Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Symetryzm w myśleniu kontra agitacja
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:18, 19 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Dodatkową przyczyną, że tak łatwo jest Ci przypinać łatkę fanatyka osobie o zdeycydowanych poglądach jest też fakt, że jesteś mentalnie zniewieściały. Kobiety mają tendencje w odróżnieniu od mężczyzn, żeby eksponować na każdym kroku swoje niezdecydowanie, wątpliwości. Są badania na ten temat. To się wyraża już na poziomie języka, fraz typu "Wydaje mi się", "Moim zdaniem", "chyba", "tak jakby". Kobiety zwykle nawet nie są tego świadome, że tak zmiękczają swój przekaz i przez to nie wzbudzają takiego autorytetu jak mężczyźni, którzy mają z kolei tendencję do wypowiedania się w zdecydoany sposób, niezależnie do tego, czy mają merytoryczne podstawy czy nie. Wchodzimy w kwestie biologii.

Zacznę od skomentowania tego fragmentu. Dlaczego?
- Bo to, co tu chcę napisać będzie dobrą ilustracją narracji, a także moich przekonań. Fajnie, że tę kwestię poruszyłaś, a nawet to, że poruszyłaś ją w taki właśnie sposób. :*

Pasuje mi to oskarżenie o zniewieściałość. Pasuje z tego powodu, że ilustruje ono bardzo pięknie jak przebiega rozumowanie oparte o niemerytoryczne przesłanki. Argumentami takiego rozumowania jest właśnie coś w tym typie:
- bo może wydam się komuś zniewieściały?...
- bo może ktoś sobie pomyśli, że nie mam własnego zdania?
- a może moi kumple, z którymi trzymam, krzywo spojrzą na to, co wywnioskowałem kierując się stricte rozumowymi argumentami?...
Argument zniewieściałości...
Akurat uważam, że okazałbym się "zniewieściały" w tym już dla mnie deprecjonującym sensie, gdybym się nim przejął. :shock:
Akurat okazałbym swoją zależność od cudzej opinii, gdybym zrezygnował z drobiazgowej uczciwości intelektualnej, czyli tych moich ideałów, które traktuję bardzo priorytetowo, dlatego, że np. muszę się okazywać jako macho. Dopiero wtedy okazałbym swoja słabość!
Jest takie przysłowie: psy szczekają, karawana idzie dalej.
To przysłowie ładnie ilustruje postawę, która mi jest bliska - te emocje ewolucyjne, te wzorce społeczne, związane z moją zależnością od ludzi - to jest moja prawdziwa słabość, czy też "zniewieściałość" (to kobiety zwykle są społecznie bardziej zależne).
Uznawaj sobie mnie zatem za zniewieściałego, czy jakiegoś innego - Twój problem i Twoja decyzja. Nie mam ostatecznego wpływu na to, jak mnie ocenią ci, albo owi. Zatem priorytet daję temu, co jest moim ideałem - KLAROWNOŚĆ UMYSŁU I OPARCIE SIĘ NA TYM CO MERYTORYCZNE, z jednoczesnym odrzuceniem właśnie takich wtrętów do myślenia "zależnościowych", wizerunkowych. Dla mnie akurat "mieć jaja" w tym sensie, który uznaję, polega na tym, aby z uśmiechem skwitować wszelkie próby wytrącenia mojego umysłu z postawy kierowania się najpierw tym co merytoryczne, co wynika z rozważnego oglądu spraw.

Tutaj, jak przystało na kobietę, zareagowałeś emocjonalnie i przez to te silne emocje przysłoniły Ci w ogóle przekaz mojej wypowiedzi. Wskaż, w którym miejscu ja użyłam stwierdzenia, że jesteś zniewieśiciały jako zarzut? Oczywiście nie wskażesz, bo nic takiego nie mialo miejsca. Napisałam, że jesteś zniewieściały, żeby Ci uświadomić, że masz kobiecy styl komunikacji a tym samym i interpretacji cudzych wypowiedzi.

Może nie było takiej Twojej intencji, tylko przypadkiem jakoś (?) Ci wyszło, że faceta określiłaś "zniewieściałym" jako...
... wyraz szacunku?
może aprobatę i uznanie?...
To spieszę Ci uzupełnić braki w wyczuciu i wykształceniu (czego najwyraźniej nie wiedziałaś, skoro twierdziłaś, że powiedzenie facetowi "zniewieściały" to nie zarzut), że w typowym odbiorze jest to stwierdzenie używane do zdeprecjonowania owego faceta, postawienia go w świetle gorszym, mało męskim, miałkim i nijakim. Jak się spytasz paru facetów o to (zrób sobie takie doświadczenie), to się przekonasz, że w większości tak właśnie ten zarzut odbiorą - jako rodzaj zarzutu. Oczywiście możesz teraz zacząć tworzyć narrację, jak akurat ta intencja tutaj nie wystąpiła, bo coś tam. Może...
Dla mnie właściwie to...
rybka.
Moją osobistą wartością jest właśnie - opisany wcześniej - RODZAJ NIEZALEŻNOŚCI od takich emocjonalnych prowokacji, w którym np. ludzie próbują mnie brać pod włos, zarzucając zniewieściałość. Jeśli Ty akurat tej - chyba dość powszechnej - konwencji nie znałaś, wypierasz się jej, to może się do Ciebie nie tyczy. Ale ja czuję się w pełni usprawiedliwiony domyślnymi konotacjami zarzutu niewieściałości facetowi, w takich odbiorze Twojego sformułowania, jak to zaprezentowałem.
Nie odpowiadam też za to, że napiszesz o moim odbiorze jako o "emocjonalnym". Napisać tak każdy sobie może, a dopóki nie przedstawi jakiegoś wyraźnego argumentu, że jest superempatą, który emocje z postów bezbłędnie wychwytuje, czy w innej postaci to potwierdzi, to dla mnie będzie to wyłącznie Twoje chciejstwo owej cechy mi przyklejenia. Ja wiem, co czuję.
To jest akurat dla mnie ważniejsze - CO RZECZYWIŚCIE CZUJĘ, a nie o co mnie oskarżają, co o mnie mówią. Twoje sformułowania (bez względu czy teraz zechcesz bić pianę o to, czy słowo "zarzut" do nich pasuje, czy nie) typowo w komunikacji w kontekście zasygnalizowanej męskości i konkretności odbiera się jako zarzut. Dla mnie zaś ich przeczytanie było fajnym powodem do PRZETESTOWANIA SWOJEGO EMOCJONALNEGO ODBIORU, do tego czy dałem się strolować, czy nie.
Nawet nie będę tutaj przedstawiał wyniku tego testu, bo co bym nie napisał, to czuję,iż potraktowałabyś to jako powód do dodatkowego przyczepienia się o to. A raczej szkoda dla takich sformułowań jeszcze bardziej dokładać bicie piany, które będzie raczej nierozstrzygalne.

towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Ta "zniewieściałość" - czytaj sugestia subiektywizmu i potencjalnej błędności - jest właśnie moją odpowiedzią na Twój zarzut.
Czyli powinnaś się tu chyba zdecydować, który zarzut mi stawiasz:
- czy jestem za bardzo podkreślający tę moją subiektywną, niepewną stronę w argumentacji
- czy odwrotnie - lansuję się na tego, który ma zawsze rację.
Bo jak stawiasz te zarzuty jednocześnie, to stawiasz je w sprzeczności.

Nie ma tutaj sprzeczności.

Z faktu, że eksponujesz swoją niepewną stronę nie wynika, że nie lansujesz się na tego, który ma zawsze rację. Przeciwnie, Ty właśnie na tej podstawie, że te wątpliwości eksponujesz, postrzegasz siebie samego jako tego, który wie lepiej, wszystko ma lepiej przemyślane i stąd te wyeksponowane wątpliwości. I później po tej cesze oceniasz zasadność poglądów głoszonych przez innych ludzi i samych ludzi. Jeśli inni nie wyrażają tych wątpliwości, które Ty wyrażasz, to z góry uznajesz, że nie mogą mieć racji.

Te ideały, które tu prezentuję, akurat są nie tylko moje. Jeśli weźmiesz sobie do poczytania dowolna pracę naukową (chodzi o pracę z jakiejś tam minimum średniej półki, a nie z tych "uczelni wdzięku i postępu", które głównie lewicowe środowiska lansują), to zauważysz, że z grubsza tak tam się prezentuje swoje racje
- nie używa się tonu pewności, a raczej ZAPRASZA DO WYRAŻANIA WĄTPLIWOŚCI
- podaje się KONKRETY CO ZROBIONO, unikając ocen subiektywnych
- w ogóle nie epatuje się siłą przekonań.
Praca naukowa wzięta od strony emocji najczęściej jest nijaka. Nie jest też ogłaszaniem światu pewności, absolutności, czy niepodważalności. Kto takie prace czytuje, ten wie, o czym mówię.
W świecie naukowym racja jest dowodzona nie siłą lansu na autorytet, ale odwrotnie - zaproszeniem do wątpienia w to, co się głosi! To zaproszenie do wątpienia, ma jednak swój dalszy ciąg, którym powinno być...
... przekonanie się wszystkich wątpiących, że zastosowanie obiektywnych procedur sprawdzenia tego, co ogłoszone prowadzi zawsze do POTWIERDZENIA TEZY.
Na tym właśnie polega naukowe (ale według mnie też na tym polega po prostu DROGA DO PRAWDY OBIEKTYWNEJ), że emocja bycia przekonanym (deklarowana pewność) jest traktowana jako subiektywizm, jako brak argumentacji, zaś dopiero uznanie przez wszystkich wątpiących "tak, próbowałem tezę obalić, robiłem to z pełnym zaangażowaniem, ale to się nie udało, czyli twórca tezy wydaje się mieć rację".
W ten to właśnie sposób wątpienie, zaproszenie do wątpienia u innych jest OZNAKĄ MOCY głoszącego. Jest pokazaniem "ja nie arbitralnością stwierdzania się bronię", lecz otwartością, lecz zaproszeniem: macie wątpliwości? To próbujcie obalić moją tezę, bo ja wam zapewnię wszelkie dane, aby to merytorycznie zrobić. Sami się przekonacie...

Tu oczywiście można postawić mi zarzut, że przenoszenie owych ideałów naukowości na zwykłe relacje i dyskusje między ludźmi nie jest czasem postawieniem zbyt wysokiej poprzeczki ludziom. Być może dla wielu będzie to za wysoka poprzeczka, a także ci ludzie nawet nie będą w stanie zrozumieć sensu całego owego ŚWIADOMEGO ZAPRASZANIA DO WĄTPIENIA. Kto jednak w tym rozumowaniu sens widzi, to jego.

Nie mam dla Ciebie tutaj jakiegoś absolutnego argumentu, że ta ścieżka "najpierw wątp na wszystkie sposoby i sprawdzaj, aby po wyczerpaniu możliwości przekonać się, iż wątpienie ostatecznie musi być zanegowane", że ta ścieżka jest poprawną. Jeśli Twój uczciwy osąd sprawy, sumienie intelektualne mówi Ci coś innego, to ja Cię nie przekonam.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 21:49, 19 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5540
Przeczytał: 7 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:04, 20 Gru 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Może nie było takiej Twojej intencji, tylko przypadkiem jakoś (?) Ci wyszło, że faceta określiłaś "zniewieściałym" jako...
... wyraz szacunku?
może aprobatę i uznanie?...
To spieszę Ci uzupełnić braki w wyczuciu i wykształceniu (czego najwyraźniej nie wiedziałaś, skoro twierdziłaś, że powiedzenie facetowi "zniewieściały" to nie zarzut), że w typowym odbiorze jest to stwierdzenie używane do zdeprecjonowania owego faceta, postawienia go w świetle gorszym, mało męskim, miałkim i nijakim. Jak się spytasz paru facetów o to (zrób sobie takie doświadczenie), to się przekonasz, że w większości tak właśnie ten zarzut odbiorą - jako rodzaj zarzutu. Oczywiście możesz teraz zacząć tworzyć narrację, jak akurat ta intencja tutaj nie wystąpiła, bo coś tam.

Moja otwartość w nazwaniu Cię zniewieściałym wynika właśnie z wyczucia i wykształcenia. Otóż ja mam świadomość, że Ty jesteś nietypowy, o czym otwarcie na forum piszesz. Nawet chyba nazwałeś sam siebie "pizdą", o ile mnie pamięć nie myli. W związku z tym popełniłabym faux pas traktując Cię jako typowego faceta identyfikującego się z tym toksycznie męskim genderem, od którego się tak odcinasz.
Cytat:

Te ideały, które tu prezentuję, akurat są nie tylko moje. Jeśli weźmiesz sobie do poczytania dowolna pracę naukową (chodzi o pracę z jakiejś tam minimum średniej półki, a nie z tych "uczelni wdzięku i postępu", które głównie lewicowe środowiska lansują), to zauważysz, że z grubsza tak tam się prezentuje swoje racje
- nie używa się tonu pewności, a raczej ZAPRASZA DO WYRAŻANIA WĄTPLIWOŚCI
- podaje się KONKRETY CO ZROBIONO, unikając ocen subiektywnych
- w ogóle nie epatuje się siłą przekonań.
Praca naukowa wzięta od strony emocji najczęściej jest nijaka. Nie jest też ogłaszaniem światu pewności, absolutności, czy niepodważalności. Kto takie prace czytuje, ten wie, o czym mówię.

Prace naukowe są napisane językiem neutralnym, bez emocji, bez zdradzania swoich subiektywnych odczuć, zbliżonym własnie do stylu męskiego. Twój styl jest całkowitą odwrotnością stylu naukowego. To język kobiety, która nie wie, którą kieckę ubrać, bo ma w szafie 120 sukienek i po 2 h zastnawaiania się na koniec stwierdza "To takie skomplikowane".
I właśnie Ty temu stylowi zbliżonemu do naukowego, odartemu z tych subiektywnych wstawek, przypisujesz "zbyt stanowczy ton".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5619
Przeczytał: 70 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:58, 20 Gru 2021    Temat postu:

Ległem :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:03, 20 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
To język kobiety, która nie wie, którą kieckę ubrać, bo ma w szafie 120 sukienek i po 2 h zastnawaiania się na koniec stwierdza "To takie skomplikowane"


Odbywa się to trochę inaczej. Po przejrzeniu 120 sukienek ona stwierdza, że "nie ma się w co ubrać" :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:33, 20 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Może nie było takiej Twojej intencji, tylko przypadkiem jakoś (?) Ci wyszło, że faceta określiłaś "zniewieściałym" jako...
... wyraz szacunku?
może aprobatę i uznanie?...
To spieszę Ci uzupełnić braki w wyczuciu i wykształceniu (czego najwyraźniej nie wiedziałaś, skoro twierdziłaś, że powiedzenie facetowi "zniewieściały" to nie zarzut), że w typowym odbiorze jest to stwierdzenie używane do zdeprecjonowania owego faceta, postawienia go w świetle gorszym, mało męskim, miałkim i nijakim. Jak się spytasz paru facetów o to (zrób sobie takie doświadczenie), to się przekonasz, że w większości tak właśnie ten zarzut odbiorą - jako rodzaj zarzutu. Oczywiście możesz teraz zacząć tworzyć narrację, jak akurat ta intencja tutaj nie wystąpiła, bo coś tam.

Moja otwartość w nazwaniu Cię zniewieściałym wynika właśnie z wyczucia i wykształcenia. Otóż ja mam świadomość, że Ty jesteś nietypowy, o czym otwarcie na forum piszesz. Nawet chyba nazwałeś sam siebie "pizdą", o ile mnie pamięć nie myli. W związku z tym popełniłabym faux pas traktując Cię jako typowego faceta identyfikującego się z tym toksycznie męskim genderem, od którego się tak odcinasz.

Rzeczywiście nie jestem typowym "genetycznym", czy "kulturowym" facetem. Co nie znaczy, że nie odróżniam intencji, które w ramach schematów społecznych funkcjonują. I potrafię rozpoznać emocjonalne sugestie, jakie w oparciu owe schematy są tworzone. Rozpoznaję zatem Twoje sformułowanie jako powiązane z postacią dość typowego ataku na emocje osoby. Osoba, która aspiruje do uznania dla niej, pragnie się zaprezentować jak ta, która spełnia oczekiwania swojego środowiska społecznego, odbierze zaprzeczenie czegoś, co w owym środowisku jest traktowane jako wartość (tu dla mężczyzny męskość), jako deprecjonowanie jej. Raczej nie mam wątpliwości, iż świadomość tej okoliczności posiadasz.
Nieporozumieniem, może formą dogadania w naszej dyskusji jest to, że mamy ODRĘBNE SYSTEMY WARTOŚCI.
Odbieram Twój system wartości, jako bezkrytycznie powiązany z biologicznymi i kulturowymi paradygmatami. Odbieram Cię jako zaangażowaną po stronie tego, co z genów i co nas ludzi zbliża do świata zwierząt. Nie wyglądasz na zdolną do refleksji nad tym, czy może warto by owe schematy poddać w wątpliwość. Przyjmujesz - jak jest - nie stawiający pytań i wymogów:
- biologiczną zasadę przynależności do grupy
- biologiczną konieczność rywalizacji i zasługiwania się o miejsce w grupie
- biologiczny paradygmat walki stad i lojalności wobec stada
Dla mnie jesteś idealnie spełniającą określenie biblijne "co z krwi i żądzy ciała", jesteś osobą, która de facto odrzuciła sobie prawo do głębszej duchowości.
Pewne pozory, ślady duchowości w sobie nosisz. To nie jest tak, że całkiem miałoby ich nie być. Może nawet masz ich więcej, niż to mają przeciętnie prości ludzie, bo jednak filozofujesz, operujesz trudnymi pojęciami, jesteś intelektualnie wyraźnie powyżej przecietnej w całym społeczeństwie. To jednak nie zmienia tego, że w zakresie tego podstawowego wyboru - zwierzęcość czy duchowość - stanęłaś po stronie tego pierwszego.
Czym się to objawia?
- Przede wszystkim PRZYBLOKOWANIEM SOBIE REFLEKSJI nad następującymi pytaniami:
Czy aby na pewno to moje "jestem" powinno być tak ostatecznie oddane we władanie mechanizmów grupowych, lojalności wobec "swoich"? (czym właściwie są owi "swoi"?)
- Czy to, że spełnię się zyskując akceptację społeczną w tej mojej grupie, to jest bóg, absolut, wszystko co ważne?
- Czy te bezwiedne emocje, które nakazują walkę, odwet, związek ze swoimi, rywalizację na forum społecznym na pewno powinny być "bogiem"? ("bogiem" w tym sensie, że stoją na szczycie wszelkich wartości w sposób absolutny, niepodważalny, podporządkowując sobie myślenie)
Jeśli już tak bardziej "dotkliwie" rozmawiamy (Ty mnie raczysz tą zniewieściałością, co - jak przypuszczam - że doskonale wiesz iż stanowi formę ataku personalnego), to ja też pozwoliłem sobie na "mniej ogródek", bardziej wprost.
Dla mnie jesteś pozorantką w zakresie ideowości i duchowości. Ta naprawdę rządzi Tobą niepodzielnie to co bezwiedne i biologiczne. Nie masz mocy swoich pierwotnych instynktów poddać mocy rozumu, oglądu, który zamiast przyjmować "tak to jest, więc tak robię", zadałby sobie pytanie w rodzaju: czym owo coś jest, że mi narzuca swoją władzę?
Buntujesz się - owszem - przeciw różnym społecznym sytuacjom. Oceniam, że nawet, całkiem silną potrzebę buntu posiadasz. Ale u Ciebie będzie to zawsze (?... tak teraz to wygląda, nie mówię absolutnych prawd) bunt przeciwko jakimś tam ludziom, czemuś co uznajesz za wrogie, zawsze bunt przeciw zewnętrznemu.
Nie zrozumiesz mojego buntu - buntu przeciw NIESPÓJNOŚCI WŁASNEJ NATURY.
Nie zrozumiesz tej potrzeby, jak moja - zaprzeczenia sobie tysiąc razy, zdystansowania się wobec KAŻDEMU NARZUCONEMU mojej naturze paradygmatowi, sugestii, emocji sterowanej z zewnątrz. Masz inna ambicję - jesteś "ze świata" i tylko "światem żyjesz", czyli uznawszy za absolut to co Ci geny i środowisko dały, obracasz tym, aby sobie znajdować swoje małe strefy komfortu. Niby o wolność tak walczysz, ale zawsze to jest wolność WOBEC OGRANICZEŃ ZEWNĘTRZNYCH.
Nie widzisz tego zniewolenia, które jest z samej naszej natury - zniewolenia polegającego na tym, że SAMI SIĘ GODZIMY na bycie zarządzani przez zwierzęcość i kulturowość.
Dla mnie jest odwrotnie niż u Ciebie - to zwierzęcość i kulturowość są moimi okowami, zniewolenie przez okoliczności zewnętrzne, są względem nich mniejszym problemem. Rozwijając duchowość odnajdujmy tego innego, już ostatecznego "pana". On będzie ponad tym co zwierzęce i kulturowe, będzie Z DUCHOWOŚCI (którą Ty odrzucasz), on da nam OSOBISTĄ WOLNOŚĆ, związaną z odkryciem siebie, zrozumieniem własnej natury, pogodzeniem się wewnętrznym na wielu poziomach.
Ale akurat to nie jest dla Ciebie. :nie: Żyj tam sobie dalej, jak zwierzątko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5540
Przeczytał: 7 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:15, 20 Gru 2021    Temat postu:

MD napisał:

Dla mnie jest odwrotnie niż u Ciebie - to zwierzęcość i kulturowość są moimi okowami, zniewolenie przez okoliczności zewnętrzne, są względem nich mniejszym problemem. Rozwijając duchowość odnajdujmy tego innego, już ostatecznego "pana". On będzie ponad tym co zwierzęce i kulturowe, będzie Z DUCHOWOŚCI (którą Ty odrzucasz), on da nam OSOBISTĄ WOLNOŚĆ, związaną z odkryciem siebie, zrozumieniem własnej natury, pogodzeniem się wewnętrznym na wielu poziomach.
Ale akurat to nie jest dla Ciebie. :nie: Żyj tam sobie dalej, jak zwierzątko.

I właśnie tutaj pies pogrzebany, Misiu. Wyzwolenia duchowego nie osiąga się poprzez odrzucenie, zanegowanie swojej zwierzęcości i socjalności, kultury etc, tylko ich transcendowanie. A pierwszym krokiem do tego, by transcendować powyższe, jest akceptacja. Pogodzenie się z tym, że "tak, jestem zwierzakiem", "tak, zależy mi na na uznaniu społecznym" etc.
Dopiero jak już zaakceptujesz siebie na tym najniższym, fundamentalnym poziomie, będziesz mógł się rozwijać w tym wyższym aspecie.
I ta zwierzęcość, kulturowość, socjalność nie będą wtedy dla Ciebie "okowami","kajdanami", "więzieniem", tylko supermocami, pożytecznymi narzędziami, zasobami, których będziesz mógł uzywać dla duchowego wzrostu.
To właśnie ta część Ciebie, którą wypierasz, Cię zniewala. Jakkolwiek pardoksalnie to zabrzmi, jeżeli nie chcesz być zwierzakiem, musisz pokochać zwierzaka w sobie. Wyparte zwierzę będzie Ci nieustannie towarzyszyć w formie psychologicznego cienia. Inni bedą przez Ciebie kąsani, a Ty nie będziesz rozumiał, o co im chodzi, przecież Ty odmawiasz bycia zwierzakiem! I własnie dlatego kąsasz :)


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 20:16, 20 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:12, 20 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
MD napisał:

Dla mnie jest odwrotnie niż u Ciebie - to zwierzęcość i kulturowość są moimi okowami, zniewolenie przez okoliczności zewnętrzne, są względem nich mniejszym problemem. Rozwijając duchowość odnajdujmy tego innego, już ostatecznego "pana". On będzie ponad tym co zwierzęce i kulturowe, będzie Z DUCHOWOŚCI (którą Ty odrzucasz), on da nam OSOBISTĄ WOLNOŚĆ, związaną z odkryciem siebie, zrozumieniem własnej natury, pogodzeniem się wewnętrznym na wielu poziomach.
Ale akurat to nie jest dla Ciebie. :nie: Żyj tam sobie dalej, jak zwierzątko.

I właśnie tutaj pies pogrzebany, Misiu. Wyzwolenia duchowego nie osiąga się poprzez odrzucenie, zanegowanie swojej zwierzęcości i socjalności, kultury etc, tylko ich transcendowanie. A pierwszym krokiem do tego, by transcendować powyższe, jest akceptacja. Pogodzenie się z tym, że "tak, jestem zwierzakiem", "tak, zależy mi na na uznaniu społecznym" etc.
Dopiero jak już zaakceptujesz siebie na tym najniższym, fundamentalnym poziomie, będziesz mógł się rozwijać w tym wyższym aspecie.
I ta zwierzęcość, kulturowość, socjalność nie będą wtedy dla Ciebie "okowami","kajdanami", "więzieniem", tylko supermocami, pożytecznymi narzędziami, zasobami, których będziesz mógł uzywać dla duchowego wzrostu.
To właśnie ta część Ciebie, którą wypierasz, Cię zniewala. Jakkolwiek pardoksalnie to zabrzmi, jeżeli nie chcesz być zwierzakiem, musisz pokochać zwierzaka w sobie. Wyparte zwierzę będzie Ci nieustannie towarzyszyć w formie psychologicznego cienia. Inni bedą przez Ciebie kąsani, a Ty nie będziesz rozumiał, o co im chodzi, przecież Ty odmawiasz bycia zwierzakiem! I własnie dlatego kąsasz :)

Do pewnego stopnia nawet przyznam Cię rację.
Ale jedynie w stopniu - eksploracji myślą pewnego kierunku poszukiwań.
Tak - dzięki, że zwracasz uwagę na istotny aspekt sprawy. Tego zabrakło w moim opisie, a jest to niezbędne (przynajmniej dla tych, co automatycznie mocno spolaryzują swój odbiór) uzupełnienie tamtych uwag.
Jest tu subtelna różnica, związana z rozróżnieniem zaakceptowania zwierzaka w sobie, a uczynienie go swoim władcą.

Ja w ogóle wyznaję zasadę, że wypieranie ze świadomości tego, co przykre jest fundamentalnym błędem mentalnym. Także wypieranie tego zwierzaka, negowanie jego istnienia jest oczywistym błędem. Podobnie jest trochę z czyhających na nas wrogiem - dobrze jest go znać. Najgłupszą z możliwych strategii wojennych jest uznanie, że skoro wróg jest wredny, to my nic o nim nie chcemy słyszeć i robimy wszystko tak, jakby go nie było. Wtedy wróg wlezie wszędzie gdzie zechce na nasze terytorium i zrobi tam co zechce (a tego typu strategię wobec separowania się myślowego od niewygodnych z jakiegoś powodu okoliczności słabi mentalnie ludzie powszechnie stosują).
Więc jak najbardziej zamierzam tego zwierzaka we mnie poznać. Nawet ostatecznie pewne aspekty tej zwierzęcości zaakceptuję. Ale nie na zasadzie, ze to zwierzak ma panować!
W Biblii jest wiele przypowieści, uwag Jezusa, w których pojawia się postać pana. W uproszczonych interpretacjach "panem" jest zawsze Bóg, który rządzi (czytałem gdzieś tego rodzaju stwierdzenie pewnego księdza). Tylko, że utożsamienie "pana" z Bogiem czyni bardzo wiele wypowiedzi Jezusa albo niezrozumiałymi, albo wręcz może być wykorzystane jako atak na chrześcijaństwo, bo "pan" bywa po ludzku niesprawiedliwy, albo okrutny. Głębsza interpretacja biblijnego "pana" dotyczy zupełnie innego aspektu duchowego - "panem" jest to, co W NAS SAMYCH jest nadrzędne, czasem ostateczne, stanowiące osąd naszej osobowości, życia. Panem jest czasem chyba wręcz nie osoba, lecz zdarzenie - okoliczność, związana z rozliczeniem nas w PRAWDZIE.
Po przeciwnej stronie niż "pan" zwykle znajdziemy postać sługi, robotnika, którego wynajęto, ludzi zawezwanych do czegoś. One z kolei obrazuje niższe cechy naszej osobowości - te, które powinny być PODPORZĄDKOWANE.
Mamy zatem układ hierarchiczny osobowości - pan powinien rządzić sługami. Powinien...

Problem zaczyna się wtedy, gdy to co niższe zaczyna rządzić tym co wyższe, sługa działa wbrew panu - nie słucha się go, lekceważy polecenia, buntuje, nawet zabija posłańców pana. Odpowiada to sytuacji osobowość zaczyna się sypać, gdy np. instynkty rządzą człowiekiem, chaotyczne chciejstwa zyskują przewagę nad tym co w nas rozsądne. Pan nie zabija swoich sług, wręcz dba o nie. Podobnie wyższe poziomy naszej osobowości nie negują istnienia instynktów, ani ich nie deprecjonują, nie są wobec nich okrutni. Jednak...
zarządzają. To co wyższe ma zarządzać tym niższe!
- Nie ma tu tyranii. To co niższe w naszej naturze nie jest jeszcze osobą. Nikt tu nie gnębił nikogo, kto by cierpiał jako osoba. Wręcz będzie tak, że jeśliby pan zaniechał swej nadzorczej roli nad sługami (czyli wyższa świadomość przestała nadzorować działania instynktowne), to ostatecznie słudzy ucierpią. Bo ci słudzy akurat (niekoniecznie tak jak prawdziwi słudzy, którzy niejednokrotnie okazywali się mądrzejsi od swoich panów) są głupi, bezmyślni, patrzą tylko na swoje pomniejsze cele, nie ogarniając całości. To pan ogarnia całość, to pan wie, co powinno dostać priorytet, bo inaczej ucierpi nie tylko ten jeden sługa, ale wielu z nich.
I tak powinno być w zdrowej świadomości, że rozsądek, wyższa duchowość zarządza naszą impulsywnością, pragnieniem natychmiastowego odwetu, kapryszeniem, śmiesznym wywyższaniem się, przez co wychodzi się na dupka, z którego można się tylko śmiać, a nie bierze się go na poważnie przez poważnych ludzi. W zdrowej świadomości chęć objadania się słodyczami - taka instynktowna, naturalna - zostanie podporządkowana rozumieniu tego, że tu akurat trzeba sobie postawić granicę. Rozsądny człowiek umie powstrzymać swoje awanse seksualne, gdy widzi, że to mu tylko szkody przyniesie.
Osobowość, w której rządzą słudzy, a pan słaby gdzieś chowa się po kątach, to osobowość przestępcy - większość przestępstw wynika z nieopanowania impulsów, słabości w samokontroli, gdy jakiś frustrat przekracza granice i bije kogoś, zabija, czy robi inne głupoty. Gdy słudzy panują, to ostatecznie tez i słudzy cierpią - furiat, który zabił człowieka, bo ten mu zwrócił uwagę (a przecież "jemu nikt nie podskoczy, więc musiał twardo odpowiedzieć") ostatecznie spędzi w więzieniu długie lata życia, gdzie jego potrzeby kontaktu z ludźmi, swobody, także instynkt seksualny zostaną na długo stłamszone. Bo on akurat raz dał tej frustracji i złości "poszaleć" i zrobił ten straszny czyn.
Pan powinien znać swoje sługi. Czyli wyższa świadomość jak najbardziej powinna rozumieć instynkty, które na nią działają. Ale znać, nawet do pewnego stopnia dbać o nie, a na pewno w pewien sposób (!) akceptować, nie oznacza oddanie słudze - instynktom, zwierzakom w nas roli zarządczej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5540
Przeczytał: 7 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:11, 20 Gru 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Pan powinien znać swoje sługi. Czyli wyższa świadomość jak najbardziej powinna rozumieć instynkty, które na nią działają. Ale znać, nawet do pewnego stopnia dbać o nie, a na pewno w pewien sposób (!) akceptować, nie oznacza oddanie słudze - instynktom, zwierzakom w nas roli zarządczej.

Wszystko pięknie co piszesz, tylko właśnie warunkiem, żeby rzeczywiście doszło do tego zapanowania ducha nad materią jest właśnie pełne poznanie i akceptacja tego zwierzaka w nas. Twoje wpisy, kiedy ze wstrętem, odrazą piszesz o "zwierzu", co miało miejsce również w tym wątku, zdradzają, że jeszcze ten etap masz przed sobą. Nie da się uduchowić na skróty. A teoretyzowanie, przegadywanie problemu nic nie pomoże. Ty zdecydowanie za dużo gadasz, Misiu. A duch rodzi się w ciszy :)


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 22:12, 20 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:56, 21 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Pan powinien znać swoje sługi. Czyli wyższa świadomość jak najbardziej powinna rozumieć instynkty, które na nią działają. Ale znać, nawet do pewnego stopnia dbać o nie, a na pewno w pewien sposób (!) akceptować, nie oznacza oddanie słudze - instynktom, zwierzakom w nas roli zarządczej.

Wszystko pięknie co piszesz, tylko właśnie warunkiem, żeby rzeczywiście doszło do tego zapanowania ducha nad materią jest właśnie pełne poznanie i akceptacja tego zwierzaka w nas. Twoje wpisy, kiedy ze wstrętem, odrazą piszesz o "zwierzu", co miało miejsce również w tym wątku, zdradzają, że jeszcze ten etap masz przed sobą. Nie da się uduchowić na skróty. A teoretyzowanie, przegadywanie problemu nic nie pomoże. Ty zdecydowanie za dużo gadasz, Misiu. A duch rodzi się w ciszy :)

Możesz to domniemywać. Odczytujesz tu jakieś moje emocje (np. wstręt).
Zastanawiam się, czy rzeczywiście ten wstręt posiadam?... :think:

Trochę przyznam Ci rację. Są takie obszary mojej słabości, które traktuje z wyraźną wrogością, wstrętem, zdecydowanie negatywnie. Ale mogę Ci zaręczyć, że walczę z tą reakcją, starając się już w decyzjach sprowadzać sprawę do zdystansowanej chłodnej postaci.
Pewnie nie zawsze to działa. Pewne postacie zakłamania wewnętrznego są u mnie w głębokiej nienawiści i we wstręcie, choć inne już potrafię na gruncie emocji usprawiedliwić. Poza tym czym innym jest potępienie pewnych postaw (głównie w sobie), a czym innym potępianie samych ludzi. Nad ludźmi, którzy prezentują owe postawy raczej się lituję, traktuję ich jako słabych. Słabych się co prawda nie chwali za słabość, ale też raczej usprawiedliwia.
Mam tu problem z własnymi słabościami. Tych często nie umiem sobie wybaczyć. Ale też już od dawna ten przypadek odnosi się do sytuacji, które ja określam, a nie które mi ktoś narzuca. Jeślibym np. przejął się czyjąś uwagą na mój temat "jeśli nie walczysz o swoje w taki sposób, jaki ja ci określam, to jesteś głupi i zniewieściały", to prędzej bym miał do siebie pretensje za to, że taki zarzut w ogóle miałbym brać pod uwagę, niż o to, że podpadam pod niego.
Już dawno jedno sobie przemyślałem: nie powstrzymam wszystkich krytyk wobec mnie!
To jest bez szans, bo część ludzi tak łatwo rzuca oskarżenia (co widzę nagminnie wokoło w odniesieniu do rzeczy dowolnych, nawet tych najcudowniejszych, najpiękniejszych, najświętszych), to nierozsądne byłoby zakładać, że akurat dla mnie ludzie zrobią wyjątek i będą mnie oskarżać zasadnie. Większość oskarżeń, które ludzie stawiają oceniam jako bezzasadne (tylko drobny procent dotyczy mnie). Zakładając, że procent bezzasadności oskarżeń jest z grubsza podobny dla oskarżeń względem mnie, jak i tych pozostałych, dochodzę do wniosku, że w stosunku do mnie też większość oskarżeń jest bezzasadnych. Ale nie wszystkie!
Cały problem, aby wyłuskać jakoś te zasadne!
Te zasadne są niezwykle cenną informacją o tym, co warto byłoby w sobie poprawić!
Opracowałem sobie parę technik i spostrzeżeń, które uprawdopodabniają mi te krytyki mnie, które mogłyby nieść cenne informacje. Ale to temat na inne rozważania. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 0:56, 21 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:52, 21 Gru 2021    Temat postu:

Przypomniał mi się jeszcze jeden symmetrysta.
Piotr Ikonowicz.

Jego symetryzm nie jest nudny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:43, 21 Gru 2021    Temat postu:

Semele napisał:
Przypomniał mi się jeszcze jeden symmetrysta.
Piotr Ikonowicz.

Jego symetryzm nie jest nudny.

Symetryzm w ogóle jest nudny. On nie jest dla osób szukających wrażeń.
Symetryzm często będzie upierdliwą biurokracją rozumowania - braniem drobiazgowo każdego argumentu i przykładaniem go raz tak, raz inaczej, aby sprawdzić na ile rzeczywiście zasada jest wspólna dla wszystkich stron.
Symetryzm nie jest dla każdego. Ludzie, którzy bez silnego napędu emocjonalnego nie potrafią intelektualnie funkcjonować, symetryzmu mentalnie nie udźwigną. Oni zawsze będą musieli wskazywać sobie dominującą opcję i jej się trzymać, jako że inaczej to się im obraz będzie rozsypywał z braku zaczepienia w tym, co ich przestrzeń myśli kotwiczy.
Jak ktoś się myślowo kotwiczy emocjami, jak u niego punktami stałymi, odwołaniami są wyłącznie emocje, to dla takiej osoby rozumowanie intelektualne jest poza zasięgiem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 15:13, 21 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:01, 21 Gru 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Przypomniał mi się jeszcze jeden symmetrysta.
Piotr Ikonowicz.

Jego symetryzm nie jest nudny.

Symetryzm w ogóle jest nudny. On nie jest dla osób szukających wrażeń.
Symetryzm często będzie upierdliwą biurokracją rozumowania - braniem drobiazgowo każdego argumentu i przykładaniem go raz tak, raz inaczej, aby sprawdzić na ile rzeczywiście zasada jest wspólna dla wszystkich stron.
Symetryzm nie jest dla każdego. Ludzie, którzy bez silnego napędu emocjonalnego, nie potrafią intelektualnie funkcjonować symetryzmu nie udźwigną. Oni zawsze będą musieli wskazywać sobie dominującą opcję i jej się trzymać, jako że inaczej to się im obraz będzie rozsypywał z braku zaczepienia w tym, co ich przestrzeń myśli kotwiczy.
Jak ktoś się myślowo kotwiczy emocjami, jak u niego punktami stałymi, odwołaniami są wyłącznie emocje, to dla takiej osoby rozumowanie intelektualne jest poza zasięgiem.


Wszystko może być dla ludzi szukających podniety.
Na pewno ie buddyzm bo buddyści uciekają do podniet w nieczucie...
Nie dla chrześcijan bo oni cierpią i to lubią. Pisze troche zartobliwiie ale jeszcze wrócę do tematuu,
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:24, 22 Gru 2021    Temat postu:

Piotr walczy o sprawiedliwość i dlatego jest autentycznym symetrystą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:02, 13 Sty 2022    Temat postu:

Semele napisał:
Piotr walczy o sprawiedliwość i dlatego jest autentycznym symetrystą.

Symetryzm odnosi się szczególnie do wszelkich dyskusji.
Dyskutant szczery i otwarty, to dyskutant NIE ŻĄDAJĄCY DLA SIEBIE LEPSZYCH ZASAD TRAKTOWANIA.
Zasady mają być symetryczne, co oznacza że
- jeśli od kogoś domagamy się uzasadnień, to sami mamy obowiązek je przedstawiać
- jeśli oczekujemy, że będziemy wysłuchani, to sami mamy obowiązek wysłuchać innych
- jeśli oczekujemy jakiejś postaci zaufania, to sami mamy zaufania udzielać
itp.
Symetrycznie.

Alternatywą jest walka o lepsze warunki, co jest jednoznaczne z walką o status dyskutanta, któremu się osłabia wymagania, dyskutanta specjalnej troski.

Ostatecznie dyskutanci ambitni co niektórym, szczególnie nieporadnym dyskutantom żądającym mniej dotkliwych wymagań względem siebie, ulegają. Ambitny dyskutant myśli sobie: a co tam, mocny jestem, i tak mam przewagę, więc nie stanie się nic strasznego jak tym słabeuszom dam parę punktów for. Ale to ma też swoje konsekwencje!...

Dyskutant, który wywalczył sobie (wyżebrał) preferencyjne warunki NIE MA PRAWA DO UZNANIA, IŻ JEGO TEZY SĄ NA RÓWNI UZASADNIONE.
Tak to jest - mamy coś za coś!
Jak się kogoś nie czepiamy, aby nie robić mu przykrości, aby nie wywoływać u niego przykrych emocji (czasem napadów szału, bo nie potrafi znieść sprzeciwu), to AUTOMATYCZNIE oznacza, iż nie możemy uznawać tez z jego strony promowanych za równoważne względem kogoś, kto spełnia komplet wymagań dotyczących uzasadnienia.
Jak ktoś spełnił wymogi niższe, to "certyfikat" spełniania wymogów też ma automatycznie niższy.
Czyli te ustępstwa względem wszystkich upierdliwych dyskutantów, ustępstwa na żądania, aby się ich nie czepiać, nie pytać zbyt dociekliwie należy uznać nie za trwałe przyznanie im jakichś wyższych kwalifikacji, lecz odwrotnie - ustępstwa są świadectwem NIŻSZYCH kwalifikacji, bo niższych wymagań.
O tym wielu dyskutantów nie chce pamiętać. Wywalczają sobie lepsze zasady traktowania - upierdliwością, atakami personalnymi, miganiem się od wyjaśniania niewygodnych dla nich kwestii - a potem myślą, że to co twierdzą w trybie owych osłabionych zasad będzie tak samo uznawane, jakby było uzasadnione w trybie dyskutanta o pełnych uprawnieniach i kwalifikacjach. Nie - tak nie ma!
Wymusiłeś warunki dla siebie słabe, to ZAWSZE BĘDZIE CI PAMIĘTANE, że wszystko co w dyskusji osiągałeś, było realizowane W TRYBIE SŁABYCH WYMAGAŃ. Zatem nie będzie tu równości z kimś, kto takiego osłabienia wymagań nie potrzebował.
Symetrycznie!
Symetryzm - czyli dla każdego te same zasady "gry". Tylko równe zasady stron oznaczają, że któraś ze stron może tu wygrać. Jak zasady są niesymetryczne, to jest to już INNA GRA, to już są NIEPORÓWNYWALNE ze sobą sytuacje graczy. Nie jest to "ta gra", tylko jakieś udawanie, robienie komuś uprzejmości, psychoterapia dla jego ego. Ale nie można w przypadku nierównych zasad dyskusji mówić, iż tu coś ustalono w tym ogólnym sensie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 19:07, 13 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:13, 13 Sty 2022    Temat postu:

Gdyby było bardzo duzo symetrystów takie forum jak to nie mogłoby istnieć raczej...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:52, 13 Sty 2022    Temat postu:

Semele napisał:
Gdyby było bardzo duzo symetrystów takie forum jak to nie mogłoby istnieć raczej...

Masz tu sporo racji (choć mam nadzieję, że nie pełną rację).
Symetryzm jest nudny dla większości osób o emocjonalnym nastawieniu. Ludzie lubią walczyć, lubią okazywać swojego ego, swoją sprawczość. To ich pociąga, to im sprawia przyjemność.
Ale wraz z doświadczeniem życia, jednak coraz bardziej zwykle zaczynamy dostrzegać, że nie wszystko złoto, co się świeci. A wręcz potem okazuje się, że to co najbardziej wartościowe, często w ogóle się nie świeci. To my swoim umysłem powinniśmy tę rzecz "zaświecić", to my mocą kreatywności spojrzenia, mamy możliwość uczynienia niezwykłym, wspaniałym, ekscytującym to, co tylko po prostu jest prawdziwe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:12, 14 Sty 2022    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Ległem :D



Cytat:
Nawet chyba nazwałeś sam siebie "pizdą"


Pizda to Michała nazwał apologeta.
Michał to najwyżej zaakceptował . może Michal potrzebuje walecznej kobiety do obrony , typu T. Pelikan. :wink: :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:19, 14 Sty 2022    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Gdyby było bardzo duzo symetrystów takie forum jak to nie mogłoby istnieć raczej...

Masz tu sporo racji (choć mam nadzieję, że nie pełną rację).
Symetryzm jest nudny dla większości osób o emocjonalnym nastawieniu. Ludzie lubią walczyć, lubią okazywać swojego ego, swoją sprawczość. To ich pociąga, to im sprawia przyjemność.
Ale wraz z doświadczeniem życia, jednak coraz bardziej zwykle zaczynamy dostrzegać, że nie wszystko złoto, co się świeci. A wręcz potem okazuje się, że to co najbardziej wartościowe, często w ogóle się nie świeci. To my swoim umysłem powinniśmy tę rzecz "zaświecić", to my mocą kreatywności spojrzenia, mamy możliwość uczynienia niezwykłym, wspaniałym, ekscytującym to, co tylko po prostu jest prawdziwe.


Walka nie jest niczym złym, rywalizacja też . jednak dla wielu ludzi ważniejsza jest wygrana nawet nieczysta.

Poza tym aby wygrać nie ma potrzeby poniżania się i zohydzania oraz rzygania na siebie.

Tutaj jest prawdziwy problem dyskusyjnych forów.
Na Katoliku każdy post zatwierdza moderator...nawet w Hyde Parku.
Na ateiście jest moderator perfekcjonista.
:wink: :)
Ja mam byle jaki internet i mnie często z niego wyrzuca. Nim wrócę już jestem zbanowana :) :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:32, 14 Sty 2022    Temat postu:

Semele napisał:
szaryobywatel napisał:
Ległem :D



Cytat:
Nawet chyba nazwałeś sam siebie "pizdą"


Pizda to Michała nazwał apologeta.
Michał to najwyżej zaakceptował . może Michal potrzebuje walecznej kobiety do obrony , typu T. Pelikan. :wink: :)

Michał nie tyle akceptuje jakoś ogólnie obelgi, co
- w tamtej wypowiedzi wyjątkowo zaakceptował coś, co uznał za wyrażenie pewnej myśli idei - nieładnie i obraźliwie sformułowanej, ale (może niesłusznie) uznałem to za "figurę stylistyczną", która ma obrazować, jak z zewnątrz ktoś odbiera moją postawę unikania wchodzenia w polemiki stricte personalne.

Tak, zdaję sobie sprawę, że w paradygmacie zaciekłej obrony swojej godności, udowadniania męskości to pewnie powinienem teraz:
- "skuć mordę" fedorowi za tę "pizdę"
- nie wiem co zrobić... :think: towarzyskiemu pelikanowi (mężczyzna kobiety nie bije, więc nawet nie mam tu narzędzi do realizacji celu), która określiła mnie jako kobietę z wyraźną intencją podważania mojej męskości, a nawet - biorąc pod uwagę paradygmat, że w takich sytuacjach mężczyzna ma bronić swojego wizerunku - poniżenia mnie pod tym względem.
- wyzwać na pojedynek paru innych (Krowę, Baryckiego), którzy określili mnie jako "skurwysyna".
- coś podobnego zrobić Malaviemu, który też (już nie pamiętam jak), który też obelżywie mnie nazwał
- i coś tam zrobić jeszcze paru innym... (potencjalnie jeszcze tysiąc anonimowych troli, za torem, firewallami, proxami itp. gdyby się zwiedziało, że ja tak żywiołowo reaguję na obelgi, może ochoczo nazwać mnie może tak samo, albo nawet bardziej obelżywie, ja zaś musiałbym chyba się ugotować z bezsilnej złości, że nie wiem, jak ich dorwać)
Może i powinienem...
To znaczy, przyjmując na twardo ten paradygmat obrony mojej męskiej godności, powinienem to zrobić.
Problem w tym, że
- i tak są to postulaty nie do zrealizowania praktycznie.
- a nawet gdybym je (czy jakąś cześć) zrealizował, czyli np. odnalazł kogoś w realu, wyzwał na pojedynek (na pięści, czy może na noże), to:
1. złamałbym prawo atakując kogoś fizycznie
2. być może wyszłaby z tego poważna sprawa (uszkodzenie czyjegoś ciała, a nawet śmierć w wyniku odniesionych obrażeń - czyjaś, albo moja)
Czy ta okoliczność, że ten czy inny osobnik, nie panujący nad słowami w wypowiedziach, "poluzował sobie" na tyle, że mi ubliżył jest wystarczająca do uznania konieczności wypełnienia się tego paradygmatu obrony męskiej godności?...

Kiedyś wielokrotnie nad tym myślałem... :think: (jest tu wiele aspektów do rozważenia, ale, gdybym się tym zajął, znowu byłby "michałowy długi post")
Ten męski etos, to "nie wymiękanie"...
To wszystkie wartości są niżej, niż obrona mojego męskiego ja i ego...
Temat na bardziej rozbudowane rozważania... :nie:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:56, 14 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:32, 21 Sty 2022    Temat postu:

Myślenie symetrystyczne ukazuje bezsensowność pewnych argumentów. Posłużę się autentycznym przykładem z dyskusji na sfinii.
To toczy się spór ateisty z teistą (konkretna teza nie jest istotna).
Ateista, aby przedstawić uzasadnienie dla swojego stanowiska ogłasza:
mam rację, bo posługuje się logiką i matematyką!
Teista: wykaż to.
Na to ateista: Proszę bardzo dodaję 2+2 i wychodzi mi 4, czyli zgodnie z logiką i matematyką. Wykazałem, że posługuję się logiką i matematyką, czyli to ja mam rację!
Przykład tego rodzaju argumentacji zdarzył się naprawdę! To nie jest mój wymysł.

Jaki to ma związek z symetryzmem?
- Ano taki, że symetryzm stawia problem: a czy użyty przez nas argument czasem równie dobrze nie jest argumentem za tezą przeciwną?
Bo teista, widząc sukces (tak naprawdę to "sukces") takiej argumentacji, że ktoś się posługuje logiką i matematyką, bo dodał 2 do 2, oczywiście Z RÓWNĄ ZASADNOŚCIĄ może stwierdzić coś identycznego, uznając to za argument za swoimi tezami.
Zatem nasz teista też może sobie stwierdzić: posługuję się logiką i matematyką, bo oto teraz dodałem 2+3 i wyszło mi 5 - zgodnie z matematyką. Czyli to ja mam rację, na mocy tego samego, co twierdził mój oponent - posłużyłem się logiką i matematyką przynajmniej w równym stopniu co on. A mogę go jeszcze przebić! Bo nie tylko dodam 2+3, ale też 4+7=11!

Myślenie symetrysty nieustannie kontruje wszelkie naiwne argumenty, które w istocie nie są żadnymi argumentami. Argument, który rzeczywiście wyróżnia nasze stanowisko względem stanowiska oponenta musi być jakoś RÓŻNICUJĄCY, czyli NIE POWINIEN MÓC DAĆ SIĘ WYKORZYSTAĆ Z RÓWNYM POWODZENIEM PRZEZ OPONENTA.

Symetryzm w tym rozumieniu należy rozumieć zatem z jednej strony jako postulat, aby badać rzeczy STOSUJĄC TE SAME zasady, ale jednocześnie warto dodać, że JEŚLI TE SAME ZASADY dadzą efekt wyróżnienia na plus jakiegoś poglądu, to dopiero to jest prawdziwym argumentem za tym poglądem.

Warto dodać jeszcze uwagę na temat manipulatywnego charakteru argumentu "ja posługuję się logiką, więc mam rację". Ten argument nie jest bowiem żadnym argumentem, jeśli weźmiemy pod uwagę to, ze posługiwanie się logiką jest w ogóle wymogiem wstępnym każdej dyskusji. Wszyscy jako tako ogarnięci dyskutanci posługują się logiką. Jeśli ktoś czyni z tego argument, to tak naprawdę czyni argument Z NICZEGO z truizmu. To jest "argument" w stylu "posługuję się rozumowaniem", bądź "jestem człowiekiem, który tutaj wyraża swoje zdanie" - truizm.
Wyciągnięcie truizmu nie może być argumentem, bo inaczej to wszyscy by taki argument sobie mogli wyciągnąć i każdy pogląd w ten sposób można by "uzasadnić", niezależnie od tego, czy coś rzeczywiście za nim przemawia, czy też jest dowolną bzdurą.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 15:35, 21 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 2:35, 22 Sty 2022    Temat postu:

W ustalaniu statusu rzeczy (prawdy) są właściwie tylko dwie ścieżki
- symetryzm, czyli podejście bezstronne, gdzie ustalamy reguły nie faworyzujące żadnej opcji, a zastosowanie uczciwe tych reguł rozstrzyga o prawdzie, bo dokonywany jest TEST - pomiar, który wyłania rozstrzygnięcie niezależne od chciejstw zaangażowanych stronników.
- stronniczość, czyli agitacja za swoim, która będzie wynikała zawsze z arbitralnego, subiektywnego uznawania rzeczy, będzie dekretowaniem woluntarystycznym, agitacją, uznawaniem rzeczy nie po właściwościach tych rzeczy, lecz według chciejstwa stwierdzającego.

Ci, co wybierają opcję stronniczości, ostatecznie w dyskusji będą stosowali retorykę, manipulację, UDAJĄCĄ, ŻE TEST SIĘ DOKONAŁ. Ale to będzie oszustwo. Będzie tu też zwykle presja na drugą stronę, aby jakoś odciągnąć ją od myślenia, że rzecz ma się brać z uczciwego przetestowania w oparciu o symetryczne reguły, że od uczciwości ważniejsze są rozmaite partykularne okoliczności i interesy - więzy lojalności, przynależności, przyjemności, opłacalności. Wszystko, aby tylko ktoś nie szukał tej nieobciążonej chciejstwami prawdy.
W prawdzie trudno jest wytrwać, bo siły ciemności wystawią wszystko przeciw niej. Wystawią nawet...
samą ideę prawdy, tylko w karykaturalnej postaci!
Idea prawdy w karykaturalnej postaci polega na przekonaniu, że do prawdy dochodzimy mocą upartego stwierdzania - właśnie woluntaryzmem, właśnie uporem przy tym, co się założyło, co swojskie, nasze, opłacalne, przyjemne. Byle tylko nie było tu uczciwej gry, byle tylko decydowało chciejstwo (które gdzieś za sobą ma też pychę).

Prawda obiektywna polega na ZRZECZENIU SIĘ KONTROLI PRZEZ OSOBĘ, na rzecz niezależnego od niej rozstrzygnięcia - testu/pomiaru. Ale ci, którzy nie są w stanie kontroli oddać, będą próbowali udać, że ich dekret o sprawie wypełnił znamiona owego testu. To jest jednak ich chciejstwo w danej sprawie, a nie to, co obiektywne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 2:40, 22 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5619
Przeczytał: 70 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:35, 22 Sty 2022    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
W ustalaniu statusu rzeczy (prawdy) są właściwie tylko dwie ścieżki
- symetryzm, czyli podejście bezstronne, gdzie ustalamy reguły nie faworyzujące żadnej opcji, a zastosowanie uczciwe tych reguł rozstrzyga o prawdzie, bo dokonywany jest TEST - pomiar, który wyłania rozstrzygnięcie niezależne od chciejstw zaangażowanych stronników.
- stronniczość, czyli agitacja za swoim, która będzie wynikała zawsze z arbitralnego, subiektywnego uznawania rzeczy, będzie dekretowaniem woluntarystycznym, agitacją, uznawaniem rzeczy nie po właściwościach tych rzeczy, lecz według chciejstwa stwierdzającego.

Ci, co wybierają opcję stronniczości, ostatecznie w dyskusji będą stosowali retorykę, manipulację, UDAJĄCĄ, ŻE TEST SIĘ DOKONAŁ. Ale to będzie oszustwo. Będzie tu też zwykle presja na drugą stronę, aby jakoś odciągnąć ją od myślenia, że rzecz ma się brać z uczciwego przetestowania w oparciu o symetryczne reguły, że od uczciwości ważniejsze są rozmaite partykularne okoliczności i interesy - więzy lojalności, przynależności, przyjemności, opłacalności. Wszystko, aby tylko ktoś nie szukał tej nieobciążonej chciejstwami prawdy.
W prawdzie trudno jest wytrwać, bo siły ciemności wystawią wszystko przeciw niej. Wystawią nawet...
samą ideę prawdy, tylko w karykaturalnej postaci!
Idea prawdy w karykaturalnej postaci polega na przekonaniu, że do prawdy dochodzimy mocą upartego stwierdzania - właśnie woluntaryzmem, właśnie uporem przy tym, co się założyło, co swojskie, nasze, opłacalne, przyjemne. Byle tylko nie było tu uczciwej gry, byle tylko decydowało chciejstwo (które gdzieś za sobą ma też pychę).

Prawda obiektywna polega na ZRZECZENIU SIĘ KONTROLI PRZEZ OSOBĘ, na rzecz niezależnego od niej rozstrzygnięcia - testu/pomiaru. Ale ci, którzy nie są w stanie kontroli oddać, będą próbowali udać, że ich dekret o sprawie wypełnił znamiona owego testu. To jest jednak ich chciejstwo w danej sprawie, a nie to, co obiektywne.


Ty ma się rozumieć preferujesz niekarykaturalne dochodzenie do prawdy. Czyli Twoja wiara religijna to nie Twoje chciejstwo, woluntaryzm, itd, tylko najlepsze wytłumaczenie rzeczywistości którą współdzielimy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:48, 23 Sty 2022    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W ustalaniu statusu rzeczy (prawdy) są właściwie tylko dwie ścieżki
- symetryzm, czyli podejście bezstronne, gdzie ustalamy reguły nie faworyzujące żadnej opcji, a zastosowanie uczciwe tych reguł rozstrzyga o prawdzie, bo dokonywany jest TEST - pomiar, który wyłania rozstrzygnięcie niezależne od chciejstw zaangażowanych stronników.
- stronniczość, czyli agitacja za swoim, która będzie wynikała zawsze z arbitralnego, subiektywnego uznawania rzeczy, będzie dekretowaniem woluntarystycznym, agitacją, uznawaniem rzeczy nie po właściwościach tych rzeczy, lecz według chciejstwa stwierdzającego.

Ci, co wybierają opcję stronniczości, ostatecznie w dyskusji będą stosowali retorykę, manipulację, UDAJĄCĄ, ŻE TEST SIĘ DOKONAŁ. Ale to będzie oszustwo. Będzie tu też zwykle presja na drugą stronę, aby jakoś odciągnąć ją od myślenia, że rzecz ma się brać z uczciwego przetestowania w oparciu o symetryczne reguły, że od uczciwości ważniejsze są rozmaite partykularne okoliczności i interesy - więzy lojalności, przynależności, przyjemności, opłacalności. Wszystko, aby tylko ktoś nie szukał tej nieobciążonej chciejstwami prawdy.
W prawdzie trudno jest wytrwać, bo siły ciemności wystawią wszystko przeciw niej. Wystawią nawet...
samą ideę prawdy, tylko w karykaturalnej postaci!
Idea prawdy w karykaturalnej postaci polega na przekonaniu, że do prawdy dochodzimy mocą upartego stwierdzania - właśnie woluntaryzmem, właśnie uporem przy tym, co się założyło, co swojskie, nasze, opłacalne, przyjemne. Byle tylko nie było tu uczciwej gry, byle tylko decydowało chciejstwo (które gdzieś za sobą ma też pychę).

Prawda obiektywna polega na ZRZECZENIU SIĘ KONTROLI PRZEZ OSOBĘ, na rzecz niezależnego od niej rozstrzygnięcia - testu/pomiaru. Ale ci, którzy nie są w stanie kontroli oddać, będą próbowali udać, że ich dekret o sprawie wypełnił znamiona owego testu. To jest jednak ich chciejstwo w danej sprawie, a nie to, co obiektywne.


Ty ma się rozumieć preferujesz niekarykaturalne dochodzenie do prawdy. Czyli Twoja wiara religijna to nie Twoje chciejstwo, woluntaryzm, itd, tylko najlepsze wytłumaczenie rzeczywistości którą współdzielimy?

Z wiarą religijną, Bogiem jest duuuuużo bardziej złożona sprawa!
Pozornie, biorąc pod uwagę kryteria prawdy wprost wzięte z doświadczeń życia, może się niejednemu wydawać, iż wiara religijna jest bliższa chciejskiemu woluntaryzmowi, niż prawdzie poszukującej obiektywizmu. Tak się będzie wydawać tym, którzy żywcem przenoszą uproszczone reguły świata materialnego na obszar filozofii i duchowości. Takie prostackie przenoszenie owych reguł jest jednak zwyczajnie błędem.

Stawiając pytania na bardziej ogólnym poziomie, na poziomie wyższym hierarchii nie możemy "odwracać kota ogonem", próbując w pełni uzależniać wizję tego, co te pytania opisują, od tego, co bardziej przyziemne, zmysłowe, czy choćby jest przypuszczeniem opartym o wnioskowanie indukcyjne. Nie oznacza to, że uznają, jakoby poprawnym było ignorowanie w rozliczeniu owej przyziemności, czy świadectwa zmysłów, ale to, że muszą one być podporządkowane wyższemu poziomowi - duchowości, syntetycznemu spojrzeniu, głębszemu rozumieniu. Integratorem tego wszystkiego jest OSOBA, a z nią ŚWIADOME, CELOWE przetransformowanie tych niższych aspektów do świata idei i duchowości. Niezbywalny jest tu też (ale w pewien konkretny, a nie dowolny sposób!) aspekt SUBIEKTYWNY.
W prostackim spojrzeniu na sprawę, religia jawi się jako chciejstwo aby żyć wiecznie i aby spełniły się marzenia o szczęśliwości. Czyli w tym prostackim ujęciu to właśnie religia jest po stronie owego woluntaryzmu. To jest jednak pozór, wynikający z wadliwego rozumienia całego zagadnienia, zredukowania go do przyziemnych idei, a nie spojrzenia głębiej i szerzej.
Na tym wyższym poziomie rozumienia, religia nie jest głównie podległością autorytetom religijnym i porządkowaniem sobie życia rytuałami, lecz NOWĄ DEFINICJĄ CZŁOWIECZEŃSTWA, czymś co sięga bardzo głęboko w ontologię, epistemologię, kognitywistykę. Tu chodzi o to, KIM JESTEŚMY, co nas tworzy, jako istoty świadome i wolne.
Poprawna religia jednak w większym stopniu stawia pytania, niż daje gotowe odpowiedzi.
I tak właśnie ma być!
Odpowiedź bowiem każdy ma odszukać nie jako koncept, nie jako sformułowanie, ale W SOBIE SAMYM - w pewnym rodzaju duchowej spójności i mocy. To rozwiązanie, o którym mówi nietrywialna religia, nie da się opowiedzieć, wyjaśnić za pomocą teorii, czy słów kształtujących się do opisywania świata materialnego, czy nawet emocji i czy naukowych idei. To rozwiązanie jest nie tyle informacją (choć ma w jakimś sensie także naturę informacji), ale jest PRZEŻYCIEM, DOŚWIADCZENIEM, ODNIESIENIEM SIĘ DO UCZUĆ I PRAGNIEŃ, WOLĄ. Chodzi tu o zintegrowanie osobowości, dokonanie dla niej syntezy, która będzie wewnętrznie spójna.
Nie umiem tego przekazać bardziej konkretnie, bo tu właśnie chcę odejść od konkretów, tu nie to, co bezpośrednio z doznań chodzi, tylko o coś "położonego" o poziomy wyżej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5619
Przeczytał: 70 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:05, 23 Sty 2022    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W ustalaniu statusu rzeczy (prawdy) są właściwie tylko dwie ścieżki
- symetryzm, czyli podejście bezstronne, gdzie ustalamy reguły nie faworyzujące żadnej opcji, a zastosowanie uczciwe tych reguł rozstrzyga o prawdzie, bo dokonywany jest TEST - pomiar, który wyłania rozstrzygnięcie niezależne od chciejstw zaangażowanych stronników.
- stronniczość, czyli agitacja za swoim, która będzie wynikała zawsze z arbitralnego, subiektywnego uznawania rzeczy, będzie dekretowaniem woluntarystycznym, agitacją, uznawaniem rzeczy nie po właściwościach tych rzeczy, lecz według chciejstwa stwierdzającego.

Ci, co wybierają opcję stronniczości, ostatecznie w dyskusji będą stosowali retorykę, manipulację, UDAJĄCĄ, ŻE TEST SIĘ DOKONAŁ. Ale to będzie oszustwo. Będzie tu też zwykle presja na drugą stronę, aby jakoś odciągnąć ją od myślenia, że rzecz ma się brać z uczciwego przetestowania w oparciu o symetryczne reguły, że od uczciwości ważniejsze są rozmaite partykularne okoliczności i interesy - więzy lojalności, przynależności, przyjemności, opłacalności. Wszystko, aby tylko ktoś nie szukał tej nieobciążonej chciejstwami prawdy.
W prawdzie trudno jest wytrwać, bo siły ciemności wystawią wszystko przeciw niej. Wystawią nawet...
samą ideę prawdy, tylko w karykaturalnej postaci!
Idea prawdy w karykaturalnej postaci polega na przekonaniu, że do prawdy dochodzimy mocą upartego stwierdzania - właśnie woluntaryzmem, właśnie uporem przy tym, co się założyło, co swojskie, nasze, opłacalne, przyjemne. Byle tylko nie było tu uczciwej gry, byle tylko decydowało chciejstwo (które gdzieś za sobą ma też pychę).

Prawda obiektywna polega na ZRZECZENIU SIĘ KONTROLI PRZEZ OSOBĘ, na rzecz niezależnego od niej rozstrzygnięcia - testu/pomiaru. Ale ci, którzy nie są w stanie kontroli oddać, będą próbowali udać, że ich dekret o sprawie wypełnił znamiona owego testu. To jest jednak ich chciejstwo w danej sprawie, a nie to, co obiektywne.


Ty ma się rozumieć preferujesz niekarykaturalne dochodzenie do prawdy. Czyli Twoja wiara religijna to nie Twoje chciejstwo, woluntaryzm, itd, tylko najlepsze wytłumaczenie rzeczywistości którą współdzielimy?

Z wiarą religijną, Bogiem jest duuuuużo bardziej złożona sprawa!
Pozornie, biorąc pod uwagę kryteria prawdy wprost wzięte z doświadczeń życia, może się niejednemu wydawać, iż wiara religijna jest bliższa chciejskiemu woluntaryzmowi, niż prawdzie poszukującej obiektywizmu. Tak się będzie wydawać tym, którzy żywcem przenoszą uproszczone reguły świata materialnego na obszar filozofii i duchowości. Takie prostackie przenoszenie owych reguł jest jednak zwyczajnie błędem.

Stawiając pytania na bardziej ogólnym poziomie, na poziomie wyższym hierarchii nie możemy "odwracać kota ogonem", próbując w pełni uzależniać wizję tego, co te pytania opisują, od tego, co bardziej przyziemne, zmysłowe, czy choćby jest przypuszczeniem opartym o wnioskowanie indukcyjne. Nie oznacza to, że uznają, jakoby poprawnym było ignorowanie w rozliczeniu owej przyziemności, czy świadectwa zmysłów, ale to, że muszą one być podporządkowane wyższemu poziomowi - duchowości, syntetycznemu spojrzeniu, głębszemu rozumieniu. Integratorem tego wszystkiego jest OSOBA, a z nią ŚWIADOME, CELOWE przetransformowanie tych niższych aspektów do świata idei i duchowości. Niezbywalny jest tu też (ale w pewien konkretny, a nie dowolny sposób!) aspekt SUBIEKTYWNY.
W prostackim spojrzeniu na sprawę, religia jawi się jako chciejstwo aby żyć wiecznie i aby spełniły się marzenia o szczęśliwości. Czyli w tym prostackim ujęciu to właśnie religia jest po stronie owego woluntaryzmu. To jest jednak pozór, wynikający z wadliwego rozumienia całego zagadnienia, zredukowania go do przyziemnych idei, a nie spojrzenia głębiej i szerzej.
Na tym wyższym poziomie rozumienia, religia nie jest głównie podległością autorytetom religijnym i porządkowaniem sobie życia rytuałami, lecz NOWĄ DEFINICJĄ CZŁOWIECZEŃSTWA, czymś co sięga bardzo głęboko w ontologię, epistemologię, kognitywistykę. Tu chodzi o to, KIM JESTEŚMY, co nas tworzy, jako istoty świadome i wolne.
Poprawna religia jednak w większym stopniu stawia pytania, niż daje gotowe odpowiedzi.
I tak właśnie ma być!
Odpowiedź bowiem każdy ma odszukać nie jako koncept, nie jako sformułowanie, ale W SOBIE SAMYM - w pewnym rodzaju duchowej spójności i mocy. To rozwiązanie, o którym mówi nietrywialna religia, nie da się opowiedzieć, wyjaśnić za pomocą teorii, czy słów kształtujących się do opisywania świata materialnego, czy nawet emocji i czy naukowych idei. To rozwiązanie jest nie tyle informacją (choć ma w jakimś sensie także naturę informacji), ale jest PRZEŻYCIEM, DOŚWIADCZENIEM, ODNIESIENIEM SIĘ DO UCZUĆ I PRAGNIEŃ, WOLĄ. Chodzi tu o zintegrowanie osobowości, dokonanie dla niej syntezy, która będzie wewnętrznie spójna.
Nie umiem tego przekazać bardziej konkretnie, bo tu właśnie chcę odejść od konkretów, tu nie to, co bezpośrednio z doznań chodzi, tylko o coś "położonego" o poziomy wyżej.


A ja stwierdzę że Twoja religia to prostackie bajki, które z filozofią i duchowością nie mają wiele wspólnego. I co teraz? Mamy Twoje słowo przeciw mojemu. Postaw może jakiś problem filozoficzny, duchowy, i pokaż że Twoja religia najlepiej go rozwiązuje. Ciemno to widzę zważając na to jak bardzo Twoja religia jest przyziemna. Wszak rdzeniem bez którego jest nic nie warta - nie ma sensu ani racji bytu, jest wiara w cuda na kiju... Ale nie zapeszajmy, czekam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:11, 23 Sty 2022    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
W ustalaniu statusu rzeczy (prawdy) są właściwie tylko dwie ścieżki
- symetryzm, czyli podejście bezstronne, gdzie ustalamy reguły nie faworyzujące żadnej opcji, a zastosowanie uczciwe tych reguł rozstrzyga o prawdzie, bo dokonywany jest TEST - pomiar, który wyłania rozstrzygnięcie niezależne od chciejstw zaangażowanych stronników.
- stronniczość, czyli agitacja za swoim, która będzie wynikała zawsze z arbitralnego, subiektywnego uznawania rzeczy, będzie dekretowaniem woluntarystycznym, agitacją, uznawaniem rzeczy nie po właściwościach tych rzeczy, lecz według chciejstwa stwierdzającego.

Ci, co wybierają opcję stronniczości, ostatecznie w dyskusji będą stosowali retorykę, manipulację, UDAJĄCĄ, ŻE TEST SIĘ DOKONAŁ. Ale to będzie oszustwo. Będzie tu też zwykle presja na drugą stronę, aby jakoś odciągnąć ją od myślenia, że rzecz ma się brać z uczciwego przetestowania w oparciu o symetryczne reguły, że od uczciwości ważniejsze są rozmaite partykularne okoliczności i interesy - więzy lojalności, przynależności, przyjemności, opłacalności. Wszystko, aby tylko ktoś nie szukał tej nieobciążonej chciejstwami prawdy.
W prawdzie trudno jest wytrwać, bo siły ciemności wystawią wszystko przeciw niej. Wystawią nawet...
samą ideę prawdy, tylko w karykaturalnej postaci!
Idea prawdy w karykaturalnej postaci polega na przekonaniu, że do prawdy dochodzimy mocą upartego stwierdzania - właśnie woluntaryzmem, właśnie uporem przy tym, co się założyło, co swojskie, nasze, opłacalne, przyjemne. Byle tylko nie było tu uczciwej gry, byle tylko decydowało chciejstwo (które gdzieś za sobą ma też pychę).

Prawda obiektywna polega na ZRZECZENIU SIĘ KONTROLI PRZEZ OSOBĘ, na rzecz niezależnego od niej rozstrzygnięcia - testu/pomiaru. Ale ci, którzy nie są w stanie kontroli oddać, będą próbowali udać, że ich dekret o sprawie wypełnił znamiona owego testu. To jest jednak ich chciejstwo w danej sprawie, a nie to, co obiektywne.


Ty ma się rozumieć preferujesz niekarykaturalne dochodzenie do prawdy. Czyli Twoja wiara religijna to nie Twoje chciejstwo, woluntaryzm, itd, tylko najlepsze wytłumaczenie rzeczywistości którą współdzielimy?

Z wiarą religijną, Bogiem jest duuuuużo bardziej złożona sprawa!
Pozornie, biorąc pod uwagę kryteria prawdy wprost wzięte z doświadczeń życia, może się niejednemu wydawać, iż wiara religijna jest bliższa chciejskiemu woluntaryzmowi, niż prawdzie poszukującej obiektywizmu. Tak się będzie wydawać tym, którzy żywcem przenoszą uproszczone reguły świata materialnego na obszar filozofii i duchowości. Takie prostackie przenoszenie owych reguł jest jednak zwyczajnie błędem.

Stawiając pytania na bardziej ogólnym poziomie, na poziomie wyższym hierarchii nie możemy "odwracać kota ogonem", próbując w pełni uzależniać wizję tego, co te pytania opisują, od tego, co bardziej przyziemne, zmysłowe, czy choćby jest przypuszczeniem opartym o wnioskowanie indukcyjne. Nie oznacza to, że uznają, jakoby poprawnym było ignorowanie w rozliczeniu owej przyziemności, czy świadectwa zmysłów, ale to, że muszą one być podporządkowane wyższemu poziomowi - duchowości, syntetycznemu spojrzeniu, głębszemu rozumieniu. Integratorem tego wszystkiego jest OSOBA, a z nią ŚWIADOME, CELOWE przetransformowanie tych niższych aspektów do świata idei i duchowości. Niezbywalny jest tu też (ale w pewien konkretny, a nie dowolny sposób!) aspekt SUBIEKTYWNY.
W prostackim spojrzeniu na sprawę, religia jawi się jako chciejstwo aby żyć wiecznie i aby spełniły się marzenia o szczęśliwości. Czyli w tym prostackim ujęciu to właśnie religia jest po stronie owego woluntaryzmu. To jest jednak pozór, wynikający z wadliwego rozumienia całego zagadnienia, zredukowania go do przyziemnych idei, a nie spojrzenia głębiej i szerzej.
Na tym wyższym poziomie rozumienia, religia nie jest głównie podległością autorytetom religijnym i porządkowaniem sobie życia rytuałami, lecz NOWĄ DEFINICJĄ CZŁOWIECZEŃSTWA, czymś co sięga bardzo głęboko w ontologię, epistemologię, kognitywistykę. Tu chodzi o to, KIM JESTEŚMY, co nas tworzy, jako istoty świadome i wolne.
Poprawna religia jednak w większym stopniu stawia pytania, niż daje gotowe odpowiedzi.
I tak właśnie ma być!
Odpowiedź bowiem każdy ma odszukać nie jako koncept, nie jako sformułowanie, ale W SOBIE SAMYM - w pewnym rodzaju duchowej spójności i mocy. To rozwiązanie, o którym mówi nietrywialna religia, nie da się opowiedzieć, wyjaśnić za pomocą teorii, czy słów kształtujących się do opisywania świata materialnego, czy nawet emocji i czy naukowych idei. To rozwiązanie jest nie tyle informacją (choć ma w jakimś sensie także naturę informacji), ale jest PRZEŻYCIEM, DOŚWIADCZENIEM, ODNIESIENIEM SIĘ DO UCZUĆ I PRAGNIEŃ, WOLĄ. Chodzi tu o zintegrowanie osobowości, dokonanie dla niej syntezy, która będzie wewnętrznie spójna.
Nie umiem tego przekazać bardziej konkretnie, bo tu właśnie chcę odejść od konkretów, tu nie to, co bezpośrednio z doznań chodzi, tylko o coś "położonego" o poziomy wyżej.


A ja stwierdzę że Twoja religia to prostackie bajki, które z filozofią i duchowością nie mają wiele wspólnego. I co teraz? Mamy Twoje słowo przeciw mojemu. Postaw może jakiś problem filozoficzny, duchowy, i pokaż że Twoja religia najlepiej go rozwiązuje. Ciemno to widzę zważając na to jak bardzo Twoja religia jest przyziemna. Wszak rdzeniem bez którego jest nic nie warta - nie ma sensu ani racji bytu, jest wiara w cuda na kiju... Ale nie zapeszajmy, czekam.

Na moje postawienie jakiegoś problemu, a potem rozwiązanie go, jeślibym miał Cie tym rozwiązaniem przekonać, musielibyśmy DOGADAĆ WSPÓLNE KRYTERIA co jest w ogóle właśnie owym rozwiązaniem. Bez tego, zapewne wylądujemy w impasie, bo ja będę twierdził, że wskazałem problem jak trzeba, rozwiązałem go jak trzeba, czyli Twoje zadanie wypełniłem, lecz Ty - z dużym prawdopodobieństwem - na to powiesz mi "to jest bezsensowny problem", a "rozwiązanie nie jest poprawne". I każdy znowu zostanie przy swoim zdaniu.
Bez dogadania wspólnych kryteriów, każdy będzie mierzył problemy swoimi założeniami, oceniał je w oparciu o to, co on uznaje, a nie jego oponent.
Należałoby zatem chyba postawić pytanie: co jest - możliwie najbardziej bezsporną - bazą dla epistemiczną - możliwą do przyjęcia przez każdą ze stron?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin