Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara w Boga, czy wiara w swoje religijne stado?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:32, 07 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Podobna sytuacja występuje, gdy degradujemy stronę odbioru idei, maksymalnie wywyższając autorytet, który wygłasza jakąś tezę - np. ogłasza doktrynę. Oto są jakieś słowa, które publiczność ma przyjąć "dokładnie jak są, nie dodając nic od siebie". Jest to równoważne sytuacji, gdy to ogłoszenia spływa po odbiorcach "jak woda po kaczce". Bo wycofując swoje indywidualne podejście, nie pytając, nie odnosząc do jakichś alternatyw, nie konstruując przestrzeni, w której stawiamy dodatkowe pytania, aby to ocenić, aby wyłaniać jakieś nowe kwestie, rozwiązywać wątpliwości - mamy dokładnie taki stan, że owa "wielce ważna teza doktrynalna" MUSI "wpaść jednym uchem i wypaść drugim uchem"! Bo skoro zabroniono (aby to "nie on decydował, nie on myślał nad tym") komuś jego tej spontanicznej, osobistej, związanej z grą wątpliwości, także potencjalnych błędów i prób reakcji, to NIE BĘDZIE REAKCJI.

Tutaj wychodzi na wierz Twój subiektywizm, Tobie się nie mieści w głowie, że można coś przyjąć nie dodając nic od siebie. I dzieje się tak dlatego, że Ty siebie chcesz wywyższać. Przyjęcie czegoś takim jakie jest bez dodawania tam swojego życzeniowego myślenia jest dla Ciebie poniżające, bo Twoje spragnione atencji JA wtedy jest wycofane do rangi biernego obserwatora.

Kiedy naukowiec przeprowadza badanie naukowe to właśnie dlatego trzyma się ściśle proceudry naukowej, żeby swoje JA wycofać i odkryć gołą prawdę o rzeczywistości, bez względu na własne oczekiwania i preferencje.

I właśnie na tym samym polega przyjmowanie twierdzeń religijnych. Posłuszeństwo wobec Kościoła jest jak trzymanie się procedury naukowej, robisz to po to, by uzdolnić siebie do zobaczenia rzeczywistości jaką jest OBIEKTYWNIE. I to wcale nie oznacza, że musisz wszystko przyjmować już zawsze na ślepo, bo im więcej uruchomisz w sobie pokory, tym więcej kwestii zrozumiesz sam z siebie, kiedy przyjdzie na to czas tak jak dziecko po wielu latach dochodzi do tych samych mądrości, którymi kiedyś wkurzali je rodzice.

Do zrozumienia pewnych rzeczy zwyczajnie trzeba dorosnąć, podobnie jak do tego, że nie wszystko zrozumieć się da. Natomiast pycha popycha człowieka do tego, by chciał wszystko zrozumieć i to hop siup, więc co robi? Tak zniekształca rzeczywistość, żeby była dla niego do przyjęcia, rozumie ją po swojemu i woli się mylić, ale w pełni rozumieć niż przyjąc do wiadomości prawdę, która go może przerastać.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 12:33, 07 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:14, 07 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Podobna sytuacja występuje, gdy degradujemy stronę odbioru idei, maksymalnie wywyższając autorytet, który wygłasza jakąś tezę - np. ogłasza doktrynę. Oto są jakieś słowa, które publiczność ma przyjąć "dokładnie jak są, nie dodając nic od siebie". Jest to równoważne sytuacji, gdy to ogłoszenia spływa po odbiorcach "jak woda po kaczce". Bo wycofując swoje indywidualne podejście, nie pytając, nie odnosząc do jakichś alternatyw, nie konstruując przestrzeni, w której stawiamy dodatkowe pytania, aby to ocenić, aby wyłaniać jakieś nowe kwestie, rozwiązywać wątpliwości - mamy dokładnie taki stan, że owa "wielce ważna teza doktrynalna" MUSI "wpaść jednym uchem i wypaść drugim uchem"! Bo skoro zabroniono (aby to "nie on decydował, nie on myślał nad tym") komuś jego tej spontanicznej, osobistej, związanej z grą wątpliwości, także potencjalnych błędów i prób reakcji, to NIE BĘDZIE REAKCJI.

Tutaj wychodzi na wierz Twój subiektywizm, Tobie się nie mieści w głowie, że można coś przyjąć nie dodając nic od siebie. I dzieje się tak dlatego, że Ty siebie chcesz wywyższać. Przyjęcie czegoś takim jakie jest bez dodawania tam swojego życzeniowego myślenia jest dla Ciebie poniżające, bo Twoje spragnione atencji JA wtedy jest wycofane do rangi biernego obserwatora.

Kiedy naukowiec przeprowadza badanie naukowe to właśnie dlatego trzyma się ściśle proceudry naukowej, żeby swoje JA wycofać i odkryć gołą prawdę o rzeczywistości, bez względu na własne oczekiwania i preferencje.

I właśnie na tym samym polega przyjmowanie twierdzeń religijnych. Posłuszeństwo wobec Kościoła jest jak trzymanie się procedury naukowej, robisz to po to, by uzdolnić siebie do zobaczenia rzeczywistości jaką jest OBIEKTYWNIE. I to wcale nie oznacza, że musisz wszystko przyjmować już zawsze na ślepo, bo im więcej uruchomisz w sobie pokory, tym więcej kwestii zrozumiesz sam z siebie, kiedy przyjdzie na to czas tak jak dziecko po wielu latach dochodzi do tych samych mądrości, którymi kiedyś wkurzali je rodzice.

Do zrozumienia pewnych rzeczy zwyczajnie trzeba dorosnąć, podobnie jak do tego, że nie wszystko zrozumieć się da. Natomiast pycha popycha człowieka do tego, by chciał wszystko zrozumieć i to hop siup, więc co robi? Tak zniekształca rzeczywistość, żeby była dla niego do przyjęcia, rozumie ją po swojemu i woli się mylić, ale w pełni rozumieć niż przyjąc do wiadomości prawdę, która go może przerastać.


A może trzeba bardziej dorosnąć do dość podstawowego spostrzeżenia: w każdym, poza może absolutnie odruchową reakcją akcie rozpoznania, jest element sprawczości.
Uważasz, że to ja powinienem "dorosnąć" do jakiegoś "trzymania się ściśle procedury", a także, że aktywność osobista miałaby rzekomo brać się z jakiejś formy pychy, niedojrzałości, braku obiektywizmu?...
A ja Ci na to powiem, że to raczej Ty powinnaś dorosnąć do UCZCIWEGO SPOJRZENIA NA TO, JAK POSTRZEGASZ RZECZYWISTOŚĆ W KAŻDYM JEJ PRZEJAWIE - oto postrzegasz rzeczywistość kierując (sprawczo) swoją uwagą!

Jeśli już o jakiejś niedojrzałości się tu zagadało, to ja przedstawię swój pogląd na to, co jest niedojrzałością. Oto niedojrzałością wg mnie jest BRANIE INTENCJONALNEJ ŻYCZENIOWEJ CZĘŚCI ROZUMIENIA za to, co jest. Uważam, że pewną formą osobistego odkrycia, która właśnie też da się związać z formą wewnętrznego dojrzewania, a dalej więc dojrzałością, jest ujrzenie bez udawania, bez zamykania na to oczu, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji, a dodatkowo powstaje w akcie swoistego negocjowania własnego stanu umysłu z rzeczywistością zewnętrzną.
Nawet gdyby się bardzo chciało komuś przyjąć (cokolwiek) tak nie dokładając zupełnie nic od siebie, to po prostu nie będzie w stanie. Samo to, że przekręcamy głowę w jakąś stronę, kierując wzrok na ten, a nie inny obiekt wynika z jakiejś naszej (może podświadomego, ale jednak w nas się dziejącego procesu decyzyjnego). Każdy akt porównania najpierw brzmienia słowa, a potem odczytu znaczeń tego słowa, odbywa się w umyśle, który dokonuje szeregu mikrodecyzji - że to nie chodzi o tamto peryferyjne znaczenie słowa, ale chyba o to główne, że dodatkowo kontekst słów uwypukla silny aspekt jakiejś emocji.
Ja pozwolę sobie (skoro już o "niedojrzałości" się zgadało) właśnie "niedojrzałością", myśleniem silnie naginającym do intencji, a ignorującym kluczowe okoliczności określić takie potraktowanie przyjmowania idei (np. wyrażonych w doktrynach autorytetów religijnych), jakby nagle tajemniczo owe idee miały tylko jeden jedyny możliwy kontekst, jakby w ogóle żadnych dostosowań w umyśle nie trzeba było robić, tylko wziąć "myślowego gotowca" i w idealnie precyzyjnej postaci mieć go umieszczone w swojej świadomości.
Ja to, co Ty określasz tu "pychą", widzę jako "realizm poznawczy", jako nie chowanie głowy w piasek przed tym, że wszystko wokół nas jest kontekstowe, zaś przyjęcie czegokolwiek nie odbywa się po jednej ścieżce rozumienia. NIE JESTEŚMY AUTOMATAMI. Udawanie, że jesteśmy, że możemy być automatami, że przekazy do nas płynące są zawsze jednoznaczne, twardo określające tylko jeden jedyny scenariusz, ja to udawanie widzę jako niedojrzałość. Bo dojrzały mentalnie człowiek jest w stanie także dostrzec te akty swoich decyzji, związane z przyjęciem jakiegokolwiek przekazu, czy zareagowania jakkolwiek.
Gdyby wszystko było jednoznaczne, to nie byłoby sporów między ludźmi!
Dlaczego w obliczu TEGO SAMEGO TEKSTU zapisanego gdzieś w religijnych księgach, pojawiają się tak odmienne interpretacje, że aż spory o to, co w owym tekście jest, znaczeniem prowadziły do wojen, procesów sądowych, nawet morderstw tych, którzy ośmielili się dostrzec w czymś inną ideę, niż dostrzegł ją morderca.

Każdy akt poznawczy jest w jakimś stopniu indywidualny, twórczy i sprawczy! Każdy akt poznawczy taki jest!
Bo aby coś poznać, trzeba PODJĄĆ OSOBISTĄ DECYZJĘ o skierowaniu tam (choćby tylko mentalnego) wzroku, utrzymaniu tego spojrzenia przez odpowiedni czas (jak długi to będzie czas, jest osobna decyzją), a potem ubraniu tego spojrzenia w aspekt spytania się "czego właściwie szukam myślami, spojrzeniami w tym, na co patrzę?" Każde zrozumienie, zaakceptowanie czegokolwiek - np. zaakceptowanie, żeby przejść na drugą stronę ulicy, jest w istocie efektem szereg osobistych małych decyzji - np. oceniających czy odległość od nadjeżdżających pojazdów (i ich prędkość) jest odpowiednio duża, czy jesteśmy w stanie sprawnie się przemieścić, aby przed pojazdami zdążyć i wiele innych. W przypadku akceptowania jakichś idei tych mikrodecyzji jest jeszcze więcej.

Dodam też, że mylne jest przekonanie, iż naukowiec w swojej pracy jest schematyczny, trzymający się bardzo sztywnych procedur. Jako nauczyciel, który z uczniami organizował choćby proste doświadczenia fizyczne, nawet takie najbardziej banalne typu zmierzyć napięcie na oporniku, przekonywałem się, iż absolutnie niezbędny okazywał się przy tym wkład indywidualnej, związanej z koniecznością twórczego dostosowania się inwencji. Bo trzeba było improwizować, wymyślić na bieżąco, jak popiąć zaciski miernika, gdzie ustawić urządzenie, aby dało się odczytać wynik, a do tego starczyło kabla, jak ustalać zakres miernika, jak podpiąć zasilanie, jak sprawdzić, czy dobrze zostało podpięte itp. itd. A już naukowiec pracujący nad zupełnie nowymi twórczymi zagadnieniami improwizuje naprawdę na potęgę.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:59, 07 Lut 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:53, 07 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Podobna sytuacja występuje, gdy degradujemy stronę odbioru idei, maksymalnie wywyższając autorytet, który wygłasza jakąś tezę - np. ogłasza doktrynę. Oto są jakieś słowa, które publiczność ma przyjąć "dokładnie jak są, nie dodając nic od siebie". Jest to równoważne sytuacji, gdy to ogłoszenia spływa po odbiorcach "jak woda po kaczce". Bo wycofując swoje indywidualne podejście, nie pytając, nie odnosząc do jakichś alternatyw, nie konstruując przestrzeni, w której stawiamy dodatkowe pytania, aby to ocenić, aby wyłaniać jakieś nowe kwestie, rozwiązywać wątpliwości - mamy dokładnie taki stan, że owa "wielce ważna teza doktrynalna" MUSI "wpaść jednym uchem i wypaść drugim uchem"! Bo skoro zabroniono (aby to "nie on decydował, nie on myślał nad tym") komuś jego tej spontanicznej, osobistej, związanej z grą wątpliwości, także potencjalnych błędów i prób reakcji, to NIE BĘDZIE REAKCJI.

Tutaj wychodzi na wierz Twój subiektywizm, Tobie się nie mieści w głowie, że można coś przyjąć nie dodając nic od siebie. I dzieje się tak dlatego, że Ty siebie chcesz wywyższać. Przyjęcie czegoś takim jakie jest bez dodawania tam swojego życzeniowego myślenia jest dla Ciebie poniżające, bo Twoje spragnione atencji JA wtedy jest wycofane do rangi biernego obserwatora.

Kiedy naukowiec przeprowadza badanie naukowe to właśnie dlatego trzyma się ściśle proceudry naukowej, żeby swoje JA wycofać i odkryć gołą prawdę o rzeczywistości, bez względu na własne oczekiwania i preferencje.

I właśnie na tym samym polega przyjmowanie twierdzeń religijnych. Posłuszeństwo wobec Kościoła jest jak trzymanie się procedury naukowej, robisz to po to, by uzdolnić siebie do zobaczenia rzeczywistości jaką jest OBIEKTYWNIE. I to wcale nie oznacza, że musisz wszystko przyjmować już zawsze na ślepo, bo im więcej uruchomisz w sobie pokory, tym więcej kwestii zrozumiesz sam z siebie, kiedy przyjdzie na to czas tak jak dziecko po wielu latach dochodzi do tych samych mądrości, którymi kiedyś wkurzali je rodzice.

Do zrozumienia pewnych rzeczy zwyczajnie trzeba dorosnąć, podobnie jak do tego, że nie wszystko zrozumieć się da. Natomiast pycha popycha człowieka do tego, by chciał wszystko zrozumieć i to hop siup, więc co robi? Tak zniekształca rzeczywistość, żeby była dla niego do przyjęcia, rozumie ją po swojemu i woli się mylić, ale w pełni rozumieć niż przyjąc do wiadomości prawdę, która go może przerastać.


A może trzeba bardziej dorosnąć do dość podstawowego spostrzeżenia: w każdym, poza może absolutnie odruchową reakcją akcie rozpoznania, jest element sprawczości.
Uważasz, że to ja powinienem "dorosnąć" do jakiegoś "trzymania się ściśle procedury", a także, że aktywność osobista miałaby rzekomo brać się z jakiejś formy pychy, niedojrzałości, braku obiektywizmu?...
A ja Ci na to powiem, że to raczej Ty powinnaś dorosnąć do UCZCIWEGO SPOJRZENIA NA TO, JAK POSTRZEGASZ RZECZYWISTOŚĆ W KAŻDYM JEJ PRZEJAWIE - oto postrzegasz rzeczywistość kierując (sprawczo) swoją uwagą!

Jeśli już o jakiejś niedojrzałości się tu zagadało, to ja przedstawię swój pogląd na to, co jest niedojrzałością. Oto niedojrzałością wg mnie jest BRANIE INTENCJONALNEJ ŻYCZENIOWEJ CZĘŚCI ROZUMIENIA za to, co jest. Uważam, że pewną formą osobistego odkrycia, która właśnie też da się związać z formą wewnętrznego dojrzewania, a dalej więc dojrzałością, jest ujrzenie bez udawania, bez zamykania na to oczu, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji.

Uściślijmy. Z tym, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji albo że nie jesteśmy automatami nikt nie polemizuje. To są powszechnie znane i niekontrowersyjne prawdy.

Dyskusja dotyczy tego, w jaki sposób tę osobistą decyzję należy podejmować, kiedy przyjmujemy dane twierdzenie. Czy nalezy kierować się obiektywizmem, a więc chcieć odkryć prawdę niezależnie od własnych oczekiwań i preferencji, czy subiektywizmem, a więc to czy jakieś twierdzenie przyjmiemy uzależnione będzie od naszych oczekiwań i preferencji.

Spór dotyczy tego który styl podejmowania poznawczych decyzji zbliży nas do podejmowania decyzji jak najbardziej zgodnych z rzeczywistością, słusznych.

Tak więc w dlaszym ciągu utrzymujesz, że należy jak najwięcej dokładać od siebie, a więc maksymalizować swoje myślenie życzeniowe, podejmując poznawcze decyzje? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:43, 07 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Podobna sytuacja występuje, gdy degradujemy stronę odbioru idei, maksymalnie wywyższając autorytet, który wygłasza jakąś tezę - np. ogłasza doktrynę. Oto są jakieś słowa, które publiczność ma przyjąć "dokładnie jak są, nie dodając nic od siebie". Jest to równoważne sytuacji, gdy to ogłoszenia spływa po odbiorcach "jak woda po kaczce". Bo wycofując swoje indywidualne podejście, nie pytając, nie odnosząc do jakichś alternatyw, nie konstruując przestrzeni, w której stawiamy dodatkowe pytania, aby to ocenić, aby wyłaniać jakieś nowe kwestie, rozwiązywać wątpliwości - mamy dokładnie taki stan, że owa "wielce ważna teza doktrynalna" MUSI "wpaść jednym uchem i wypaść drugim uchem"! Bo skoro zabroniono (aby to "nie on decydował, nie on myślał nad tym") komuś jego tej spontanicznej, osobistej, związanej z grą wątpliwości, także potencjalnych błędów i prób reakcji, to NIE BĘDZIE REAKCJI.

Tutaj wychodzi na wierz Twój subiektywizm, Tobie się nie mieści w głowie, że można coś przyjąć nie dodając nic od siebie. I dzieje się tak dlatego, że Ty siebie chcesz wywyższać. Przyjęcie czegoś takim jakie jest bez dodawania tam swojego życzeniowego myślenia jest dla Ciebie poniżające, bo Twoje spragnione atencji JA wtedy jest wycofane do rangi biernego obserwatora.

Kiedy naukowiec przeprowadza badanie naukowe to właśnie dlatego trzyma się ściśle proceudry naukowej, żeby swoje JA wycofać i odkryć gołą prawdę o rzeczywistości, bez względu na własne oczekiwania i preferencje.

I właśnie na tym samym polega przyjmowanie twierdzeń religijnych. Posłuszeństwo wobec Kościoła jest jak trzymanie się procedury naukowej, robisz to po to, by uzdolnić siebie do zobaczenia rzeczywistości jaką jest OBIEKTYWNIE. I to wcale nie oznacza, że musisz wszystko przyjmować już zawsze na ślepo, bo im więcej uruchomisz w sobie pokory, tym więcej kwestii zrozumiesz sam z siebie, kiedy przyjdzie na to czas tak jak dziecko po wielu latach dochodzi do tych samych mądrości, którymi kiedyś wkurzali je rodzice.

Do zrozumienia pewnych rzeczy zwyczajnie trzeba dorosnąć, podobnie jak do tego, że nie wszystko zrozumieć się da. Natomiast pycha popycha człowieka do tego, by chciał wszystko zrozumieć i to hop siup, więc co robi? Tak zniekształca rzeczywistość, żeby była dla niego do przyjęcia, rozumie ją po swojemu i woli się mylić, ale w pełni rozumieć niż przyjąc do wiadomości prawdę, która go może przerastać.


A może trzeba bardziej dorosnąć do dość podstawowego spostrzeżenia: w każdym, poza może absolutnie odruchową reakcją akcie rozpoznania, jest element sprawczości.
Uważasz, że to ja powinienem "dorosnąć" do jakiegoś "trzymania się ściśle procedury", a także, że aktywność osobista miałaby rzekomo brać się z jakiejś formy pychy, niedojrzałości, braku obiektywizmu?...
A ja Ci na to powiem, że to raczej Ty powinnaś dorosnąć do UCZCIWEGO SPOJRZENIA NA TO, JAK POSTRZEGASZ RZECZYWISTOŚĆ W KAŻDYM JEJ PRZEJAWIE - oto postrzegasz rzeczywistość kierując (sprawczo) swoją uwagą!

Jeśli już o jakiejś niedojrzałości się tu zagadało, to ja przedstawię swój pogląd na to, co jest niedojrzałością. Oto niedojrzałością wg mnie jest BRANIE INTENCJONALNEJ ŻYCZENIOWEJ CZĘŚCI ROZUMIENIA za to, co jest. Uważam, że pewną formą osobistego odkrycia, która właśnie też da się związać z formą wewnętrznego dojrzewania, a dalej więc dojrzałością, jest ujrzenie bez udawania, bez zamykania na to oczu, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji.

Uściślijmy. Z tym, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji albo że nie jesteśmy automatami nikt nie polemizuje. To są powszechnie znane i niekontrowersyjne prawdy.

Dyskusja dotyczy tego, w jaki sposób tę osobistą decyzję należy podejmować, kiedy przyjmujemy dane twierdzenie. Czy nalezy kierować się obiektywizmem, a więc chcieć odkryć prawdę niezależnie od własnych oczekiwań i preferencji, czy subiektywizmem, a więc to czy jakieś twierdzenie przyjmiemy uzależnione będzie od naszych oczekiwań i preferencji.

Spór dotyczy tego który styl podejmowania poznawczych decyzji zbliży nas do podejmowania decyzji jak najbardziej zgodnych z rzeczywistością, słusznych.

Tak więc w dlaszym ciągu utrzymujesz, że należy jak najwięcej dokładać od siebie, a więc maksymalizować swoje myślenie życzeniowe, podejmując poznawcze decyzje? :think:

Pisałem gdzieś akceptująco o "maksymalizowaniu myślenia życzeniowego"? :shock:
Z czym/kim Ty chcesz tu polemizować?...
Czy chcesz mi tu sugerować, iż choc przeciw życzeniowemu myśleniu tak często występuję, to w istocie jestem za tą formą sugerowania sobie rozstrzygnięć?...
Przecież wręcz negatywnie traktuję myślenie życzeniowe w moich komentarzach. Zwracam uwagę na życzeniowość w uznaniu, iż można "tak po prostu przyjąć" jakąkolwiek ideę, nawet nakaz, bo "się chce to przyjąć, co ma wystarczyć". Otóż NIGDY NIE WYSTARCZY tylko chcieć przyjąć, chcieć być posłusznym. To jest właśnie życzeniowe potraktowanie posłuszeństwa, że oto można być posłusznym tylko chcąc, a dalej nie myśląc, albo nie myśląc TWÓRCZO I INDYWIDUALNIE.
To, że nieraz twórczy i indywidualny aspekt naszego myślenia jest ukryty, bo intencjonalność, którą naturalnie mamy, przesłania pełnię oglądu spraw, nie powoduje, iż tego twórczo - indywidualnego aspektu może zabraknąć. Życzenia, mysl o celu usuwać to może w cień komuś, kto nie przywykł do analitycznego i obiektywnego myślenia, ale ktoś, kto umie się w jakimś stopniu UNIEZALEŻNIĆ OD EMOCJONALNOŚCI I INTENCYJNOŚCI PRZESŁANIAJĄCEJ obraz sprawy, jest w stanie dostrzegać te liczne KONIECZNOŚCI DOKONYWANIA NIEZLICZONEJ LICZBY MAŁYCH ROBOCZYCH WYBORÓW.
Uświadomienie sobie tego, jak w ogóle działa KAŻDE nasze postrzeganie, przyjmowanie czegoś do świadomości, rozwiewa iluzję polegającą na przekonaniu, iż da się zrobić cokolwiek "czystym posłuszeństwem" bez dokładania własnych osądów i decyzji.
Stopień tego dokładania jest odrębną sprawą. Forma tego dokładania własnych decyzji też jest z jednej strony indywidualna, a z drugiej zależna od sytuacji. Ale zawsze wystąpi. Tu w moim przekonaniu totalnie uwala naiwny obraz idei posłuszeństwa, w którym jakieś ogólne minimalizowanie własnego wkładu myślowego jest czymś pozytywnym.
W rzeczywistości mamy obraz, w którym ODBYWA SIĘ NEGOCJACJA pomiędzy sferą indywidualną, osobistą, a publiczną (w tej ostatniej ewentualnie mamy dyrektywę, doktrynę, a do niej sugestię posłuszeństwa doktrynie). W ramach tej negocjacji ustalana jest cała masa OKOLICZNOŚCI MENTALNYCH pomiędzy tym, co stanowi przedmiot dyrektywy, a osobą, która dysponuje określonym poziomem rozumienia świata, siebie, pojęć użytych w języku (także tych w dyrektywie). Aby coś przyjąć, trzeba przede wszystkim w pewnym minimalnym stopniu zrozumieć:
- czym się różni przyjęcie, od nieprzyjęcia (jakie są konsekwencje przyjęcia)
- czy nasze rozumienie JEST PRZYGOTOWANE na taką ideę, którą mamy przyjąć (czyli czy łączy się z życiowym doświadczeniem)
- czy gotowi jesteśmy podjąć te konsekwencje, które przyjęcie niesie
- czy nie mylimy się, oceniając owe powyższe aspekty przyjęcia, własnej osoby, przyswojenia idei.

Patrząc na błędy innych ludzi, możemy się uczyć. Niedojrzali mentalnie ludzie, gdy patrzą na świat, dostrzegając czyjeś błędy, zwykle ograniczają się do samochwalczej emocji "patrzcie! Oni się tu mylą, a ja byłbym lepszy!". Dojrzały mentalnie człowiek nie pozwoli sobie na upajanie się satysfakcją, która sama jest życzeniowa, bo rozumie, że tak naprawdę do wcale jeszcze nie ustalił obiektywnie, czy by się nie pomylił, a najczęściej nawet nie ustalił poziomu błędu tamtych ludzi (może w danych okolicznościach owi ludzie zrobili najlepiej jak się dało, a na jeszcze lepiej po prostu nie było szans). Dojrzały mentalnie człowiek jest w stanie bez specjalnego bólu i dyskomfortu psychicznego diagnozować etap swojego rozwoju, co też oznacza, iż ma wewnętrzne narzędzie do oceny (celujące w obiektywizm, czyli dające pewną minimalną kontrole nad zbyt namolną życzeniowością myślenia), czy poziomem, który osiągnięto, należy się zadowolić. To pozwala też w jakimś stopniu ustalić (z intencją poszukiwania obiektywizmu, a nie dekretowania go życzeniem "ja się na pewno nie mylę"), czy jesteśmy w stanie zadanie (związane z dyrektywą, której mamy być posłuszni) podjąć, czy je będziemy umieli wykonać w większym, czy w mniejszym stopniu.
Sama intencja bycia posłusznym, to (prawie) nic! Intencja bycia posłusznym, przy kompletnym nie zrozumieniu, o co w dyrektywie chodzi, jest pusta, podobnie jak wiara bez uczynków martwa jest. (17) Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie.(List Jakuba 2:17)
Dopiero twórcze starcie się idei, której chcielibyśmy być posłuszni z rzeczywistością, z próbami DOSTOSOWANIA SWOICH DZIAŁAŃ (co wymaga często pomysłowości, twórczości, a na początek dobrego ZROZUMIENIA, O CO CHODZI) - dopiero to sprawia, że możemy o realnej postaci posłuszeństwa mówić. Czyli ta realna postać posłuszeństwa MUSI BYĆ POWIĄZANA Z TWÓRCZĄ, SAMODZIELNĄ REAKCJĄ, POMYŚLUNKIEM, DZIAŁANIEM.

Nie ma jednego schematu podejmowania osobistej decyzji w kwestii posłuszeństwa. Każdy człowiek ma inne doświadczenia życiowe, inaczej odczuje sens idei, którą ktoś mu daje z sugestią, aby być temu posłusznym. Dokonuje się tu pewna forma wewnętrznej negocjacji, która oczywiście podlega (jak wszystko co człowieka dotyczy) błędom, przekłamaniom. Może być błąd w stronę nadmiaru chaotycznej własnej inwencji, ale może też być tu błąd odwrotny, polegający na tym, że ktoś przyjmie tę pierwszą, słabej jakości, bezrefleksyjną i powierzchowną postać rozpoznania idei, a potem będzie próbował na siłę wdrażać w życie coś, co od początku było wadliwie rozpoznane, co jest ogólnie sprzeczne, błędne, zastosować się zatem realnie nie da.
Trzeba po prostu być czujnym, uważnym, możliwie dokładnym, SPOSTRZEGAWCZYM (czyli niepomijającym istotnych aspektów sytuacji). Nieraz warto jest zasięgnąć od kogoś dodatkowej rady, włożyć dodatkową pracę w ustalenie słabo określonych aspektów sytuacji. Nie ma tu prostej drogi, jest przechodzenie wąską bramą, czyli z wysiłkiem, uważnością, nie na chama, nie na siłę.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 17:18, 07 Lut 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:47, 07 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Podobna sytuacja występuje, gdy degradujemy stronę odbioru idei, maksymalnie wywyższając autorytet, który wygłasza jakąś tezę - np. ogłasza doktrynę. Oto są jakieś słowa, które publiczność ma przyjąć "dokładnie jak są, nie dodając nic od siebie". Jest to równoważne sytuacji, gdy to ogłoszenia spływa po odbiorcach "jak woda po kaczce". Bo wycofując swoje indywidualne podejście, nie pytając, nie odnosząc do jakichś alternatyw, nie konstruując przestrzeni, w której stawiamy dodatkowe pytania, aby to ocenić, aby wyłaniać jakieś nowe kwestie, rozwiązywać wątpliwości - mamy dokładnie taki stan, że owa "wielce ważna teza doktrynalna" MUSI "wpaść jednym uchem i wypaść drugim uchem"! Bo skoro zabroniono (aby to "nie on decydował, nie on myślał nad tym") komuś jego tej spontanicznej, osobistej, związanej z grą wątpliwości, także potencjalnych błędów i prób reakcji, to NIE BĘDZIE REAKCJI.

Tutaj wychodzi na wierz Twój subiektywizm, Tobie się nie mieści w głowie, że można coś przyjąć nie dodając nic od siebie. I dzieje się tak dlatego, że Ty siebie chcesz wywyższać. Przyjęcie czegoś takim jakie jest bez dodawania tam swojego życzeniowego myślenia jest dla Ciebie poniżające, bo Twoje spragnione atencji JA wtedy jest wycofane do rangi biernego obserwatora.

Kiedy naukowiec przeprowadza badanie naukowe to właśnie dlatego trzyma się ściśle proceudry naukowej, żeby swoje JA wycofać i odkryć gołą prawdę o rzeczywistości, bez względu na własne oczekiwania i preferencje.

I właśnie na tym samym polega przyjmowanie twierdzeń religijnych. Posłuszeństwo wobec Kościoła jest jak trzymanie się procedury naukowej, robisz to po to, by uzdolnić siebie do zobaczenia rzeczywistości jaką jest OBIEKTYWNIE. I to wcale nie oznacza, że musisz wszystko przyjmować już zawsze na ślepo, bo im więcej uruchomisz w sobie pokory, tym więcej kwestii zrozumiesz sam z siebie, kiedy przyjdzie na to czas tak jak dziecko po wielu latach dochodzi do tych samych mądrości, którymi kiedyś wkurzali je rodzice.

Do zrozumienia pewnych rzeczy zwyczajnie trzeba dorosnąć, podobnie jak do tego, że nie wszystko zrozumieć się da. Natomiast pycha popycha człowieka do tego, by chciał wszystko zrozumieć i to hop siup, więc co robi? Tak zniekształca rzeczywistość, żeby była dla niego do przyjęcia, rozumie ją po swojemu i woli się mylić, ale w pełni rozumieć niż przyjąc do wiadomości prawdę, która go może przerastać.


A może trzeba bardziej dorosnąć do dość podstawowego spostrzeżenia: w każdym, poza może absolutnie odruchową reakcją akcie rozpoznania, jest element sprawczości.
Uważasz, że to ja powinienem "dorosnąć" do jakiegoś "trzymania się ściśle procedury", a także, że aktywność osobista miałaby rzekomo brać się z jakiejś formy pychy, niedojrzałości, braku obiektywizmu?...
A ja Ci na to powiem, że to raczej Ty powinnaś dorosnąć do UCZCIWEGO SPOJRZENIA NA TO, JAK POSTRZEGASZ RZECZYWISTOŚĆ W KAŻDYM JEJ PRZEJAWIE - oto postrzegasz rzeczywistość kierując (sprawczo) swoją uwagą!

Jeśli już o jakiejś niedojrzałości się tu zagadało, to ja przedstawię swój pogląd na to, co jest niedojrzałością. Oto niedojrzałością wg mnie jest BRANIE INTENCJONALNEJ ŻYCZENIOWEJ CZĘŚCI ROZUMIENIA za to, co jest. Uważam, że pewną formą osobistego odkrycia, która właśnie też da się związać z formą wewnętrznego dojrzewania, a dalej więc dojrzałością, jest ujrzenie bez udawania, bez zamykania na to oczu, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji.

Uściślijmy. Z tym, że każdy akt przyjęcia czegoś do świadomości zawiera w sobie niezbywalne aspekty osobistej decyzji albo że nie jesteśmy automatami nikt nie polemizuje. To są powszechnie znane i niekontrowersyjne prawdy.

Dyskusja dotyczy tego, w jaki sposób tę osobistą decyzję należy podejmować, kiedy przyjmujemy dane twierdzenie. Czy nalezy kierować się obiektywizmem, a więc chcieć odkryć prawdę niezależnie od własnych oczekiwań i preferencji, czy subiektywizmem, a więc to czy jakieś twierdzenie przyjmiemy uzależnione będzie od naszych oczekiwań i preferencji.

Spór dotyczy tego który styl podejmowania poznawczych decyzji zbliży nas do podejmowania decyzji jak najbardziej zgodnych z rzeczywistością, słusznych.

Tak więc w dlaszym ciągu utrzymujesz, że należy jak najwięcej dokładać od siebie, a więc maksymalizować swoje myślenie życzeniowe, podejmując poznawcze decyzje? :think:

Pisałem gdzieś akceptująco o "maksymalizowaniu myślenia życzeniowego"? :shock:
Z czym/kim Ty chcesz tu polemizować?...

Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:55, 07 Lut 2024    Temat postu:

No... Michale ...dlaczego?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:16, 07 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.
Nie chcę tu wchodzić teraz w dyskusję akurat o tym problemie w tym wątku, bo sporo tekstu na ów temat popełnił katolikus i wuj w paru innych wątkach. Jeśli już mielibyśmy tę kwestię "wieczności piekła", rozumianego jako "męka, która się nigdy nie koczy", czy też idei potępienia, która też stawia pytanie utożsamiania jej z piekłem, to chyba lepiej byłoby to robić w wątkach tej konkretnie tematyce przeznaczonych. Tutaj wolałbym się skupić na aspekcie "stadnym" religijności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:59, 07 Lut 2024    Temat postu:

Michał. Stado wierzy w idee wiecznego piekła,,,

Odstępców jest wielu.

pokatastaza, czyli wiara w powszechne zbawienie.
Współczesne ujęcia
Teoria apokatastazy jest popularna również dzisiaj, i to nie tylko w zwulgaryzowanej formie znanej z sieci, gdzie różnorodni zadeklarowani heretycy, a czasami i katoliccy kaznodzieje, zapewniają o zbawieniu czekającym na każdego. W teologii światowej dużym zainteresowaniem cieszą refleksje podejmowane przez myślicieli niemieckojęzycznych, zwłaszcza szwajcarskiego teologa ks. Hansa Ursa von Balthasara. Balthasar spotykał się zresztą nierzadko z zarzutami o głoszenie pewności zbawienia wszystkich. Podobnie jednak jak Orygenes wskazywał, że formułuje raczej pytania, a ponadto wyraża nadzieję, co nie ma wiele wspólnego z wiedzą czy twardymi przekonaniami. Debata wokół apokatastazy rozgorzała zwłaszcza po jego trzech publikacjach ogłaszanych w latach 1986–1988: książkach Was dürfen wir hoffen? (pol. Na co możemy mieć nadzieję?) i Kleiner Diskurs über die Hölle (pol. Mała rozprawa o piekle) oraz wykładzie pt. Apokatastasis wygłoszonym na Wydziale Teologicznym w Trewirze. Można powiedzieć, że Kościół katolicki odżegnał się od stawianych Balthasarowi zarzutów – św. Jan Paweł II mianował go u kresu życia kardynałem. Dla wielu nie będzie to wszakże przekonujący argument, wziąwszy pod uwagę posoborową łagodność wobec różnego rodzaju myślicieli heterodoksyjnych oraz skłonność samego papieża Wojtyły do niektórych aspektów myśli nowoczesnej, niekiedy dających się interpretować w duchu progresywnym.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:59, 07 Lut 2024    Temat postu:

Michał. Stado wierzy w idee wiecznego piekła,,,

Odstępców jest wielu.

pokatastaza, czyli wiara w powszechne zbawienie.
Współczesne ujęcia
Teoria apokatastazy jest popularna również dzisiaj, i to nie tylko w zwulgaryzowanej formie znanej z sieci, gdzie różnorodni zadeklarowani heretycy, a czasami i katoliccy kaznodzieje, zapewniają o zbawieniu czekającym na każdego. W teologii światowej dużym zainteresowaniem cieszą refleksje podejmowane przez myślicieli niemieckojęzycznych, zwłaszcza szwajcarskiego teologa ks. Hansa Ursa von Balthasara. Balthasar spotykał się zresztą nierzadko z zarzutami o głoszenie pewności zbawienia wszystkich. Podobnie jednak jak Orygenes wskazywał, że formułuje raczej pytania, a ponadto wyraża nadzieję, co nie ma wiele wspólnego z wiedzą czy twardymi przekonaniami. Debata wokół apokatastazy rozgorzała zwłaszcza po jego trzech publikacjach ogłaszanych w latach 1986–1988: książkach Was dürfen wir hoffen? (pol. Na co możemy mieć nadzieję?) i Kleiner Diskurs über die Hölle (pol. Mała rozprawa o piekle) oraz wykładzie pt. Apokatastasis wygłoszonym na Wydziale Teologicznym w Trewirze. Można powiedzieć, że Kościół katolicki odżegnał się od stawianych Balthasarowi zarzutów – św. Jan Paweł II mianował go u kresu życia kardynałem. Dla wielu nie będzie to wszakże przekonujący argument, wziąwszy pod uwagę posoborową łagodność wobec różnego rodzaju myślicieli heterodoksyjnych oraz skłonność samego papieża Wojtyły do niektórych aspektów myśli nowoczesnej, niekiedy dających się interpretować w duchu progresywnym.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:05, 07 Lut 2024    Temat postu:

Sołowjow, Bułakow i Bierdiajew, pisał Mazurek, kładli silny nacisk na wolność człowieka. „Dwaj ostatni mówią wręcz o przysługującym osobie prawie do piekła – zbawienie nie może być narzucone. Bierdiajew idzie zresztą znacznie dalej – całkowicie uzależnia zbawienie od ludzkiej twórczości. Powszechne zbawienie jest więc niemal pewne, lecz wciąż nie zagwarantowane”, wskazywał uczony. „Koegzystencja apokatastazy z ostrą świadomością obecności zła w rosyjskiej filozofii osiągana jest za cenę zdeformowania koncepcji apokatastazy. Na to z kolei można replikować, że nawet jeśli litera apokatastycznej eschatologii zostaje tu naruszona, zachowuje się jej ducha i że rosyjski precedens uzmysławia nam, jak łatwo destrukcyjny potencjał apokatastazy zneutralizować, .....reszta w linku
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:05, 07 Lut 2024    Temat postu:

Sołowjow, Bułakow i Bierdiajew, pisał Mazurek, kładli silny nacisk na wolność człowieka. „Dwaj ostatni mówią wręcz o przysługującym osobie prawie do piekła – zbawienie nie może być narzucone. Bierdiajew idzie zresztą znacznie dalej – całkowicie uzależnia zbawienie od ludzkiej twórczości. Powszechne zbawienie jest więc niemal pewne, lecz wciąż nie zagwarantowane”, wskazywał uczony. „Koegzystencja apokatastazy z ostrą świadomością obecności zła w rosyjskiej filozofii osiągana jest za cenę zdeformowania koncepcji apokatastazy. Na to z kolei można replikować, że nawet jeśli litera apokatastycznej eschatologii zostaje tu naruszona, zachowuje się jej ducha i że rosyjski precedens uzmysławia nam, jak łatwo destrukcyjny potencjał apokatastazy zneutralizować, .....reszta w linku
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:50, 08 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:25, 08 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.

Ano jest dylemat, który każdy rozwiąże, jak mu jego rozum i sumienie dyktują. Ostatecznie nikt za nikogo tu nie zadecyduje, decyzja jest swoja, każdego z osobna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:57, 08 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.

Ano jest dylemat, który każdy rozwiąże, jak mu jego rozum i sumienie dyktują. Ostatecznie nikt za nikogo tu nie zadecyduje, decyzja jest swoja, każdego z osobna.

Nie tego dotyczy dyskusja, CZY ktoś decyzję podejmuje, tylko JAK ją podejmuje. Czy kieruje się OSOBIŚCIE obiektywizmem, czy subiektywizmem (myśleniem życzeniowym). Na tym polega oś sporu pluszowcy (subiektywiści) vs. katolicy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:15, 08 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.

Ano jest dylemat, który każdy rozwiąże, jak mu jego rozum i sumienie dyktują. Ostatecznie nikt za nikogo tu nie zadecyduje, decyzja jest swoja, każdego z osobna.

Nie tego dotyczy dyskusja, CZY ktoś decyzję podejmuje, tylko JAK ją podejmuje. Czy kieruje się OSOBIŚCIE obiektywizmem, czy subiektywizmem (myśleniem życzeniowym). Na tym polega oś sporu pluszowcy (subiektywiści) vs. katolicy.

To w takim razie dotknęłiśmy kwestii obiektywizmu.
Jak definiujesz obiektywizm?
Oczekuję, tu w miarę ogólnej definicji, a przy tym pozwalającą się uporać z problemem, że "obiektywizm" definiowałby przez...
CZYJŚ SUBIEKTYWIZM, czyli że jakiś ktoś NAM STWIERDZI, co (wg niego) "jest obiektywne".
Bo nazywanie "obiektywizmem" scedowanego subiektywizmu mnie osobiście nie zadowala (choć zastrzegam, że w razie czego gotów też jestem zacząć dyskusję, dlaczego cedowanie cudzego subiektywizmu jako rzekomego "obiektywizmu" do przyjęcia przez inną osobę mnie nie zadowala).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:06, 09 Lut 2024    Temat postu:

Czy silnie rytualna religia, oparta na ludzkich więzach religia nawet o chrześcijańskim rodowodzie nie jest czasem raczej pogańska, niż boska?
Czy zaliczacze nabożeństw, procesji, praktyk religijnych, podobnie z resztą jak Żydzi, za czasów Jezusa, dokonujący setek dziwnych rytuałów, zbliżyli się jakkolwiek Boga, który jest logos, duchem, prawdą, miłością?...
Niby dlaczego niezwykle inteligentnej, przepełnionej geniuszem i mocą Istocie miałoby zależeć, aby jej twory, jej dzieci wykonywały mnóstwo symbolicznych czynności, nie pogłębiając przy tym swojej świadomości, duchowości?...
Tu można odpowiedzieć, że na pewno się ta duchowość pogłębi, jak ktoś będzie tak detalicznie owe rytuały praktykował. A ja się spytam: czyżby?...
W katolicyzmie są dwa, niejako sobie przeciwstawne nurty - ten rytualny, skupiony na hierarchii, który Boga traktuje bardziej jako symbol, powód do wykonywania czynności, jednak na Nim samym się nie skupia, bo skupia się na rytualnym tu i teraz, ale jest też i bardziej duchowy. Wielokrotnie z ust samych księży, nawet na kazaniach słyszałem krytykę tego zaliczeniowego stylu religijności katolickiej.
Jeśli tak bardzo ważne, pierwszoplanowe staje się w życiu religijnym to, co zewnętrzne i rytualne, to automatycznie w cień spychane jest to, co wewnętrzne, duchowe.
(7) Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. (Ewangelia Mateusza 6:7)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:16, 09 Lut 2024    Temat postu:

A widzisz Michał nieświadomie a jednak odnosisz się do najważniejszego święta katolików. Bożego Ciała.

Wy z wujem chyba nie za bardzo doceniacie sferę sacrum, która jest zwiazana z rytuałami?

Tylko mi teraz nie pisz, że to jest pytanie osobiste.


:) :wink:


To jest pytanie jak najbardziej merytoryczne.

Myślę, że nawet Tischner szedł w procesji Bożego Ciała.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 12:19, 09 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:24, 09 Lut 2024    Temat postu:

Ciekawa konstatacja:
Nie będzie jedności tam, gdzie nad Jezusa stawia się dobro instytucji, gdzie zapomina się o tym, że najważniejszym kryterium zaangażowania jest Ewangelia i miłość, a nie prestiż wspólnoty.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:37, 09 Lut 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Wy z wujem chyba nie za bardzo doceniacie sferę sacrum, która jest zwiazana z rytuałami?

Nie wiem, jak wuj, ale ja rzeczywiście migałem się i migam od rytuałów. Uważam, że religia z ich silnym udziałem robi się bardziej stadna - ludzka, a mniej boża.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 12:37, 09 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 11 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:13, 09 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.

Ano jest dylemat, który każdy rozwiąże, jak mu jego rozum i sumienie dyktują. Ostatecznie nikt za nikogo tu nie zadecyduje, decyzja jest swoja, każdego z osobna.

Nie tego dotyczy dyskusja, CZY ktoś decyzję podejmuje, tylko JAK ją podejmuje. Czy kieruje się OSOBIŚCIE obiektywizmem, czy subiektywizmem (myśleniem życzeniowym). Na tym polega oś sporu pluszowcy (subiektywiści) vs. katolicy.

To w takim razie dotknęłiśmy kwestii obiektywizmu.
Jak definiujesz obiektywizm?
Oczekuję, tu w miarę ogólnej definicji, a przy tym pozwalającą się uporać z problemem, że "obiektywizm" definiowałby przez...
CZYJŚ SUBIEKTYWIZM, czyli że jakiś ktoś NAM STWIERDZI, co (wg niego) "jest obiektywne".

Obiektywizm (za SJP) to przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:23, 09 Lut 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Wy z wujem chyba nie za bardzo doceniacie sferę sacrum, która jest zwiazana z rytuałami?

Nie wiem, jak wuj, ale ja rzeczywiście migałem się i migam od rytuałów. Uważam, że religia z ich silnym udziałem robi się bardziej stadna - ludzka, a mniej boża.


A ja lubię ten "szamanizm" w różnych religiach.
W katolicyzmie moze być on także "wciagajacy".

W kwestii obiektywizm/subiektywizm, to trudne.
Posłużę się podpowiedzią baby od polskiego.

Cytat:
obiektywny – kojarzony z faktami, bezstronny, rzetelny, bez oceniania, uwzględnia sens wypowiedzi obu stron; gatunek pisarski – tekst naukowy
subiektywny – kojarzony z opiniami, stronniczy, osobisty, twoje zdanie na dany temat, opis emocji, twój sąd; gatunek publicystyczny – recenzja; rozpoznasz np. po zwrotach: “uważam, że”; “moim zdaniem”, “wydaje mi się”, “nudy”, “ciekawy”, “potrzebny”, “głupi”, “mądry”.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:26, 09 Lut 2024    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Zatem, skoro się zgadzamy w tej kwestii, że podejmując decyzje poznawcze należy się wystrzegać myślenia życzeniowego, to zajmimy się konkretnym przykładem.

W Piśmie Świętym w licznych miejscach pojawia się teza, że część ludzi (która ostatecznie odrzuci Boga) zostanie potępiona, a więc wieczność spędzi w piekle, co znalazło swoje odzwierciedlenie w nauczaniu KK.

Dlaczego odrzucasz to twierdzenie pomimo tego, że znajduje się zarówno w Biblii jak i w nauczaniu KK?

Cóż, tutaj widzę rozdźwięk pomiędzy Tobą a mną kwestii OCENY SAMYCH FAKTÓW, czyli przyjęcia założeń/przesłanek rozumowania.
Pogrubiłem w Twojej wypowiedzi zawartą sporną tezę - tę o spędzeniu wieczności (rozumianej jako nie kończąca się męka) w piekle. Całe Twoje rozumowanie można by dalej prowadzić wskazanym przez Ciebie scenariuszem, O ILE SPEŁNIONA JEST owa teza. A ja stoję na stanowisku, że - UWZGLĘDNIWSZY CAŁY KONTEKST BIBLII - to ta teza wydaje się wątpliwa.
Tu oczywiście dotykamy problemu analizy znaczeń, a także różnic w samym POSTRZEGANIU idei, interpretowaniu różnych konfiguracji sugestii, jakie zawarto w Biblii, czy w analizach autorów, którzy Biblię analizowali, a potem rozszerzyli ją o nowe wnioski.

Rzecz się właśnie tego tyczy, czemu interpretujesz Biblię tak, żeby to wieczne piekło było rozumiane inaczej niż wieczne piekło. Wuj, na którego się powołujesz, akurat nie ukrywa, że kieruje się myśleniem życzeniowym. Po prostu, nie może inaczej zinterpretować Biblii zakładając, że Bóg jest "wszechmocną miłością".

Katolik (realny a nie tylko nominalny) kiedy ma taki dylemat jak wuj "jak pogodzić miłosierdzie Boga z wiecznym piekłem?" zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno rozumie, czym jest Boże miłosierdzie, czy może nie rozumie go w zbyt niedojrzały, infantylny sposób i dlatego właśnie ma ten dylemat.

Ano jest dylemat, który każdy rozwiąże, jak mu jego rozum i sumienie dyktują. Ostatecznie nikt za nikogo tu nie zadecyduje, decyzja jest swoja, każdego z osobna.

Nie tego dotyczy dyskusja, CZY ktoś decyzję podejmuje, tylko JAK ją podejmuje. Czy kieruje się OSOBIŚCIE obiektywizmem, czy subiektywizmem (myśleniem życzeniowym). Na tym polega oś sporu pluszowcy (subiektywiści) vs. katolicy.

To w takim razie dotknęłiśmy kwestii obiektywizmu.
Jak definiujesz obiektywizm?
Oczekuję, tu w miarę ogólnej definicji, a przy tym pozwalającą się uporać z problemem, że "obiektywizm" definiowałby przez...
CZYJŚ SUBIEKTYWIZM, czyli że jakiś ktoś NAM STWIERDZI, co (wg niego) "jest obiektywne".

Obiektywizm (za SJP) to przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów.

Czy uważasz, że zastępując w tej definicji słowo "własnych" przez "cudzych", już będziemy obiektywni?...
Czy wystarczy się zatem zdać na cudze oceny, zamiast własnych, a już obiektywizm mamy zagwarantowany?...
Bo jeśli nie wystarczy (ja tak właśnie uważam), to chyba powyższa definicja powinna być doprecyzowana. Wszak prostym (twardym) z niej wnioskiem byłoby uznanie, iż ci, co nie mają nigdy swojego zdania, są - z definicji - obiektywni.
Jak myślisz?...

Warto tu dodać, że zabawną metodą zhakowania tak rozumianego obiektywizmu, gdzie wystarczy nie mieć własnego zdania na jakiś temat, aby być obiektywnym, byłoby umówienie się przez dwie osoby następująco:
Osoba A mówi do osoby B: jak będę miał problem, to się spytam ciebie, co o tym sądzisz i przyjmę twoje zdanie, jako obiektywne, a z kolei ty, gdy będziesz miał jakiś problem, spytasz się mnie, a ja wyrażę swoje zdanie, które ty przyjmiesz i też będziesz - z definicji - obiektywny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 16:12, 09 Lut 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:31, 09 Lut 2024    Temat postu:

Bardzo ciekawe zdanie. Cytat:
Obiektywizm nie oznacza oziębłości czy bezduszności, ale zdolność do utrzymywania emocji i uprzedzeń w stanie płynnym. Jest to zdolność do badania faktów, nie pozwalając im zaplątać się w emocje czy uprzedzenia. Jest to zdolność do utrzymywania emocji i uprzedzeń w stanie płynności, tak aby nie blokowały one przepływu nowych faktów i obserwacji.koniec cytatu

Dlatego powyżej napisałam, że bycie obiektywnym jest bardzo trudne. Jak ja sobie z tym radzę?

Często zawieszam sądy lub szukam różnych odpowiedzi u innych ludzi. Stąd może tyle cytowań. Nastepuje jednak moment, że mam jakiś przymus wyrażenia jakiejś konkluzji. Co nie oznacza, że to będzie ostateczny moj pogląd. Tu masz rację, że takie postępowanie może sprawiać wrazenie niezdecydowanie lub nawet braku zdania.
[link widoczny dla zalogowanych]

Natomiast religijne życie stadne może mieć różną postać, która wynika z potrzeb danej osoby. Mogą to być spotkania nie tylko w czasie mszy.


Cytacik:
Po przeczytaniu tej książki wyłoni się ogólna konkluzja, że religia jest w najwyższym stopniu rzeczą społeczną. Wyobrażenia religijne są wyobrażeniami zbiorowymi wyrażającymi rzeczywistości zbiorowe, a obrzędy to także rodzaj działań, który poczyna się jedynie w łonie zgrupowania ludzi i który ma służyć wzbudzaniu, utrzymywaniu lub odnawianiu pewnych stanów umysłowych owej grupy. Jeżeli jednak kategorie wywodzą się z religii, to powinny mieć one w sobie coś z natury wspólnej wszystkim faktom religijnym: także one powinny być rzeczami społecznymi, tworami zbiorowego myślenia. A przynajmniej - ponieważ przy obecnym stanie wiedzy o tym przedmiocie należy się wystrzegać każdej skrajnie radykalnej tezy - uzasadnione jest przypuszczenie, że obfitują w elementy społeczne.
[link widoczny dla zalogowanych]

Nie jest to tylko indywidualna rozmowa z Bogiem jak sugeruje chyba wuj. Czytanie Biblii także musi być prowadzone nie do końca samodzielnie. Co oczywiście nie znaczy, że w tym stadzie nie wyłaniają się jednostki mające awangardowe i świeże myśli. Te osoby moga wprowadzać nowe nurty w religiach.

Kościół często takich ludzi sie obawia bo mogą one być zagrożeniem dla jedności.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 17:49, 09 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:52, 09 Lut 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Dlatego powyżej napisałam, że bycie obiektywnym jest bardzo trudne. Jak ja sobie z tym radzę?

Często zawieszam sądy lub szukam różnych odpowiedzi u innych ludzi. Stąd może tyle cytowań. Nastepuje jednak moment, że mam jakiś przymus wyrażenia jakiejś konkluzji. Co nie oznacza, że to będzie ostateczny moj pogląd. Tu masz rację, że takie postępowanie może sprawiać wrazenie niezdecydowanie lub nawet braku zdania.

Mam podobną metodę, choć niekoniecznie bym od razu się deklarował, że sobie z obiektywizmem na pewno "radzę". Bardziej PRÓBUJĘ SOBIE RADZIĆ. A jak wychodzi?...
- To by musiał ocenić ktoś o jakiejś ostatecznej wiedzy (Bóg?).
Dlatego właściwie to uważam, iż obiektywnym człowiek nie tyle "jest", co "stara się" być, próbuje.
Niezależnie od powyższego, chciałbym zauważyć, że różne obiegowe, ale i słownikowe definicje zwykle są nieścisłe, z wadliwościami różnej natury. Tutaj autor definicji ze SJP pewnie próbował (jak potrafił...) sklecić definicję poprzez skontrastowanie jej z typowo rozumianym przeciwieństwem, czyli subiektywizmem. Tak stworzona definicja coś tam sugeruje, w związku z tym, że typowy błąd braku obiektywizmu rzeczywiście wiąże się z różnymi formami życzeniowego, czyli subiektywnego myślenia, odbioru wrażeń. Ale nieco głębsza analiza pokazuje, iż taka definicja jest "średnio" zgodna z innymi intuicjami (innymi niż przeciwstawienie obiektywizmu subiektywizmowi) na temat tego, co chcielibyśmy za np. "wiedzę obiektywną" uważać. Głębiej patrząc na sprawy wyjdzie, że nie chodzi tu wcale o to, aby mieć cokolwiek innego niż własny osąd, a nawet niekoniecznie jest tak, że własny osąd miałby zaprzeczać obiektywizmowi, bo to by automatycznie oznaczało, iż przyjmując jakikolwiek osąd - także ten najbardziej obiektywny - jako własny...
... czynilibyśmy go od razu, NA MOCY POWYŻSZEJ DEFINICJI nieobiektywnym. :rotfl:

To trochę pokazuje, co są warte takie różne obiegowe definicje.
Ja starałem się kiedyś skonstruować definicję obiektywizmu pozbawioną tych naiwności typowego podejścia, czy - jak w definicji z SJP - po prostu przeciwstawiania subiektywizmowi. Konstrukcja, która by jako tako spełniała postawione wymogi, czyli była niesprzeczna z więcej niż jedną intuicją, co byśmy chcieli jako "obiektywną wiedzę" rozumieć, jest jednak dość złożona. W niej trzeba by znacznie głębiej (jak tylko kontrastując z subiektywizmem, o ile w ogóle z nim kontrastując) wniknąć w to, jak dochodzimy do przekonań, którym potem chcielibyśmy nadać atrybut "obiektywne". Ale to byłby temat na bardziej rozbudowaną dyskusję.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:02, 09 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:20, 09 Lut 2024    Temat postu:

To jest trochę poza naszą dyskusją ale ciekawie napisane:

[link widoczny dla zalogowanych]

Natomiast do Twojego tematu na pewno odnosi się pojecie intersubiektywności.

Zdefiniowane słownikowo: filoz. pogląd głoszący, że poznanie i zrozumienie rzeczywistości są dostępne dla wielu osób, nie ograniczają się do możliwości poznawczych jednej osoby.

Dlaczego? Bo ono odnosi się do grupowego myślenia. Czy grupa religijna, która podobnie postrzega i rozumie rzeczywistość, poznaje ja obiektywnie...?

Według mniemania tej grupy zapewne tak.

Katolicy się więc wzajemnie rozumieją, stanowiąc stado. Chyba jest to ok?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin