne informacje od sobie blokują, odsuwają, wyrzucają z pamięci. Efektem takiej postawy, jest niezrozumienie jakiejś części własnych motywów, pojawienie się podświadomego lęku (bo gdzieś tam w zakątku świadomości jednak pamiętamy, że odrzuciliśmy trudne zagadnienie, że nic o nim nie wiemy, choć potencjalnie występuje związane z nim zagrożenie). Człowiek nie umiejący spojrzeć trudnej prawdzie w oczy, nie rozumie kim jestem w tym zakresie, który zignorował, odsunął od rozważań. Nie wie, czy by podołał zawartym w nim zagrożeniom, czy uległ. Nie wie nawet czego się bać, bo nie rozeznał się w szczegółach swojego lęku, więc być może boi się na wyrost (wszak strach ma wielkie oczy).
A poza tym to wcale nie musi tak być, że ten zakres ostatecznie okaże się dla człowieka niszczącym. Może być tak, że po pokonaniu przejściowych trudności, zdobyta w eksploracji właśnie tego zakresu wiedza i umiejętności okażą się cennym źródłem mocy sprawczej. Kto jednak nie spróbował, ten się nie przekonał. :nie:
Unikanie samowiedzy to kurs na słabość mentalną, na bycie sterowanym nieuświadamianymi lękami, na walkę z demonami własnego niezrozumienia. Jakiś czas można przed sobą udawać, że jest się wielkim cwaniakiem, robić dobrą minę do złej gry, ale prędzej czy później ten brak podstawowej wiedzy na temat tego jacy naprawdę jesteśmy, da negatywny efekt w postaci wadliwej decyzji. Bo tam gdzie nie sprawdziliśmy (z lęku przed dowiedzeniem się trudnej prawdy) co naprawdę potrafimy, być może przestrzelimy nasze możliwości i wpakujemy się w zobowiązanie, konflikt, któremu nie będziemy w stanie podołać. Z drugiej strony, jeśli asekurancko będziemy unikali wszelkich wyzwań dotyczących niesprawdzonego aspektu naszej osoby, to przegapimy wiele cennych zdobyczy, nie osiągniemy czegoś, co byłoby naszym sukcesem - być może osiągniętym bez dużego wysiłku. Ale tego po prostu nie będziemy wiedzieli i nie spróbujemy.
Kurs na unikanie prawd trudnych, to kurs na unikanie części prawd w ogóle, to kurs na budowanie w sobie asekuranckich fałszy. To kurs na zalęknioną słabość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:12, 06 Lut 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Gdybyś był bogiem
Gdybyś wiedział, że możesz wszystko, miał wszelką władzę
nie szukałbyś zdobyczy w poniżaniu kogoś, zdobywaniu od kogoś czegoś
- wszak wszystko to i tak byłoby w zasięgu ręki.
Raczej byś dawał
dawał darmo
na lewo i prawo rozdawałbyś dary i pomoc
najsłabszemu dałbyś, aby cieszyć się, że sprawiłeś mu radość
to czyjaś radość, spełnienie, szczęście byłoby twoim celem
bo inne rzeczy już nie byłyby problemem
bo wygrana nad kimś nie byłaby wyzwaniem
tylko wyzwaniem byłby: jak dawać, aby to było skuteczne?
Jal być użytecznym tak, aby obdarowani sobie tymi darami nie szkodzili.

Ludzie tego świata dążą do mocy na sposób poniżenia innych
bo są nienasyceni, bo są słabi
to dziecko musi wciąż dostawać coś od innych
wszak jest słabe
ale ludzikowie tego świata sądzą. że wymuszanie czegoś od innych dla siebie
jest oznaką mocy
gdy naprawdę jest ono tylko oznaką słabości
- że musisz brać. a nie umiesz sam tego sobie zapewnić
że aspirujesz o coś. co ktoś inny daje
Gdybyś był bogiem pełnym mocy, to byś chciał tylko darmo ofiarowywać.

Michał Dyszyński 6.02.2020
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 8:27, 01 Cze 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Moc prawdziwa ostatnio jawi mi się gdzieś w pobliżu postulatu zerwania z wszelkimi formami pozerstwa.
Oszukując na temat własnych cech właściwie znieważamy siebie. Znieważamy dlatego, że to co prawdziwe w nas de facto pozerstwem uznajemy za niegodne, a tylko poprawioną, nie istniejącą w rzeczywistości atrapę tego czegoś dopuszczamy jako wartościową.
Choć pozerzy bardzo częstą są narcyzami, choć zapewne uważają się za tych, którzy samych siebie szanują, to przemilczają ten fakt, że nie szanują tej postaci siebie, jaka jest, ale wyłącznie tą, którą sobie wymyślili, a która nie występuje w rzeczywistości. Zatem w głębi duszy każdy pozer gardzi sam sobą - przynajmniej tym prawdziwym sobą.

Prawdziwa moc powstać może tylko na bazie prawdy. Fałszywą ręką nie da się nic zrobić, z fałszywą informacją o czymś nie wiadomo co zrobić w kontekście decyzji o tym czymś.

Dlatego w kierunku mocy podąża tylko ten, kto JEST W STANIE WYTRZYMYWAĆ Z PRAWDZIWYM SOBĄ. Tylko ten, kto rozumie co jest, jaki on jest, podejmuje decyzje w swoim kontekście, które opierają się na przesłankach informujących, a tylko na tym co informujące może bazować świadoma i rozsądna decyzja.
Zatem nasza życiowa gra toczy się o to czy umiemy wytrzymać z prawdziwym sobą i prawdziwym światem. Ten, kto się z prawda o sobie i świecie jakoś dogadał, zaakceptował ją, ten ma szansę w przyszłości rozumieć rzeczy adekwatnie, a więc decydować adekwatnie, a więc osiągać te cele, które sobie postawił. Czyli taki ktoś ma moc.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 8:48, 01 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:04, 19 Lip 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Mocą - tą prawdziwą - umysłu jest zdolność do zajęcia się problemem od strony prawdy, strony merytorycznej, prowadzącej w kierunku poprawnego rozwiązania.

Kto ulega chaotycznym emocjom, ten jest słaby, ten nie pozna prawdy, tylko "pozna" jeszcze raz swoje chciejstwo na temat tej prawdy, a potem nazwie "prawdą" to chciejstwo. Ale takie chciejstwo zamiast prawdy dalej jest nieużyteczne w zastosowaniu, z jego pomocą nie da się podjąć racjonalnej decyzji. Ktoś, kto nie przyjął prawdy o swojej słabości, a zamiast tej prawdy pielęgnuje w umyśle iluzję, jaki to on jest mocny i wspaniały, gdy przyjdzie do zastosowania wiedzy o sobie, podejmie decyzję nieadekwatną do realów. Bo podejmie tę decyzję nie w oparciu o wiedzę, co jest w stanie realnie wykonać, vs czym zapewne polegnie, tracąc przy tym tylko siły i energię psychiczną, lecz w oparciu o kłamstwo na ten temat. Decyzje będzie nietrafiona, a jej konsekwencje nastąpią.

Tacy ludzie, którzy skupiają się na fałszowaniu odczytów rzeczywistości w imię zachowania swojego komfortu emocjonalnego, najczęściej mają tego częściową świadomość, gdzieś w tle pamiętają, że oszukują. Ale nie są w stanie się do tego przyznać, więc rozpoczynają ze sobą tę szczególną grę, w której iluzja przeplata się z prawdą. Im bardziej są niepewni, tym bardziej robią dobrą minę do złej gry, tym bardziej na zewnątrz budują jeszcze mocniejsze iluzje mające potwierdzić ich rzekome kompetencje, zdolności, siłę. Ale im bardziej te iluzje się nawarstwiają, tym więcej w podświadomości zostaje im wspomnień, że nie mogą ufać sami sobie, są znowu coraz bardziej niepewni. A więc żeby z kolei tę niepewność zwalczyć, muszą wybudować jeszcze bardziej przekonywujące iluzje. Aż do paranoi...

Moc umysłu, jest praktycznie tożsama ze zdolnością do przyjęcia prawdy - takiej jaka ona jest, a nie takiej, jak ją wymusza nasza emocjonalna kapryśna potrzeba. To nie znaczy, że emocje miałyby być jakoś niszczone, czy ogólnie odrzucone. Nie, to oznacza jedynie, że te emocje mają być wzięte w jakąś formę kontroli, ale i ...
OCHRONY. Chodzi o ochronę w inny sposób, niż emocje chciałyby narzucić, ale ostatecznie będzie to ochrona. To jest trochę jak z niesfornym dzieckiem - nie pozwalamy mu wybiegać nagle na ulicę, nie pozwalamy robić wielu innych rzeczy, które są nieprzemyślane, wynikają z nagłego impulsu. Ale też nie zabraniamy dziecku cieszyć się, robić wielu innych rzeczy, które rozum jakoś zaklasyfikował jako bezpieczne.
Emocje w nas są właśnie takim niesfornym dzieckiem, którego trzeba pilnować, ale którego się nie odrzuca, nie niszczy. To dziecko w nas jest częścią nas - częścią niezbywalną, a do tego z niego tworzy się radość i sens istnienia. Jednak nie to dziecko musi być jakoś opanowane pod katem uniemożliwienia mu działań ewidentnie destrukcyjnych.

Moc umysłu, jest wobec tego dziecka emocji w nas nadrzędna, choć życzliwa. Pozwala dziecku na to, na co pozwolić może, zabraniając tylko tego, co jest szkodliwe. Lepiej jest z tym dzieckiem emocji w nas dogadywać się, niż go strofować, czy twardo mu czegoś zabraniać. Choć w szczególnych sytuacjach zabronić trzeba. Inaczej to dziecko w nas "wybiegnie na ulicę pod przejeżdżającą ciężarówkę" (w przenośnym sensie słów).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:04, 19 Lip 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:24, 13 Lis 2020    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Moc łagodności
W szczerej łagodności jest moc, którą niewielu rozumie
Głupcy biorą łagodność za wycofanie, czy postawę lękową
albo czasem myślą: łagodny to słabeusz, który nie umie stanąć do walki w obronie słusznej sprawy
a jest bardzo bardzo inaczej...

Łagodność szczera i pogodzona jest postawą tytana
znamionuje tego, kto przejrzał na wylot wszystkie stroszenie piórek
za słabość uznał nadymanie się i buńczuczne deklaracje
zaśmiał się w duchu z tych "zwycięstw", w których słabi emocjonalnie muszą powetować sobie poczucie małości, jakie ich gnębi

Łagodny, który nie aspiruje do bycia tryumfatorem w zawodach, które wyznaczyło społeczeństwo
widzi umowność tych tryumfów, postawienie na głowie sprawy własnej ważności
czując, że przecież tak naprawdę to nie czyjeś uznanie gawiedzi wyznacza wartość człowieka
lecz prawda o tym, kim ów człowiek jest
to nie łaskawe uznanie celebrytów i dawców opinii gra tutaj główne skrzypce
lecz sam ten, który jest, jaki jest - jaki jest w sobie, bez udawania, tak po prostu
Więc dzisiaj łagodny
mając przekonanie, iż nie ma takiej siły świata, która naszą własną wartość byłaby w stanie naruszyć
nie potrzebuje niczego udowadniać, ani nikomu się okazywać
po prostu jest

A jeśli się komuś to nie podoba, jeśli ktoś łagodnym wzgardzi?...
Cóż... - łagodny pomyśli - to tylko problem
to kłopot tego który wzgardę w sobie wyzwolił
I pewnie doda: może on kiedyś zrozumie, może przebije się przez zwały pychy i głupoty
a wtedy będzie mu wstyd, że wcześniej nie rozpoznał istoty sprawy
oddając się wtedy małostkowatości i tyranii wiecznie niezaspokojonych emocji żebrzących o uznanie u innych.

Prawdy i wartości niezaprzeczalne są niezaprzeczalne
nie zmienia ich to, czy ktoś je promuje, albo ich nie promuje
to one upiększają każdego, kto umie je dostrzec, a nie odwrotnie
to nie one potrzebują wspierania, lecz dają wsparcie
wsparcia bowiem udziela silniejszy słabszemu, a nie odwrotnie
na tym właśnie polega prawdziwa moc.

Michał Dyszyński Warszawa 13.11.2020
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:21, 04 Lut 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Moc nie uprzedzania się
Aby reagować ADEKWATNIE, czyli w zgodzie z sensem, prawdą, obiektywnym istnieniem rzeczy, trzeba mieć moc. To jest trudna moc, zdobywana z mozołem, czasem w błędach i porażkach, często w poczuciu upokorzenia. Bo naturalnym jest oddanie się instynktom, reagowanie emocjonalne, skrajne, przesadne. Naturalne jest dla myślenia, że jak kogoś zakwalifikujemy jako nieprzyjaznego nam, to będziemy wszystko co on mówi, co robi, jak wygląda traktowali negatywnie. Tak się to nam narzuca.
Jednak uleganie tej naturalności jest automatyczną rezygnacją z widzenia rzeczy obiektywnie, niezależnie od emocji, nie mając względu na osobę. Rozumiejąc to, człowiek próbuje jakoś dogadać się z tymi odczuciami, które nakazują mu właśnie tak bezwiednie, instynktownie reagować. Taki człowiek musi rozpocząć pewien rodzaj walki sam ze sobą - walki o widzenie rzeczy takimi, jakie się jawią niezależnie od pragnień.
Ale po co o to walczyć?
- Takie pytanie niektórzy zadadzą. Niektórzy jawnie deklarują prymat przyjemności w emocjach nad jakimś tam obiektywizmem, czy innym poszukiwaniem niezależnej prawdy. Po co się męczyć? Po co robić sobie przykrość, jakimś wątpieniem w siebie, jakimś wymaganiem dodatkowej weryfikacji, ścisłości?
- Na to jest dość prosta odpowiedź:
Warto jest męczyć się po to, aby ZNAĆ POSTAĆ RZECZY ODSEPAROWANĄ OD INCYDENTALNOŚCI NASZYCH PRAGNIEŃ. Bo chyba bezsporne jest, że chcemy tę postać rozumienia rzeczywistości posiadać, jako że tylko ona gwarantuje nam adekwatność decyzji. Chcemy wiedzieć co nam pomoże albo zaszkodzi obiektywnie, a nie tylko co byśmy chcieli, aby nam pomogło, bądź szkodziło. Kupując coś do zjedzenia, interesuje nas nie to, czy pragniemy aby było zdrowe, ale czy owo coś jest zdrowe niezależnie od tego, co sobie o tym myślimy. Jeśli nadpiszemy tę obiektywną wiedzę o nieszkodliwości owego towaru naszym pragnieniem, aby jeść rzeczy zdrowe, to możemy się gorzko rozczarować tym, że się - po jego zjedzeniu - ciężko rozchorujemy. I podobnie jest w każdym innym przypadku - chcemy wiedzieć jak rzeczy się mają niezależnie od tego, co my na ten temat byśmy chcieli.
Choć oczywiście te dwa chcenia w nas walczą. Wielu ludzi nie potrafi się wyplątać z tej walki chceń - nie wie, czy w klasyfikacji rzeczy dać priorytet temu co jest obiektywne, a co zarazem może zaboleć, pogorszyć stan naszych emocji, czy udawać przed sobą, iż oto rzeczy są dokładnie takie, jakimi chcielibyśmy je widzieć. Problem w tym, że ta druga strategia i tak się nie sprawdza w tysiącach ewidentnych przypadków. Nie mamy wszechmocy, a więc nie potrafimy naszym chciejstwem spowodować natychmiastowego spełniania się najrozmaitszych zachcianek. Np. nie mamy możliwości teleportowania się do kogoś, kogo chcielibyśmy aktualnie zobaczyć, nie jesteśmy w stanie zaspokoić chciejstwa kontaktu z bliskimi nam osobami, które zmarły, nie potrafimy uczynić się natychmiastowo znacznie bogatszymi, piękniejszymi, bardziej poważanymi. To i tak nie zadziała, co wiemy, co czujemy. Więc na co się zda udawanie w tych nielicznych przypadkach, gdy coś tam oszukamy?
Ale niektórzy tak działają, chcą choć trochę tę rzeczywistość oszukać, zhakować ją po swojemu chciejstwem. A potem najczęściej będą się łudzić, że to hakowanie się udało.
Nie są w stanie znieść trudnej prawdy, co jest ich słabością.
Z tej słabości braku zdolności do uznawania rzeczy w obiektywnej prawdzie niezależnej od incydentalnych pragnień rodzi się niepewność co do tego, co właściwie wiemy i rozumiemy. Jeśli kupiliśmy towar, klasyfikując jego właściwości wyłącznie mocą własnego chciejstwa, to tak naprawdę nie wiemy, co ten towar naprawdę potrafi, do czego da się go użyć. W takiej sytuacji ten towar jest bezużyteczny, a my tylko głupio wydaliśmy pieniądze. Ktoś, kto nagminnie nadpisuje obiektywność rozpoznań chciejstwem, będzie w końcu żył w świecie totalnie niepewnym, gdzie nic tak do końca nie będzie określone, bo gdzieś w tle, będzie nam uwierało to, iż tak naprawdę to nie znamy statusu obiektywnego własnych opinii na temat świata. Czyli nie będziemy wiedzieli jak w tym świecie reagować. Ta słabość dogadania swoich pragnieniom obróci się przeciw nam.

Dlatego cennym treningiem dla osobowości jest docenianie swoich przeciwników, nawet wrogów, jest widzenie rzeczy na przekór emocjom, nakazującym traktowanie rozpoznań po linii różnych predefiniowanych, ale niemerytorycznych kryteriów. Prawda obiektywna jest niezależna od tego:
- kto z kim trzyma (a więc nie powinna na nasze rozpoznania wpływać lojalność)
- co jest nam przyjemne, a co przykre
- kto nam zrobił kiedyś przykrość
- z kim rywalizujemy, kogo nie lubimy
- jakie mamy marzenia i pragnienia
- co byłoby dla nas sukcesem w klasyfikacji danej sprawy, a co porażką.
Można sobie nadpisywać obiektywną prawdę rozpoznań odczytami z naszych emocji. Tyle, że to się obróci przeciw nam, to spowoduje, że sami sobie nie będziemy mogli zaufać. I to jest słabość. A mocą jest zdolność do postrzegania rzeczywistości w sposób od emocji odseparowany (co z resztą nie oznacza, iż zawsze będziemy się od emocji separowali, a jedynie to, że odseparujemy się od nich wtedy, gdy jest to celowe).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 17:27, 04 Lut 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:48, 04 Maj 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Dorzucam tutaj moje najnowsze rozważania, które wrzuciłem do działu Rozbieranie irracjonalizmu. Być może nie doczekają się one dyskusji, a jeśli się doczekają, to prawdopobne jest, że ferwor i emocje przykryją meritum, dlatego tutaj chcę je umieścić, zachowując tak jakąś postać uporządkowania.

Michał Dyszyński w wątku Demonstracja kontroli rozumu napisał:
Odpowiadanie na ostro postawione argumenty z kulturą i opanowaniem ja traktuję jako rodzaj demonstracji mentalnej mocy.
Człowiek myślący dominacyjnie w emocjach, jak mu ktoś się sprzeciwia, dostaje białej wścieklicy i gotów jest rzucać się przeciwnikowi do gardła. Tylko twarda siła z przeciwka go może przed tym powstrzymać.
Z odwrotnego bieguna - ktoś skupiający na samej sprawie, nawet zaatakowany niesprawiedliwie, a właściwie to szczególnie wtedy, gdy jest atakowany niesprawiedliwie, ale zachowujący kontrolę nad swoimi emocjami daje tą postawą swoisty dowód własnej mocy - pokazuje że:
- Nie ulegam emocjom przy rozważaniu spraw, umiem je powstrzymać - jak widzicie nawet teraz, gdy mnie bezpardonowo atakują - a co dopiero wtedy, gdy mam spokój, gdy rozważam poglądy bez presji. Możecie zatem w jakimś stopniu mi zaufać, że poglądy które przedstawiam, uwzględniają wielość aspektów sprawy, nie były filtrowane mechanizmem emocjonalnym.
- biorę pod uwagę to co istotne dla sprawy, potrafię filtrować z pola mentalnego oglądu rzeczy niemerytoryczne, czym okazuję trzeźwość mojego umysłu i czym daję gwarancję, iż moje przemyślenia są w stanie chłodno i precyzyjnie ważyć argumenty.
Kulturę w dyskusji uważam, za swoistą demonstrację siły.
Nie każdy zrozumie, że jest to siła. Dla wielu jedyną możliwą do zrozumienia, zaakceptowania siłą jest ta siłą uporu, determinacji w prezentowaniu swojego ego i wymuszaniu podległości presją. To jest siła adekwatna do sytuacji, gdy stajemy oko w oko ze zdeterminowanym bandziorem, gdy walczymy fizycznie. Wtedy ta determinacja, piana na ustach, wściekłość w oczach stają się argumentem - mówią komuś, kto je widzi coś w rodzaju: oto jest ktoś, absolutnie oddany agresji, na nic nie będzie zważał, postawi na swoim nawet za cenę życia, bo już nic dla niego się nie liczy, tylko zwycięstwo, zatem zastanów się, czy nie lepiej jest odpuścić, bo możesz stracić rzeczy istotniejsze niż to co wystawiasz do owego sporu. Tak, determinacja furiata, czy twardego dominatora jest forma argumentu w sporach. Tego nie przeczę.
Należy jednak postawić pytanie: czy dyskusja na forum, czy w ogóle dyskusja w kwestiach stawianych problemów natury intelektualnej, filozoficznej, społecznej jest TYM PRZYPADKIEM?
Czy - choćby w obliczu obserwatorów danej dyskusji - postawa zdeterminowania oparta o groźby "bo ja ci tak nabluzgam, tak cię obrzucę błotem, tak będę tysiąc razy powtarzał swoje, nie biorąc pod uwagę, niczego co jest mówione, aż ci się znudzi, aż będziesz miał dość" jest tą formą zwycięstwa, o którą W TYM PRZYPADKU chodzi?...
Co jest celem?
- Wykazanie, jaki to ja dominator jestem
czy może
- Wykazanie, jaki to ja umiejący uwzględnić w trzeźwym rozumowaniu wszystkie aspekty sprawy rozumujący jestem
?...
Tego się nie da wykazać jednocześnie, bo to są SPRZECZNE w istocie postawy.


Postawa dominatora, to postawa odrzucać wszystko co nie moje, co narusza moje symbole, moje ego, to co wystawiam jako moją flagę w tym sporze.
a tej postawie przeciwna postawie dominatora jest postawa wszechstronnie rozważajacego:Wezmę pod uwagę każdą okoliczność, uwzględnię interpretacje tak wygodne, jak i niewygodne mojemu aktualnego stanowisku, niczego nie bronię bezpardonowo, bo ostatecznym celem jest ROZSTRZYGNIĘCIE PRZEZ ROZUMOWE ARGUMENTY.

Pomiędzy tymi postawami nie ma zgody!
One są z innej bajki. Jeśli się prezentuje jedną z nich, to automatycznie deprecjonuje się tę drugą, jako poważaną przez własny umysł. A każdy sam wybiera, która z powyższych postaw jest tą jego. Ostatecznie takie będzie zwycięstwo, jakie kryteria, na których zostało ono oparte (aż się prosi przywołać biblijne "tam będzie skarb twój, gdzie jest twoje serce"). Ten kto po prostu chce zdominować, być może osiągnie swój cel. Dostanie wtedy laur największego dominatora, osoby z którą "nikt nie zadziera", co być może oznaczałoby w obszarze dyskusji, że nikt z nią nie podejmuje dyskusji. Bo wie, że dostanie taki upartą i nie zważającą na nic emocjonalną ripostę, że woli odpuścić niż się z koniem kopać.
Jest możliwe też zwycięstwo na modłę przeciwną - kogoś, kto UDOWODNIŁ, ŻE UMIE ROZWAŻYĆ WSZYSTKO, że jego umysł wniknie w każdy obszar pytań i problemów, ujmie tam rzecz precyzyjnie, chłodno, bez uprzedzeń, niezależnie od tego, czy na początku miał stanowisko, takie, czy inne, a potem dokona opisu tego, co tam jest syntezy niezależnej od jakichkolwiek emocji, chciejstw zwyciężania, laurów, zaszczytów, wypłat pieniężnych. Tutaj celem jest nie to, jak o tobie powiedzą, czy pomyślą, ale JAK UZYSKAĆ MAKSYMALNIE OBIEKTYWNY, OPARTY O ROZUMOWE ARGUMENTY OPIS tego, co stanowi istotę problemu.
Każdy, w dyskusjach jakie toczy, nie tylko oczywiście na sfinii daje swoją postawa świadectwo który cel jest tym, do którego lgnie jego serce.

Dodam jeszcze w tym kontekście coś, co będzie trochę ilustracją powyższych rozważań, co z resztą kilka razy pisałem wcześniej - tego, że kiepski ze mnie apologeta.
Jestem kiepskim apologetą, bo jeśli w ogóle nim jestem, to niejako PRZY OKAZJI nie jako cel główny. Gdy rozważam, to rozważam rzeczy ważąc obiektywnie argumenty, a nie dopasowując rozumowanie do celu "stanowisko, które prezentuję powinno wygrać".
Postawy "rozważać ogólnie argumenty" a "bronić konkretnego stanowiska" uważam w swoim działaniu za niezgodne w ogólności, bo posługują się przeciwną logiką. Logika postawy obronnej, działa przewidująco i dostosowuje się do tego, co wyłania się zza horyzontu jako zagrażające bronionemu stanowisko. Zatem już na start broniący się podejmuje środki zapobiegawcze, stara się np. usunąć z pola zainteresowania w dyskusji niewygodny aspekt sprawy. Odwrotnie z takim aspektem postąpi ktoś skupiający się na bezstronnym ważeniu argumentów - on przyjmie do rozważań każdy nowy aspekt sprawy, zajmie się nim, obsłuży jego własności, wkomponuje w końcowe stanowisko.
Pomiędzy postawą apologetyczną (czy też ogólnie ideologiczną, bo nie chciałbym tu jakoś wyróżniać słowem "apologetyczny" jednej opcji światopoglądowej, chodzi o KAŻDE FAWORYZOWANIA NA START jakiejś ideologii) a obiektywną właściwie nie ma zgody.

I na koniec
Nie chcę przesądzać, czy postawa apologetyczna jest dobra, czy zła, podobnie jak postawa bezstronności. W istocie uważam, ze obie te postawy mają swój naturalny limit. Uważam, że nie da się być
ani absolutnie obiektywnym
ani absolutnie ideologicznym w myśleniu.
Każde praktyczne rozumowanie eksploruje obszar pomiędzy tymi skrajnościami. Ale to JAK ten obszar eksploruje jest tym kluczowym dla sensownego ułożenia sobie świata myśli.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 10:49, 04 Maj 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:00, 25 Maj 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Ideał trwania w mocy
Człowiek łagodny, pogodzony wewnętrznie
nienapastliwy, a pełen chęci pomocy tym, co są w potrzebie
trwa pokorny, lecz nie uległy kapryśności ludzi niedojrzałych
cierpliwy, lecz także stawiający te granice, które postawić należy

Idealne człowieczeństwo nie jest wyniosłe, bo wyniosłość jest pozą
a świadomość idealna, żadnej formy pozerstwa nie potrzebuje, wszak to pozerstwo jest formą żebractwa o uznanie u innych
Człowiek mocy po prostu JEST - trwa w tej mocy, jaką tworzy jego uporządkowana osobowość
jest w niej kompletny, nie musi aspirować, ani udowadniać niczego nikomu
co jednak wcale nie oznacza, że nigdy niczego nie wykaże
bo wobec tego człowieka władzy nie ma ani działanie, ani jego zaprzeczenie, czyli niedziałanie
on czyni to, co uznaje za słuszne, co zrodziło dobre owoce jego mądrości, życzliwości, łagodności.

Człowiek w mocy i niezakłóconym trwaniu nie jest ani niewzruszoną skałą, ani trzciną chwiejącą się na wietrze
ale gdy trzeba, staje się skałą
a gdy uzna to za stosowne, ugnie się, oddając pole innym
jest jak wiatr, którego nikt ani nic nie przewidzi w końca, którego nie ujarzmi swoją wolą

Gdy świat doszukuje się objawów potęgi w postawie wyniosłości i wzgardy
gdy słabi ludzie zniewoleni syndromem sztokholmskim oddają swe serce tyranom, którzy ich krzywdzą
człowiek utkany z mocy w łagodności w obliczu gróźb przechodzi mimo
wobec agresji i żądzy wywyższenia się powie: teraz jesteś taki słaby - mały tyranie, teraz tak żebrzesz o docenienie cię i dostrzeżenie, czekam aż dojrzejesz, aby dostrzegać prawdę, a z nią zacząć budować SIEBIE.

Człowiek mocy w łagodności jest tym, który niesie dary światu
tyrani muszą brać, bo są ciągle w niedosycie, ciągle niekompletni
łagodny i pogodzony wewnętrznie samoistnie generuje moc, generuje światło
i to światło rozlewa się na tych, którzy są w pobliżu
on naturalnie tworzy dobro, ma jego nadmiar, którym jest w stanie obdzielać innych
Gdy zwieńczeniem dzieła tyrana jest morze trupów pokonanych wrogów, jest pustynia i pogorzelisko
zwieńczeniem dzieła człowieka łagodnego, a mocnego jest radość na twarzach ludzi wokoło
jest ukwiecona łąka, wspaniały pałac dający schronienie ty, którzy schronienia potrzebują, czy inna zaawansowana konstrukcja serca, rąk i myśli
a w całości z tego powstaje harmonia istnień, rozwój, szczęście.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:35, 17 Lip 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Jest jedna rzecz, która nie podoba mi się w dość szczególny sposób w lewicowej, ale też ateistycznej wizji człowieczeństwa. Odnosi się ona właśnie do pojęcia mocy, w znaczeniu mocy osobowej.
Gdy słucham lewicowych komentatorów, podobnie jak odbieram argumentację ateistów w dyskusji, to widzę w tym pewien wspólny motyw - wizja człowieka, który jest rzucony w świat, do którego koniecznie trzeba się dostosować.
Człowiek na wzór lewicowy, to człowiek który bardziej niż w siebie wierzy w instytucje (państwowe), w nieodwołalność uznanych praw rządzących światem. Dla ateisty też "cudów nie ma" - człowiek dowiaduje się "jak jest" i dostosowuje się. Wizja lewicowa człowieczeństwa jest dla mnie wizją człowieka typu korek rzucany na fali - bezwolny, będący marionetką wielkich sił.
Wizja prawicowa, choć oczywiście też nie uwalnia się jakoś całkowicie od wspomnianego problemu, wnosi jednak pewien okruch nadziei, że jesteśmy czymś więcej, niż korkami na fali. Prawicowa wizja, taka bardziej personalna, akcentuje OSOBOWĄ MOC (z drugiej strony wydaje mi się, ze prawicowcy radykalni widza ową moc w wynaturzonej, toksycznej postaci).
Podobnie rzecz ma się na linii ateizm - teizm. Ateizm stawia sprawę tak, że oto jest nauka, która odkrywa prawa świata i my musimy owe prawa przyjąć tak absolutnie, bo nic ponad te prawa nie ma. Teizm z kolei obstaje przy koncepcji WIARY.

Idea wiary jest niezwykła, w jakiś sposób...
cudowna!
Inspirująca, budująca, wywyższająca!
Stawiając wiarę na teistyczny sposób, w odróżnieniu od wizji ateistycznej, gdzie wiara jest tylko mrzonką, błędem, bo tu rzekomo trzeba po prostu przyjąć pewną wiedzę o świecie, teista zyskuje nową jakość istnienia - staje się KIMŚ.
Staje się kimś z definicji - dlatego, że mógł uwierzyć, czyli MA PRAWO DECYDOWAĆ niezależnie od przesłanek. Tu oczywiście niejeden ateista na to powie: no tak, czyli wymyślać sobie można dowolną bzdurę, ot kwintesencja teizmu... :rotfl:
Ja na to odpowiem - owszem - można wiarą przyjąć bzdurę. Ale NIEKONIECZNIE trzeba od razu przyjąć bzdurę. Można wiarą przyjąć coś, co ma przesłanki W CAŁYM MOŻLIWYM SPEKTRUM - od przesłanek minimalnych, poprzez średnie, do naprawdę silnych. Teista, uznając wiarę daje sobie to prawo decydowania - czasem z przesłanek słabych, czasem z silnych.
Co ma tu ateista, który wiarę kontestuje?
- tak naprawdę TYLKO MA OSZUKIWANIE SIĘ.
Ateista ma oszukiwanie się, bo on też ma przesłanki z takiego samego spektrum jak teista. Ateista też będzie luźno szacował szanse, będzie zdawał się na prawdopodobieństwo w świecie, w którym pewność jest bardzo rzadkim luksusem. Jednak ateista głosi ideę, żeby wierze nie ufać, traktować ją negatywnie. Czyli choć (w istocie i tak na wiarę, bo z niepewnych przesłanek żadne chciejstwo nie stworzy zasadnej pewności) ateista przyjmie rzecz tak jak teista, to przy okazji będzie na to przyjęcie od drugiej strony wybrzydzał. Ateista albo się musi wstydzić tego, jak wybiera, albo pójść w zaparte, w udawanie, że on jednak "miał wiedzę" (tak wielu próbuje malować swoje wybory, które w istocie są mocno uznaniowe), czyli ma to samooszukiwanie się.
Teista ma prawo przyznać się, że coś wybrał, że wniósł tym wyborem coś w świat od siebie, miał MOC decydowania. Ateista i lewicowiec w istocie muszą się podobnej mocy wstydzić, bo oni przecież "opierają się na wiedzy, a nie na wierze".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:14, 09 Paź 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Co jest mocą osobową PRAWDZIWĄ?
Coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że coś znacząco innego, niż to, co się jako moc postrzega. Weźmy za przykład jakąś dyskusję.
Oto w dyskusji, w której strony się przekonują, temperatura emocji rośnie, ktoś stawia nam zarzut: skąd wiesz to, co głosisz - sprawdziłeś to?
Normalną reakcją jest, nawet jeśli nie sprawdziliśmy, kłamliwe zadeklarowanie: pewnie że sprawdziłem! (w końcu chodzi o to, aby jak najmocniej wypaść w dyskusji)
Tymczasem dla mnie taka deklaracja byłaby dowodem ewidentnej słabości - bo ktoś dał się wmanewrować w kłamstwo, tylko po to, aby się wylansować na większy autorytet, na tego, który dobitniej twierdzi swoje. Ale realia są takie, że "zrobiliśmy sobie z gęby cholewę", zachowaliśmy się niegodnie, nie potrafiąc bronić swoich racji inaczej, jak deklarując coś, co - jak to dobrze wiemy - prawdą nie jest. To, czy byśmy przegrali w oczach drugiego dyskutanta przyznając się, że nie sprawdziliśmy swojej tezy, jest odrębną kwestią. Mogłoby tak być, ale nie musiało. Ale nawet jeśli brak kłamstwa spowodowałby obniżenie naszej siły przekonywania w dyskusji, to i tak byłoby to lepsze, niż jeśli zniżymy się do tego, że oto nasze słowa zasadnie trzeba będzie uznać, jako kłamliwe, czyli nasza osoba robi się jawnie niewiarygodna, a właściwie to też i niegodna.

Kłamiąc dla jakiejś tam (szczególnie małej) korzyści okazujemy tylko słabość, okazujemy co naprawdę nas tworzy - lans stawiamy wyżej niż prawdę. Wstyd!

Ja uważam, że nie tylko jawne kłamstwo jest oznaką słabości. W mojej etyce komunikowania się, nawet bardziej subtelne naciąganie spraw do własnej tezy też jest oznaką słabości - np. gdy powiemy "co prawda nie wiem jak jest, ale raczej jest tak, jak twierdzę" w sytuacji, gdy tak naprawdę nie mamy tu nic poza swoim chciejstwem, jest już formą kłamstwa.. Jeśli takie "miękkie" kłamstwo sformułuję, to też okazuję wtedy słabość, uleganie presji dyskusji, a nie utrzymanie priorytetu prawdy.

W kontekście dyskusji zatem jako moc traktuję nie odstąpienie od prawdy nawet "o mikron", czyli
- nawet nie zasugerowanie (!), że wiem więcej niż wiem naprawdę
- nawet nie użycie próby zniechęcenia kogoś do zmiany zdania tylko używając emocjonalnych zagrywek. Nie wolno jest mi zatem nikogo poniżać w nadziei na to, że jak wydam się temu komuś mocniejszy i ważniejszy, to on zechce bardziej przyjąć moją wizję spraw.
- nawet nie robienie dobrego wrażenia, nie przesadzanie w żadnym stopniu.
Nie zawsze mi się to udaje. Ale wciąż się uczę, jak panować nad swoją, instynktowną chęcią, oddziaływania na dyskutantów czymkolwiek innym, jak tylko uczciwym na maksa, obiektywnym i bezstronnym przedstawieniem tych argumentów, które traktuję jako słuszne.

Od razu zastrzegam, że w pewnych przypadkach odstępuję od tych zasad, jeśli już ewidentnie widać, że dyskusja tak "spsiała", że moja postawa może w niej kompletnie zginąć, bądź gdy druga strona z premedytacją ją wykorzystuje w złej wierze. Gdy dyskusja jawnie przestaje być merytoryczna i nie zanosi się, aby do obiektywnego merytorycznego poziomu miała się zbliżyć, jeśli druga strona na poprawne argumenty odpowiada tylko próbą ich zmanipulowania i nieuczciwego wykorzystania, to przechodzę w tryb obniżonych wymagań względem własnej merytoryczności. Ale gdy widzę, że dyskutant z drugiej strony jest "merytorycznie responsywny", to wracam do swojego obowiązku nie tylko blokowania jakichkolwiek prób kłamstwa, ale nawet wywierania presji emocjonalnej, lansowania się na kogoś, kto miałby w danej sprawie wiedzieć choćby odrobinę więcej, niż naprawdę wie. I każdą inną postawę traktuję wtedy jako swoją słabość, związaną z pokazaniem, iż to co jest ewidentnie moje, ze mnie - prawda moich spontanicznie konstruowanych wypowiedzi - ma niższy priorytet, niż lans w danej dyskusji.

Zdaję sobie sprawę, że niewielu mnie w tej postawie zrozumie. Dla typowego dyskutanta pokazanie swojej dobitności sformułowań, twarde zaprzeczanie, czy arbitralne na maksa stwierdzanie jawi się właśnie raczej jako oznaka mocy. Bo przecież efekt w postaci skłonienia kogoś do czego jest ważniejszy, niż to, czym naprawdę są nasze słowa...
U mnie jednak tak nie ma - słowa, które w nieprzymuszony sposób kieruję do ludzi, mają wyższy priorytet, ich wiarygodność jest ważniejsza, niż to, czy ktoś uzna mnie za wygranego, czy przegranego w dyskusji.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 9:07, 15 Paź 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:06, 16 Lis 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Michał Dyszyński napisał:
słowa, które w nieprzymuszony sposób kieruję do ludzi, mają wyższy priorytet, ich wiarygodność jest ważniejsza, niż to, czy ktoś uzna mnie za wygranego, czy przegranego w dyskusji.

Moc słów, które są niekoniunkturalne...
Dlaczego to jest moc?
Jest moc dlatego, że NIE WZRUSZAJĄ ICH POPRAWNOŚCI właśnie te koniunktury, ten lans, te potrzeby okazania się skutecznym. Tu jest moc w tym sensie, że
- co mówię takie jest, jak je oceniłem obiektywnie, dystansując się od nacisków.
czyli MIAŁEM ZDOLNOŚĆ ZACHOWAĆ WŁASNY OSĄD POMIMO NACISKÓW, ujawniających się potrzeb aby stwierdzenia nagiąć do celów jakichś tam. Miałem moc (jeśli ją miałem...) obronienia zgodności swoich deklaracji z uczciwością oglądu rzeczy.
Ci, co naginali swoje deklaracje do potrzeb bieżących, porzucając jednocześnie uczciwość oglądu spraw, okazali się słabi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:18, 16 Lis 2021    Temat postu: Re: MOC PRAWDY I DEKLARACJONIŚCI

Michał Dyszyński napisał:
Ci, co naginali swoje deklaracje do potrzeb bieżących, porzucając jednocześnie uczciwość oglądu spraw, okazali się słabi.

Moc uczciwości...
Moc uczciwości byłaby spełniona, gdyby słowa się okazały tak samo trafne i rzetelne
niezależnie od tego, czy mi służą pod jakimś tam względem
czy może pod tym względem szkodzą
niezależnie od tego, czy się wylansuję
czy może się ośmieszę
niezależnie od tego, czy mi zapłacą
czy nagroda przejdzie mi koło nosa
niezależnie od tego, czy ktoś/coś/nawet tylko jak sam zostanę uznany za zwycięzcę
czy przeciwnie - jako ten kto poniósł porażkę
Taka moc dążenia prawdy, która jest potężniejsza niż wszystko inne
ściślej chyba moc uczciwości w deklaracjach i myślach

bo samej prawdy w ostatecznym sensie i tak nie osiągnę
ta jest wiecznie dalej, niczym asymptota
mogę więc tylko być uczciwym w dążeniach
nic więcej
nigdy nie okażę się nieomylnym
nigdy nie stworzę opisu absolutnego w jego prawdziwości
nigdy nie będę mógł się mienić tym, który jest ponad wszystkimi
jedynie
mogę się starać utrzymać uczciwość - JAKO STARANIE
jako ten, kto przynajmniej próbował
a do osiągnięcia celu wciąż miał daleko
i jako ten, który nie udawał, że to co ma, jest czymś więcej niż kolejnym krokiem
na drodze, gdzie już wiele kroków było i wiele będzie
nic ostatecznego, nic co można by wystawić jako pewniaka
starałem się
a wyszło, jak wyszło...
I nie mnie nawet tak do końca oceniać, czy dobrze wyszło...

Michał Dyszyński Warszawa, 16.11.2021
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:58, 04 Lip 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Moc prawdziwa, to ostateczna to moc, w której nie ma dziur, słabych miejsc, w której wszelkie "coś za coś" zostało rozstrzygnięte optymalnie, albo przynajmniej raczej pozytywnie, a nie w bilansie ujemnym.
Moc pozorna to taka moc, która pozwala osiągnąć jeden wybrany cel, ewentualnie nawet kilka celów, ale przy okazji tego osiągnięcia, dzieje się destrukcja o znaczeniu wielokrotnie przewyższającym zysk z tego co zrealizowano.
Tyrani, psychopaci uspokajają swoje wątpliwości, co do własnej mocy manipulując ludźmi wokół nich. Jak im się to uda, a w szczególności jak im się uda manipulacja jawnie występująca przeciw owym ludziom, tyrani będą mieli poczucie sprawczości, będzie to takie: patrzcie! Nie są w stanie mi się przeciwstawić! To ja rozdaję karty! To ja jestem mocny!
Tyran do pewnego stopnia moc okazuje - moc manipulowania, moc wywierania złego wpływu. Jednak ta moc jest tylko mocą wyrwaną z szerszego kontekstu, jest mocą, która może posłużyć za iluzję, że się jest naprawdę kimś, lecz nie sprawia, iż się naprawdę kimś stajemy.
Bo aby się stawać kimś, aby moc była poprawna i pełna musi być KOMPLETNA. Kompletność jest kluczem!
Czym jest kompletność?...
Ano właśnie tym, o czym wspomniałem na początku posta - sprawieniem, że OSTATECZNY BILANS JEST NA PLUS, nie że na plus jest osiąganie pojedynczego celu. Moc uspokojenia swoich wątpliwości co do posiadanej mocy i własnej wartości, osiągana za pomocą wykazania swojego złego wpływu na świat i ludzi, to mała moc, moc nieistotna w ostatecznym rozrachunku rozliczenia osobowości. To moc pozorna.

Moc prawdziwa jest mocą, która nie zostawia wyraźnie słabych obszarów, która sprawia, że DZIAŁA CAŁOŚĆ. To, że w samochodzie działa silnik - jeden cel i jedna moc - nie wystarczy, aby ten samochód pojechał. Bo muszą być jeszcze koła, układ sterowania. I nawet najlepiej działający silnik nie może się równać pod względem ostatecznej skuteczności z silnikiem ledwo działającym, ale pozwalającym samochodowi ruszyć się z miejsca, bo działają w tym samochodzie inne podzespoły.

Wyrywkowe zafunkcjonowanie naszej sprawczości jest słabością, dopóki nie zafunkcjonuje ono kompletnie, jako całość. Tyran realizuje cel, który jest pozorny - buduje kłamstwo na użytek uporania się z własną słabością, z poczuciem bezradności. Tyran przykleja plaster znieczulający na ranę egzystencjalnego bólu, wszystko stawia na zdobycie i przyklejenie owego plastra, ale przez to nie leczy rany.

Niedawno czytałem, że badania wykazały, iż podawanie leków przeciwbólowych negatywnie wpływa na gojenie się, uzdrawianie tych narządów, które zostały zaatakowane chorobą. Bo leki te, likwidując stan zapalny, będący w istocie reakcją leczniczą organizmu, opóźniają gojenie i zdrowienie.
Podobny efekt realizuje działanie i moc tyrana. Tutaj też celem jest znieczulenie, które odwraca uwagę od przyczyny problemu, a jednocześnie blokuje działania, które by przywracały kompleksowe zdrowie.
Problem jednak dotyczy nie tylko tyranów. Właściwie to wszelkie znieczulanie się mentalne, jeśli nie mierzy się z samym źródłem problemu mentalnego, ostatecznie jest odwlekaniem w czasie poprawy, wzmocnienia się osobowości, jest kursem na pozostawanie w słabości. Znieczulamy się zakłamaniem, wmawianiem sobie okoliczności, które miło nam brzmią, lecz nie mają oparcia w rzeczywistości - są atrapą, na której nierozsądnie jest się opierać.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 22:57, 04 Lip 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:42, 05 Lip 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Michał Dyszyński napisał:
Moc prawdziwa jest mocą, która nie zostawia wyraźnie słabych obszarów, która sprawia, że DZIAŁA CAŁOŚĆ.

Czym jest owa całość w kontekście mocy osobowej?
Jest pewnym rodzajem gwarancji, iż nie wyjdziemy na głupka i mentalnego frajera.

Mentalne frajerstwo, czyli słabość tych, którzy rozpoznają świat w interesie swoich wrogów
Choć zdaje sobie sprawę, że pierwotnym powodem powstania pojęcia frajera jest potrzeba jakie mają grupy przestępcze, złodzieje, oszuści dla usprawiedliwienia przed samym sobą zła, które czynią, to owo pojęcie ma też w ogólności pewne przesłanie mentalne, które tutaj chciałem omówić.
Standardowo frajer, to taki nieudacznik, ktoś gorszy, ktoś nie wart ulitowania się nad nim, bo to jest ktoś w ogóle niższej stojący od "człowieka", za jakiego uważa się złodziej, oszust, bandzior. Frajerowi (rzekomo, w przestępczej mentalności) "należy się" jego ograbienie przez "człowieka" - należy za to, że jest taki słaby, taki dający się naciągnąć, oszukać, pokonać przez przestępcę. Więc takim słabeuszem po prostu (rzekomo) nie należy się przejmować, nie należy mieć wyrzutów sumienia, że się mu czyni krzywdę, bo swoistym "prawem dla uznawania ludzkich wartości" jest przynależność dóbr frajera-słabeusza jego krzywdzicielom-silnym "ludziom". Krzywdziciel (rzekomo, w mentalności przestępców) po prostu tylko realizuje to, co mu się "moralnie należy" z racji tego, że jest lepszy, silniejszy, przebieglejszy.
Nie lubię tej podstawowej postaci pojęcia "frajer". Bo mi ona się kojarzy z jakąś formą akceptacji krzywdzenia ludzi w imię tego, że ktoś nie uznający norm etycznych, jakiś złoczyńca za pomocą tego pojęcia czynione przez siebie zło przedstawia jakby złem nie było. Ale, coś w tym pojęciu jest...
Bo tutaj chcę pójść o krok dalej, oderwać się od pierwotnego użycia, uogólnić pojęcie frajera (z resztą nie tylko ja to robię, bo takie uogólnienie stosuje się już w języku powszechnie) na opisu człowieka, który niejako na własne życzenie, przez głupotę, próbując coś zyskać, daje się wrogom zrobić na szaro.

Frajer w ogólności nie musi być wcale dobry, nie musi być lepszy od tego, który go wykorzystał, okradł, oszukał. Niejeden frajer sam miał złe intencje, a przy tym bezmyślnie realizowane intencje, dlatego przegrywa, staje się ofiarą własnej głupoty.

Uważam, że pewien rodzaj mocy pozornej dość dobrze można opisać pojęciem frajerstwa. Frajerem mentalnym okazuje się też w szczególności kamrat przestępcy, którego ten drugi przestępca wystrychnie na dudka - np. choć razem napadli na bank i zrabowali pieniądze, to tylko ten drugi zabrał torbę, w której one są i zostawił swojego kamrata z niczym, na łaskę policji. Potem z ich dwóch tylko ten oszukany odsiaduje wyrok, a cwany bandzior cieszy się pieniędzmi, którymi już nie musi się ze swoim kamratem dzielić. I specjalnie nie żal mi akurat tego frajera.

Frajerskie mogą być i bywały całe narody. Naród niemiecki, gdy dał się oszukać swojemu wodzowi, który mamił ludzi wizjami wielkości, jeśli ci poprą go w jego wojennych ambicjach, zapłacił za swoje głupie zaufanie paranoikowi i psychopacie bardzo wysoką cenę - zginęło wielu milionów Niemców, ich kraj został ostatecznie okrojony z terytorium, musiał płacić reparacje wojenne, a dodatkowo w oczach świata został uznany za naród zbrodniarzy.
Frajerami są ci, którzy narażają swoje życie, zdrowie w imię ambicji swoich przywódców. Żołnierze dający się porwać retoryce chwały zwycięstwa, jaką zwykle stosują tyrani, narażają się na śmierć, choć jeśli owo zwycięstwo dojdzie do skutku, to śmietankę spije wódz. Oni byli tylko mięsem armatnim. Czyste frajerstwo.

Właśnie o tym rodzaju frajerstwa najbardziej myślę, gdy używam określenia "mentalny frajer". Chodzi o frajerstwo, w którym całe masy ludzi ulegają propagandzie i namowom złych ludzi, a potem dają się namówić na czynienie zła w interesie tych właśnie złych ludzi. Oni biorą na swoje sumienie ciężar czynionego zła, dodatkowo ryzykują, cierpią niebezpieczeństwa, niewygody, czasem ból, a jeśli pojawią się korzyści z tego, co robią, to zgarnie te korzyści głównie ich wódz, a nie ci, co nadstawiali karku. Frajerstwo.
Czy żal tych frajerów?...
O ile uczciwych ludzi, których złoczyńca krzywdzi, a potem określa jako frajerów będę żałował, to już tych frajerów mentalnych, którzy przyłączają się do zła nie specjalnie....
Może trochę, może z lekka mogę im współczuć ich głupoty, ale tylko z lekka, bo też na bycie wykorzystanym akurat oni sobie też i zasłużyli. Więc mają to, co wybrali.

Ktoś powie, że to jest może niechrześcijańskie, bo przecież każdego powinienem kochać, a więc i żałować, gdy mu się dzieje krzywda. Jednak wierzę w wolność woli - skoro sam sobie coś wybierasz, to potem ponosisz konsekwencje. A w szczególności - człowieku mały i głupi - jeśli wybierasz zło, to karma do ciebie wróci, to gdy potem spotyka cię cierpienie jako konsekwencja, to po prostu masz to, co ci się należy. Jesteś frajerem, bo sobie na to zasłużyłeś. Chciałeś być mocny, gdy czyniłeś krzywdę, a okazujesz się ostatecznie słabeuszem.

Patrząc na te narody, które popierają wojny, ambicje swoich wodzów, które najczęściej cierpią trudy, niewygody, życie w niedostatku dla owych wojen (wojna kosztuje, a pracuje na nią naród, nie osobiście wódz), postrzegam ich jako wielkich frajerów. Dziś Rosjanie popierający swojego wodza - Putina, uwiedzeniu retoryką nacjonalistyczną, propagandą opartą o odwoływanie się do schematu swój - obcy, czy mają jakieś korzyści z tego poparcia?...
- Mają życie w kraju, w którym nie ma wolności obywatelskich, jest relatywna bieda, dla większości ludzi brak perspektyw, a jeszcze młodych mężczyzn wysyłają na wojnę, na któ©ej można zginać, lub zostać kaleką. W zasadzie przeciętny Rosjanin z realizacji imperialnych ambicji swojego wodza - Putina ma tylko trud, ból, niedostatek. Gdyby Rosję podbili Amerykanie (jak podbili Niemcy w tej części, którą opanowali za II wojny światowej), bo ty sobie żyli tak jak Niemcy. Lepiej byłoby im, niż jak mają teraz - w swojej Rosji, w której krzywda, korupcja, brak poszanowania praw ludzi są normą. Ale mnóstwo Rosjan po frajersku, popiera wodza, walczy o urzeczywistnienie jego ambicji, choć w żaden sposób z tego nie skorzysta. Frajerzy jak mało kto.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:30, 06 Lip 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Moc prawdziwa, jak dla mnie to moc PERSPEKTYWICZNA, TRWAŁA, NIESPRZECZNA, KOMPLEKSOWA.
Moc impulsywna, nie licząca się z aspektami ubocznymi, a niepożądanymi, wręcz ignorująca fakt, iż takie niepożądane aspekty występują, jest mocą na krótką metę, a w ostatecznym rozrachunku ANTYMOCĄ.

Moc prawdziwa jest związana Z ROZUMIENIEM SWOICH CELÓW, SWOJEJ NATURY, LUDZI, ŚWIATA. To, co się dzieje w wyniku uruchomienia mocy prawdziwej, jest TAKŻE NA DŁUŻSZĄ METĘ tym, co osoba przejawiająca moc akceptuje, co chce osiągać. Dla takiej mocy nie ma rozbieżności pomiędzy celem krótkoterminowym a długoterminowym, jest stały progres, jest twórczy udział w dziele świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:00, 12 Lip 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Dla mnie mocą pozorną jest moc skupiająca się na promocji osoby - ego, ale też promocji grup ludzkich, organizacji, jeśliby przy tym łamane były zasady uczciwości, poprawności, szeroko pojętej sprawiedliwości. A to ta właśnie moc jest chyba w dzisiejszym świecie tą dominującą - w polityce, w lansowaniu się indywidualnym ludzi. Jest to bowiem w istocie moc do tworzenia iluzji, manipulowania odczuciami ludzi - czymś ulotnym, kapryśnym, dalekim od osadzenia w obiektywizmie.
Moc ta jest pozorna, bo nie skupia się na czymś co byłoby osadzone w trwałych zasadach, w niezaprzeczalnych, obiektywnych wartościach. To, czy się komuś wydam atrakcyjnym jest przelotnym wrażeniem. Moc wytwarzania takich przelotnych wrażeń, choć może jakoś podbudowuje ego, to na dłuższą metę nie zostawia nic. Podobnie moc zmanipulowania opinii publicznej, która spowoduje, iż ta opinia jakieś wygodne dla manipulującego fałsze weźmie za dobrą monetę, niczego trwałego nie tworzy, a w końcu zapewne i tak prawda wyjdzie na jaw.

Mocą prawdziwą jest to, co jest oparte nie na manipulacji, a na prawdzie, co nie wymaga naciągania, oszukiwania, robienia ludziom wody z mózgu, lecz co bierze się wprost z poprawnych odczytów rzeczywistosci. Moc prawdziwa leży w tym, co - z racji na obiektywny charakter - każdy przyzna, że jest, bo w końcu tak jest. Jeśli ktoś naprawdę umie dźwigać ciężary, to posiada realną moc dźwigania ciężarów, a jeśli ktoś tylko dobrze udawał siłacza, choć dźwignie co najwyżej coś lekkiego, nie ma owej mocy.

Tu można się zastanawiać: ale może moc manipulowania ludzkimi umysłami jest w jakiś sposób prawdziwa? W końcu jest ona REALNIE mocą manipulacji.
I chyba coś w tym jest, że moc manipulowania ale JAKO MOC MANIPULOWANIA, jest mocą realną. Ktoś, kto tę moc posiada, realnie umie manipulować ludźmi. Tak więc moc manipulacji sama w sobie nie jest pozorna. Pozorne są jednak moce dzięki manipulacji zasugerowane otoczeniu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:00, 16 Lip 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Czystość spojrzenia
Wydaje się, że prawdziwa moc jest silnie związana ze swego rodzaju czystością spojrzenia na rzeczywistość. Może działać poprawnie tylko ten, kto umie w swoim oglądzie świata oddzielać to co incydentalne, przypadkowe, nie stanowiące o istocie, względem tego, co konstruuje strukturę znaczenia, jest celowe i ostatecznie daje sprawczość.
Owa czystość spojrzenia domaga się pewnej formy wewnętrznej dyscypliny. W tej dyscyplinie uczestniczy nie tylko intelekt, lecz - w pewnym sensie chyba w większym stopniu - rodzaj WEWNĘTRZNEGO OSADZENIA.

Wewnętrzne osadzenie osobowości
Wewnętrzne osadzenie osobowości jest formą komunikacji wewnętrznej wewnątrz nas, jest uspójnieniem aspektów bieżących, krótkofalowych z tymi strukturalnymi, podstawowymi. Robimy coś, BO coś innego...
Czym jest owo coś innego w kontekście małych, incydentalnych celów?...
To myślowe integrujące w nas powinno czuć, powinno mieć formę panowania (choć nie absolutnego, choć dającego zawsze szansę na wkład zewnętrzny, nieprzewidywalny) nad łączeniem tego co odruchowe, instynktowne z tym, co rozumowo modelowane. Cele małe powinny być podporządkowane celom wyższym. Bez takiego podporządkowania moc człowieka będzie rozproszona, a także wzajemnie skonfliktowana. Słudzy nie powinni zarządzać panem, bo każdy ze sług widzi tylko swoją cząstkę, a jedynie pan postrzega całość i jest w stanie spleść to co incydentalne, jednostkowe, w to co strukturalne, długofalowe.
Osobowość dojrzała jest osadzona w pewnego rodzaju wewnętrznej stabilności. Ta stabilność wykuwa się w nieustannych zmaganiach z rozproszeniami, z tymi wtrętami destabilizacji, jakie niesie świat. Dlatego nasze zmagania, walka z cierpieniem i słabością nie jest na marne. Ona staje się fundamentem mocy duchowej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:57, 17 Sie 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Moc pozorna polega na skupieniu się na tym, co na wierzchu, co najbardziej widoczne, a pominięciu tego co głębsze, co okaże się trwałe w ostatecznym rozrachunku.

Natury porywcze, mało refleksyjne, skupione na impulsach nieświadomych będą w naturalny sposób preferowały wszystko to, już jest widoczne, co powierzchowne, co się jawi wyraźnie. Tym co tak jawi się wyraźnie, co skupia uwagę, uwodząc swoją absolutnością i koniecznością jest PRZEMOC, DOMINACJA.
Ludzie porywczy, mało refleksyjni widzą tę przemoc jako coś, co jest absolutnie niezbywalne, co przecież i tak zawsze wygrywa, bo jest właśnie przemocą, bo ona dominuje. Tacy ludzie wielbią wojny, wielbią wszelkie objawy dominacji, którą okażą innym ludziom, dla nich świat i życie staje się jedną wielką walką o dominowanie, wykazywanie swojej przewagi, stawianie na swoim. Tak skupieni na tym, co na wierzchu, pomijają to co głębsze, a co jedyne może być trwałe, bo JEST SAMA LOGIKĄ ISTNIENIA.

Aby coś zniszczyć, trzeba bowiem najpierw mieć owo coś do niszczenia. Aby kogoś zdominować, musi powstać wcześniej ów ktoś. Kurs na wygrywanie i dominowanie jest w swojej istocie FILOZOFIĄ PASOŻYTA.
Pasożyt bez nosiciela ginie.
Nosiciel bez pasożyta, zwykle sobie poradzi, przeżywa.

Te pasożytnicze jednostki ludzkie, które dzisiaj skupiają się na dominacji, na tym, że zabiorą innym, bo sami NIE MAJĄ MOCY TWÓRCZEJ, ostatecznie zostaną zaklasyfikowane jako SŁABEUSZE. To jest właśnie paradoks mocy osobowej, że największą słabością jest dążenie do powierzchownej mocy.

Pytanie, które należałoby postawić w kontekście mocy bowiem brzmi: czy przetrwałbyś bez wsparcia z zewnątrz?

Mocny w ostatecznym rozrachunku jest ten, kto nie potrzebuje zewnętrznego wsparcia.
Słabeuszem jest ten, co we wszystkim co ważne potrzebuje innych, bo sam nie jest w stanie niczego stworzyć, bo sam może tylko czerpać entropię z otoczenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:10, 17 Sie 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Michał Dyszyński napisał:
Słabeuszem jest ten, co we wszystkim co ważne potrzebuje innych, bo sam nie jest w stanie niczego stworzyć, bo sam może tylko czerpać entropię z otoczenia.

Ludzie wojny i dominacji są uzależnieni od tych, których będą mogli skrzywdzić, zdominować, oni mogą funkcjonować wyłącznie jako pasożyty. Nie ma dla nich spełnienia emocjonalnego, intelektualnego innego, niż nakierowanego na zewnątrz.

Atrybutem boskim jest TWÓRCZOŚĆ. Bóg STWARZA. Atrybutem przeciwnika Boga jest odwrotność twórczości - destrukcja.
Na mniejszą skalę boską mocą włada ten, kto stwarza coś mniejszego niż wszechświat, kto wykazuje się twórczością w jakimś mniejszym stopniu.

Ludzie chaosu i zniszczenia - pasożyty mentalne i krzywdziciele - często bardzo pragną, bardzo aspirują do boskości. Ich nienasycona, żądająca hołdów naturą domaga się bycia wywyższonym, uszanowanym ZA NIC. Pasożyty jednak mogą być docenione jedynie w duchu fałszu. Bo NIE MA ZA CO ich cenić, skoro one niczego nie stworzyły, a tylko zabrały z tego, co tworzyli inni.
Cóż to za chwała miałaby być przyznawana, jeśli ktoś tylko wziął gotowe?... (sam tego nie stworzył)
- Wziąć to, co już jest, nie wymaga jakichś szczególnych umiejętności, rozumu, mocy twórczej. To jest najbardziej prymitywny rodzaj aktywności.
Cóż to za "wielkość", która sprowadziła się do tego, że oto ktoś inny wziął na swoje barki czyjeś potrzeby, emocje?...
- Przecież to jest tylko słabość!

Tyrani, ludzie wszczynający wojny, choć są przekonani, że swoją napastliwością, zaborczością okazują moc, ostatecznie będą zakwalifikowani jako najwięksi słabeusze - jako ci co NICZEGO NIE MOGLI SAMODZIELNIE uczynić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:39, 22 Sie 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Testem osobowej mocy jest samotność czyli zablokowanie możliwości posłużenia się innymi ludźmi w celu utylizacji swoich problemów wynikających z wewnętrznego nieuporządkowania.
Natury nieuporządkowane przerzucają swoje mentalne rozdarcia na innych.

Robi się z tego zamknięte koło, bo gdy ulgę we frustracjach przynosi odreagowanie na kimś, to nieuporządkowany poszukuje wciąż tych, na których będzie swoje negatywne stany psychiczne odreagowywał. Im bardziej mu się udaje znajdowanie takich ofiar, tym mniejszą ma motywację do tego, aby poradzić sobie z frustracjami samodzielnie.

Test samotności jest tu kluczowy. Na ile jesteśmy samodzielni mentalnie?
Na ile pozostawanie bez kontaktu z ludźmi, czyli mając konieczność radzenia sobie z negatywnymi uczuciami i myślami mocą tylko własnego umysłu, nam się udaje?...

Moc, o której tu piszę jest właśnie mocą dającą niezależność od konieczności utylizacji złych nastrojów odreagowywaniem ich na innych osobach. Moc posiada ten, kto radzi sobie samodzielnie. Słabość jest przypisana temu, kto wymaga do swojego funkcjonowania nieustannego wspierania się na innych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:54, 22 Sie 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Michał Dyszyński napisał:
Moc posiada ten, kto radzi sobie samodzielnie. Słabość jest przypisana temu, kto wymaga do swojego funkcjonowania nieustannego wspierania się na innych.


Kluczowe jest tu jedno: ZDOLNOŚĆ DO PRZYZNANIA SIĘ DO SŁABOŚCI.

W Biblii jest (nie)jedno bardzo fajne sformułowanie: moc się w słabości doskonali.

Problemem nie jest samo wystąpienie słabości!
Rodzimy się jako słabi - jako bezradne niemowlęta, potem jesteśmy słabymi dziećmi. Słabość jest naturalna. Jednak to, że słabość na początku występuje, powinno okazać TRAMPOLINĄ DLA ŚWIADOMOŚCI. Od słabości zdążamy ku mocy. W tym sensie słabość jest wręcz niezbędna, bo bez niej na początku, nigdy nie mielibyśmy powodu do zdobywania mocy, sprawczości, rozumienia. Czując słabość, dostajemy POWÓD DO ROZWOJU.
Błędem zatem nie jest to, że na jakimś etapie słabość jest, lecz to, że jej nie zdiagnozowano, albo odrzucono diagnozę o jej wystąpieniu!

Mocą (osobną, ale niezbędną w tym układzie) jest zatem także ZDOLNOŚĆ DO POSTRZEGANIA WŁASNYCH SŁABOŚCI JAKO SŁABOŚCI, bez ich racjonalizowania, zamiatania pod dywan, umniejszania (choć także i powiększania, bo nie chodzi o katowanie się przesadą w tym względzie).
Postawą konstruktywną jest postrzeganie swojego rozwoju i osoby jako PROJEKTU DO REALIZACJI. Mocny mentalnie bez lęku postrzega co jest (cząstkową) słabością, a potem opracowuje metody jak się słabości pozbyć. Mocny mentalnie nie musi być silny od razu we wszystkim, nie musi być dominatorem, nie musi już tu i teraz wszystko wiedzieć, wszystko umieć, nad wszystkim panować.
Mocny mentalnie RADZI SOBIE NA BIEŻĄCO z problemami życia.

Tu jest ukryty pewien paradoks pojęcia mocy i słabości. Bo okazanie mocy jest możliwe tylko WOBEC SŁABOŚCI. Bez pojawienia się słabości na jakimś etapie, NIGDY BYŚMY SIĘ NIE DOWIEDZIELI, CZY MAMY MOC.
Moc objawiamy walcząc ze słabościami. Więc trzeba te słabości poznać i uznać. A potem trzeba znaleźć metodą na uporanie się z nimi. Wtedy świadomość zasługuje na miano tej, która jest sprawcza, która działa, która po prostu JEST.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:27, 22 Sie 2022    Temat postu: Re: Moc prawdziwa i moc pozorna

Michał Dyszyński napisał:
Testem osobowej mocy jest samotność czyli zablokowanie możliwości posłużenia się innymi ludźmi w celu utylizacji swoich problemów wynikających z wewnętrznego nieuporządkowania.
Natury nieuporządkowane przerzucają swoje mentalne rozdarcia na innych.


Warto w tym kontekście użyć jeszcze jednego pojęcia - atrybutu mocy: kompletności.
Mocny jest kompletny. Słaby jest zależny od innych, bo to inni "dokompletowują" do niego to, czego mu brakuje.
Choć być może przy tym niezależność absolutna wcale nie jest tym najbardziej pożądanym stanem. W każdym razie stawiam wątpliwość czy absolut niezależności nie jest czasem tożsamy z alienacją, z oderwaniem się bytu od możliwości i sensowności wyrażania się go na zewnątrz.
W kontekście kompletności myślę zatem o nieco słabszym (można dyskutować, na ile jest to "słabość" w różnych aspektach) pojęciu kompletności. Byłaby to kompletność, która
- pozwala przetrwać przy braku akceptacji ze strony jakichś tam gremiów ("przetrwać" nie oznacza jednak, że wtedy dana osoba czuje się najlepiej, że jest spełniona)
- jest w stanie przeciwstawiać się wrogim atakom
- wspomaga bardziej innych, niż sama jest wspomagana.

Słaby to ktoś, kto musi być wspomagany, dowartościowywany, który bez zewnętrznej pomocy nie istnieje, albo szybko się degraduje.
Wielu tyranów uważa się za mocnych i niezależnych. Jednak jeśli się bliżej przyjrzymy owej "niezależności" tyranów, to dostrzeżemy, iż tyrani praktycznie zawsze są tymi, którzy skonstruowali system manipulacji innymi ludźmi, aby ci zapewniali tyranom wsparcie. I szczególnie myślę tu o wsparciu słabej psychiki tyrana.
Tyran w większości przypadków jest chorobliwie zazdrosny o oznaki uznania, drży o to, aby nie stracić władzy, bo jeśliby ją stracił...
to tyranowi wali się cały świat!
Tyran dlatego jest tyranem, że w desperackim lęku o swoją wartość i kompletność robi wszystko, aby utrzymać iluzję swojej wartości. Utrzymuje ją wymuszając na ludziach kłamstwa na temat swojej rzekomej wielkości. Tyrani bywają mocni tylko powierzchownie, są mocni manipulowaniem, ale słabi niekompletnością, podatnością na zlekceważenie ich, na poddanie w wątpliwość ich wartości. Dlatego tyrani w ostatecznym rozliczeniu okazują się słabi - wszak jeśli zabierze się im możliwość manipulowania, jeśli zabierze się tych wspierających ich, to tyrani rozsypią się jak zamek z piasku wysuszony słońcem i potraktowany silniejszymi porywami wiatru. Tyran jest niekompletny, więc musi całą swoją moc wkładać w to, żeby jako tako funkcjonować mentalnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 7 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin